Women Talk: Rozmowa z inżynierką NASA, dr Anitą Senguptą

Anita Sengupta nie jest powszechnie znana, ale z pewnością powinna być. To ona zaprojektowała jedyny w swoim rodzaju gigantyczny spadochron, który zadziałał bezbłędnie w niedzielę 5 sierpnia 2012 roku podczas wejścia łazika Curiosity w atmosferę Marsa i jego lądowania na powierzchni planety. Bez jej dokonania Curiosity nie wędrowałby teraz po Marsie w poszukiwaniu śladów życia i nie zbierałby informacji cennych dla misji załogowych, które w przyszłości wyruszą na Czerwoną Planetę. Ta specjalistka i inżynierka NASA, która jako mała dziewczynka uległa fascynacji science fiction, jest także wykładowczynią inżynierii kosmonautycznej na Uniwersytecie Karoliny Południowej, pilotką, motocyklistką, mentorką młodzieży i wolnym duchem żyjącym, by łamać schematy i pokonywać ograniczenia nakładane przez społeczeństwo. To wszystko staje się jeszcze bardziej imponujące, kiedy dowiadujemy się, że… ma ona zaledwie 35 lat. Nie mamy pojęcia, dlaczego o tej Kobiecie, Którą Powinniście Znać nie jest głośno w mediach. Jesteśmy zaszczyceni, że możemy zaprezentować wam wywiad z dr Anitą Senguptą.

image11

CURIOSITY

WYSK: Jesteś ekspertką w dziedzinie wejścia w atmosferę i lądowania w Laboratorium Napędu Odrzutowego NASA (JPL) w Pasadenie w Kalifornii. Co to właściwie znaczy?

AS: Projektuję systemy, które pozwalają naszym łazikom i robotom lądować na innych planetach. Oznacza to, że musimy opracować metody spowolnienia ciężaru użytecznego takiego urządzenia. Jeśli planeta ma atmosferę, możemy wykorzystać ją do spowolnienia pojazdu dzięki oporowi aerodynamicznemu. Jeżeli atmosfera ma bardzo dużą grubość, jak na przykład w przypadku Ziemi, Tytana albo Wenus, sam opór wystarczy, aby łagodnie wylądować na powierzchni. Na Marsie jednak atmosfera jest bardzo cienka i musimy użyć także specjalnych silników lądujących, aby lądowanie było miękkie. Układ wejścia w atmosferę może więc obejmować osłonę ciepłochronną, spadochron oraz silniki lądujące. Wszystko to ma na celu zmniejszenie prędkości pojazdu z tysięcy kilometrów na godzinę do mniej niż 1,6 kilometra na godzinę w sposób kontrolowany i bezpieczny. Kiedy atmosfera nie występuje, musimy cały czas używać silników lądujących.

WYSK: Poproszono, by została pani główną inżynierką nadzorującą fazę rozwinięcia się spadochronu podczas planowanego wejścia w atmosferę i lądowania łazika Curiosity w ramach misji Mars Science Laboratory. To pierwszy od 8 lat łazik NASA wysłany w przestrzeń kosmiczną. Jaka była pani reakcja?

AS: Chciałam zająć się spadochronem, ponieważ to było trudne zadanie. Bardzo lubię wyzwania, bo wymagają dużo wysiłku i nie pozwalają osiąść na laurach. Oprócz tego jestem ekperymentatorką, a spadochrony trzeba wielokrotnie testować, aby upewnić się, że działają, więc to zadanie idealnie pasowało do mojej wiedzy i doświadczenia jako badaczki. Z tą częścią misji wiązało się mnóstwo niewiadomych, związanych z rozmiarami spadochronu oraz warunkami, w których miał zostać rozłożony. Bardzo mi to odpowiadało.

