Szczęśliwe pracownice seksualne istnieją. Odpowiedź na hejt w NaTemat

Poniedziałkowy wywiad z Mirą z Berlina wzbudził mnóstwo kontrowersji w sieci. Odezwała się nawet emerytowana pracownica seksualna, pardon, prostytutka. Pani wyśmiała bowiem (urojony przez siebie) pomysł, że zmiana nazewnictwa magicznie uzdrowi branżę i przypuszczam, że nie chciałaby, aby tak o niej mówić. Poniżej kilka cytatów z Na Temat wraz z moimi komentarzami. Na poważną polemikę z tym bełkotem nie mam siły, a że sama nie mam przekonania do legalizacji naszej pracy (w przeciwieństwie do dekryminalizacji), to ten wątek zmyślnie zostawię innym, bardziej wyedukowanym osobom. Odniosę się do tego, co mnie w tym tekście uderzyło, czyli nazewnictwa i kilku problemów branżowych, na które mam zgoła inne spojrzenie.

mirafot. Agata Kubis (Warszawska Manifa 2017)

Jakież to proste. Nazwijmy prostytutki seksworkerkami, a od razu polepszy się ich los. Opiekun czy alfons niech zostanie menadżerem do spraw marketingu i optymalizacji produkcji, a gwałty i przymuszanie do seksu to jazdy testowe – tak była prostytutka komentuje propozycje aktywistek w sprawie zalegalizowania całej seksbranży pod hasłem seksworkingu. Czy do usunięcia piętna wystarczy tylko zmiana nazwy profesji?

Nie, nie wystarczy i każda osoba, która choć liznęła w swoim życiu temat uprzedzeń społecznych i dyskryminacji, powinna to wiedzieć. Powinna też wiedzieć, że zmiana języka to jeden z pierwszych kroków do zmiany postawy. Mówienie „gej” czy „osoba homoseksualna” zamiast „homoseksualista”, „pederasta” i „pedał” też nie zlikwidowało homofobii, ale pomogło wprowadzić język szacunku do debaty na jej temat. Wprowadziło też pewne rozeznanie co do stopnia uświadomienia i kultury rozmówców.

nie istnieje w realnym świecie burdel, gdzie wszystkie k***y są szczęśliwe

Kurwy, nie k***y – wulgaryzm to wulgaryzm, nie ma się co wstydzić swojego braku kultury. Co do meritum: nie wiem, jak jest w Wielkim Świecie, ale w moim małym światku zmieściły się dwa burdele. O pierwszym pisałam wielokrotnie: depresje, uzależnienia, frustracja życiowa. Warto jednak pamiętać, że w tym drugim pracowały wyłącznie zadowolone dziewczyny. Odnajdywałam się tam. Odeszłam, bo nie dawał mi perspektyw, a nie z powodu warunków. Teraz zarabiam więcej. A tamtego miejsca już nie ma – było źle zarządzane i upadło.

Cała dyskusja o podmiotowości prostytutek kończy się wraz z prośbą ujawnienie twarzy i podanie nazwiska. Głębokie uczucie wstydu towarzyszące temu zjawisku sprawia, że nigdy, ale to nigdy prostytucja nie stanie się zajęciem oficjalnym i akceptowanym.

Anonimowość i wstyd nie biorą się z niczego. Biorą się z uprzedzeń społeczeństwa. Ja się nie wstydzę swojej pracy, ale – jak pisałam dwa wpisy temu – boję przemocy. Nie chcę, by moje zdjęcie obiegło Wykop, Demotywatory i inne, jeszcze bardziej hejterskie portale. Chcę chodzić ulicą bez lęku, że ktoś nagle mnie zaatakuje werbalnie czy nawet fizycznie, bo roi mu się, że kogo jak kogo, ale dziwkę wolno. Za moje opory odpowiada więc nie mój własny stosunek do tego zajęcia, ale polska rzeczywistość wokół mnie, której jestem boleśnie świadoma. Na Zachodzie jest coraz więcej seksworkerek i seksworkerów, które i którzy pokazują twarz i oficjalnie zajmują pracą seksualną – sama znam kilkoro. Zanim to będzie możliwe w Polsce, miną długie dekady.

Skoro uważa, że seksworking to takie świetne zajęcie, dlaczego nie zdejmie maski? Przecież po ujawnieniu mogłaby zostać Robertem Biedroniem naszego świata.

