Seria niefortunnych randek nieheteronormatywnej dziewicy na wózku

Screen-Shot-2013-05-06-at-4.53.07-PM

Jestem dziewicą. Mam nie tylko zero doświadczenia seksualnego, ale też zero jakiegokolwiek doświadczenia związanego z randkowaniem: moje przeżycia można by porównać z życiem erotycznym 12-latki, która nigdy nawet nie grała w butelkę. Oczywiście nie ma nic złego w byciu dziewicą czy prawiczkiem, pod warunkiem, że jest to nasz świadomy wybór. Istnieje milion powodów mogących dyktować indywidualne tempo czyichś przeżyć erotycznych. Problem zaczyna się, gdy uświadamiasz sobie, że odczuwasz te pragnienia i chcesz je wyrazić, ale społeczeństwo ci na to nie pozwala. Co gorsza, społeczeństwo uzurpuje sobie prawo do zanegowania twojej atrakcyjności i twoich erotycznych potrzeb, a także potrzeb wszystkich osób z niepełnosprawnością, może z kilkoma wyjątkami.

Mam na imię Erin i jestem właśnie na etapie kończenia studiów na kierunku filmoznawstwo, z LGBT studies jako przedmiotem dodatkowym. Identyfikuję się jako nieheteronormatywna feministka, wierząca, że osobowość/wygląd/pewność siebie wygrywają z anatomią przy wyborze partnera/ki. Jestem również osobą z niepełnosprawnością: mam porażenie mózgowe. Moja niepełnosprawność jest bardzo widoczna – jeżdżę na wózku inwalidzkim. Chciałabym opowiedzieć wam dziś o tym, jak bycie kobietą z niepełnosprawnością wpłynęło (negatywnie) na moje życie romantyczne i erotyczne.

Zanim zaczniemy, kilka kwestii:

1. Chcę objaśnić moje użycie słowa „kaleka, które jest określeniem negatywnie nacechowanym i może wywoływać sprzeciw u wielu osób. Ważne, żebyście zrozumieli, że używam tego słowa w celu upolitycznienia go: chcę je przywłaszczyć i zacząć traktować jako wyraz pozytywnej tożsamości. Może sprawić, że się wzdrygniecie, ale spróbujcie się z nim oswoić. Ból i świadomość represjonowania pewnych kwestii może pomóc zainicjować istotne dyskusje. Jeśli damy radę oprzeć się naturalnemu instynktowi, każącemu nam unikać drażliwych słów i odczarujemy tematy, które nas bolą – może doprowadzimy do namacalnych zmian.

2. Na żadnym etapie tego artykułu nie roszczę sobie prawa do przemawiania w imieniu wszystkich osób z niepełnosprawnością. Zdaję sobie sprawę, że moja perspektywa została ukształtowana przez szereg specyficznych doświadczeń, które niekoniecznie musiały wpłynąć na inne osoby niepełnosprawne.

3. Jestem świadoma, że wiele osób z niepełnosprawnością prowadzi aktywne, udane życie seksualne. To, że nikt jeszcze nie stwierdził, że jestem godna bzyknięcia nie oznacza, że wszystkie osoby z niepełnosprawnością są skazane na wieczną, seksualną Syberię. Jednocześnie śmiem twierdzić, że moje doświadczenie jest równie istotne i nie chciałabym, żeby zostało zamiecione pod dywan wzniosłych obietnic miłości, akceptacji i postępu. Nie liczę na gwiazdkę z nieba. Chcę korzystać z bycia tu i teraz, i z całego doświadczenia, które przywiodło mnie do chwili obecnej.

Nerwowo wyczekiwałam przeprowadzki do Kalifornii. Całe życie mieszkałam na wybitnie wiejskim obszarze Pensylwanii, nie mogłam się więc doczekać, aby udowodnić sobie, że mój brak życia towarzyskiego i romantycznego wynikał z wieloletniego uwięzienia z tymi samymi ludźmi i przymusu korzystania z ich pomocy w celu przemieszczania się.

Berkeley znane jest z liberalnego nastawienia, stanowi też centrum ruchu na rzecz osób z niepełnosprawnością, oczekiwałam więc, że spotkam się tam z akceptacją i otwartością. Na samym wstępie stwierdziłam, że muszę znaleźć sobie chłopaka i doświadczyć tego wszystkiego, co przegapiłam w liceum. Udałam się więc na kilka tragikomicznych randek w ciemno z chłopakami poznanymi online, desperacko łapiąc cybernetyczne ochłapy porozumienia, którego zabrakło potem w realu. Albo randka okazywała się totalnym niewypałem, gdy tylko dowiadywali się o mojej niepełnosprawności, albo mówiłam im o tym przed spotkaniem i przestawali do mnie pisać bądź unikali okazji do spotkania.