WYSK: Krótko mówiąc, pani zadaniem było zaprojektowanie spadochronu, który nie tylko będzie odpowiedni dla ciężaru i rozmiarów Curiosity, opisywanego jako łazik rozmiarów pojazdu „monster truck” – waży 1 tonę i ma 3 metry długości (mniej więcej tyle, co przeciętny Jeep) – ale także zdoła unieść wartego 2,5 mld dolarów robota, będącego najbardziej zaawansowanym technicznie urządzeniem kiedykolwiek wysłanym na inną planetę. Pani naddźwiękowy spadochron musiał spowolnić masywny łazik pędzący w kierunku powierzchni Marsa szybciej niż dźwięk (z prędkością około 1600 km/h, czyli 2 machów). Od czego w ogóle zaczyna się realizację tak skomplikowanego zadania?

AS: Podchodzi się do tego metodycznie. Myśli się o wszystkich aspektach działania spadochronu, o tym, co może pójść źle, o wszystkich metodach rozwiązania tych problemów, a potem projektuje się program testujący te wszystkie aspekty. Jeśli chodzi o materiały, to trzeba wziąć pod uwagę zarówno ich strukturę, jak i aerodynamikę.

WYSK: Jaki był poziom stresu?

AS: Uwielbiam wyzwania, więc nie odczuwałam stresu. Byłam podekscytowana i zadowolona, że osiągnęłam coś takiego.

WYSK: Jak dużym zespołem pani kierowała?

AS: W zależności od tego, co w danym momencie robiliśmy, było to od 10 do 25 osób. Musieliśmy testować program w dwóch różnych ośrodkach NASA, a programy analizujące – na dwóch uniwersytetach, zaś sam spadochron testowaliśmy u naszego dostawcy. Tak więc był to projekt na skalę całego kraju, a jego przeznaczenie było międzyplanetarne!

WYSK: Ile czasu zajęło pani i pani zespołowi zaprojektowanie i przetestowanie spadochronu?

AS: Rozpoczęliśmy realizację programu w 2006 roku, a zakończyliśmy ją w 2010. Przeprowadziliśmy łącznie cztery rodzaje testów: badaliśmy model naturalnej wielkości przenoszony przez helikopter, model naturalnej wielkości w bardzo dużym poddźwiękowym tunelu aerodynamicznym, model w zmniejszonej skali, wyposażony w sztywny spadochron, testowany w naddźwiękowym tunelu aerodynamicznym oraz model w zmniejszonej skali ze spadochronem z materiału, również testowany w naddźwiękowym tunelu aerodynamicznym.

WYSK: Ostateczna wersja spadochronu miała 21 metrów średnicy, a więc był to największy spadochron, jaki kiedykolwiek otworzyliśmy w atmosferze Marsa. Do tego otwarty został przy największej jak dotąd prędkości. Kiedy faza testowa została zakończona, miała pani absolutną pewność, że nie tylko otworzy się on, ale także przetrwa spotkanie z nieprzyjazną marsjańską atmosferą w czasie trwania misji?

AS: Środowisko i warunki otwarcia spadochronu zostały dobrze zbadane, więc mogliśmy zaprojektować i przetestować spadochron, który na pewno w nich przetrwa. Martwiłam się natomiast, jak spadochron zachowa się przy naddźwiękowej prędkości i przy tak niskim ciśnieniu. Aby poradzić sobie z tym problemem, opracowaliśmy testy w naddźwiękowym tunelu aerodynamicznym, które pozwoliły ocenić jego zachowanie w takim środowisku, toteż dobrze rozumieliśmy, z czym mamy do czynienia. Ale kiedy spadochron naturalnych rozmiarów zostaje po raz pierwszy naprawdę przetestowany w warunkach zbliżonych do marsjańskich, zawsze istnieją pewne obawy.

WYSK: Co robiła pani i co czuła w niedzielę 5 sierpnia podczas tych “7 minut strachu”* (czas pomiędzy wejściem Curiosity w atmosferę Marsa a lądowaniem)?

* Obejrzyj znajdujący pod artykułem film z Anitą, aby przekonać się, jak nieprawdopodobne zadanie stało przed nią i jej zespołem.

