Serafińska: O męskości, która już nie wie, co ze sobą zrobić

dr Katarzyna Serafińska
Instytut Psychologii Uniwersytet Wrocławski

Korekta: Grzech Stompor

Halo! Tu męskość! Męskość domaga się uwagi! Męskość domaga się troski! Męskość domaga się dowartościowania! W dobie rozszalałego feminizmu, wszędobylskich feministycznych statystyk, poprzerabianych na feministyczną modłę filmów, feministek wściekle obnażających piersi i biegających z ostentacyjną menstruacją, musi przyjść wreszcie czas, żeby skupić się na męskości, jej niewesołym losie i nieciekawej etykietce. Mężczyźni też przecież cierpią z powodu stereotypów i ról, też chcą być coraz fajniejsi i cieszyć się sympatią, też zależy im na lepszym jutrze. Istnieją i chcą też – podobnie jak feministki – publicznie wypowiedzieć się w temacie. Co za tym idzie, męskość postanowiła zakomunikować nam o sobie w bardziej niż dotychczas spektakularny sposób, czego kwintesencją niech będzie skądinąd zabawny filmik sprzed kilkunastu dni, w którym aktor Kevin Bacon macha nam penisem przed nosem i poddaje pewne rzeczy pod rozwagę. Ok. Porozmawiajmy zatem o męskości.

man-641691_1280

Specyfikacja męskości

Męskość w naukach społecznych ma – podobnie jak kobiecość – charakter normatywny. Stanowi pewien zestaw społecznie podzielanych przekonań i oczekiwań dotyczących tego, jaka jest i jaka powinna być osoba, żeby być uznawana za męską (jakie posiada cechy, jak się zachowuje, co lubi robić, czym się interesuje, czego potrzebuje). Rdzeniem stereotypowej męskości jest dodatkowo tak zwana męskość hegemoniczna, czyli wyobrażenie o męskości dominująco-panującej, podporządkowującej sobie i kontrolującej wszelkie od niej odstępstwa. W tym wypadku chodzi głównie o kobiecość (także jeśli przejawia się u mężczyzn).

Z końcem lat 70-tych XX wieku Robert Brannon podsumował wiktoriańskie wyobrażenie męskości, leżące u podłoża stereotypu, którym najprawdopodobniej cały czas się posługujemy, i scharakteryzował tzw. modelową męską tożsamość. Opisał męskość jako imperatyw, składający się z: nie bycia babą (prawdziwy mężczyzna musi koniecznie odrzucić i piętnować u siebie oraz innych mężczyzn cechy kobiece), bycia człowiekiem u steru (prawdziwego mężczyznę konstytuuje sukces i wysoka pozycja, do których powinien dążyć i za które należy mu się podziw), bycia twardym jak stal (prawdziwy mężczyzna musi być wytrzymały, samodzielny i pewny swego, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych) oraz umiejętności dania popalić (prawdziwemu mężczyźnie zawsze towarzyszyć musi aura agresywności, gwałtowności i brawury, z których w miarę potrzeby potrafi odpowiednio skorzystać). Zbieżne z powyższą wizją rezultaty uzyskano również w jednych z pierwszych systematycznych badań nad stereotypami płciowymi z końca lat 60-tych XX wieku. Badani scharakteryzowali męskość między innymi jako agresję, dominację, niezależność, skłonność do rywalizacji, skłonność do przewodzenia i podejmowania ryzyka, ale też odporność, pewność siebie, ambicję i posiadanie głowy do interesów. Podobne wyniki otrzymali w latach 90-tych XX wieku John Williams i Deborah Best. Męskość nadal kojarzona była przede wszystkim ze skłonnością do ryzyka, dominacją, przebojowością, niezależnością i siłą.

