Michael Haneke atakuje akcję #MeToo: „To zasilanie nienawiści wobec mężczyzn”

Iga Dzieciuchowicz

Słynny austriacki reżyser poparł list 100 francuskich kobiet, które z Catherine Deneuve na czele nawoływały kobiety do obrony tradycyjnego modelu podrywania, prosząc, by nie łączyć klepania po pośladkach z molestowaniem seksualnym. List wywołał oburzenie czytelników „Le Monde” i gorącą dyskusję w mediach, francuskie feministki zdecydowanie odcięły się od jego treści. Po fali nieprzychylnych głosów swoje stanowisko zmieniła też sama Denevue, która ostatecznie wycofała się ze słów apelu.

Michael Haneke na łamach austriackiego „Kuriera” postanowił zacytować list i dodał parę słów od siebie. Podkreślał, że akcja MeToo zasila nienawiść wobec mężczyzn, a on, jako artysta, żyje „w strachu przed krucjatą”. Reżyser uważa, że w dzisiejszych czasach nigdy nie powstałoby na przykład dzieło „Imperium zmysłów” Nagisy Ōshimy z uwagi na erotyczną cenzurę, a akcje takie jak MeToo wprowadzają „nowy purytanizm”. Artysta wypowiedział się także na temat zniszczonych niesprawdzonymi oskarżeniami karier kolegów po fachu: „Każde przestępstwo seksualne musi zostać ukarane, ale potępianie, lincz i histeria bez jakiegokolwiek procesu to coś obrzydliwego”. To ostatnie zdanie wywołuje największe kontrowersje.

Przestępstwa na tle seksualnym w większości nigdy nie ujrzą światła dziennego. Jeśli sprawy dotyczące nadużyć seksualnych ze strony osób publicznych w ogóle trafiają do sądu, często dzieje się tak dzięki inicjatywie dziennikarzy – tak było w przypadku Harveya Weinsteina i innych znanych mężczyzn oskarżonych o molestowanie.

My również mamy w Polsce dość odległy, ale dobry przykład. Pamiętną aferę seksualną w Samoobronie ujawnił w 2006 roku dziennikarz „Gazety Wyborczej” Marcin Kącki – dopiero po jego artykule sprawa trafiła do sądu. Czy dziennikarz zachował się obrzydliwie, publikując oskarżenia Anety Krawczyk bez procesu w toku czy wyroku sądu? Andrzej Lepper i Stanisław Łyżwiński zostali oskarżeni o powierzenie jej pracy w biurze poselskim w zamian za usługi seksualne. Łyżwiński miał też zgwałcić radną Krawczyk, a także inną działaczkę Samoobrony, do sądu zgłosiły się też cztery kobiety, które twierdziły, że Łyżwiński wykorzystał je seksualnie. Obaj politycy utrzymywali, że oskarżenia Krawczyk i innych kobiet to pomówienia.

Procesy przerwała w 2011 roku śmierć Leppera, a Łyżwiński został skazany na rok i trzy miesiące pozbawienia wolności za jeden z pięciu postawionych mu zarzutów (skazano go za porwanie biznesmena, pozostałe zarzuty dotyczyły gwałtów czy nakłaniania do przerwania ciąży). Ostatecznie pozostałe postępowania karne wobec Łyżwińskiego zostały zawieszone w 2013 roku z uwagi na jego zły stan zdrowia. Po siedmiu latach od artykułu Kąckiego.

Nie przypominam sobie, by opinia publiczna wstawiła się za politykami, a ludzie świata mediów i kultury nawoływali do zachowania zasady „domniemania niewinności”. A przecież Krawczyk również nie miała dowodów na gwałt, a badania DNA nie potwierdziły, by któryś z polityków był ojcem jednego z jej dzieci. Wygląda na to, że artyści przypominają sobie o „domniemaniu niewinności” i krzyczą o niszczeniu karier pomówieniami dopiero wtedy, gdy oskarżenia dotyczą kogoś z ich branży.

design & theme: www.bazingadesigns.com