Tak dla sexworkerek, nie dla „zwykłych kurew”. Czyli ciąg dalszy wojny na słowo między pracownicami a dziennikarkami

Sonia Milch

Oniemiałam na moment po przeczytaniu wpisu na stronie startowej polskiej lewicy. A po tym momencie nastąpił kolejny, dłuższy moment wkurwu, który postanowiłam rozładować napisaniem komentarza do komentarza, kolejnym odcinkiem emocjonującej ostatnio dyskusji o tym, kto jak pracuje i kogo tym krzywdzi. Swoją drogą widziałam już gdzieś w komentarzach wyrazy oburzenia tudzież zażenowania faktem, że temat pracy seksualnej stał się ostatnio popularnym tematem lewicowych i feministycznych mediów. Przyłączam się do zażenowania. Chociaż moje zażenowanie dotyczy wypowiedzi czytelniczek_ów oraz dziennikarek, to trochę straszne, że ta dyskusja jest potrzebna. Natomiast, jak się okazuje, niewątpliwie jest potrzebna. Dlatego cieszę się, że się toczy, że w końcu jest na nią miejsce, nawet jeżeli niektórych ona oburza. 

nierowne2Ilustracja Patricija Bliuj-Stodulska

Na przykład Weronika Książek postanowiła wyrazić swoje lewicowe oburzenie tekstem na blogu „Escort Girl”. Podkreślę tutaj, choć jakie to ma przecież znaczenie, że blog „Escort Girl” prowadzony jest przez pracowniczkę seksualną, osobę która pracowała w kilku agencjach i mieszkaniówkach. Weronika Książek natomiast nie przyznaje się nigdzie do doświadczeń pracy w tym sektorze, jest natomiast lewicową publicystką. No więc Pani Weronika oburzyła się, że tekst Escort Girl wspiera alfonsów (dla osób, które nie przyswajają więcej niż kilku  tysięcy znaków dziennie, wyjaśniam, tekst Escort Girl opisuje na czym polega praca „alfonsa” i dlaczego Escort Girl uważa, że powinna być to praca legalna i opłacana). Weronika Książek stwierdza, że takie głosy słychać coraz częściej na lewicy (do tej pory blog „Escort Girl” nie kojarzył mi się z medium lokującym się po jakiejkolwiek stronie sceny politycznej) oraz obawia się o nawoływanie do „emancypacji poprzez prostytucje”. 

Obawiam się, że autorka wykazuje tu idealny przykład braku szerszej perspektywy. Bo przecież tekst Escort Girl to najzwyczajniejszy tekst o tym, dlaczego pracodawca jest dobry i że tworzy miejsca pracy i że też musi ciężko harować. To prosty tekst, który nikogo nie powinien dziwić w Polsce roku 2017., kraju, w którym poparcie dla liberalnych rozwiązań gospodarczych, przedsiębiorców i pracodawców jest wyższe niż poparcie dla Kim Dzong Una w Korei Północnej. Tekst Escort Girl odczarowuje wizerunek „alfonsa” z perspektywy kapitalistycznej. Co rzeczywiście należy uznać za skandal, bo przecież dlaczego nie wspomniano o spółdzielczości? Kolektywach pracowniczych? Związkach zawodowych? A no może dlatego, że legalizacji „stręczycielstwa”, za którą opowiada się Escort Girl, jeszcze w tym kraju nie ma. I może na to powinna zwrócić uwagę Pani Weronika, jako dobra lewaczka, że w obecnej sytuacji prawnej, wszelka samoorganizacja pracowniczek_ów seksualnych jest nielegalna. Jeżeli powstanie pierwsza w Polsce agencja towarzyska, w której wszystkie osoby świadczące usługi seksualne będą również zajmowały się organizacją pracy, będzie to piękne, ale też będzie przestępstwem. I choćby dlatego taki niehierarchiczny kolektyw w tym obszarze w najbliższym czasie nie powstanie. Ale zauważyć to mogą tylko osoby, które pracę seksualną traktują rzeczywiście jak pracę i nie tworzą wydumanych podziałów na ziemniaki i kartofle, czy pracownice seksualne i prostytutki. Przede wszystkim są to osoby, które zetknęły się z taką pracą albo wsłuchały w głos osób tak pracujących. Niestety najwyraźniej dziennikarki_arze, których powołaniem jest „głosić”, nie odczuwają powołania „słuchać”.

Tekst ze strony strajk.eu w zasadzie w całości skupia się na krytyce pracy seksualnej z powodu jej kapitalistycznego wymiaru. Powiela schemat tysięcy internetowych komentarzy. Krytykę wyzysku i ucisku pracowniczek_ów odnosi jedynie do pracy seksualnej i próbuje stać się głosem w dyskusji o tej pracy. Jednak tego typu głosy nie pokazują nic więcej ponad to, o czym mówią ostatnio osoby związane z pracą seksualną. Jest to praca jak każda inna. Jak każda inna funkcjonuje w kapitalistycznych strukturach wyzysku, jak każda inna pozwala przehandlować nasz czas i ciało na pieniądze, które, jak często gdzie indziej, służą tylko temu, żeby jakoś przeżyć, jak każda inna bywa podejmowana w finansowej desperacji, jak każda inna wtłacza pracowniczki_ów w modele i schematy. Jednak od wielu innych prac różni się brakiem nawet tych podstawowych narzędzi ochrony prawnej i państwowego wsparcia pracowniczek_ów, które wykształciły się na kapitalistycznym gruncie. 

Mówienie o pracy seksualnej w sposób afirmatywny nie jest przejawem niedawno powstałego lewicowego porno lobby z siedzibą na brazzers.com. To bardzo ważny głos, który w końcu przedostaje się do mediów. To głos, którego zadaniem jest zrównoważyć społeczne opinie o pracy seksualnej. Owszem, ta praca ma plusy i minusy, chcemy mówić o plusach, bo o minusach mówiło się już do tej pory. Zarzut o promocję” i nadmierny entuzjazm jest tu niczym zarzut do feminizmu o seksizm wobec mężczyzn. Jeżeli będziemy mówić o prawach kobiet i prawach mężczyzn, to usłyszymy znowu tylko o prawach mężczyzn. Mówienie o pracy seksualnej to nie frazesy o emancypacji przez prostytucję”, jak widzi to Weronika Książek. Tak jak „promocja homoseksualizmu”, to nie pomysł na emancypację przez seks analny, ale emancypacja osób nieheteronormatywnych. 

Walcząc o  prawa i godność dla pracowniczek_ów seksualnych, nie walczymy o uznanie pracy seksualnej „karierą roku” albo „jednym z pięciu najlepszych zawodów, które można wykonywać po stosunkach międzynarodowych”.  Walczymy o prawo do wyboru bez społecznej opresji. O zrozumienie, że bycie dziwką, kurwą, prostytutką, pracownicą seksualną jest prawie jak bycie baristką, felietonistką, modelką, reżyserką, mechaniczką, urzędniczką. 

Prawie… bo na przeszkodzie stoicie wy.

design & theme: www.bazingadesigns.com