Seksizm i semantyka

Lorna Neville dzieli się wynikami analizy dyskursu płci i seksizmu językowego opracowanej na podstawie wrześniowych wydań dziennika „The Independent”.

4320304_sexism_full2

Gdy Mira, bohaterka powieści Marilyn French „Miejsce dla kobiet”, kuliła się w toalecie, był rok 1968 i już wtedy walczono  z przejawami seksizmu w języku. 45 lat później nadal stanowi on poważny problem. Wystarczy odwiedzić strony internetowe takie jak The Everyday Sexism ProjectNo More Page 3, Pinkstinks, the F word (i wiele innych), aby się o tym przekonać.

Poniższy artykuł spogląda na język jako zjawisko, które obnaża, ale i wydobywa na powierzchnię seksistowskie przekonania, zwykle prawie niezauważalne, z pozoru trywialne, lecz niosące ze sobą zagrożenie. Nadal istnieją zwroty, które na dobre powinny zostać wykreślone z naszych słowników.

Nacechowany seksizmem język potrafi być subtelny i łatwy do przeoczenia i dlatego często pojawia się w niespodziewanych kontekstach. Lorna Neville podjęła się analizy wydań „The Independent” z września 2013. Dziennik ten chlubi się wyznawaniem idei sprawiedliwości, równości i intelektualnego rygoru. Seksizm jest „zabroniony”, podobnie jak publikacja zdjęć roznegliżowanych kobiet, nie ma uderzania w anty-feministyczne tony, zatrudnianych jest sporo dziennikarek, podejmuje się też rozsądne próby pisania o kobietach jako istotach ludzkich. Wystarczy jednak dokładniejsza analiza, aby wykazać obecność niefortunnych sformułowań.

Pejoratywnie i protekcjonalnie

Dziennikarze/rki powinni/e zachować większą ostrożność w doborze przymiotników. Raquel Rolnik, inspektorce ONZ krytykującej brytyjski „podatek sypialniany” nadano miano „wybuchowej”. Winnie Mandela i pracownica budowlana w nowojorskiej „strefie zero” zostały określone jako „zadziorne”. Kate Hoey, Sheila Hancoc i Margaret Hodge opisano jako „budzące respekt”. Liderkę Norweskiej Partii Konserwatywnej, Minister Spraw Zagranicznych Australii, Maggie Smith i Cate Blanchett nazwano „potężnymi”. Jakkolwiek wartościowe są to cechy, podobne przymiotniki bardzo rzadko używane są stosunku w do mężczyzn. Opisują odstępstwo od kobiecej normy, czym odwołują się do stereotypu, jednocześnie go podtrzymując.

W kolejnych artykułach Thatcher określono jako „leaderene” (od leader – „przywódca”, opatrzony trywializującym przyrostkiem -ene), co wygląda bardziej na mizoginię niż nawiązanie do polityki, Yvette Cooper nazwano „mroźnym chochlikiem” (dwukrotnie), a rosyjskie aktywistki na rzecz praw kobiet kontynuujące protest głodowy były „dziewczynami”. Wzrost, włosy i oczy Emily Young „utrudniały” wyobrażenie sobie jej jako rzeźbiarki. Czy dłuto wydało się za ciężkie?

Określone przez reprodukcję

Niektóre gazety opisują kobiety jako „matki dwojga” lub „śliczne mamy” przy każdej nadarzającej się okazji – stanowi to wygodny skrót odwołujący się do zestawu stereotypów i oczekiwań. „The Independent” stara się unikać tego typu klasyfikacji, czasami jednak wpada w jej pułapki. W artykule z dziedziny biznesu opisującym kulisy wielomiliardowego kontraktu, jedna z czołowych uczestniczek tamtych wydarzeń została opisana jako utalentowana negocjatorka i … matka sześciorga.

W artykule ubolewającym nad brakiem kobiet w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim wspominano o Nawal El Moutawakel jako pięćdziesięcioletniej matce dwojga. To, czy którykolwiek ze wspomnianych mężczyzn ma dzieci, pozostawiono wyobraźni czytelnika/czki lub pominięto przez nonszalancję.