Robert Biedroń wielokrotnie został zaatakowany, opluty, pobity. Mimo że jest mężczyzną. Kobieta ma jeszcze więcej powodów do obaw. Przypomnijmy sobie rechot Leppera – choć poseł pożegnał się z tym światem, jego mentalność jest wciąż żywa w społeczeństwie.

To właśnie naiwna wiara w łatwe i legalne pieniądze gubi najwięcej kobiet. Wiele z nich na początku mówi, „lubię seks, taka praca to żaden wysiłek”. Tymczasem, jeśli przeliczyć koszty uprawiania tego zawodu, okazuje się, że wcale tak dużo się nie zarabia. Opłacamy mieszkanie, ciuchy, kosmetyki, a potem jest jeszcze procent dla opiekunów czy klubu. Z tego co zostanie należałoby jeszcze odłożyć jakieś oszczędności.

Z tym się zgodzę. To nie są łatwe pieniądze, a ich legalności trzeba dowodzić przed fiskusem. Niemniej jednak pracując na własną rękę zarabiam kwoty cztero-, nawet pięciocyfrowe. Owszem, spory odsetek reinwestuję w biznes, ale jego dochodowość jest oczywista. W agencji istotnie zarabiałam o wiele mniej (byłam po obu stronach średniej krajowej), a koleżanka z klubu ostro haruje na swoje ponadprzeciętne zarobki. Ale jeśli ktoś jest inteligentny i zaradny, często warto, żeby poszedł na swoje.

Część kobiet pociesza się, że praca na własną rękę w mieszkaniu jest lepsza od agencji. To jednak szybko się kończy, ponieważ prędzej czy później przyczepi się jakiś klient, który chce być opiekunem, organizatorem, kierowcą itd.

Do mnie się nie przyczepił. Może później. Ale nie chciałabym być w jego skórze.

Z tego co słyszałam, rzeczywistość zmieniła się w ostatnich latach i wcześniej rzeczywiście było gorzej. Pani jest na emeryturze, więc może to ona powinna zaktualizować swoją wiedzę?

Ten świat funkcjonuje zupełnie inaczej, niż to przedstawiają aktywistki. Nie ma żadnego romantyzmu w zawodzie prostytutki. Nie znam dziewczyny, która nie płakałaby z obrzydzenia, z bólu i bezsilności.

Ejże, jak to nie ma romantyzmu? Wielokrotnie byłam na cudownych randkach z moimi klientami i z powodzeniem dałoby się na podstawie wyimków z mojej historii nakręcić „Pretty Woman 2”, tyle że ja pod koniec nie dałabym się „uratować” i pozostałabym niezależna.

Płacz też się zdarza (dzieliłam się ponurymi historiami na łamach bloga, a chętnych szczegółów zapraszam tutaj), ale – jeśli chodzi o mnie – płaczę dużo rzadziej niż w mojej poprzedniej pracy, kiedy raz po raz łamano moje prawa pracownicze, a ja zarabiałam za mało, by odłożyć choćby tyle, żeby mieć za co żyć podczas szukania lepszej firmy. To nie z tej branży znam znaczenie słowa mobbing.

mira2 2fot. Agata Kubis (Warszawska Manifa 2017)

Przeszłam przez koszmar agencji w Hamburgu, proszę wierzyć, tamte domy publiczne wcale nie stały się bardziej pluszowe. To, że dziewczyna, którą gwałtami i torturami zmuszono do zaakceptowania roli jaką teraz pełni, ma teraz urzędowe świadectwo zdrowia, nie zmienia jej tragicznego położenia. Ale już nazywanie jej seksworkerką pozwala przymknąć oczy tragiczny los innych ofiar.

Ja bym powiedziała „niewolnica seksualna”, a określenie „pracownicy” zachowała dla tych, które i którzy podejmują pracę dobrowolnie. To mówienie „prostytutka” zaciera różnice między tragediami a historiami sukcesu czy historiami takimi po prostu, pełnymi i blasków, i cieni.

W Polsce też bywa różnie, w jednych agencjach ludzie pracują dobrowolnie, w innych nie, do wielu trafiają ludzie motywowani wyłącznie skrajnie trudną sytuacją życiową. Potrzeba jednak ogromnej ignorancji albo wyjątkowo złej woli, żeby wszystkie te sytuacje wrzucać do jednego worka.

