Seks a sprawa polska [SIŁOWANIE SIĘ Z POLSKOŚCIĄ]

Nacjonalizm najbardziej pręży się na przełomie października i listopada. Odbywający się w Dzień Niepodległości marsz jest manifestacją władzy, nienawiści i przemocy. Jego najgłośniejszymi uczestnikami_uczestniczkami są ci, którzy własnymi pięściami chcą bronić „polskich” wartości. I właśnie taki obraz męskości kreuje nacjonalizm – postrzegany jest tu jako zlepek władzy, agresji i dominacji.

hafthaft. Monika Drożyńska

Nacjonalizm był, jest i będzie ideologią immanentnie związaną nie tylko z rasizmem i ksenofobią, lecz także z seksizmem. Nacjonalizm wymaga patriarchatu – kontroli nad kobietami. Nie bez powodu Marsz Niepodległości ogłasza się jako „pro-life”. Nie bez powodu prawicowe media wyzywają kobiety, które miały aborcję, od morderczyń i nie bez powodu ci sami ludzie sprzeciwiają się edukacji seksualnej, którą uważają za deprawowanie uczniów i uczennic. Polska, którą chcą widzieć, jest biała, heteroseksualna, religijna, ale przede wszystkim – pozbawiona dostępu do informacji.

W naszym kraju rzetelna i wolna od prawicowej ideologii edukacja seksualna praktycznie nie istnieje. I nie dzieje się tak bez związku z ideologią nacjonalistyczną.

Narzucane młodym osobom narodowe wartości nie ograniczają się tylko do lekcji historii czy wiedzy o społeczeństwie, ale są równie obecne na lekcjach „wychowania do życia w rodzinie”. Sama nazwa wskazuje na to, że seks powinien pełnić jedynie funkcję reprodukcyjną. Polska tożsamość narodowa ma bardzo silne powiązania z instytucją Kościoła, a katolicka zasada zakazująca seksu poza małżeństwem jest powszechnie znana; po ślubie jest on dozwolony, ale tylko w jednym celu – prokreacyjnym.

Wizja patriarchalnej rodziny – nastawiona na rozmnażanie i wyznająca tradycyjne wartości – to właśnie rodzina najbardziej przez Kościół i nacjonalistów pożądana. Polityce pozornie „prorodzinnej” towarzyszy polityka antyimigracyjna, nawołująca do bojkotowania „obcych” i produkowania „naszych”. Ta sama polityka uderza również w osoby nieheteronormatywne, których obecność przemilcza się podczas zajęć w szkole, a które to osoby – w ogarniętym szaleńczym pędem ku jak najwydajniejszej reprodukcji państwie – zostają uznane za niepotrzebne. Słupek nacjonalizmu wzrasta więc wraz ze wskaźnikiem homo- i transfobii.

Zamiast zapewnić osobom dostęp do elementarnej wiedzy na temat własnej anatomii, dobre warunki do świadomego założenia rodziny lub zadbać o to, by mogły mieć bezpieczne ciąże – władza oraz nacjonalistyczna narracja zdecydowały się wziąć w niewolę nasze ciała. Najbardziej podstępnym i skutecznym sposobem na to jest pozbawienie osób świadomości i wiedzy, którą proponuje edukacja seksualna. Władza sprowadza rolę kobiety do roli reprodukcyjnej, jednocześnie odbierając jej możliwość kontroli nad swoją seksualnością.

Ekspertką od „wychowania do życia w rodzinie” (bo termin „edukacja seksualna” sugerowałby, że seks może służyć do czegoś innego niż do płodzenia dzieci) została Urszula Dudziak, która uważa, że antykoncepcja prowadzi do wyuzdania i ułatwia kobietom zdradzanie swoich partnerów. Podręczniki do WDŻ recenzowane są m.in. przez Bogdana Chazana (sic!), znanego ze spowodowania życiowych tragedii wielu kobiet, a szefowa MEN Anna Zalewska już dawno zapowiedziała, że „nie wpuści seksedukatorów do szkół”.

W projekcie ustawy antyaborcyjnej znajduje się paragraf o ograniczeniu edukacji seksualnej do nauczania o wartościach moralnych i szacunku do ludzkiego życia, które zaczyna się w momencie poczęcia.

Brak rzetelnej i równościowej edukacji seksualnej sprawia, że niektóre osoby godzą się na kształt ustaw taki, jak zaproponowany niedawno projekt zaostrzający prawo antyaborcyjne. Liczba przypadków nastoletnich ciąż i częstotliwość zakażeń chorobami przenoszonymi drogą płciową będzie wzrastać, jeśli uczniowie i uczennice będą na lekcjach słyszeć, że antykoncepcja to morderstwo. Brak edukacji na temat mniejszości lub mówienie o nich tylko w kategoriach dewiacji skutkuje bardzo wysokimi poziomami dyskryminacji na tle orientacji seksualnej oraz tożsamości płciowej w szkołach. 

Edukacja, a nade wszystko edukacja seksualna, stała się służącym do utrzymania obecnego porządku narzędziem w rękach władzy. Ma pomagać w kierowaniu uczniowskich światopoglądów w stronę zamkniętej, nacjonalistycznej, seksistowskiej i homofobicznej mentalności. W szkołach zamiast edukacji prowadzona jest wielopoziomowa indoktrynacja, która ma służyć coraz większemu zacieśnianiu normatywnych ram. Rzetelna i oparta na faktach, a nie uprzedzeniach, edukacja miałaby wymiar silnie antydyskryminacyjny, nie tylko w sferze płci czy seksualności, ale również pochodzenia – jest jednym z narzędzi, które powinno być używane do budowania postaw otwartych i afirmacyjnych.

Polska nie powstaje z kolan – wciąż klęczy przed ołtarzem. Jeśli chcemy to zmienić, sprawić, by była przyjaźniejsza, bardziej otwarta, niech edukacja – a nie indoktrynacja – będzie naszą bronią.

Nina Rehorowska, grupa Te Tematy


Tekst powstał w ramach cyklu Siłowanie się z polskością

design & theme: www.bazingadesigns.com