Szymczyk: Kto w Polsce ma wybór?

Aleksandra Szymczyk

Pochodzisz z dużego miasta lub nawet z trochę mniejszego, ale masz pracę, dzięki której jesteś w stanie zapłacić czynsz za mieszkanie, rachunek za telefon i kupić tabletki antykoncepcyjne lub założyć spiralę, gdy uważasz, że takie rozwiązanie jest dla ciebie wygodniejsze.

12773264_10205993464501066_585859856_oIlustracja Monika Stolarska

Jeśli masz szczęście, a to zawsze loteria, może mieszkasz w pobliżu apteki, której właścicielkę/właściciela nie dręczy sumienie i która ma na stanie tabletkę EllaOne. Wydasz te 110 złotych, kiedy inne środki ostrożności zawiodą.

A teraz wyobraź sobie nieco inną sytuację. Mieszkasz na wsi, gdzie apteki nie ma, nie ma ginekolożki/ginekologa, która/który może ci środki antykoncepcyjne przepisać, a nawet jeśli by był/była, to i tak nie miałabyś pieniędzy na to, by jechać do miasta i tę receptę wykupić, bo pracujesz dorywczo, na czarno, a częściej w ogóle nie, bo pracy po prostu nie ma.

Na wsi, co prawda, jest jeden sklep spożywczy, w którym obok papierosów wystawiane są prezerwatywy, ale one też są drogie, a sklep stanowi centrum lokalnego życia, więc zwyczajnie się wstydzisz. Nie chcesz, żeby sąsiadka wiedziała, kiedy uprawiasz seks z mężem. A jeśli jesteś młodą dziewczyną, nie chcesz, żeby ktokolwiek wiedział, że uprawiasz seks, bo ludzie gadają i wytykają palcami, że puszczalska. Zresztą ksiądz na mszy powiedział, że antykoncepcja nie jest zgodna z nauką Kościoła.

Wkurza mnie takie właśnie patrzenie na wszystko z perspektywy osób, które właściwie mają już jakiś wybór – mówi Karolina – U mojej babci na wsi jest rodzina, która mieszka w ziemiance. Mąż pije na potęgę i bije żonę, kiedy ma na to ochotę. Osiem lat temu mieli trzynaścioro dzieci, a ona była w kolejnej ciąży. To kobieta, która skończyła tylko podstawówkę, która żyje z zasiłku. Nie stać jej na antykoncepcję, którą sama mogłaby stosować.

Pewnie o niej nawet nie wie, a o używaniu prezerwatyw w przypadku przemocowego męża nie może być mowy. Gdyby aborcja była dostępna, pewnie pojechałaby do szpitala i zrobiła zabieg, żeby nie rodzić kolejnego dziecka i nie pogarszać już i tak bardzo trudnej sytuacji rodzinnej.

Z kolei moja koleżanka pochodzi z Mazur, z wielodzietnej, głęboko wierzącej rodziny – dodaje. – Jest ich jedenaścioro. I jej matka nie usuwała ciąży właśnie ze względu na religię. A było im bardzo ciężko. To też, moim zdaniem, jest przemoc. Przemoc religijna. Bo aborcja jest uważana za coś złego, jest piętnowana. Potrzebna jest zmiana przekazu i języka, jakim mówimy.

Zanim po raz kolejny powiesz, że każda kobieta ma jakiś wybór, nawet w obrębie obowiązującego w Polsce prawa, zastanów się dwa razy. Bo naprawdę nie każda go ma. 

nowelogo

Tekst znajduje się w tegorocznej Gazecie Manifowej.

design & theme: www.bazingadesigns.com