Żbikowska: Wciąż nazywamy je „zimnymi s***mi”, „egoistkami” czy „feministkami”

W internetowej wersji The New York Times ukazał się niedawno artykuł poświęcony projektowi Klaudii Lech 24-letniej, fotoreporterki z Oslo, której rodzice pochodzą z Polski. Zainteresowała się ona losem dojrzałych, samotnych kobiet mieszkających w Chinach. W języku ojczystym nazywa się je „sheng nu”, po angielsku „leftovers”, a po polsku stara panna, chociaż znaczenie dosłowne sformułowania to resztki”, „ochłapy” i warto tego faktu nie pomijać. Lech, poruszona faktem, że kobiety te są traktowane przez społeczeństwo niczym jedna z kolejnych, niechcianych i nieprzydatnych grup społecznych, postanowiła pojechać do Chin i dowiedzieć się o nich więcej.

klaudia_untitled-2582-Edit-1024x677Fotografia opublikowana dzięki uprzejmości autorki: Klaudii Lech

Kim są chińskie „stare panny”? W skrócie, kobietami, którym się w życiu jednocześnie udało i nie udało. Pani Chen Xin, na przykład, ma 32 lata, dobrze płatną posadę w organizacji pozarządowej, podróżuje kilka razy w roku, wykłada. Co jest z nią nie tak? To, że mimo iż przekroczyła magiczną granicę wieku (27 lat), pozostaje niezamężna.

Stygmatyzacja społeczna sheng nu jest w Chinach wciąż na porządku dziennym. Świadczą o tym chociażby następujące fakty: „stare panny” ukrywają swój brak partnera przed rodzicami (umawianie ich na randki w ciemno to chleb powszedni), spotykają się z obcokrajowcami, którzy myślą mniej stereotypowo i nie przeszkadza im ich wiek, nie rozmawiają z rodziną o swoim życiu uczuciowym, byleby tylko nie wkroczyć na grząski grunt. Rodziny bowiem bardzo się angażują w dobieranie partnerów chińskim kobietom. Do tego stopnia, że w szanghajskim parku wywieszają ogłoszenia „matrymonialne” reklamujące swoje córki (np. młoda, dobrze gotuje).

Kolejnym ważnym aspektem bycia sheng nu jest status materialny. Sukces zawodowo-finansowy to dla kobiet w dużej mierze przekleństwo, które może skazać je na wieczną samotność – znalezienie mężczyzny, który ma na koncie więcej osiągnięć niż one nie jest łatwe, a związek z tym, który ma ich mniej po prostu nie wchodzi w grę. Na taki mezalians nie zgodziłby się żaden mężczyzna (prawdopodobnie zostałby wyśmiany) ani żadna kobieta. Mimo że samotnych mężczyzn jest w Chinach mniej więcej o 20 milionów więcej niż kobiet.

Efektem prac Klaudii Lech jest fotoreportaż zatytułowany Leftover Women. Kobiety chętnie współpracowały z reporterką, opowiadały jej o sobie i pozwoliły jej udokumentować swoje, spędzane głównie we własnym gronie, życie.  Zupełnie inaczej zareagowały ich rodziny – nie chcieli, aby fotografka uwieczniała życia ich córek, „bo cały świat dowie się, że to stare panny”.

klaudia_untitled-9022-Edit-1024x682Fotografia opublikowana dzięki uprzejmości autorki: Klaudii Lech

Same sheng nu podkreślają, że bycie nazywanymi w ten sposób nie jest dla nich bardzo obraźliwe – to raczej naciski ze strony rodziny sprawiają, że czują się niekomfortowo. Wszystko to dlatego, że sheng nu, jak pisze Lech, to coś pomiędzy „kobietą sukcesu” a „niezamężną porażką”. „Wychodzą, umawiają się ze znajomymi na wspólne jedzenie, ćwiczą jogę, jeżdżą za granicę. Mają własny styl życia i niekoniecznie potrzebują do tego mężów” – opowiada NYT Lech.

Polskie społeczeństwo powoli przyzwyczaja się do „starych panien”. Choć wciąż nazywamy je „zimnymi s***mi”, „egoistkami”, „brzydulami” czy „feministkami”, powoli uczymy się nie wścibiać nosa w nieswoje sprawy. Wystarczy jednak posłuchać kilku samotnych matek, by uświadomić sobie, jak bardzo zmagamy się z istnieniem niezależnych kobiet. Jak silnie zakorzenioną mamy w sobie chęć kontrolowania ich życia osobistego – zarówno uczuciowego, jak i seksualnego (od „tak łatwo znosisz wasze rozstanie i to, że jesteś teraz sama”, po „jak facet się dowie, że masz dziecko, to nie będzie chciał cię przelecieć”). A przede wszystkim, jak bardzo nie możemy uwierzyć w to, że do szczęścia wcale nie potrzebują męża.   

Bibi Żbikowska

Korekta: Michalina Pągowska

design & theme: www.bazingadesigns.com