Werner: Mięso kobiet

Igor Werner
Korekta: Grzegorz Stompor

Otwieram dziś FB i pierwszą rzeczą, jaką widzę, jest naga kobieta z książką. Początkowo myślałem, że to reklama. W końcu dziś niemal wszystko, na wszelki wypadek, reklamuje się o ile nie nagą czy półnagą, to ubraną cokolwiek wyzywająco kobietą (w dalszym ciągu nie mam pojęcia, jak się ma dziewczyna w mini i z półotwartymi ustami do reklamy terakoty czy płytek kuchennych), żeby bardziej rzucało się w oczy. I to chyba raczej nie kobietom…

2 (1)

Ilustracja Patricija Bliuj-Stodulska

Chociaż kobiety też przecież kupują terakotę i płytki, prawda? A jakoś nigdy nie widziałem, żeby reklamował je roznegliżowany facet (nie to, że bardzo bym chciał, ale czy to nie jest zastanawiające?). Wracając jednak do nagiej kobiety z książką na FB… Nie była to reklama, ani też żadne ze znanych mi dzieł sztuki, ale zapowiedź inicjatywy Naked Girls Reading. Rozumiem, czytanie jest ważne. Wszelkie inicjatywy zachęcające do czytania są szlachetne, ale czy trzeba koniecznie się przy tym rozbierać? Swoją drogą, czy istnieje odpowiednik męski tej inicjatywy, jak Naked Boys Reading? Chyba nie. I nie sądzę, żeby istniał. No, chyba że dla żartu. Ale w inicjatywie Naked Girls Reading nie o żart chodzi, a o poważną sprawę. Czy do każdej poważnej sprawy naprawdę trzeba się rozbierać, żeby została zauważona?

Zaczyna mi to przypominać mechanizm działania reklamy terakoty, tyle że reklama terakoty raczej nie jest poważną sprawą. Reasumując, nagości używa się w mniej lub bardziej ważnych sprawach, żeby sprawa w ogóle została zauważona. Dobrze to rozumiem? Tylko czy ja chętniej kupię rzeczoną terakotę, bo z folderu albo billboardu zacznie zerkać na mnie niekompletnie ubrana kobieta? Nie. Kupię ją tak czy siak, bo jest mi potrzebna. Przepraszam, ale czy twórcy tych reklam naprawdę myślą, że jesteśmy tak głupi? My, mężczyźni. Bo jak już wspominałem, nie sądzę, żeby kobiety były wizerunkiem półnagiej pani bardziej zachęcone do zakupów. Chyba powinienem się w tym momencie poczuć urażony, że ktoś ma mnie za aż tak głupiego, że wydam dwa razy więcej kasy na kiepskiej jakości terakotę tylko dlatego, że proponuje mi ją kobieta, która ma zgrabne nogi albo duży biust. Co ja mówię! Ja powinienem się czuć urażony? Nie ja, ale my! My, mężczyźni. Ale nie słyszałem, żeby jakiś mężczyzna głośno się na to skarżył albo postulował, żeby takie reklamy przestały się pojawiać.

A skoro wciąż się pojawiają, to znaczy, że jest na nie zapotrzebowanie. A skoro jest zapotrzebowanie, to znaczy nic innego, jak tylko to, że mężczyźni wolą jakąkolwiek terakotę, byle tylko reklamowała ją kobieta w bikini. Nawet jeśli się okaże, że to nie terakota, a styropian… Jeśli tak, to przepraszam. Miałem zdecydowanie lepsze zdanie o mojej płci.

Zastanawiam się, czy gdyby ktoś tak myślał o kobietach, to czy to też by się sprawdziło. Wyobraźmy sobie kobietę, która idzie rano do sklepu po mleko dla dziecka i ma dylemat, czy wybrać mleko z półnagim mężczyzną w erotycznej pozie na opakowaniu, czy te z krową na łące. Jestem pewien na 99 proc., że kobieta wybierze te, które jest lepsze dla jej dziecka i żaden, nawet najatrakcyjniejszy i najbardziej roznegliżowany mężczyzna jej nie przekona (ten jeden procent zostawię sobie na wszelki wypadek, gdyby jednak którąś zachęcił). Skąd mam tę pewność? Nie, nie prowadziłem żadnych statystyk. Tak na chłopski rozum: gdyby miało to jakikolwiek sens i przekładało się na zyski, to na każdym produkcie spożywczym albo kosmetycznym znajdowałby się jakiś Georege Clooney w bieliźnie. Albo i bez. A niczego takiego nie widziałem. Wniosek z tego taki, że owszem, obie płcie posiadają mózg, ale tylko kobiety tam, gdzie trzeba. Przykro mi, ale tak to właśnie widzę.

Wracając jednak do naszej rozebranej pani z książką i zrzucania ubrań w imię wyższych racji. Mam pytanie: czy Gandhi albo Dalaj Lama się rozbierali, żeby coś ważnego powiedzieć światu? Żeby zostać zauważonym? Chyba nie. Przynajmniej internetowi nic na ten temat nie wiadomo (już słyszę ten rechot: kto by chciał oglądać nagiego Dalaj Lamę?). Czy Barack Obama się rozbiera, kiedy mówi o walce z terroryzmem (ciekawe, czy tu nie usłyszałbym przypadkiem: a mógłby…)? Nie. Nie rozbiera się. A mógłby przecież, prawda? Bo wtedy – zgodnie z myśleniem producentów terakoty albo płytek kuchennych – na pewno wszystkie oczy zwróciłby się na niego. Tyle, że oczy wszystkich i tak są zwrócone na niego. Nawet kiedy mówi przez radio.

