Dzieciuchowicz: W piosence „Goń” Nosowska się myli. To nie apel do bitych kobiet, a victim blaming

Iga Dzieciuchowicz


Bitej i wyzywanej żonie posła Piaseckiego „najwyraźniej się to podobało”. Pobita przez znanego trenera sztuk walki dziewczyna „dostała, co chciała, chyba jej się należało”, zamordowana przez więźnia na przepustce młoda matka była „idiotką, która wzięła sobie typa z kryminału i czego się spodziewała?”. Została uduszona wraz z trzyletnim synem. Komentarze pod artykułami o przemocy domowej i jej tragicznych skutkach nie pozostawiają złudzeń – społeczeństwo uważa, że same jesteśmy sobie winne, wystarczy przecież odejść. Szkoda, że Katarzyna Nosowska legitymizuje ten przekaz w swojej nowej piosence „Goń”.

Katarzyna Nosowska, materiały prasowe

Nosowska śpiewa: „Dlaczego pozwalasz osiłkowi przy dzieciakach się prać? /Widzisz sufit i ryczysz bez dźwięku, kiedy przychodzi noc/ Gdy cię ciałem dociska do łóżka, bierze swoje ten cham/ […] Czemu tkwisz w dybach lęku w tej celi, którą stał się wasz dom?/ Choć przeraża cię zmiana, bierz dzieci i nogi za pas/ Kto ci zabroni? Kto? No kto? Goń, goń, goń dziewczyno!”

Natalia Waloch pisze w swoim felietonie w „Wysokich Obcasach”, że bliżej jej do opinii kobiet, którym „Goń” przypomina o własnej sprawczości. „Niektóre kobiety dowodzą, że takie stawianie sprawy jest nieuczciwe i okrutne wobec ofiary, której do całego cierpienia dokłada się poczucie winy za własną słabość. Inne przekonują, że w istocie sama ofiara musi zdobyć się na pierwszy krok, by wyrwać się z chorego układu, a do tego doprowadzić może tylko uświadomienie sobie, że jest się odpowiedzialnym za swoje życie. Bliżej mi do tych drugich. Może dlatego, że jestem osobą, której solidny kop w tyłek zawsze pomagał bardziej niż głaskanie, i że poczucie swojej siły umiem wywieść tylko z własnej sprawczości. W „Goń” Nosowska po prostu dosadnie przypomina mi, że w pewnych sprawach jesteśmy w życiu sami i gdy nie mamy znikąd pomocy, oparcie można znaleźć tylko w sobie”.

Ten „kop w tyłek” w rozważaniach o przemocy domowej brzmi tu nie na miejscu. Nosowska i Waloch pomijają to, co jest najtrudniejsze w pomocy osobom doświadczającym przemocy – aspekty cyklu przemocy i psychicznych uwarunkowań, które są przyczyną współuzależnienia ofiar od sprawców (m.in. głęboki syndrom PTSD, niska samoocena, strach przed zemstą ze strony sprawcy), stygmatyzacja ofiar, wstyd, brak systemowego wsparcia i rozwiązań prawnych, które umożliwiają skuteczną izolację sprawcy od osoby, która doświadcza przemocy. U podstaw victim blaming leży próba usprawiedliwiania przestępstw na tle rasistowskim czy płciowym, społeczne przekonanie, że ofiara jest sama sobie winna i prowokuje sprawcę („sama się o to prosiła”). Ale obwiniamy też poprzez wnioskowanie za pomocą wizjera skierowanego na siebie: „ja bym sobie nigdy na to nie pozwoliła”, „ja bym od razu go zostawiła”. Zamiast pisać o sobie i wymyślać scenariusze, spójrzmy na fakty.

W ubiegłym roku cała Polska usłyszała na nagraniu, jak poseł Piasecki znęca się nad żoną, a potem czytała o przerażających szczegółach życia rodziny – żona była duszona, bita, wyzywana i zastraszana na oczach dzieci, codziennie musiała być gotowa do odbycia stosunku seksualnego, żyła według upokarzającej listy obowiązków stworzonej przez męża.

Pani Karolinie i jej córkom uratował życie sztab ludzi, o czym mówiła w wywiadach. W pracy zauważono, że śpi na spotkaniach, ma ciągle zepsuty telefon, roztrzaskany komputer. Zakład pracy stanął na wysokości zadania – nikt nie udawał, że nie ma tematu, nikt nie szeptał po kątach, że „gdyby chciała, to by odeszła” albo „najwyraźniej jej się to podoba”. Przemoc w domu jednej z pracownic okazała się sprawą wszystkich. Ruszyła lawina. Pomogła szefowa i współpracowniczki, prawnicy, psycholog, rodzina, potem media. Pan Piasecki śledził żonę, pojechał do jej nowego miejsca zamieszkania, próbował porwać córki, twierdził, że żona jest wariatką. Czy Pani Karolina dałaby radę sama, bez wsparcia, które dostała z każdej strony? Wątpię. Ta sprawa pokazuje, że bez pomocy życzliwych, świadomych osób, policji, prawników i prokuratury bardzo trudno przetrwać, próbując uwolnić się od przemocowego partnera, odbudować życie na nowo, znaleźć bezpieczeństwo. „Własna sprawczość” w kontekście zjawiska cyklu przemocy, braku rozwiązań prawnych i fali victim blaming brzmi po prostu śmiesznie.

Niech Nosowska nie pyta, dlaczego „pozwalasz się lać osiłkowi”. Skończmy apelować do bitych kobiet, zacznijmy systemowo je wspierać, karać sprawców i edukować społeczeństwo, czym jest przemoc domowa.

W Polsce w wyniku przemocy domowej giną trzy kobiety tygodniowo. Organizacje kobiece przypominają o gwałcie małżeńskim, który w Polsce wciąż jest tematem tabu – według ich danych aż dwa miliony Polek zostało zgwałconych przez mężów. Przestępstwa te bardzo rzadko są zgłaszane – szacuje się, że dziennie dochodzi w Polsce do 200 gwałtów, a tylko 5 z nich trafia do policyjnych statystyk. Dane na temat przemocy domowej są niepełne, bo wiele przestępstw nigdy nie ujrzy światła dziennego. Niebieska Karta to często fikcja – policja nie może w trakcie interwencji sprawdzić, czy sprawca taką kartę posiada, nie ma rejestru. W 2016 roku ponad 90 tys. osób, w większości kobiet i dzieci, uznano za ofiary przemocy domowej – a są to tylko zgłoszone zdarzenia. Mężczyźni stanowią aż 92 proc. sprawców przemocy domowej.

design & theme: www.bazingadesigns.com