Wrona: W oczekiwaniu na ratyfikację

Proces ratyfikacyjny dotyczący konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej wkroczył w końcową fazę (zgoda Sejmu na ratyfikację). Jednocześnie nasiliły się głosy krytyki sprzeciwiające się ratyfikacji. Tradycyjnie zwolennikami ratyfikacji są środowiska przeciwdziałające przemocy i opowiadające się przeciwko dyskryminacji ze względu na płeć, a przeciwne konwencji są środowiska broniące tradycyjnego modelu funkcjonowania społeczeństwa i rodziny. Co ciekawe, przeciwnicy i przeciwniczki konwencji nie tyle opowiadają się przeciwko ochronie pokrzywdzonych, co raczej widzą zagrożenie w zmianie roli kobiet w społeczeństwie i w rodzinie. Nie dostrzegają faktu, że kobiety są dyskryminowane i zdecydowanie częściej niż mężczyźni doznają przemocy.

unnamedIlustracja dla CF: Agnieszka Kosiec

Spór, jak to często bywa, ma również drugie (polityczne) dno (gra słów przypadkowa). Wydaje się również, że w sporze nie chodzi o treść konwencji, co raczej o jej ogólny wydźwięk, a przede wszystkim wskazanie na dyskryminację ze względu na płeć jako na źródło przemocy. Mimo, że tak wskazane źródło przemocy nie jest niczym nowym w prawie międzynarodowym, to jednak konwencję można uznać za dokument, który w sposób kompletny zawiera wszystkie elementy decydujące o skutecznym przeciwdziałaniu przemocy. Jej treść nie jest bowiem dziełem przypadku, czy niekompetencji autorów i autorek (jak chciałyby osoby konwencji przeciwne), ale wyrazem wieloletniego doświadczenia pracy zarówno z osobami doświadczającymi przemocy jak i stosującymi przemoc.

Nie sposób odnieść wrażenia, że na drodze do stworzenia podwalin systemu przeciwdziałania przemocy w rodzinie w Polsce (rok 1999: procedura Niebieska Karta, rok 2005: ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, rok 2010: powołanie zespołów interdyscyplinarnych), nieustannie trzeba się mierzyć z powtarzającymi się argumentami jego przeciwników i przeciwniczek. Przede wszystkim jest to zarzut nieuprawnionej ingerencji w życie rodzinne i w instytucję rodziny jako takiej. Nie ulega wątpliwości, że związki osób, które się kochają, szanują, wspierają, wzajemnie sobą opiekują, stanowią wartość samą w sobie. Bez względu na to, czy będziemy takie relacje nazywać rodziną, małżeństwem, czy związkiem partnerskim, rolą państwa i społeczeństwa jest stwarzać takie warunki dla funkcjonowania więzi międzyludzkich, abyśmy mogli i mogły je bez krzywdy dla kogokolwiek podtrzymywać i rozwijać.

Było byto jednak zbyt piękne, aby relacje międzyludzkie przebiegały tak harmonijnie i bezkonfliktowo, jak to powyżej nakreśliłem. Nieporozumienia, konflikty, niesnaski, rywalizacje, czy nawet wszelkie negatywne emocje są naturalną rzeczą. Nie muszą prowadzić do rozpadu relacji, wręcz przeciwnie, mogą stanowić naturalne następstwo wzajemnego pożycia. Sprawa jednak staje się znacznie bardziej kontrowersyjna, kiedy jedna ze stron staje się niewolnikiem drugiej. Kiedy jedna z osób zachowuje się jak właściciel/ka drugiej osoby lub osób. Kiedy jedna ze stron żąda bezwzględnego posłuszeństwa i najmniejsze niepodporządkowanie się skutkuje aktami przemocy psychicznej i fizycznej. Czy taka relacja to nadal rodzina, małżeństwo czy związek partnerski? Czy nadal powinniśmy i powinnyśmy mówić o ochronie, autonomii i braku reakcji? Nie mam żadnych wątpliwości, że w takich sytuacjach brak reakcji państwa jest ochroną sprawcy, a nie rodziny. Brak wsparcia dla pokrzywdzonych jest zgodą na krzywdę i tyranię osób, których zachowanie narusza podstawowe normy społeczne. To, co nazywaliśmy i nazywałyśmy domem rodzinnym staje się więzieniem. To, co nazywaliśmy i nazywałyśmy bezpieczeństwem staje się śmiertelnym zagrożeniem. Czy zatem w takich sytuacjach należy reagować, starać się pomóc, używać narzędzi jakimi dysponuje państwo?