Tyle mniej więcej jeśli chodzi o aspekt treściowy. Ale męskość jest dodatkowo o tyle interesująca z punktu widzenia nauk społecznych, że nomen omen jest stosunkowo sztywna. Tym, co poza treścią wyraźnie odróżnia stereotyp męskości od stereotypu kobiecości jest jego formalne nieskomplikowanie. Oznacza to, że badani zwykle dysponują mniejszą liczbą wariantów męskości (podstereotypów) aniżeli wariantów kobiecości. Osoba, która ma być męska, ma zatem do dyspozycji znacznie mniejszy zakres ról w porównaniu do osoby, która ma uchodzić za kobiecą. W tym sensie męskość można uznać za paradoksalnie bardziej represyjną aniżeli kobiecość (!). Męskość jest ciaśniejsza, dysponuje mniejszą w porównaniu do współczesnej kobiecości liczbą odmian, jest też powiązana z mniejszą niż kobiecość tolerancją na przejawianie zachowań z nią niezgodnych (chłopiec z wózkiem i bobasem raczej nie, podczas gdy dziewczynka w stroju karate już od biedy tak) oraz mniejszą elastycznością podejmowania ról i aktywności nie mieszczących się w jej ramach (widać to właśnie w badaniach z udziałem dzieci czy kwestią związaną ze współczesnym ojcostwem).

Podsumowując, można posłużyć się metaforą konfekcyjną: męskość to cały czas tylko spodnie (dodatkowo fason i kolor tych spodni jest niemalże jednakowy), podczas gdy kobiecość to i spodnie, i sukienka, i spódniczka (w dowolnych krojach, kolorach i fasonach). Na niewiele jak się okazuje zdają się podsycane raz na jakiś czas w mediach próby wyodrębnienia z męskości pewnych jej odmian, takich jak – chyba już niemodny – metroseksualizm (męskość light, złagodzona, prawie kobieca), lumberseksualizm (męskość pierwotna, silna, w kontakcie z naturą i wewnętrznym łowcą), spornoseksualizm (męskość muskularna, usportowiona, pokazowa) czy – popularny tego lata – merman style (męskość farbowana na niebiesko, ekscentryczna, rzucająca się w oczy). Charakterystyczne jest to, że trendy te krążą wokół stereotypu, kolejno eksploatując jedynie poszczególne jego aspekty. W taki też sposób – można powiedzieć – zamyka się przysłowiowe koło.

Męskość kryzysowa

Nie wnikając w tym miejscu w przyczyny psychospołeczne, współcześnie stan taki doprowadził prawdopodobnie do sytuacji, którą obwołano niedawno kryzysem męskości. Mając świadomość czym jest normatywna męskość, łatwo sobie wyobrazić, że kryzysowość jest dla niej wyjątkowo zagrażająca, w pewnym sensie ją znosi, pozbawia wyjściowego sensu i – mówiąc językiem psychologii społecznej – aktywizuje ją, prowokując tym samym do działań obronnych. W obrębie reakcji na ów postulowany przez wielu kryzys męskości, da się moim zdaniem zaobserwować w dyskursie społecznym i medialnym dwie podstawowe reakcje. Obie są silnie umocowane w samym stereotypie i – póki co – stanowią dla niego uzasadnienie, nie próbując poluzować kołnierza męskości tak, aby przystawał do rzeczywistości, w której aktualnie żyją kobiety i mężczyźni. Z tym, że druga ścieżka daje pewne nadzieje na przyszłość.

