Stupnicka: Defeminizacja przestrzeni publicznej

Katarzyna Stupnicka

Negatywne i szydercze nastawienie do obiektów, które celowo bądź przypadkowo przypominają żeńskie organy płciowe to aspekt negacji kobiecej cielesności w przestrzeni publicznej. Jeden z wielu. Tylko ostatnio w Polsce burzę wywołała dyskusja na temat prawa matek do karmienia piersią w miejscach publicznych. Skutkiem czego były absurdalne porównania karmienia do wydalania. A okładka Wysokich Obcasów z czerwca celebrująca menstruację została skrytykowana m.in. na Facebookowym profilu magazynu jako „niesmaczna” i „ohydna żenada” przez pokaźne grono czytelniczek.

oko-1Ilustracja Patricija Bliuj-Stodulska

Tak więc to, co łączy się ekskluzywnie z kobiecym ciałem, w przestrzeni publicznej jest negowane i uznawane za obrzydliwe często nawet przez same kobiety. Wieki patriarchatu niosą ze sobą naturalnie kult falliczny i to męskim organom przypisujemy moc. I kiedy chcemy kogoś skomplementować za siłę i charakter, mówimy, że „ma jaja“, kobietom też. Łechtaczka czy wagina nie są kojarzone z siłą, ale są za to konsekwentnie wymazywane.

Czy ciało – szczególnie kobiece – jest tak dużym tabu, że kiedy jakiś obiekt, chociażby minimalnie przypomina organy płciowe, trzeba go usuwać z przestrzeni publicznej? Taki los czeka fontannę sprzed Teatru Wielkiego w Łodzi, nazywanego przez mieszkańców m.in. „waginą”. Całkiem zresztą nietrafnie, ponieważ bardziej niż pochwę – przewód łączący przedsionek sromu z macicą – przypomina ona właśnie wargi sromowe. Ale przy braku edukacji seksualnej w szkołach chyba możemy się spodziewać tego typu uproszczonych skojarzeń. W sondażu przeprowadzonym przez SLD w 2014 roku wynika, że aż 75% mieszkańców Łodzi chce usunięcia fontanny. A prezydentce miasta, Hannie Zdanowskiej, ulżyło, że obiekt zniknie ze względu na kpiny.

Podobne kontrowersje, co łódzką fontannę, spotkały również stadion Al-Wakrah zaprojektowany przez światowej sławy nieżyjącą już architektkę Zahę Hadid na Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 2022 w Katarze. Hadid w wywiadzie dla TIME’a w 2013 roku na porównania budowli do waginy odpowiadała, że to niedorzeczne, że wszystko, co ma dziurę, kojarzone jest automatycznie z pochwą. Stadion dopiero powstaje, a w międzyczasie stał się – również z paru innych powodów – jedną z najbardziej kontrowersyjnych budowli.

Oprócz tych dwóch obiektów w Polsce i na świecie jest jeszcze wiele innych, które w mniejszym lub większym stopniu przypominają żeńskie genitalia. Na przykład odsłonięty w 1974 roku Pomnik Czynu Rewolucyjnego w Rzeszowie, nazywany przez rzeszowian „wielką cipą” czy komercyjny port kosmiczny firmy Virgin Galactic w Nowym Meksyku projektu Foster + Partners. Zdecydowana większość budynków i pomników ma jednak tradycyjny kształt, do którego przywykliśmy – falliczny. I z fallicznością praktycznie nigdy nie ma problemów. Może ewentualnie niezręczność, ale nikt takich obiektów nie usuwa. A nawet jeśli próbuje to, jak w przypadku rzeźby przyjaźni polsko-duńskiej z Torunia (ponoć za bardzo przypomina penisa) zostanie ona tylko przeniesiona, a przyrodzenie odcięte z rzeźby (według ówczesnego prezydenta Janusza Kubickiego mogło ono oburzać) spod zielonogórskiego aquaparku będzie z powrotem przyklejone.

To cud, że pomnik w Rzeszowie jeszcze stoi, ale przez lata ludzie zdążyli się z nim jakoś oswoić chociaż tendencja negatywnych skojarzeń z kobiecą seksualnością i przyjemnością jest raczej zjawiskiem narastającym niż zanikającym i wnika we wszystkie strefy życia. Przypomnijmy, że Ministerstwo Zdrowia w kwietniu chciało zakazu sprzedaży bez recepty tabletek antykoncepcyjnych „dzień po” EllaOne. Minister Konstanty Radziwiłł w wywiadzie dla TOK FM tłumaczył swoją decyzję twierdząc, że dostępność bez recepty to pomyłka i potencjalne niebezpieczeństwo. Wraz z profesorem Radowickim stwierdzili w rozmowie, że środki EllaOne (ok. 100 zł za opakowanie) są „nadużywane” przez kobiety i stosowane nawet kilkanaście razy w ciągu cyklu. Ministerstwo ze zmian szybko się później wycofało, ale już bez medialnego szumu.

Co ciekawe, Minister Zdrowia nie widzi problemu we wprowadzeniu leku na potencję – odpowiednika Viagry zawierającego sildenafil – bez recepty od maja 2016 roku pomimo ryzyka m.in. zawału, do którego moze dojść w wyniku niekontrolowanego zażywania specyfiku.

Polska jest pierwszym w Europie i drugim na świecie krajem, który sildenafil dopuścił do obrotu bez recepty. Opakowanie kosztuje około 30-40 zł. Lekarze podejrzewają, że może on być nadużywany przez niektórych mężczyzn. Sildenafil i EllaOne to przykład takiego samego podwójnego standardu, z jakim się spotykamy w przestrzeni publicznej – represji kobiecej cielesności i celebrowania męskiej.

Bycie kobietą we współczesnym świecie wiąże się z funkcjonowaniem w schizofrenicznym patriarchalnym społeczeństwie, które wymaga od kobiet domyślania się, co jest ok, a co nie. Gdzie z jednej strony ciało musi być schowane jak karmiąca pierś, a z drugiej musi być na tyle odsłonięte, żeby nie stanowiło zagrożenia jak w przypadku burkini. Gdzie z jednej strony kobieca seksualność stanowi tabu i wszystko, co choć trochę przypomina kształtem łechtaczkę, jest niestosowne, ale dostęp do pornografii jest praktycznie nieograniczony. 

Nawet jeśli łódzka fontanna przypadkowo nabrała swojej obecnej formy i w sposób niezamierzony przypomina horyzontalne wargi sromowe, co jest złego w celebrowaniu organów żeńskich, dzięki którym wszyscy istniejemy?

Może, zamiast maniakalnie usuwać z przestrzeni publicznej wszystko, co „się kojarzy”, szczególnie z kobiecą cielesnością, powinniśmy nauczyć się o niej rozmawiać, a nie uciekać od tematu? Kobiety stanowią ponad 50% ludzkości i też mają prawo do widocznej obecności w przestrzeni publicznej.

Katarzyna Stupnicka – amerykanistka, doktorantka UW, zajmuje się tematami rasy i płci, pisze i tłumaczy m.in. dla VICE Polska


Korekta: Nina Łazarczyk

design & theme: www.bazingadesigns.com