AS: Byłam w centrum kontroli lotów z moimi kolegami i koleżankami, czekając na dane telemetryczne przesyłane przez układ wejścia w atmosferę, a w końcu przez sam łazik. Wszyscy patrzyliśmy, jak spływały do nas informacje: najpierw łazik oddzielił się od sondy kosmicznej, potem wszedł w atmosferę, rozgrzał się, wypuścił spadochron, oddzielił się od podtrzymującego go specjalnego dźwigu powietrznego, a potem zobaczyliśmy pierwsze wspaniałe zdjęcia z powierzchni Marsa. To było bardzo emocjonujące.

WYSK: Jakie to uczucie – wnieść tak ważny wkład w tę historyczną misję, w której udział bierze najbardziej zaawansowany technicznie marsjański łazik NASA?

AS: To kulminacyjny punkt mojej kariery. Trudno wyrazić słowami to, co czuje się po zrealizowaniu tak trudnego zadania. Człowiek ma ochotę zrobić coś takiego jeszcze raz, choćby jutro. Praca przy czymś tak skomplikowanym pochłania, ale to przyjemne uczucie.

POCZĄTKI

WYSK: Czy zawsze chciała pani zajmować się przestrzenią kosmiczną? Co panią w niej zainteresowało?

AS: Zawsze interesowałam się podróżami kosmicznymi i badaniem kosmosu. Chęć poznania tego, co nieznane, zrozumienia swojego miejsca w świecie, bezkres kosmosu – to one stanowią moją siłę napędową. Ostatnio na moim koncie na Twitterze, @Doctor_Astro, zacytowałam następujące zdanie: „Jestem wszystkim, jestem niczym, jestem krążącą chmurą elektronów, która istnieje od początków czasu”.

Tak można mnie krótko podsumować.

WYSK: Kto był dla pani wzorem do naśladowania, gdy pani dorastała?

AS: Byłam bardzo samodzielna. Gdybym miała wskazać kogoś, na kim się wzorowałam, byłyby to bohaterki science fiction, postaci z książek i telewizji. W sci-fi twój potencjał i twoje możliwości są nieograniczone. Jest tam też wiele kobiet, także głównych postaci. Nigdy nie oceniałam swojej wartości na podstawie typowych cech, zamiast tego skupiałam się na tym, by łamać schematy i pokonywać ograniczenia nakładane przez społeczeństwo. Dorastałam, myśląc o sobie w tych kategoriach i nigdy nie oglądałam się za siebie. Jestem inżynierką, pilotką, motocyklistką, prawdziwie wolnym duchem.

Oprócz tego w szkole miałam nauczyciela matematyki, który wpoił mi zaufanie do moich umiejętności matematycznych. Przedtem mi tego brakowało. Tak więc dzięki niemu zaczęłam świetnie radzić sobie z matematyką, a reszta jest już historią.

WYSK: Czy w pani dziedzinie pracuje wiele kobiet, czy też są one w mniejszości?

AS: Kobiet jest zbyt mało. Powiedziałabym, że jakieś 25%. Zwłaszcza w moim dziale jest zbyt mało kobiet, myślę, że mniej niż 25%. To mnie martwi. Ważne jest, żeby pracownicy byli różnorodni, bo dzięki temu powstają różnorodne pomysły i innowacyjne rozwiązania.

WYSK: Czy bycie kobietą w miejscu wciąż zdominowanym przez mężczyzn stawia przed panią jakieś wyzwania, czy może płeć nie gra tu roli?

AS: To stawia przede mną wiele wyzwań. Mężczyźni mogą trzymać się razem, przez co kariera kobiety-inżynierki może rozwijać się wolniej i może jej być trudniej. Różne tego przejawy widzę prawie codziennie. Bardziej liczy się to, kogo znasz, niż to, co wiesz. Niezwykle ważne jest, żeby kobiety pracujące w tym zawodzie robiły co w ich mocy, aby szkolić młode inżynierki i być dla nich wzorem, tak żeby miały one te same możliwości co mężczyźni. Ważne jest też, żeby instytucje oświatowe i firmy zachęcały kobiety do pracy jako wykładowczynie oraz do zajmowania stanowisk kierowniczych i żeby umożliwiały im taki rozwój. Dlatego zawsze staram się wspierać stażystki.

