Zawsze myślisz, co będzie, jeśli on wróci i ją zabije

Policja z regionu Northumbria otrzymuje 83 zgłoszenia o przemocy domowej dziennie. W niespokojną piątkową noc w Tyne and Wear dołączamy do policyjnego patrolu, który połączył siły z lokalnym schroniskiem dla kobiet, aby zwalczać epidemię przemocy.

11170308_10206756714456896_1799203126041953658_o

W salonie domu-bliźniaka z lat 60-tych Keith siedzi z twarzą ukrytą w dłoniach, cicho jęcząc i kiwając się w przód i w tył. Jenny stoi, wygląda na zdumioną. Wokół jej szyi widać wyraźną szramę. Jest 22.34, funkcjonariusz policji Chris Dymond bierze udział w swoim pierwszym podczas zmiany wezwaniu związanym z przemocą domową. Wejście do pokoju przypomina niedokończoną scenę ze sztuki teatralnej: coś się tu wydarzyło. Dymond nie ma jeszcze pewności, co. Poziom adrenaliny, która wypełniała niedawno to miejsce, powoli spada. W jej miejsce wkracza poczucie zagubienia i niedowierzania.

Dwóch funkcjonariuszy policji stoi nad Keithem, który coś niewyraźnie mówi, podczas gdy w rogu pokoju drobna kobieta siedzi na narożniku i gestykuluje w kierunku Jenny, żony Keitha. Na przeciwległej ścianie plakat z napisem: „Kocham cię tak bardzo, jak wielki jest świat”. Jenny opada na poduszki i napięcie przechodzi. Zaczyna płakać. „Co się stało, kochanie?”, pyta kobieta.

Jest piątkowy wieczór w Washington, Tyne and Wear, niegdyś dobrze prosperująca osada górnicza w hrabstwie Durham, przekształcona w jedno z nowych miast w połowie lat 60-tych XX wieku, tuż przed zamknięciem ostatniego szybu w 1968, co pozostawiło niemal 1 300 osób bez pracy. Dziś jest ostatni piątek miesiąca, Dzień Wypłaty – data o wadze nie mniejszej niż Boże Narodzenie, Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej, Lokalne Derby. Doświadczenie podpowiada, że dziś prawdopodobnie będziemy świadkami większej liczby przypadków przemocy domowej.

Policja regionu Northumbria prowadzi działania na obszarze rozciągającym się na południe od granicy ze Szkocją, poprzez rolniczy region Northumberland, aż do gęsto zaludnionych ośrodków miejskich na północ i południe od rzeki Tyne – Newcastle i Gateshead oraz Sunderland na wschodzie. Służby otrzymują 83 zgłoszenia o przemocy domowej dziennie. Za każdym razem, gdy policjanci wkraczają do akcji, przekraczają granice prywatnego życia mężczyzn i kobiet, których często nigdy wcześniej nie spotkali, lecz także recydywistów. Wiedzą oni, że każdy błąd może być bardzo kosztowny. „Ciągle zadajesz sobie pytanie, co będzie, jeśli on za trzy godziny wróci i ją zabije?” – mówi Dymond.

W zeszłym roku, obserwatorium pracy policji, Inspektorat Okręgowych Komisariatów Policji Jej Królewskiej Mości (HMIC), wyraziło swoje zaniepokojenie faktem występowania alarmujących i niemożliwych do zaakceptowania niedociągnięć w zakresie reagowania na przypadki przemocy domowej – przestępstwem zdarzającym się w każdej warstwie społecznej, które kosztuje życie średnio dwóch kobiet tygodniowo i generujące koszty ekonomiczne w wysokości 15 miliardów GBP rocznie. Oddział policji z Northumbrii był jednym z niewielu, które otrzymały pochwały. Mimo kurczącego się budżetu, okrojonego o ponad 120 milionów GBP, walka z przemocą domową stała się priorytetem pod przewodnictwem dwóch kobiet: Very Baird – komisarki policji kryminalnej oraz Sue Sim – naczelniczki policji.

