Nasreen Seikh: Wierzę w mądrość i siłę nepalskich kobiet

Opracowała: Aleksandra Kistowska

Notka biograficzna: Nasreen Sheikh urodziła się w wiosce na granicy Nepalu i Indii około 25 lat temu (w tej części Nepalu nie prowadzi się rejestru urodzeń i zgonów). Uciekła z niej w wieku około dwunastu lat do Katmandu, gdzie mieszkał jej brat. Miała możliwość zdobycia edukacji dzięki wsparciu ze strony starszego Amerykanina, z którym się zaprzyjaźniła. W wieku około czternastu lat założyła przedsiębiorstwo społeczne „Local Women’s Handicraft” pomagające kobietom w potrzebie. Od tego czasu pomogła około stu kobietom nabyć umiejętności związane z rękodziełem, aby mogły stać się niezależne finansowo. W 2016 r. założyła organizację pozarządową, której celem jest stworzenie centrów dla kobiet i dzieci, w których będą mogły uzyskać pomoc medyczną, wykształcenie i umiejętności niezbędne do samodzielnego funkcjonowania. Jej historia została opisana przez Forbes, Huffington Post, Cosmpolitan, Amnesty International, etc.

nasreen

Czy uważasz się bardziej za społeczną przedsiębiorczynię, czy raczej za działaczkę na rzecz praw człowieka?

NASREEN SEIKH: Jeszcze rok temu moje działania skoncentrowane były przede wszystkim na prowadzeniu, założonego przeze mnie i mojego brata, przedsiębiorstwa społecznego „Rękodzieło Lokalnych Kobiet” (Local Women’s Handicrafts – LWH) w Katmandu. Do tej pory byłam więc społeczną bizneswoman. Od ubiegłego roku stopniowo rozwijam swoje działania na nowej płaszczyźnie – podróżując i wygłaszając przemówienia na różnego rodzaju konferencjach. Za każdym razem opowiadam swoją historię oraz opisuję sytuację kobiet w Nepalu. Ponadto, w ubiegłym roku udało mi się, wraz z przyjaciółmi, założyć organizację pozarządową LOCWOM, w ramach której chcemy wzmacniać pozycję kobiet i dzieci w Nepalu oraz poza jego granicami. Tak więc stopniowo staję się również aktywistką na rzecz ich praw.

Co sprawiło, że postanowiłaś założyć LWH?

Kobiety w mojej rodzinie – moja babcia, mama, siostra, były bardzo uciśnione i nie miały wyboru, co do tego jak będzie wyglądać ich życie. Kiedy udało mi się uciec z wioski, w której dorastałam i zamieszkać u brata w Katmandu, pracowałam bardzo dużo – często od dziesięciu do czternastu godzin na dobę – szyjąc ubrania i akcesoria dla firm eksportowych w tzw. „sweat shop-ie” (przyp. autor. pojęcie używane dla określenia zakładu wyzyskującego tanią siłę roboczą).

Doświadczyłam wielu trudności w swoim życiu, a jednocześnie miałam odrobinę szczęścia, bo udało mi się również otrzymać edukację. W pewnym momencie uznałam, że nie chcę i nie będę pracować dla dużych firm nastawionych wyłącznie na zyski, lecz na własny rachunek, oraz na rzecz najbardziej uciśnionej mniejszości w Nepalu, jaką są kobiety. Moim celem było stworzenie miejsca, w którym kobiety – nie mające już prawie żadnej nadziei na poprawę swojego losu – będą mogły znaleźć pomoc i nabyć umiejętności, których sama wcześniej się nauczyłam (rękodzieło).

Zakładając LWH zainwestowałam pieniądze, które sama wcześniej zarobiłam. Kupiłam najpierw jedną, potem drugą i trzecią maszynę do szycia, wynajęłam lokal na sklep i tak ruszyliśmy. Nie zabiegałam o uzyskanie jakiejkolwiek darowizny z zewnątrz. Również teraz nie otrzymuję pensji za to, co robię. Utrzymuję się z naprawdę niewielkiej kwoty, a wszystkie zarobione pieniądze inwestuję w tę organizację.

