Zajdel: Wyszywajcie, a nie będzie wojen!

Anna Zajdel – feministka, aktywistka, wokalistka legendarnej pankowej grupy El Banda oraz futurystycznej Santy Ireny. Zajmuje się też szeroko pojętą edukacją młodzieży. Osoba, którą zdecydowanie warto spotkać na swojej drodze.

Rozmawia Awa Drozda

A_zajdel_foto

Czym są tradycyjne makatki? Kto i w jakim celu wyszywał je dawniej? 

Zaczęłaś od pytania, na które muszę odpowiedzieć wymyśloną, choć nie wiem, czy nieprawdziwą odpowiedzią: wyszywanie makatek to była ucieczka kobiet w medytację i próba odseparowania się od narzuconych im ról. I jakkolwiek sztampowo to brzmi, to tak właśnie uważam.

Jak to, w twoim odczuciu, wyglądało?

Siadała taka i haftowała pięć godzin, dwa dni, tydzień. Nie od razu makatkę da się wyszyć, to nie takie hop siup. Trzeba sobie zaprojektować, trzeba mieć czyste ręce, materiały do haftowania, wreszcie, trzeba mieć czas. Dziś to może jest wyczyn i luksus, mieć czas na wyszywanie – żyję w luksusie – ale kiedyś plan dnia kobiet inaczej wyglądał i ten dzisiejszy luksus był bardziej dostępny, niezależnie od statusu społecznego, sytuacji ekonomicznej czy wyznania. Taka czynność ponad podziałami. Myślę, że w patriarchalnym świecie, niezależnie co wyszywały, robiły to z namaszczeniem, bo spędzały wtedy czas same ze sobą. A to cenne jest i bardzo potrzebne.

Dziś to wiemy i nazywamy to warsztatami rozwojowymi. Wcześniej istniały Koła Gospodyń Wiejskich (zresztą teraz też coraz bardziej popularne, i bardzo dobrze, bo piękna ludowość polska ma szansę godnie przeżyć), a jeszcze wcześniej – przekazy zza miedzy. Wyobrażam sobie, że jakiś posłaniec jedzie z rulonikami projektów do haftów i jeden nagle gubi, znajduje go dziewczyna, jakaś łuczniczka albo pastuszka, i pędzi do wsi i rzucają wszystko baby, siadają i wyszywają na prześcieradłach te królewskie obrazy. Tym sposobem każda z nich jest trochę królową.

Makatki mają długą historię, zaryzykuję nawet twierdzenie, że historia makatki sięga mitów greckich. Później wyjaśnię, skąd taka zuchwała wypowiedź. Makatki były rożne, pełniły przede wszystkim funkcje ozdobne, czasami edukacyjne („woda i mydło – najlepsze bielidło”) i po dziś dzień można je spotkać szczególnie na niepopularnych wsiach, gdzie nie ma jeszcze fantazyjnie równych trawników i szpaleru tui. Ale przeważały w nich treści i obrazy kobiety uległej, usługującej mężczyźnie, opiekunki miru domowego (co nie jest złe, jeśli jest ze świadomego wyboru, oczywiście).

Makatka to rodzaj dekoracji haftowanej na płótnie, zazwyczaj przedstawiająca jakąś scenkę obyczajową z podpisem lub bez albo ozdobny napis, czasem zamknięty w fantazyjne ornamenty kwiatowe. Tradycyjne makatki wieszano w kuchni lub kąciku do mycia i głoszono na nich mądrości ludowe, patriarchalny bełkot lub wołanie do niebios. Nie będę tu przytaczać tych wszystkich „gotuj dobrze, nie żartuję, potem z tobą poflirtuję”, gdzie na obrazku ona w fartuchu nad garem, a on w żabotach, roztańczony, bo to temat na licencjat przynajmniej. Można je nadal spotkać, już w formie drukowanej, na przykład w Muzeum Śląskim. 

Czym się różnią Twoje prace?

Ja nie wyszywam udupiania kobiet, tylko wzmocnienie dla nich i to mnie interesuje w mojej makatkowej przygodzie. Łączę tradycyjny haft i formę ze współczesnym przekazem, który dla mnie jest po prostu ludzki. Odkąd Feminoteka zamówiła u mnie makatki z cytatami na kalendarz („kalendarz Feminoteki 2014”), nieprzerwanie sięgam po cytaty. Ich autorkami są pisarki, polityczki, artystki, działaczki społeczne, czasami zwykłe-niezwykłe kobiety z sąsiedztwa. Każda, absolutnie każda z nas ma do powiedzenia coś, co może być wskazówką dla innych. I czemu tego nie uwieczniać na tkaninie? Nie każda z nas jest Hanią Samson albo Kasią Miller, żeby pisać mądre książki lub do gazet, ale każda ma swoje doświadczenia, z których wynika coś, co warte jest ozdobnych liter i kwiecistych wzorów.