Wprowadzoną przez nie innowacją, nigdy wcześniej nie wypróbowywaną w Anglii i Walii, jest zgrupowanie sił: funkcjonariusz służb reagowania działa wspólnie z pracownicą schroniska dla kobiet. Prosty pomysł, a jednak pokazujący, jak wiele zostało już dokonane – szczególnie w regionie Northumberland – w celu zbudowania zaufania pomiędzy policją a feministkami, które założyły pierwsze schroniska dla kobiet ponad trzy dekady temu, i dla których człowiek w mundurze oznaczał wroga.

Wcześniej funkcjonariusz przyjmujący zgłoszenie wręczał ofierze skierowanie do schroniska Wearside Women in Need, dziś pracownica schroniska towarzyszy funkcjonariuszowi w akcji. Patrol działa w piątkowe i sobotnie noce w Sunderland i Newcastle, a w okresach kulminacyjnych – mistrzostwa świata w piłce nożnej i wakacje – przez trzy noce w tygodniu. Między 19 grudnia, określanym mianem „dnia podbitego oka”, kiedy pracownicy dostają wypłatę i kończą pracę przed świętami, a 4 stycznia, pracowali bez przerwy.

Podczas gdy funkcjonariusz gromadzi dowody, pracownica schroniska rozmawia z ofiarą, oferuje wsparcie, umawia się na ponowne spotkanie, a w niektórych przypadkach może również natychmiast zabrać ofiarę do bezpiecznego miejsca.

Dziś służbę pełni Claire Philipson, która od ponad 30 lat jest jedną z czołowych pracownic na rzecz ochrony kobiet znajdujących się w trudnej sytuacji rodzinnej. Siedzi obok Jenny w salonie, cicho notując to, co młoda kobieta ma jej do powiedzenia. To, o czym mówi, jest dobrą ilustracją pełnej niuansów pracy z ofiarami przemocy domowej. „Wydaje mi się, że mnie dusił”, mówi Jenny, „czuję siniaka na szyi. Czy go widać? Uderzył mnie w głowę”. Keith wreszcie spogląda na żonę; krew płynie z rany nad jego uchem, a jego oko jest czerwone i spuchnięte; tu też został uderzony.

„Chcę wnieść sprawę”, mówi.

Przez kilka następnych minut Philipson i Dymond gromadzą szczegóły tego, co się stało między tą parą. Okazuje się, że to brat Jenny zaatakował tę parę w jej własnym domu po rodzinnej imprezie w lokalnej kręgielni, najpierw rzucając się na swoją siostrę, uderzając ją w głowę i zaciskając dłonie na jej szyi, a następnie bijąc jej męża. Po 20 minutach Philipson obiecuje rano zadzwonić do Jenny, aby dowiedzieć się, jak się czuje, a gdy wychodzą, ich koledzy czekają z Keithem na karetkę.

Philipson siada obok Dymonda w wozie policyjnym, słuchając szelestu kolejnego zgłoszenia przez radio. Mimo krytyki ze strony HMIC oraz spraw wysokiej rangi, w których badano śmierć kobiet w wyniku przemocy, Philipson twierdzi, że przez ostatnie 30 lat nie wydarzyło się nic, co przypominałoby rewolucję w podejściu do przemocy domowej i reagowania na nią ze strony policji. Gdyby było inaczej, nie siedziałaby tu w samochodzie obok funkcjonariusza.

Rozpoczęła pracę na polu zwalczania przemocy domowej na podstawie własnego doświadczenia. „Moja przyjaciółka została zgwałcona”, mówi. „Byłam wściekła widząc, jak policja i sądy ją traktowały. Sprawca nie został pociągnięty do odpowiedzialności, mimo że przyznał, iż ofiara prosiła: nie, nie, nie. Byłam oburzona na policję. A potem pewnego wieczora sama zostałam zaatakowana, gdy wracałam z pracy do domu. Nie wiedziałam, że wcześniej w tym samym miejscu napadnięto na kobiety już pięć lub sześć razy. Co mogłam więc zrobić jako radykalna feministka? Było tylko jedno wyjście – napisałam ogłoszenie do Spare Rib:

„Czy jest tu ktoś, kto chciałby powstrzymać przemoc wobec kobiet”?