Załóżmy, że jestem nepalską kobietą, która uciekła wraz z dzieckiem od męża, ponieważ doświadczyła z jego strony przemocy lub prześladowania. Nie posiadam żadnego wykształcenia. Jak możesz mi pomóc?

Po pierwsze, wsłuchuję się w twoją historię. Staram się pomóc ci w znalezieniu twojego własnego celu – tego, kim chcesz być. Zapomnij o swoim mężu i swojej przeszłości – najważniejsza jest teraz odpowiedź na pytanie, czego ty sama tak naprawdę chcesz. Czy chcesz zmienić swoje życie, słuchać swojego serca i intuicji, oraz siły, która jest w tobie, czy też naśladować kogoś innego? Staram się uświadomić ci, że masz wolną wolę.

Kolejnym krokiem jest pokazanie ci możliwości działania w LWH. Mamy tu różne sekcje, robienie biżuterii, wyszywanie, projektowanie, szycie, robienie na drutach, tkactwo. Najpierw obserwujesz, jak wykonuje się poszczególne czynności i starasz się odpowiedzieć sobie na pytanie, która z nich najbardziej ci odpowiada. Potem przechodzisz odpowiednie szkolenie i otrzymujesz niewielkie stypendium przez okres od sześciu do dwunastu miesięcy. Mieszkasz w społeczności innych kobiet, które znalazły się w podobnej sytuacji. W końcu zaczynasz pracować na siebie, stajesz się niezależna, odmieniasz swoje życie! Fakt, że nie masz formalnego wykształcenia, nie oznacza, że nie jesteś w stanie niczego zrobić ze swoim życiem.

Jestem bardzo szczęśliwa, bo wkrótce ukończymy budowę ekologicznego domu dla stu kobiet, które do tej pory przeszkoliliśmy. Dom ten pełnić będzie jednocześnie funkcję centrum szkoleniowego i zakładu produkcyjnego. Niestety, nie jesteśmy w stanie znaleźć miejsca i pracy dla wszystkich kobiet, które do nas trafiają. Dlatego chcemy stworzyć indywidualne biznes plany dla tych kobiet. Każda z nich będzie posiadać konkretne umiejętności, co ma jej umożliwić tworzenie swoich własnych projektów. Będziemy je wspierać poprzez umieszczenie ich produktów na naszej stronie internetowej.

W 2016 roku założyłaś organizację pozarządową „LOCWOM”. Jakie są główne cele i obszary jej działań? Na jakim etapie jest ten projekt?

Chodzi nam przede wszystkim o wzmocnienie pozycji kobiet i dzieci poprzez stworzenie sieci ośrodków, w których będą one mogły nabyć wiedzę oraz umiejętności do samodzielnego funkcjonowania. Chcemy również założyć punkty, w których będą mogli uzyskać pomoc medyczną oraz hodować zioła. Jest to jednak dość kosztowny zamysł, a nasze środki na chwilę obecną niewystarczające, aby wcielić w życie wszystkie nasze pomysły.

Z kim pracujesz na tym projektem?

Z moimi dobrymi przyjaciółkami z różnych państw, które wcześniej pracowały w Nepalu jako wolontariuszki. Kilka z nich było również wolontariuszkami w LWH. Wszystkie były zainspirowane tym, co robimy i chciały rozwinąć tę ideę, więc postanowiłyśmy założyć wspólnie LOCWOM.

Co jest dla Ciebie największym wyzwaniem na obecną chwilę?