Czym zatem różnić się będzie czytanie nagich dziewczyn od czytania ubranych dziewczyn? Niczym. Czytanie jest czytaniem. A przecież o czytanie tutaj chodzi, prawda? Po co je więc rozbierać? Zaraz usłyszę: a czemu w takim razie ich nie rozbierać, skoro to żadna różnica? Ano może po prostu po to, żeby przestać patrzeć na kobietę jak pies na kawał surowego mięsa. To mięso żyje. Ma mózg. Mówi. Myśli. Czuje. Jest czyjąś córką, siostrą, narzeczoną, matką. Swoją drogą, jestem ciekaw, jak kształtuje się podczas takiego czytania układ płci na widowni? Ile kobiet idzie oglądać (sic!) to czytanie, a ilu facetów? Nie mówię, że każdy facet, który idzie na to wydarzenie, robi to dla gołej pani, ale czy ci, którzy idą tylko dla gołej pani, poszliby równie chętnie, gdyby nago czytała ich dziewczyna, siostra, bratanica albo matka? I jeszcze podkreślaliby, jak ważne to jest dla sprawy? Spytajcie się panowie samych siebie. Jeśli wasza odpowiedź brzmi „tak”, to nie ma wam już nic do powiedzenia.

Mam za to dość. Mam dość załatwiania wielu rzeczy takim sposobem. Czy naprawdę wszystko można załatwić nagością? I czy tym, którzy (a właściwie które) to robią, naprawdę wydaje się, że ktoś zobaczy tam coś istotnego, oprócz nagich piersi czy pośladków? Ktoś powie: przecież nikt ich nie zmusza. Ok. Tylko niech nikt mi nie wmawia, że dzięki temu mówimy coś więcej (głośniej) o świecie, bo jak pokazuje historia, można takie sprawy załatwiać w ubraniu. Nie bardzo rozumiem intencji tych pań. Czy to głos desperacji (jak się rozbierzemy, to może ktoś nas w końcu zauważy), czy może wyrachowania (ciemny facet to kupi)?

Drogie panie (oczywiście, te panie, których to dotyczy): jak widać, większość facetów to kupi. Kupi z olbrzymią przyjemnością. Bo to, co uważacie za wyzwolenie w kwestii obyczajowości, tak naprawdę jest kontynuacją trwającego od dawien dawna zniewolenia. Im chętniej się rozbieracie, im chętniej atakujecie swoją seksualnością, tym większą przyjemność sprawiacie facetom (a przynajmniej tym, którzy uwielbiają reklamę terakoty z kobietą w bieliźnie, a tych – sądząc po mnogości podobnych reklam – musi być sporo, skoro interes się kręci). A nawet jeszcze większą niż kiedyś, bo jesteście coraz łatwiejszym i bardziej dostępnym celem i nikogo nie obchodzi, po co to robicie. Najważniejsze, że robicie. Facet już nawet nie musi się wysilać, bo podajecie się jak na srebrnej tacy. Jak mięso na srebrnej tacy.

Pół biedy, jeśli kobieta zdaje sobie z tego sprawę. Jeśli używa świadomie swojej nagości czy seksualności ze wszelkimi tego konsekwencjami. Ale nie każda to wie. Nie każda dziewczyna wie, że nie musi się rozbierać przed kamerą internetową albo wysyłać (pół)nagich zdjęć, żeby zainteresować sobą mężczyznę. Nie każda wie, że nie musi występować w dekolcie po pępek, wkładać mini i szpilek na pierwszą randkę, żeby była to udana randka. Pomyślmy o tych, którego tego nie wiedzą. Albo o tych, które wiedzą, ale boją się, że jak nie wyślą nagich selfie albo jak pójdą na randkę w jeansach i podkoszulku, to facet nie będzie chciał ich znać. To nie powinien być wasz problem, drogie panie. To problem wyłącznie tego faceta, który to na was wymusza. I takiego faceta chyba nie warto znać. A już na pewno nie warto robić dla niego czegoś wbrew sobie. Nie, nie jestem seksistą. Ani męskim szowinistą. Ani panem i władcą, który uważa, że kobieta powinna iść trzy kroki za mężczyzną. Jestem facetem, który szanuje kobiety i przykro mu patrzeć, kiedy ich nagość jest wykorzystywana na prawo i lewo, zupełnie bez sensu. Czuję się jak chrześcijanin na widok wizerunku Jezusa na opakowaniu parówek albo muzułmanin oglądający Mahometa na puszce piwa.

Nie, nie wierzę w to, że nagość kobiet czytających książki zwiększy czytelnictwo w kraju. Dlaczego? Odpowiem za pomocą takiej oto anegdoty. Podczas słuchania w radio wiadomości na temat kolejnego aresztowania dziewczyn z FEMENU, o których wiadomo, że są aktywistkami topless, mój kolega z pracy spytał w końcu: O co właściwie im chodzi? Zacząłem tłumaczyć. Kolega przerwał mi w pół zdania i rzucił od niechcenia: „A niech robią, co chcą, byle z gołymi cyckami”. I to by było na tyle*.


Tytuł pochodzi z wiersza Brunona Jasieńskiego o tym samym tytule.

*Przepraszam wszystkich Bogu ducha winnych producentów terakoty i płytek kuchennych, ale musiałem znaleźć jakiś abstrakcyjny przykład.

design & theme: www.bazingadesigns.com