Moje makatki, oprócz cytatów, to głównie przekręcone o 180 stopni hasła z makatek tradycyjnych oraz hasła prawoczłowiecze, antydyskryminacyjne, propagujące weganizm i feminizm. Jestem feministką i mam obowiązki feministyczne!

Podałabyś kilka przykładów, jak odwracasz patriarchalne „mądrości” ludowe?

„Gdzie chłop warzy, tam kobita dobry humor ma.” „Gotuj, gotuj, kochanieńki, ja pójdę zrobić rewolucję.” „Gdzie kucharek sześć, tam przyjaźń i wsparcie.” „Gdzie mąż i żona gotuje, tam wszystkim równo smakuje.” „Najlepsza gospodyni klub spotkań z kuchni czyni.” „Mądra żona tym się chlubi, że gotuje to, co lubi (i wtedy kiedy chce).”

Jak wyglądają Twoje warsztaty?

Wiele wspaniałych mądrości „wychodzi” z kobiet podczas zajęć makatkowych, które prowadzę od czasu do czasu. To znaczy, ja nawiguję tymi zajęciami, bo prowadzą je same kobiety, które przychodzą, ja im daję narzędzia i materiały, gadamy, bawimy się czasem baśniami, czasem w ćwiczenia, a potem wychodzą najpiękniejsze teksty, prosto z ich brzuchów. Śmieję się, że tak bardzo nie chciały usłyszeć siebie, że aż muszą to teraz wyszyć i przeczytać, żeby dotarło. Nie będę ich przytaczać, bo to są prywatne sprawy, trochę jak na terapii (śmiech).

Do kogo skierowane sa twoje warsztaty?

Warsztaty kieruję przede wszystkim do kobiet, bo kobiety mnie interesują. Sama jestem kobietą i wiem, jakie to interesujące (śmiech). Kieruję je do Polek, które są uwikłane w tutejsze warunki kulturowe i są lub zaczynają być świadome negatywnej siły wpływu kultury na nie same. Kieruję je także do młodych dziewczyn, które zachęcam do spędzania czasu z dorosłymi kobietami, bo uważam, że to bardzo ważne, mieć takie ciotki-klotki. Sama jestem taką ciotką-klotką i czerpię z tego siłę, więc wiem, że działa to w dwie strony. Zresztą, bez względu na wiek, kobiety razem stają się silniejsze i dają sobie nawzajem moc. A przy wyszywaniu dodatkowo można podszkolić się z cierpliwości. Polecam, przyjemne zajęcie, a i efekt może być wartościowym prezentem dla samej siebie.

Czy dla kogoś powinny być obowiązkowe?

Nie, niech nic nie będzie obowiązkowe, to wtedy będziemy ochoczo żyć. No, może chciałabym, jeśli już szkoły są obowiązkowe, żeby w ogóle zetpety wróciły w łaski szkół podstawowych, i działały jako przedmiot równy randze językowi polskiemu i matematyce, a kółka dziewiarskie działające przy różnych instytucjach kultury dostawały dofinansowanie na promocję i rozwój. Niech nas, wyszywających, będzie dużo!

Nie jestem jedyną osobą w kraju, która na większą skalę propaguje ten nowy rodzaj wyszywania. W Krakowie jest Szkoła Haftu Złote Rączki i tam też, tradycyjnymi technikami hafciarskimi, komentuje się dzisiejszy świat. I to jest według mnie przytomne i dobre, że wraca się do tych technik, które wydają się być stare jak świat, a mają taki dobroczynny wpływ na nas, na rozwój manualny i na poszerzanie horyzontów, wszak spotkania z innymi temu służą. Wyszywajcie, róbcie na szydełku i na drutach, a nie będzie wojen!

Jak już jesteśmy przy temacie wojen – niedawno twoja praca poszła na aukcję wspierającą uchodźców. Jak walczyć z polską ksenofobią? To realny czy nakręcany problem?

Na pewno problem realny, skoro trwa już tyle lat i na pewno nakręcany, bo ta nienawiść do obcego rośnie wraz z rozrostem siły internetu i mediów oraz naszym cichym przyzwoleniem na przemoc i ignorancję. Nie badam zjawiska ksenofobii u Polaków ani u żadnej innej narodowości, w ogóle nie przepadam za narodowościami i tym bardziej za babraniem się w nich, ale myślę, że ksenofobia w ogóle wynika z braku wyobraźni, przyzwoitości i wolności. A w przypadku Polaków jeszcze zaściankowości i głęboko zakorzenionego wstydu, który prowadzi do szorstkich ocen i lęku przed nowym. Przyjęcie nowego pozbawiłoby nas władzy, zepchnęłoby nas do pozycji uczącego się, a nie nauczyciela. A my lubimy być najmądrzejsi i mieć jedyną słuszną rację, same pany profesory i doktory w tej Polsce. No więc z wygody nienawidzimy.