Pierwszy sposób reagowania na ów kryzys wiedzie przez apoteozę normatywnej męskości i zapożyczony z ruchów maskulinistycznych wątek pielęgnowania zagrożonej męskiej tożsamości. Za przykład niech posłuży wydana ostatnio w Polsce i głośno komentowana książka współautorstwa autorytetu w dziedzinie nauk społecznych, Philipa Zimbardo, pod skłaniającym do zmartwienia tytułem „Gdzie ci mężczyźni?”. Jej zawartość to przede wszystkim tezy o konieczności przeorganizowania rzeczywistości społecznej tak, aby męskość mogła na powrót w sposób nieskrępowany i uprzywilejowany korzystać z dobrodziejstw nadgryzionej i podkopanej przez feminizm patriarchalnej kultury, wspierające przywołaną wcześniej wiktoriańską modelową męską tożsamość oraz jej kluczowe zadania. Jedyną namacalną korzyścią z powyższej publikacji wydaje się być wprowadzenie problemu w obręb dyskusji i postawienie samej kwestii ewentualnego kryzysu męskości (albo raczej współczesności kryzysowej/zagrażającej męskości normatywnej). Sympatycy omawianej opcji sugerują, ogólnie rzecz biorąc, że męskość należy niezwłocznie wziąć pod ochronę, niczym wymierające gatunki w grodzonych rezerwatach przyrody (choćby pomysł na szkoły, które miałyby być kształtować postawy męskości, czy załamywanie rąk nad skłonnością mężczyzn do nadużywania pornografii, czego przyczyna miałaby tkwić w jej naddostępności, a nie stanowić konsekwencję męskości jako takiej). Zasadność takiego stanowiska tłumaczyć można jedynie chęcią okopywania się męskości, coraz słabiej zdającej egzamin we współczesnej rzeczywistości społecznej, i która z czasem może stać się zupełnie nieadaptacyjna.

W ramach stereotypu męskości jest jednak pewien aspekt, który potraktować można jako furtkę wyjścia i przeformułowania jej tak, aby stała się dla wszystkich strawniejsza i wygodniejsza. Chodzi o powiązane z męskością dowcipkowanie i – jakże męskie – opowiadanie kawałów. I tak, wydaje się, że męskość zaczęła jakby z siebie żartować. Tuż przed wakacjami w internecie można było przykładowo obejrzeć kampanię #DontMancriminate. Sprawa na pierwszy rzut oka wyglądała na dość zagadkową. Nie do końca wiadomo było, czy kampania to komunikat wprost czy też przewrotny feministyczny żart (chyba raczej), mający na celu ośmieszenie ruchów maskulinistycznych. Wyjściowo oglądaliśmy w każdym razie czarno-białe zdjęcia przedstawiające twarze celebrytów, którzy patrzą nam prosto w oczy (chcą nam coś powiedzieć), a usta mają pozaklejane plastrami (ale nie mogą). Pod nimi można było przeczytać następujące treści: You want gender equality? Take It/I don’t have to hold the door/I don’t have to hold the bags/I don’t have to give my seat albo It’s a Man’s World? Bullshit/ I don’t get free drinks/I don’t get free entry/ I don’t get sympathy. Można też było zobaczyć notatkę z hasłem Manism oraz adnotację, iż oznacza ono ruch skierowany na odzyskanie praw mężczyzn, którzy są ofiarami społeczeństwa ignorującego ich codzienne zmagania. Akcja miała rzekomo nakierować naszą uwagę na problem zapomnianej przez wszystkich płci, czyli mężczyzn. Ludzie udostępniali, komentowali, jedni brali sprawę na serio, solidaryzowali się, opisywali niedogodności, inni po prostu żartowali do woli.

Nawet jeśli wspomnianą wyżej akcję, i jej podobne, potraktować jedynie jako dowcip  albo przysłowiowy kij wkładany w mrowisko dla beki, istnieją być może przesłanki, aby sądzić, że męskość mogłaby skorzystać na tym, że będziemy się mogli z niej publicznie pośmiać. I to właśnie paradoksalnie sama męskość podsuwa sobie swoją stereotypową reakcję na trudności (stosowaną głównie w obliczu trudności interpersonalnych) jako być może pomocną dłoń. Co może zrobić męskość ze swoim kryzysem? Pożartować z siebie. Po męsku się porechotać i wrzucić na luz. Poszturchać się, wyluzować, potarmosić i pohałasować. Pomachać w bardziej lub mniej bezpośredni sposób siusiakiem. No więc być może męskość zaczęła nieśmiało śmiać się z siebie i można tym samym spróbować potraktować to jako pozytywną oznakę dystansowania się od napuszonej męskości normatywnej, co w przyszłości pozwoli na jej ostateczne rozbrojenie z korzyścią dla obu płci. Co prawda różnie bywa z jakością tych żartów. Nie zawsze są śmieszne. Ale ja się cieszę.

design & theme: www.bazingadesigns.com