Chciałabym założyć centrum szkoleniowe dla kobiet z wioski, z której pochodzę. Jest to mała miejscowość, w której wciąż dominuje patriarchalny model społeczeństwa, a kobiety nie mają nic do powiedzenia. Ten projekt wydaje się prawie niemożliwy, ale czuję, że z pomocą innych kobiet, jestem w stanie to zrobić. Sądzę, że kobiety z tych małych wiosek powinny zostać wysłuchane i uświadomione, że mają możliwość wyboru, jak będzie wyglądać ich życie. Nie chodzi więc o to, by przekazywać im środki finansowe, ale by dać im tę świadomość i wyposażyć w konkretne umiejętności. Jestem przekonana, że te kobiety mają w sobie ogromy potencjał, mądrość i siłę, które – jeśli tylko zostaną uruchomione – mogą doprowadzić do prawdziwej zmiany społecznej w Nepalu. To jedno z moich największych marzeń. Jednocześnie powrót do wioski, z której uciekłam (w wieku około dwunastu lat) jest czymś czego się najbardziej obawiam. Bardzo boję się wrócić do społeczności, z której pochodzę, ponieważ ci ludzie nie rozumieją i nie akceptują tego, co obecnie robię. Według kultury, w której dorastałam, powinnam wyjść za mąż, mieć dzieci i wieść tak zwane „normalne” życie. Tak naprawdę, to każdy krok na mojej własnej drodze jest dla mnie wyzwaniem, ale za to niesamowitym wyzwaniem.

Zrzut ekranu 2017-03-16 o 13.47.31 2

Ostatnio zaczęłaś podróżować i wygłaszać mowy w Australii, USA, Wielkiej Brytanii, Irlandii – jak to się wszystko zaczęło? Na jaki temat są te mowy?

Kilka miesięcy temu jedna z moich przyjaciółek podesłała mi informację o możliwości zapisania się na konferencję, na której mogłabym opowiedzieć o tym, co robię. Tematyka konferencji dotyczyła tego, jak przezwyciężać swoje lęki. Historie miały być prawdziwe i motywować innych do własnego rozwoju. Było około pięciuset chętnych, wśród których wybrane miały zostać trzy kobiety. Jakimś cudem wybrano właśnie mnie! Po pierwszym przemówieniu w Chicago zostałam poproszona o opowiedzenie swojej historii w Londynie (Fundacja Aspire), które poszło naprawdę świetnie! Potem otrzymałam kolejne zaproszenie na Uniwersytet w Irlandii. Gdziekolwiek opowiadam moją historię, dostaję następne zaproszenie, aby opowiedzieć o niej w innym miejscu. Ostatnio zaproszono mnie do Belgii, aby przemawiać na spotkaniu Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Podróżując i odwiedzając rozwinięte kraje, takie jak USA, czy Wielka Brytania zauważyłam, że ludzie często są tu bardziej samotni – jest wprawdzie dużo rzeczy, ale nie ma czegoś takiego jak społeczności. Na pierwszy rzut oka ludziom wydaje się więc, że są wolni, ale odnoszę wrażenie, że tak naprawdę są kontrolowani przez korporacje. Nawet jeśli ktoś chce otworzyć swój własny biznes, to nie ma na to szansy, bo duże korporacje oferują bardzo tanie produkty i trudno jest z tym konkurować. Dla mnie jest to rodzaj współczesnego niewolnictwa. Wierzę w społeczności, w których każda jednostka może wnieść swój indywidualny wkład.

W swoich przemówieniach często poruszasz wątek przezwyciężania lęku.