Odkrycie własnej nieheteronormatywności, zamiast zapewnić mi bezpieczną przystań, pogłębiło jedynie moje uczucie odrzucenia. Dołączyłam do uczelnianej koalicji homo-hetero – jako hetero-sojuszniczka (haha) – i natychmiast zadurzyłam się w dziewczynie, rozpoczynając tym samym długą, nieudaną serię zauroczeń kobietami. Biorąc pod uwagę przesłanie społeczności nieheteronormatywnej o akceptacji i afirmacji seksualnej, miałam nadzieję, że wreszcie odnalazłam niszę, w której moja seksualność zostanie uszanowana i zaakceptowana. Ku mojemu zaskoczeniu, spotkałam się z tą samą pasywną dyskryminacją co na zewnątrz. Gdy zawiodło infantylizowanie mnie, wiele osób postanowiło zamaskować swą awersję wobec seksualności osób z niepełnosprawnością pod płaszczykiem bifobii. Ostania dziewczyna, w której się zadurzyłam i której wyznałam uczucia pod wpływem alkoholu, uniknęła tematu upierając się, że po kilku latach spotykania się z kobietą nieuchronnie porzuciłabym ją dla mężczyzny. Gdy zapewniłam, że nigdy nie zrezygnowałabym ze związku tylko ze względu na czyjąś płeć, oświadczyła, że nie mogę mieć takiej pewności, bo nigdy nie spałam z mężczyzną. Tak desperacko dążyła do zanegowania mojej umiejętności wejścia w romantyczną relację, że skonstruowała zagmatwany, hipotetyczny ciąg rozumowania mający na celu udowodnienie mojej dwulicowości i promiskuityzmu wynikającego z biseksualności, wytykając mi jednocześnie dziewictwo (zabawny zwrot akcji: wkrótce potem zaczęła spotykać się z pełnosprawną, biseksualną kobietą). Musiałam wreszcie pogodzić się z myślą, że byłam stale odrzucana nie dlatego, że nie przystawałam do jakichś archaicznych, heteronormatywnych, kobiecych standardów, ale dlatego, że osoby z niepełnosprawnością traktowane są przez przedstawicieli/ki wszystkich orientacji jak dzieci i istoty aseksualne.

Wielu moich opiekunów/ek i przyjaciół/łek utrzymuje, że mogłabym wieść udane życie romantyczne jeśli tylko zaczęłabym spotykać się z osobami z niepełnosprawnością –  po czym zbija wszelką moją argumentację, gdy zaoponuję. Problem polega na tym, że logika narzucająca ludziom z niepełnosprawnością spotykanie się jedynie z innymi niepełnosprawnymi opiera się na mocno uproszczonej formule „swój ciągnie so swego”. W moim przypadku – wózek ciągnie do wózka. Nie chodzi o to, że mam coś przeciwko spotykaniu się z kimś z niepełnosprawnością, ale nie podoba mi się teza, że ludzie na wózku są dla mnie jedyną opcją i że jestem arogancka, jeśli kręcę na nich nosem. Naciskając na to, żeby osoby z niepełnosprawnością wiązały się tylko ze sobą nawzajem, społeczność pełnosprawnych nie tylko afirmuje postrzeganie nas jako nieatrakcyjnych, ale też pośrednio przyznaje, że nie dostrzega w nas jakiejkolwiek dojrzałej seksualności. I tu właśnie wchodzi mit zgorzkniałej, kalekiej dziewicy/zgorzkniałego, kalekiego prawiczka. Oskarżając jednostki z niepełnosprawnością o odrzucanie partnerów seksualnych, zrzuca się na nas odpowiedzialność za dotykającą nas dyskryminację. Niestety jedyną grupą, która dostrzega seksualność osób niepełnosprawnych jesteśmy my sami, którzy – jak na ironię – mamy największy problem z budowaniem relacji w związku z powstrzymującymi nas fizycznymi barierami.