PRZYSZŁOŚĆ

WYSK: Sukces Curiosity to już przeszłość. Co dalej?

AS: Ostatnio zaproponowaliśmy przeprowadzenie doświadczenia z dziedziny fizyki kwantowej na pokładzie międzynarodowej stacji kosmicznej i nasz pomysł został zaakceptowany, więc prawdopodobnie w najbliższej przyszłości zacznę nad nim pracować jako główny inżynier. Pracuję także nad nanosatelitą na potrzeby misji na lodowy księżyc Jowisza, Europę, a także testuję spadochrony dla załogowego pojazdu badawczego.

Oprócz tego uczę projektowania statków kosmicznych na Wydziale Kosmonautyki Uniwersytetu Karoliny Południowej.

MTAyNHg3Njg,12684719_12685032

WYSK: Gdyby mogła pani zaplanować misję, nad realizacją której chciałaby pani pracować, na czym by ona polegała?

AS: Niestety, nie umiem wybrać tylko jednego zadania. Lądowanie na Wenus w celu sprawdzenia, czy występuje tam aktywność wulkaniczna, lądowanie na księżycu Saturna, Enceladusie, i zbadanie źródła smug lodowych drobinek, które widzimy z orbity oraz źródła potencjalnie organicznej materii albo lądowanie na Europie w poszukiwaniu życia w znajdującym się na jej powierzchni oceanie. W badaniach kosmosu najlepsze jest to, że praktycznie nie ma dla nas żadnych ograniczeń.

WYSK: Proszę opowiedzieć nam o projektach mających na celu zainteresowanie młodych ludzi badaniami kosmosu, w które jest pani zaangażowana poprzez biuro rzecznika Laboratorium Napędu Odrzutowego.

AS: Prowadzę wykłady dla uczniów/ennic. Biorę udział w targach pracy i spotkaniach w szkołach średnich. Uczę dzieciaki o badaniach Marsa, Wenus oraz o napędzie pojazdów kosmicznych. Opowiadam także szerokiej publiczności o NASA, Marsie i Wenus. Ze wszystkich sił staram się przyciągać ludzi, ponieważ to, co robimy, robimy dla nich. Uważam, że każdy jest zafascynowany badaniami kosmosu, więc mamy obowiązek dzielić się z ludźmi tym, co robimy.

WYSK: W czym upatruje pani przyszłość programu kosmicznego i badań kosmosu?

AS: Uważam, że czeka nas więcej bardziej wymagających misji, których realizacja będzie możliwa dzięki rozwojowi techniki. Wyruszymy dalej w przestrzeń kosmiczną i sprowadzimy na Ziemię więcej próbek, które będziemy badać. Wreszcie wyślemy ludzi na asteroidy i na Marsa. Przed nami wspaniała przyszłość, która sprawi, że kolejne pokolenia dzieci i dorosłych będą zafascynowane tym, jak ludzkość bada nieznane.

CZY WIESZ, ŻE?

Lądowaniu Curiosity 5 sierpnia 2012 roku na powierzchni Czerwonej Planety towarzyszyło mnóstwo emocji, ale niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że NASA wysłała łazik w tę długą (570 milionów kilometrów) podróż 8,5 miesiąca wcześniej, 26 listopada 2011 roku. Tak więc Curiosity podróżował w przestrzeni kosmicznej mniej więcej tyle czasu, ile trwa poczęcie i urodzenie dziecka.

SIEDEM MINUT STRACHU

27.08. 2012

Tłumaczenie: Katarzyna Płecha

design & theme: www.bazingadesigns.com