Kiedy po raz pierwszy podzieliłam się moją historią z publicznością, ludzie mówili mi potem, że poczuli w sobie siłę, ponieważ jej przesłanie nie dotyczy tylko jednej dziewczyny, ale możliwości pokonywaniu strachu i ulepszania świata, w którym żyjemy, jeśli tylko posłuchamy swojej intuicji i pójdziemy za jej głosem. Niestety, nasze społeczeństwo nie uczy nas słuchania tego głosu i odkrywania tego, kim naprawdę jesteśmy, ponieważ gdybyśmy tylko zdali sobie sprawę z tego, jak ogromny tkwi w nas potencjał, nie można by nas dłużej kontrolować. Czuję, że ludzie – niezależnie od szerokości geograficznej – są pod pewnymi względami podobni, chcemy robić dobre rzeczy, ale czasem mamy do czynienia z tak zwanym praniem mózgu i w efekcie zachowujemy się inaczej. Sporo zależy od sposobu wychowania i edukacji, jaką otrzymaliśmy, kiedy byliśmy dziećmi. Postrzegamy świat zazwyczaj w taki sposób, jaki został nam przekazany we wczesnych latach. Na szczęście są też takie jednostki, które jakiś niezwykłym zrządzeniem okoliczności, pomimo że ich dzieciństwo było naprawdę trudne, okazują się być niezwykłymi osobami. Nie wiem, od czego to zależy.

No właśnie, mając na uwadze Twoje doświadczenia i przemoc wobec kobiet, której byłaś świadkiem, zastanawiam się, co doprowadził cię do uznania, że tego typu zachowania – mimo, iż powszechne w kulturze, w której dorastałaś – są nie do zaakceptowania?

Wydaję mi się, że każdy z nas ma wolną wolę i nawet w trudnych warunkach możemy podejmować mądre decyzję, by zmienić coś, co nam nie odpowiada. Duży wpływ na mój rozwój miał również mój „Nauczyciel”, którego spotkałam jako dwunastoletnia dziewczynka. Do tej pory jest on dla mnie niezwykle inspirującą osobą.

Wróćmy zatem do początków twojej historii. Jak wspominasz swoje dzieciństwo?

To dla mnie bardzo emocjonalny temat. Za każdym razem, kiedy pomyślę o wiosce, z której pochodzę, całe moje ciało ogarnia wielki smutek. Pamiętam, że kiedy byłam małym dzieckiem, moja ciocia została zamordowana przez swojego męża. Cała wieś o tym wiedziała. Zgodnie ze zwyczajem panującym w naszej wiosce, kiedy ktoś umiera, wzywani są wszyscy jego krewni, a ceremonie pogrzebowe trwają dzień lub dwa, ale w jej przypadku były to tylko dwie lub trzy godziny. Nie chciano, aby ta wiadomość się rozniosła, więc pochowano ją bardzo szybko. A miała tylko dwadzieścia sześć lat i była pełna życia.

Kiedy miałam sześć czy siedem lat, widziałam jak jedna z kobiet podpaliła się w akcie samobójczym. Jeszcze przez tydzień konała w bólach z powodu rozległych poparzeń na całym ciele. Zrobiła to, ponieważ mąż ją prześladował. Chciałam pójść ją odwiedzić, ale moja matka mi na to nie pozwoliła. Widziałam również, przez co przechodziła moja starsza siostra, kiedy została zmuszona do małżeństwa. Bardzo chciała się uczyć, ale nie pozwolono jej na to. Cały czas płakała, a jeszcze jako mała dziewczynka nie mogłam zrozumieć, dlaczego się smuci. Wydawało mi się, że powinna się cieszyć tym, że będzie miała rodzinę. Potem miała bardzo duże problemy w swoim małżeństwie. Z tego powodu straciła głos i została umieszczona w zakładzie dla głuchoniemych. Strasznie mnie boli, że straciłam starszą siostrę.

Podobny los spotykał wiele innych kobiet, w tym moje kuzynki, czy przyjaciółki. Kiedy tylko skończą szesnaście lat, są wydawane za mąż, zazwyczaj za mężczyznę, z którym nic ich nie łączy. Nie mogą więc same podejmować decyzji, które mają wpływ na ich całe życie. W mojej kulturze panuje przekonanie, że dla kobiety mąż jest jednocześnie jej przeznaczeniem – jeśli jest dla ciebie dobry i cię nie bije, to widocznie masz dobrą karmę, jeśli nie, to masz pecha i musisz nauczyć się z tym żyć. Niedługo po ślubie masz urodzić swojemu mężowi dziecko, mimo że sama nadal jesteś jeszcze dzieckiem. Jesteś kobietą, więc musisz zachowywać się w określony sposób – taki komunikat przekazywany jest kolejnemu pokoleniu i tak bez końca. I nikt tego jeszcze nie przerwał.