W 1982 r. otworzyła pierwsze schronisko dla kobiet w Washington. „Kiedy agresywni mężczyźni pojawiali się na progu schroniska, policja odmawiała przyjazdu”, mówi Philipson. „Celowano do nas z broni, grożono nam siekierami, kijami, a policja nadal nic z tym nie robiła. To było przerażające. Byłam wzywana do domów kobiet, w których rozbijali się szaleńcy, a policjanci stali sobie spokojnie na zewnątrz. Pewnego razu zostałam wezwana do domu kobiety w zaawansowanej ciąży; na jej brzuchu dostrzegłam ugryzienia. Jej mąż siedział obok, a policjant odezwał się do niej:

„Nie chcesz chyba iść z tą lesbijską cipą, dzieci potrzebują obojga rodziców”.

„Ale ze wszystkich instytucji, które się zmieniały i słuchały tego, co miałyśmy do powiedzenia, to policja zmieniła się najbardziej”. Tu urywa, gdyż centrala podaje informacje na temat nieprzytomnej kobiety leżącej przed pubem Duke of Norfolk nieopodal. Nie wszystkie działania patrolu toczą się za zamkniętymi drzwiami prywatnych domów.

Gdy wóz policyjny zatrzymuje się na opustoszałej ulicy przed dawno zamkniętym pubem, po której walają się kosze na śmieci, a kamera przemysłowa zwisa bezużytecznie na przewodach, jakieś dziecko spogląda przez okno na piętrze. W karetce siedzi kobieta, która właśnie doszła do siebie po utracie przytomności w wyniku uderzenia.

Philipson i Dymond wychodzą z samochodu, lecz wkrótce funkcjonariusz wraca. „Nie powie niczego policji”, mówi Dymond. „Claire została z nią, może jej uda się czegoś dowiedzieć. Czasem jest tak, że ofiara nie chce rozmawiać z policją, bo nie chce mieć z nami nic wspólnego”.

Niektóre statystyki gromadzone od momentu wprowadzenia programu pilotażowego w listopadzie 2013 r. mówią jasno. Zanim uruchomiono patrol, jedynie 1% ofiar przemocy domowej, które wezwały policję kontaktowało się następnie ze schroniskiem. Obecnie 55% ofiar pozostaje w kontakcie ze schroniskiem po incydencie. Jedynie 12 ze 155 ofiar przemocy domowej odmówiło pomocy ze strony schroniska; 92% przyjęło ofertę pomocy.

Trzy tygodnie temu, Chris, mężatka po pięćdziesiątce, zadzwoniła na 999 kuląc się na podłodze łazienki swojego domu w Sunderland. Nie mogła rozmawiać, gdyż jej mąż mógłby to usłyszeć, ale centrala policji namierzyła miejsce dzięki telefonowi, który ukryła pod ręcznikiem.

Jej mąż był w domu dopiero od sześciu miesięcy. W czerwcu zeszłego roku uderzył ją łokciem w brzuch, łamiąc jej mostek. „Wyrzuciłam go z domu, ale potem nadeszły święta i uwierzyłam mu, kiedy mówił, że już nigdy tego nie zrobi. Pozwoliłam mu wrócić”. Wczesnym sobotnim porankiem zadzwoniła po pomoc. Dzień wcześniej wyszła ze znajomymi z pracy i wróciła późno do domu. Według jej męża, zbyt późno. „Wcisnął mi zegar w twarz, żebym zobaczyła, która godzina”, mówi Chris. „Rzucił we mnie dwiema puszkami, po czym wylał na mnie piwo. Potem zdemolował kuchnię. Pies tak się przeraził, że aż nasikał pod siebie. Wszystko to trwało przez jakąś godzinę. Udało mi się wymknąć na górę z psem. Skuliłam się w łazience i wezwałam policję”.

Jej mąż został aresztowany. Chwilę potem Helen, pracownica schroniska Women in Need, była już przy niej. „To nie jest moje pierwsze doświadczenie przemocy domowej”, wyjaśnia Chris. „Pozostawałam w kontakcie z Women in Need od dwóch lat, jednak tylko telefonicznie. Ale ponieważ Helen przyjechała tak szybko, bardzo mi to pomogło. Zrozumiała mnie. Usiadła obok i rozmawiałyśmy o tym, co się stało, jak to się zaczęło, co było później. Dzięki temu, że pojawiła się natychmiast, mogłam jej o tym wszystkim opowiedzieć”.