Naszym zadaniem jest zatem zbudowanie romantycznej i seksualnej wiarygodności osób z niepełnosprawnością w świecie ludzi pełnosprawnych, którzy nas infantylizują. W przeszłości starałam się jak najbardziej podkreślać swoją płeć, by kobiecością zrekompensować sobie rzekomy brak seksualności. Okazało się to jednak równie nieefektywne, jak frustrujące. Uprawiana przeze mnie hiperbolizacja kobiecości zdawała się jedynie potwierdzać w oczach świata mój obraz jako słodkiej, małej dziewczynki. Działając w desperacji, nocą przeginałam w drugą stronę i wkładałam możliwie najbardziej prowokacyjne ubrania, chcąc niejako „zmusić” ludzi do dostrzeżenia mojej seksualności. Pewnego razu udałam się na imprezę w czarno-czerwonym gorsecie z dopasowanymi kolorystycznie kabaretkami. Przez całą noc podeszło do mnie przynajmniej pięć osób – tylko po to, by zmierzwić mi włosy i z szerokim uśmiechem oznajmić mi, że świetnie wyglądam. Nawet gdy zakładałam najbardziej wyzywające stroje, ludzie traktowali mnie najwyżej jak siedmiolatkę paradującą w szpilkach matki. W końcu zdałam sobie sprawę, że przede mną jeszcze długa droga.

Dla kogoś takiego jak ja, kto odczuwa głębokie uwielbienie i szacunek dla kobiecości jako wyrazu personalnego stylu, tożsamości, pewności siebie i sposobu na zaznaczenie swej obecności w towarzystwie –świadomość, że nie będę w stanie zwalczyć dziesięcioleci stereotypowego myślenia za pomocą idealnie dopasowanej sukienki i czerwonej szminki była dewastująca. Wiem oczywiście, że wygląd to nie wszystko i cenię siebie przede wszystkim za swój intelekt, ale ciężko jest mi dzielić się z innymi moim wnętrzem, gdy jestem tak szybko oceniana i odrzucana ze względu na swój wygląd zewnętrzny. W efekcie, większość swojego czasu spędzam na zwalczaniu społecznego piętna, związanego ze stałą obecnością wózka w moim życiu. Wózek zdaje się sugerować istnienie wokół jego użytkownika/czki medycznego mikrokosmosu, w którym nie ma miejsca na romantyczne czy seksualne uniesienia ze względu na rzekomą niższą jakość życia. I chociaż większość ludzi najprawdopodobniej zgodzi się z tezą, że osoby z niepełnosprawnością maja prawo do seksualności – to i tak nie zmieni to codziennego wpływu stereotypów na nasze życie i związki.

Narzucając osobom niepełnosprawnym tożsamość zgorzkniałych, kalekich dziewic i prawiczków, społeczność osób pełnosprawnych usiłuje oczyścić się z wyrzutów sumienia i odpowiedzialności za piętnowanie seksualności ludzi z niepełnosprawnością. Jeśli w jakiś sposób uda im się ukazać nasze rozgoryczenie jako źródło naszych niepowodzeń, nie będą musieli szukać jego przyczyn w sobie. Jeśli tylko bylibyśmy szczęśliwsi/sze, bardziej bierni/e, gdybyśmy tylko tak bardzo się tym wszystkim nie przejmowali/ły – wszystkie nasze problemy same by się rozwiązały. Jest tylko jeden podstawowy, rażący błąd w tego typu rozumowaniu: społeczeństwo nie może patologizować jednostki za reagowanie na warunki, które to społeczeństwo samo stworzyło i utrwaliło. Zgorzkniała, kaleka dziewica czy prawiczek stają się tym samym przypowieścią, mającą promować cichą asymilację i przeciwdziałać krytycznej analizie mechanizmów konstruujących obraz osób z niepełnosprawnością jako istot zawsze trochę mniej ludzkich niż pełnosprawna reszta. Nie ma czegoś takiego jak zgorzkniała, kaleka dziewica czy zgorzkniały, kaleki prawiczek. Mit ten ma w naganny sposób zatuszować wysiłki tych osób z niepełnosprawnością, które mają na tyle odwagi, by zwrócić uwagę na społeczną dyskryminację i zażądać uznania dla ich prawa do wyrażania seksualności. W przeciwieństwie do mitu, wysiłki tych osób są bardzo, bardzo realne.

Erin Tatum, 16 lipca 2013, Autostraddle.

Tłumaczenie: Justyna Kowalska

Erin Tatum jest nieheteronormatywną osobą z niepełnosprawnością, studiującą i mieszkającą obecnie w Berkeley w Kalifornii. Interesuje się głównie reprezentacją nieheteronormatywności i niepełnosprawności w mediach. Ma nadzieję wpłynąć na ukazywanie w telewizji i kinie bardziej pozytywnego obrazu marginalizowanych tożsamości. Można śledzić jej wpisy na Twitterze pod adresem @erintatum91.

design & theme: www.bazingadesigns.com