Jestem pierwszą kobietą w historii Nepalu, której udało się uniknąć aranżowanego małżeństwa. Podobno w 2013 roku udało się to jeszcze jednej dziewczynie. Jakimś przedziwnym i szczęśliwym zbiegiem okoliczności udało mi się otrzymać wykształcenie i nabyć umiejętności, które sprawiły, że byłam w stanie dostrzegać możliwości zmiany tego wszystkiego. Zawsze czułam, że mam za sobą wsparcie jakiejś wyższej siły oraz odpowiednich ludzi, by móc dokonać zmiany. Zawsze starałam się słuchać swojego serca, swojej intuicji i podejmować właściwe wybory. Oczywiście, robiąc to, odczuwałam ogromny strach i często płakałam, ale pomimo tego, zawsze podążałam za tym, co czułam, że jest właściwe.

Zrzut ekranu 2017-03-16 o 13.47.21 2

Czy brat wspierał cię w twoich decyzjach? 

Tak, był i jest przy mnie w najtrudniejszych chwilach. Także wtedy, kiedy jako osiemnastoletnia dziewczyna walczyłam o to, by nie zostać wydana za mąż wbrew swej woli. Sam niestety został zmuszony do małżeństwa z kobietą, której nie kocha, więc doskonale wiedział, z czym musiałabym się mierzyć, gdyby spotkał mnie podobny los. To on nauczył mnie szyć i to u niego mieszkałam, kiedy uciekłam z wioski. Dzięki jego wsparciu jestem teraz tu, gdzie jestem.

A co z twoimi rodzicami?

Oboje są przeciwni temu, co zrobiłam. Nie chcą ze mną rozmawiać. Prawie cała moja rodzina nie chce mnie znać.

Kto jest więc dla ciebie najważniejszą osobą w życiu?

Na pierwszym miejscu jest mój brat. Zaraz po nim Lesslie St. Jhon – mój „Nauczyciel” i przyjaciel. Spotkałam go w jednym z najbardziej trudnych momentów w moim życiu. Po jakimś czasie życia w Katmandu z moim bratem dowiedziałam się, że muszę wrócić do wioski, bo mój brat stracił pracę i nie jest w stanie dłużej mi pomagać. Kiedy się o tym dowiedziałam, byłam załamana. Bardzo dużo się wtedy modliłam i prosiłam, aby stało się coś, co pozwoli mi zostać w Katmandu. Miałam w sobie naprawdę ogromne pragnienie, aby pójść do szkoły, mieć swój własny mundurek i zdobywać wiedzę. Każdego ranka, około szóstej trzydzieści siadałam na krawężniku i patrzyłam na uczniów zmierzających do szkoły. To był dla mnie bardzo piękny widok. Pewnego razu, kiedy tak patrzyłam, poczułam coś mokrego i zimnego na swojej ręce. Spojrzałam w dół i okazało się, że obwąchuje mnie pies! Przestraszyłam się go, bo w mojej wiosce uczono mnie, że nie można dotykać psów. Za zwierzęciem pojawił się jego właściciel, który powiedział: „Nie bój się, to prawie mój syn” (śmiech). Kiedy powiedział, żebym do niego podeszła, chwyciłam go za dłoń i powiedziałam: „Wujku, czy możesz mnie uczyć?” Nie mam pojęcia dlaczego akurat te słowa przyszły mi wtedy do głowy. Mężczyzna był bardzo poruszony tym, co i w jaki sposób do niego powiedziałam. Poczuł, że było to niesłychanie czyste i niewinne – takie intuicyjne pragnienie dziecka. Nie poprosiłam przecież o pieniądze, ale o możliwość nauki. Tak właśnie spotkałam mojego obecnego „Nauczyciela”.

