Wieczorkiewicz: Himalaizm a feminizm. Komu wolno więcej?

Patrycja Wieczorkiewicz

Czy matka, która mając wybór pomiędzy pokryciem kosztów dalekiej wycieczki, a utrzymaniem rodziny, wybiera to pierwsze, jest godna potępienia, czy jesteśmy w stanie zaakceptować jej wybór?

źródło: martyna.pl

,,Straciliśmy pracę, padła nasza branża. Kasę na wyjazd mamy, ale nic więcej. Jak załatwiałem formalności paszportowe, to po Warszawie chodziłem na piechotę, bo nie miałem na bilet. Wcześniej mieliśmy minimum pieniędzy, by pojechać, ale też zostawić coś rodzinie. Stanęliśmy przez dylematem: wyjechać i zostawić rodzinę bez kasy czy szukać pracy? A przecież tyle osób nam pomogło, byśmy mogli jechać na tę Nangę. Co poświęcić, kogo zawieść?’’ – to słowa Tomasza Mackiewicza wypowiedziane w 2014 roku do dziennikarza Dużego Formatu. Stając w obliczu tego jakże trudnego wyboru, Mackiewicz postanowił zawieść rodzinę. A konkretnie: dwójkę małych dzieci z pierwszego małżeństwa i kilkuletnią córkę z drugiego. Jak postanowił, tak zrobił. Wyruszył w skrajnie niebezpieczną wyprawę, której zwieńczeniem miało być zdobycie ośmiotysięcznika Nanga Parbat. Na szczyt nie dotarł, jednak tym razem bezpiecznie wrócił do domu.

Tomasz Mackiewicz sprzeciwiał się komercjalizacji gór, co szlachetne i romantyczne. Powszechnie wiadomo, że himalaizm dawno temu zamienił się w wyścig zbrojeń, polegający na pozyskiwaniu bogatych sponsorów.

Mackiewicz szczyty zdobywał przy pomocy najtańszego sprzętu, nie miał odpowiedniego ubezpieczenia ani nawet skończonego kursu trekkingowego. Nie tylko nie chciał na swojej pasji zarabiać, lecz również nie szukał sponsorów, którzy byliby gotowi pokryć koszty kolejnych wypraw. Pracował w katowickiej hucie, zajmował się czyszczeniem chłodni i pokrywaniem jej cynkiem. Ostatnie lata, razem z drugą żoną i dzieckiem spędził w Irlandii.

O ile fetyszyzowanie ryzyka to szkodliwy zabieg, nie mniej ohydne wydaje mi się martwienie się zza ekranu komputera o to, ile osób naraziło życie ,,dla jakiegoś idioty” w kontekście brawurowej akcji ratunkowej i wszelki szkalunek oparty na podobnych założeniach. Himalaiści i himalaistki regularnie narażają życie. Pod tym względem panuje wśród nich równość – w pełni zgadzam się z tymi słowami Dominiki Dymińskiej (w tym miejscu pragnę usprawiedliwić fakt, że wzięła Mackiewicza w obronę – nie miała pojęcia o jego problemach z płaceniem alimentów). Szanuję pasje, również te, które wiążą się z ciągłym narażaniem życia. Zakładam też, że kobieta wiążąca się z himalaistą zdaje sobie sprawę z faktu, że partnera będzie widywać rzadko i z dużym prawdopodobieństwem przedwcześnie go pochowa. Tak, kobiety godzą się na takie układy i należy ich decyzje szanować. W przytłaczającej większości to kobiety poświęcają własne kariery, by mężczyzna mógł realizować pasje. Jednak tak, jak należy respektować indywidualne wybory, tak trzeba zastanowić się nad powszechnością tego zjawiska i nad tym, jak reagujemy na podobne sytuacje w zależności od płci osób, których dotyczą.

O prywatnym życiu Tomasza Mackiewicza wiemy niewiele i nie mamy prawa jednoznacznie stwierdzać, czy był alimenciarzem, złym czy dobrym ojcem. Warto się jednak zastanowić, jaka byłaby reakcja opinii publicznej na wiadomość, że matka trójki małych dzieci wyruszyła w niebezpieczną, wielomiesięczną podróż, świadomie podejmując dodatkowe ryzyko wynikające z braku odpowiedniego sprzętu i przygotowania, nie zapewniając im przy tym środków do życia. Nawet, jeżeli wszystko przebiegało za zgodą stron, nadal jest to skrajnie patriarchalny układ, w którym to kobieta ponosi odpowiedzialność za potomstwo, a mężczyzna jest wolny od zobowiązań. Lub przynajmniej częściowo się z nich nie wywiązuje.

Przykładem może być choćby Martyna Wojciechowska, na którą za każdym razem, kiedy powiadomi opinię publiczną o planowanej górskiej wyprawie, wylewa się wiadro pomyj. Kto zostaje z jej kilkuletnią córką? Czy to nie egoistyczne? Przecież może nie wrócić i osierocić dziecko!

Himalaistek jest nieporównywalnie mniej, niż himalaistów i szczerze wątpię, że rozbieżność ta wynika wyłącznie z wydolności fizycznej. Kobieta, która decyduje się na wielomiesięczny wyjazd, narażając dzieci na półsieroctwo, nie może liczyć na społeczną akceptację – mężczyzna wręcz przeciwnie. Ona będzie wyrodną matką, on spełniającym się, odważnym pasjonatem. Wyobrażam sobie też, że nie ma wielu mężczyzn, którzy byliby gotowi na pół roku zostać w domu z dziećmi, podczas gdy partnerka świadomie narażałaby życie na innym kontynencie.  Być może, zamiast linczować kobietę na równi z mężczyzną, najlepiej byłoby pożegnać się z wizją cierpiętniczego rodzicielstwa, które równa się z brakiem możliwości samorealizacji? A może słusznie byłoby uznać, że posiadanie potomstwa zobowiązuje do wyrzeczeń tak matkę, jak i ojca i narażanie dzieci na utratę jednego z rodziców świadczy o egoizmie i braku odpowiedzialności?

Czy matka, która mając wybór pomiędzy pokryciem kosztów dalekiej wycieczki, a utrzymaniem rodziny, wybiera to pierwsze, jest godna potępienia, czy jesteśmy w stanie zaakceptować jej wybór?

Jeżeli mamy mówić o równości w sportach ekstremalnych, powinniśmy odpowiedzieć sobie na te pytania. Nie wyrokujmy więc w sprawie sytuacji rodzinnej Tomasza Mackiewicza, bo może być bardziej skomplikowana, niż wynika z medialnych doniesień. Przemyślmy jednak zjawisko, przyjrzyjmy się reakcjom opinii publicznej i przemyślmy własny odbiór poszczególnych sytuacji z punktu widzenia równości płci.

design & theme: www.bazingadesigns.com