Masz na to jakąś radę, ciotko-klotko? Jak możemy się temu na co dzień przeciwstawiać?

Myślę, że żeby zapobiegać temu, można próbować uświadamiać ludzi poprzez zaciekawienie ich czymś, zabawę, dotrzeć do nich poprzez to, co lubią. To jest żmudna i ciążka praca, codzienna orka na ugorze, tak szukać sposobów. Trzeba działać po swojemu, każdy i każda z nas ma wpływ na tę naszą wspólną rzeczywistość. Na przykład, dobrze jest mieć kontakt z dziećmi i młodzieżą, zdobywać ich zaufanie poprzez robienie z nimi tego, co chcą. Młodzież jest zostawiona w Polsce sama sobie, jest chora na anoreksję, depresję, nienawiść, niewiedzę, próby samobójcze i przewlekły lęk. Warto znaleźć z nimi kawałek wspólnego świata, zejść do niego i dać im oparcie. To jest i dla nich, i dla nas dobre, by być z nimi na równi, wtedy mamy szansę zarazić ich pasją do różnorodności, traktowania się z szacunkiem, interesowania się światem i współzależnościami, jakie ze sobą dźwiga.

Jak powiodła się aukcja makatki „Bozia wita uchodźców”?

A makatka na internetowej aukcji osiągnęła cenę 450 zł, co wyślę do osób aktualnie zajmujących się doraźną pomocą uchodźcom i uchodźczyniom w Grecji. W tym temacie robię, co mogę. Zbieram odzież i buty, wpłacam pieniądze, gram benefitowe koncerty. Z uchodźcami żyję przez miedzę, mieszkam niedaleko ośrodka. Czasem pracuję z nimi, jem ciasto i się śmieję, i wiem, że są ludźmi, a nie wynaturzonymi kosmitami bez twarzy. Wiem, że potrzebują naszego oparcia na co dzień, w różnych dziedzinach. Miejmy na uwadze, że uchodźców będzie coraz więcej na świecie, wymieszamy się, bo warunki klimatyczne, bo wojny, bo migracje zarobkowe, i teraz mamy niepowtarzalną okazję nauczyć się człowieczeństwa i zwykłego podania ręki drugiemu. Skorzystajmy z tego, żeby potem było nam, ludziom, łatwiej.

4d0245b6-ff0e-4429-bcc1-e2e820d1c6f5

Aktualnie, w tym momencie, co wyszywasz?

Teraz robię naszywki na sprzedaż „Mów mi imigrant, murzyn i pedał” i zaległe zamówienia, ciągle mam jakieś zaległości, bo oprócz wyszywania pracuję zawodowo i pasjonuję się ziołolecznictwem, gdzie na to wszystko czas? W kolejce czekają projekty o nieodpłatnej pracy kobiet i o krzyku (żeby nie bać się krzyczeć).

Aha, wrócę do mitu. Bo oprócz pani od zajęć artystyczno-edukacyjnych jestem jeszcze działaczką społeczną i artystką i ostatnio udzielałam się w projekcie fundacji Ster, a dokładniej w spektaklu teatralnym „Gwałt. Głosy”, gdzie grałam Filomelę, nomen omen. W mitologii greckiej Filomela została uprowadzona i zgwałcona przez swojego szwagra, Tereusa. Żeby nikomu o tym nie powiedziała, Tereus obciął jej język. Mimo to siostra Filomeli dowiedziała się o czynie swego męża, bo ta zobrazowała całą herstorię gwałtu właśnie haftem! Taka akcja! Dlatego uważam, że makatki i te wszystkie scenki przemocy mają swoje źródło w mitologii. Nie powiem, jak się skończyła historia Tereusa, gdy jego żona zobaczyła hafty siostry, proszę drogich czytelników i czytelniczki, żeby sięgnęły po „Metamorfozy” Owidiusza.


Warsztaty z Anną Zajdel:

17 stycznia – Warszawa – Zieleniak
12 lutego – Kędzierzyn-Koźle – Kreaturra
13 lutego – Opole – Biblioteka Pedagogiczna
14 lutego – Opole – Piekarnia
19 lutego – Bielsko-Biała lub Kraków (konstytuuje się)
20 lutego – Nowy Targ – Książkawiarnia Rezerwat
26 lutego – Olsztyn prawdopodobnie
27 lutego – Trójmiasto

info i zapisy: facebook.com/atakamakata


Korekta: Elan Mehl

design & theme: www.bazingadesigns.com