Szydłowski: O tym, jak wkurwia mnie patriarchat

Dzień po manifie. Wzmacniającej, silnej, głośnej, widocznej i wesołej. Wracam do „normalnego” życia. Do normalności definiowanej przez patriarchat i współgrający z nim kapitalizm. Płaczę z bezsilności. Wkurwia mnie, że muszę udać się do specjalisty, który wie lepiej ode mnie, co powinienem robić ze swoim ciałem, jak się określać, jakiego używać zaimka, z kim i w jaki sposób mieć seks. Wkurwia mnie, bo nie przystaję do ich normalności i muszę się tłumaczyć z najintymniejszych szczegółów mojego życia białemu CIS-mężczyźnie za biurkiem. On siedzi w wygodnym, dużym fotelu i kiwa głową z miną troskliwego wujka mówiąc o tym, jak ważne są procedury. Ja na niewygodnym, niskim stołeczku dla pacjentów próbuję, jak tylko mogę, wpisać się w narrację pasującą do świata, który specjaliści zatwierdzają swoimi stemplami.

 10931382_805752382839502_5033625667112655805_nJeśli chcę zmieniać swoje ciało na definiowane jako męskie, to muszę pożądać kobiet, dążyć do ułożenia sobie życia w stałym związku z tą jedyną, która gdzieś już na mnie czeka. Niestety, nie będę mógł mieć dzieci, więc cóż, zawsze coś będzie ze mną nie tak.

Nie mogę mówić o tym, że socjalizacja jako dziewczynki jest najważniejszym elementem definiującym moją tożsamość. Nie mogę przyznać się do tego, że nie marzę o posiadaniu dużego członka, bo lubię moją cipkę. Nie mogę mówić o tym, że poza ich wyobrażeniem o świecie podzielonym na kobiety i mężczyzn, gdzie wszyscy mają swoje określone role, istnieje o wiele, wiele więcej i o to chcę walczyć. Nie mogę mówić, że nie chcę walczyć o to, żeby zawsze i wszędzie osoby postrzegały mnie jak „normalnego mężczyznę”, bo nie interesują mnie idące za tym przywileje. Nie mogę mówić o tym, że chcę mieć odwagę i siłę, żeby zawsze i wszędzie mówić, że jestem osobą trans, że nie mieszczę się w ich kategoriach, i że moje ciało, moje życie seksualne i moje prywatne wybory są polityczne. I że poprzez te wybory chcę rozsadzić ich system od środka.

Wkurwia mnie, że poza spotkaniami ze specjalistami, muszę ciągle wpisywać się w normy, spełniać oczekiwania i że patriarchat na każdym kroku manipuluje mną i moją tożsamością. Wkurwiają mnie patriarchalne struktury, które sprawiają że przyjaciele-mężczyźni, którzy do tej pory witali się ze mną ciepło, zmienili to na zdystansowane podanie ręki odkąd używam innego zaimka a mój głos się obniżył. Wkurwia mnie, że patriarchalne struktury wnikają w każdą bezpieczniejszą przestrzeń, którą próbujemy stworzyć i nie ma od tego ucieczki. Wkurwia mnie, że nie mogę być sobą, bo patriarchat co chwila wciska mnie w schematy. W otwieranie drzwi przed ciocią, jeśli nie chcę uchodzić w oczach rodziny za pogubionego i dziwnego. W zarzucanie barkami i zajmowanie jak największej przestrzeni swoim ciałem,  kiedy wchodzę do toalety oznaczonej jako męska i nie chcę mieć w związku z tym nieprzyjemności. W ukrywanie faktu, że mam piersi, jeśli zależy mi żeby zwracano się do mnie w zaimku, który preferuję.

Wkurwia mnie wzajemne wsparcie, które daje sobie patriarchat i kapitalizm. Jeśli aspiruję do zmiany swojego ciała na definiowane jako męskie, muszę wpisywać się w patriarchalno-kapitalistyczną ideę rozwoju, kariery i dążenia do władzy. Muszę być pewny siebie, stabilny, nieemocjonalny i chłodno kalkulujący. Muszę chcieć piąć się po drabinie kariery, zarabiać coraz więcej, poprawiać swój status. Jakoś przecież należy nadrabiać moje niedopasowanie, moje defekty  z urodzenia.

Wkurwia mnie, że jeśli chcę zmieniać moje ciało na definiowane jako męskie, muszę na każdym kroku przytakiwać, że tak, pragnę korekty płci. Nie mogę mówić, że nie widzę nic, co musiałbym korygować w mojej płci. Bo moja płeć jest polityczna i społeczna i tego się nie skoryguje. Chyba, że skorygujemy patriarchat i kapitalizm. Tak, żeby nie zostało po nich śladu.

Ewe Szydłowski

design & theme: www.bazingadesigns.com