Jakie są przejawy dyskryminacji kobiet w Nepalu z twojej perspektywy?

Przede wszystkim jest ogromny rozdźwięk pomiędzy tym, co jest napisane w Konstytucji, a rzeczywistością. Społeczne przekonania na temat kobiet, takie jak „dom, którym rządzi kobieta, na pewno upadnie”, czy „żona jest kurzem na stopie męża”, mają swe korzenie głęboko w kulturze i tradycjach. Już od dzieciństwa dziewczynki mają utrudniony dostęp do edukacji, a tylko garstka kobiet pracuje jako przedsiębiorczynie.

Tematem tabu w Nepalu wciąż jest miesiączka. Kiedy kobieta ma miesiączkę, musi oddalić się od swojej społeczności, nawet jeśli żyje w mieście. Ostatnio szłam ulicą w Katmandu i na drzwiach restauracji dostrzegłam napis: „Jeśli masz okres, nie wchodź do restauracji!” Czy możesz w to uwierzyć? Nawet ja nie mogłam w to uwierzyć.

No i jest jeszcze główny problem związany ze zwyczajem polegającym na tym, że rodzina panny młodej – w zamian za to, że może ona dostąpić zamążpójścia – jest zobowiązana do złożenia rodzinie pana młodego posagu, czyli po prostu zapłacenia konkretnej sumy pieniędzy. Dlatego narodziny córki nie są powodem do radości w nepalskiej rodzinie. Wiążą się z tym ogromnie obciążającym obowiązkiem finansowym w przyszłości wobec rodziny pana młodego. Cały ten system jest naprawdę trudno zmienić, bo wynika z wielowiekowej tradycji. Wierzę jednak, że jako ludzkość jesteśmy częścią natury, a natura musi ewoluować. I że małymi krokami, poprzez edukację i zmianę świadomości, doprowadzimy kiedyś do jego zmiany.

Jak funkcjonują, w twojej ocenie, ruchy kobiece w Nepalu?

Ze swojej perspektywy mogę powiedzieć tylko tyle, że kiedy walczyłam o to, aby nie zostać zmuszona do aranżowanego małżeństwa, zwróciłam się o pomoc do kilku pozarządowych organizacji kobiecych w Katmandu. Jednak żadna z nich nie była w stanie albo po prostu nie chciała mi pomóc. Ostatecznie pomógł mi mój brat, mój „Nauczyciel” oraz moi przyjaciele. Tak więc, w moim przekonaniu, większość organizacji pozarządowych w Nepalu prowadzona jest przez osoby, którym wcale nie zależy na realnej zmianie społecznej i pomocy kobietom, lecz na ich kontroli. Oczywiście nie wszystkim, ale niestety w swoim życiu trafiłam akurat na takie.

Ruch kobiecy w Nepalu pomału raczkuje. To dopiero początek.

Jak można wesprzeć to, co robisz?

Są trzy sposoby. Pierwszy, to zakup wytwarzanych przez nas (LWH) – zgodnie z zasadami sprawiedliwego handlu (fair trade) – produktów, takie jak ubrania, czy torby i plecaki. Można też wesprzeć nas finansowo w formie darowizny. Ponadto, nadal poszukujemy osób, które chciałyby zostać kierownikami sprzedaży i zarządzania w przedsiębiorstwie społecznym LWH. Można też zostać członkiem_członkinią zarządu naszej organizacji pozarządowej LOCWOM, wpierając nas jako wolontariusz_wolontariuszka. Jeśli chodzi o LOCWOM, to jesteśmy dopiero na początku naszej działalności i szukamy kierowników projektów oraz członków zarządu, którzy chcieliby być częścią tego, co robimy.


Więcej informacji:
Indiegogo


Korekta: Monika Mioduszewska-Olszewska

design & theme: www.bazingadesigns.com