Następnie w analizie danych ekonomicznych, minister skarbu z brytyjskiej Partii Pracy przedstawiono jako „świeżo upieczoną mamę Rachel Reeves”. Tak, Rachel Reeves niedawno powróciła do pracy po urlopie macierzyńskim, ale co z tego? Gdy status kobiety jako rodzica podkreślany jest niezależnie od kontekstu, zawiera to wyraźne odwołanie do podstawowego wyobrażenia o rolach w rodzinie i wyraża przekonanie, że to na kobiety spada odpowiedzialność za opiekę nad dziećmi.

Im dalej tym gorzej. Ubrania Stelli McCartney oceniono jako „czasami nudne, w dużej mierze mamuśkowate”, ale w końcu „sama jest matką, więc nic w tym dziwnego” (stwierdzenia grubiańskie, lekceważące i niezdarnie uzasadnione). Kreacje Fridy Giannini zaprojektowane po urodzeniu dziecka zostały obdarzone pseudo-komplementem „Czy możemy mówić MILF?” (Mom I’d Like to Fuck – „mamuśka, którą chciałbym przelecieć”), pod postacią bulwersującego akronimu, który nie tylko uprzedmiotawia, ale też pozbawia autonomicznej tożsamości. Jego użycie wcale nie jest zabawne.

Przyrostek określający płeć nie jest koniecznością

Pomimo dekad funkcjonowania feminizmów walczących z określającą płeć terminologią (policeman zastąpiony przez police officer, fireman przez firefighter), duża część leksykonu redakcji „The Independent” pozostaje nieuregulowana – przykłady stanowią określenia takie jak chair (deputowany/deputowana) i spokesperson (rzecznik/rzeczniczka).

Nie jest zaskoczeniem to, że większość deputowanych to mężczyźni (86%), ale tu liczą się słowa. Większość mężczyzn niezmiennie określano słowem chairman (pozostawiając męski przyrostek). Słowo chair zostało użyte w wypadku 10% mężczyzn i w 76% przypadku odnoszących się do kobiet (niektórym nadano miano chairwoman, innym chairman; Margaret Hodge (brytyjską deputowaną Partii Pracy) opisano za pomocą tych trzech sformułowań. Słowo nieokreślające płci (w tym wypadku chair) zostało ponad osiem razy częściej użyte w stosunku do kobiet niż do mężczyzn. Tym samym, określenie nie denotujące płci uzyskuje nowe, już nacechowane znaczenie.

Podobna klasyfikacja miała miejsce podczas cytowania deputowanych, jedynie 8% wypowiedzi nie przypisano płci, w pozostałych przypadkach przeważały określenia „spokesman” lub „spokeswoman”. Czy płeć stanowi różnicę? Z pewnością nie, ale została wyraźnie zaznaczona w przypadku opisywanych przedstawicielek brytyjskich instytucji takich jak policja z Południowego Yorkshire, Ministerstwo Zdrowia i Ministerstwo Edukacji, galeria Tate, Kancelaria Premiera, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Biuro do spraw Poważnych Przestępstw Finansowych, czy rzeczniczki serialu „Coronation Street”. Nikt nie użyje sformułowania „niebieskookie źródło wypowiedzi”, ponieważ utraci na wiarygodności. Stąd też określenia płci.

Wydaje się, że kobietom nie zaproponowano równorzędnych i neutralnych określeń, nawet na stronach „The Independent”. Jeden po drugim, przykłady te mogą wydawać się nieznaczące, ale razem pokazują uzależnienie od nacechowanego płcią słownictwa, z naciskiem na zaznaczenie wagi odrębności. Wraz z ryzykiem protekcjonalnego nastawienia, podobna dwuznaczność pozwala na utworzenie hierarchii – jednej i drugiej płci.

Język ma znaczenie. Nie tylko odzwierciedla świat, ale nadaje mu kształt. Wyraża tożsamość i możliwości. Podobnie jak hipnopedia Aldousa Huxleya, strumień seksistowskich uwag wypowiadanych każdego dnia kształtuje świadomość społeczeństwa. Niezmienny, wszechobecny i pojawiający się w uznanym dzienniku. Przeciwstawienie się dyskryminującemu językowi nie jest przejawem poprawności politycznej, a raczej oznaką zdrowego rozsądku. Przeciwna postawa będzie nadal oznaczała ignorowanie niedorzecznych banałów i delikatnie zakamuflowanego seksizmu – takiego jak eufemizmy na drzwiach toalet.

Tłumaczenie: Iga Krzysik

design & theme: www.bazingadesigns.com