Wtedy rynek zaczął potrzebować tylu prostytutek, że rozkwitł przy okazji rozwój handel żywym towarem. Bo jakoś Niemki nie garną się do zawodu. Większość tamtejszych prostytutek to kobiety z Europy Wschodniej. Nie znają języka, są uzależnione od ludzi, którzy je tam zawożą.

Taka drobna uwaga: emigracja zarobkowa i handel żywym towarem to dwa różne zjawiska, zaś handel ludźmi dotyczy także ciężkiej pracy fizycznej. Głębiej w to nie będę wnikała, bo – w przeciwieństwie do pani udzielającej wywiadu – nie chcę udawać, że się na tym znam.

Autorzy koncepcji seksworkingu wyłożą się na pierwszym zagadnieniu. (…) Nie wiedzą, że po kilku dniach ciało zwyczajnie się zbuntuje. Że nie da się myśleć o pięknym księciu, a obsługiwać brzuchatego, agresywnego mężczyzny.

Ale autorzy koncepcji seksworkingu to pracownice i pracownicy seksualni, a zatem ludzie z jakimś pojęciem o swoim zawodzie i jego realiach?

Prostytucja zawsze jest złem, przekraczaniem własnych intymnych granic.

Współczuję nieumiejętności stawiania granic lub braku warunków do ćwiczenia tej umiejętności. Ja mam inne doświadczenia.

Jej przyczynami są niska samoocena i problemy psychologiczne, dramaty życiowe, brak edukacji, skłonności do autoagresji, ale także umysłowe lenistwo, brak pomysłu na to, co można innego robić w życiu.

Umysłowe lenistwo i brak pomysłu na siebie zarzuciłabym wielu ludziom spoza branży i każdemu, kto publikuje rozpaczliwy apel na Facebooku „Szukam pracy, jakiejkolwiek!”. Osobiście mam kilka problemów psychologicznych (ktoś ich nie ma?) oraz zmotywował mnie dramat życiowy (brak pieniędzy), ale gdybym wybrała wtedy pracę w supermarkecie, co by się zmieniło?

Właściwie to dobre pytanie, bo nic by się nie zmieniło: nadal bym tam pracowała, nadal nie miałabym pieniędzy i tylko ilość problemów psychologicznych by wzrosła. Tymczasem jeśli śledzisz mojego bloga od jakiegoś czasu, wiesz, że jestem coraz bliżej realizacji swoich celów.

Czy ci aktywiści wystąpią oficjalnie mówiąc: słuchajcie dziewczyny, ta praca jest lepsza niż poniżanie się na kasie w markecie? Odpowiadam. Nie, bo każdy roześmieje im się w twarz.

Gdybym pracowała w markecie, strzeliłabym takiego aktywistę w twarz. To, że sama wolę pracę seksualną niż supermarket, nie oznacza jeszcze, że mam jechać po wyborach życiowych innych ludzi. Natomiast jak najbardziej mogę wystąpić i powiedzieć „słuchajcie ludzie, jestem zadowolona ze swojego wyboru”. Kogoś może zainspiruję do realizowania swoich dziwnych marzeń, na które na razie nie ma odwagi, bo „co ludzie powiedzą”, a ktoś inny popuka się znacząco w czoło. Bywa.

Nie raz myślałam, że kiedy skończę 40 lat, to zamiast wypaść z biznesu zostanę mentorką innych dziewczyn. Znam branżę, potrzeby klientów, wiedziałabym jak sprawnie stworzyć taki biznes. Wniosek po dłużnym przemyśleniu jest taki: zmarnowałam sobie życie, nie mogłabym zachęcać do katastrofy innych.

Pani wierzy, że zmarnowała sobie życie, a teraz podcina gałąź, na której siedzi, lejąc wodę na młyn każdego, kto o pracy seksualnej myśli z pogardą. Gratulacje. I chociaż ma kilka celnych argumentów odnośnie legalizacji oraz oczywiste prawo do zabrania głosu i podzielenia się swoją historią, to jednak, jako pracownica seksualna, nie czuję się przez nią reprezentowana.

Pozostanę przy kibicowaniu Mirze i pozostałym seksworker(k)om z Pogłosu. Świadomym, odważnym i dumnym.

Escort Girl

Przedruk ze strony escortgirl.blog

design & theme: www.bazingadesigns.com