Ci i te, którzy i które mówią, że państwo powinno zostać bierne, zasłaniają się tradycją, religią, zwyczajem, czy kulturą, w których jest przyzwolenie na przemoc w imię wartości wyższej, jaką (jak się zdaje) jest ład społeczny. Kłopot w tym, że ten ład społeczny” zagwarantowany jest jedynie dla wybranych: osoby, które krzywdzą, mają znacznie lepiej niż te, które są krzywdzone. Naturalna kolej rzeczy? Porządek przyrody? Żądzą silniejsi? Jeśli instytucja państwa ma spełniać rolę gwaranta bezpieczeństwa, to powinna zapewnić bezpieczeństwo przede wszystkim tam, gdzie istnieje zagrożenie jego naruszenia. W tej roli państwo sprawdza się w sferze publicznej, gdy zagrożenie występuje na ulicy, czy w innych miejscach powszechnie dostępnych. Bezpieczeństwo w przestrzeni publicznej jest nie do przecenienia. Łatwo sobie wyobrazić trud życia, gdyby nie można było się bezpiecznie przemieszczać, spotykać z innymi ludźmi itd.

Znacznie gorzej państwo sobie radzi w roli interwenienta w życie prywatne osób zagrożonych przemocą. Tam, gdzie przemoc jest mało widoczna, a sprawca stanowi zagrożenie „jedynie” dla swoich najbliższych. W takim przypadku, bierna postawa państwa nie spotka się z powszechną krytyką, czy potępieniem, gdyż krąg osób wiedzących o ludzkiej tragedii będzie niewielki. W konsekwencji, zarówno presja na interwencję, jak i skutki jej braku, nie stanowią zagrożenia, a tym samym, nie są obszarem zainteresowania urzędników czy urzędniczek. Tymczasem, osoba doznająca przemocy ze strony najbliższych czuje się zagrożona nie w miejscu publicznym, ale w swoim własnym domu. Z przestrzeni publicznej można uciec do domu, ale z domu do przestrzeni publicznej uciec się nie da. Bezbronność wobec sprawcy z najbliższego otoczenia jest znacznie większa, a możliwości obrony znacznie mniejsze niż przed napastnikiem obcym, anonimowym. Poczucie bezpieczeństwa w miejscu zamieszkania powstanie wyłącznie wtedy, gdy zadziałają równolegle dwa czynniki: negatywna reakcja otoczenia na sprawcę (sąsiedzi, rodzina, znajome) oraz interwencja państwa.

Samoświadomość osób doznających przemocy oraz głos przemawiających w ich imieniu organizacji pozarządowych stają się coraz bardziej słyszalne w debacie publicznej. Bierność państwa spotyka się z coraz większą krytyką i żądaniem bardziej stanowczego działania. Jesteśmy obecnie w bardzo ważnym momencie kształtowania się postaw społecznych, w których sprzeciw wobec przemocy staje się nie tylko społecznym postulatem, ale również jest postrzegany jako jedna z oczekiwanych form działalności państwa, z której rozliczani są politycy i polityczki. To właśnie politycy i polityczki odpowiadają za sygnał, jaki wyślą do wyborców i wyborczyń. Jeśli dojdzie do ratyfikacji konwencji, będzie to jednoznaczny wyraz woli aktywnego i skutecznego przeciwstawienia się przemocy również w sferze prywatnej. Jeśli jednak do ratyfikacji nie dojdzie, osoby doznające przemocy będą miały prawo (uzasadnione) czuć się pozostawione na łasce losu.

Redakcja: Łukasz Wójcicki

design & theme: www.bazingadesigns.com