Po tej nocy Chris poszła na swoje pierwsze indywidualne spotkanie z pracownicą socjalną w siedzibie schroniska Women in Need. Została zapisana do grupy ofiar przemocy domowej powyżej 50 roku życia. „To koniec”, mówi. „To był ostatni raz. Dałam mężowi ostatnią szansę, a po sześciu tygodniach zrobił to samo. Teraz go nie ma i już nie dam mu wrócić”.

Kobieta z ambulansu znaleziona pod pubem, o wiele młodsza od Chris, ale doświadczająca powtarzającej się przemocy domowej ze strony dwóch partnerów, powoli otwiera się przed Philipson. Jej partner jest daleko od niej, był już aresztowany za pijaństwo i agresywne zachowanie. Policja podejrzewa, że to on ją zaatakował i chce go ponownie aresztować za tę napaść, jednak najpierw kobieta musi zacząć mówić.

Philipson wraca z kolejnymi elementami układanki wyciągniętymi od przerażonej młodej kobiety. „Jestem niemal pewna, ze to on ją zaatakował, ona naprawdę się boi”, mówi. „Już miał na koncie akty przemocy wobec kobiet, ona również była już wcześniej ofiarą przemocy wobec kobiet i jest tam jeszcze dziecko. Jego rodzina bardzo ją kontroluje, a jej ojciec stosował przemoc. Obwinia siebie, co jest typowym zachowaniem, i jest przerażona tym, że służby socjalne mogłyby zabrać jej dziecko – to napawa ją trwogą. Jeśli będę mogła z nią pracować, mam nadzieję, że uda mi się umieścić ją w schronisku.

Dwie godziny później, we wczesnych sobotnich godzinach, po drugiej stronie miasta Sunderland, gdzie jednorodzinne domy odgrodzone są od drogi dębami i murami ogrodów, załoga podjeżdża pod stylizowany na gregoriański, luksusowy szeregowiec. Dwa wozy policyjne zaparkowały już pomiędzy kabrioletami a BMW. W końcu, wraz z policjantami wychodzi krępy mężczyzna niosący spakowaną torbę na ramieniu. Na progu stoi młoda kobieta i patrzy. Philipson stoi obok niej. Mężczyzna, wyraźnie zdenerwowany, wsiada do samochodu i odjeżdża.

Po 20 minutach Philipson i Dymond wsiadają do samochodu. Przez chwilę nic nie mówią. Kiedy w końcu się odzywają, Philipson opisuje to, co zaszło w tym luksusowym mieszkaniu. „W ścianach są dziury, wszystko zostało rozbite i porozrzucane po całym domu. Ugryzł ją. Ona nie chce z nikim rozmawiać; jest pewna siebie, wydaje się opanowana, nie chce, żeby go aresztowali. On wyszedł mówiąc, że to niesprawiedliwe, że to on jest poszkodowanym”. Załoga nie może nic zrobić. Opuszczają to miejsce w głębokim zamyśleniu. To już prawie koniec ich zmiany.

Kiedy przyjeżdżają na komisariat w Washington, żeby się odmeldować, Philipson odzywa się z wyraźnym zatroskaniem. „Tak to właśnie jest z przemocą domową. To bardzo, bardzo trudna sprawa. Tu mieliśmy do czynienia z pewną siebie kobietą, która nie chce powiedzieć, że została zaatakowana, która nie chce naszej obecności, która twierdzi, że ma swoją własną sieć wsparcia”. Jej zmartwienie podziela kolega ze służby:

„No to odjeżdżamy, ale co będzie – co będzie, jeśli za trzy kwadranse ten gość wróci i zadźga ją nożem”?

Sandra Laville
Wszystkie imiona ofiar oraz miejsca incydentów zostały zmienione.
Tłumaczenie: Grzegorz Stompor – Głosy Przeciw Przemocy

design & theme: www.bazingadesigns.com