Prawda o Ruchu na rzecz Praw Mężczyzn

David Futrelle przyjrzał się dokładnie Ruchowi na rzecz Praw Mężczyzn w poszukiwaniu aktywizmu. Oto, co odkrył.

steam-ears-615x345-1

Kiedy pół roku temu zakładałem swój blog Man Boobz, zamierzałem pisać głównie o tym, co stanowi motywację członków Ruchu na rzecz Praw Mężczyzn i pokazywać co głupsze przejawy mizoginii wśród jego aktywistów (Men’s Rights Activists, MRAs). Ale im bardziej zagłębiałem się w ich działania online, tym bardziej docierało do mnie, że dla większości z nich w ruchu tym nie chodzi wcale o poruszanie problemów, ale raczej o pretekst, by dać ujście męskiej złości i pluć mizoginią w internecie.

Posłużę się wyrażeniem używanym przez programistów: mizoginia to nie błąd oprogramowania Ruchu na Rzecz Praw Mężczyzn, to jego cecha.

Aktywiści na rzecz Praw Mężczyzn nie przypominają żadnych innych aktywistów, jakich widziałem. Po pierwsze, jak na rzekomych aktywistów, są niemal całkowicie bierni. Oczywiście narzekają bez końca na rzeczy, które jawią im się jako straszna niesprawiedliwość wymierzona w mężczyzn. Po prostu nic z tym nie robią. Podczas gdy niektórzy mężczyźni, uważający się za aktywistów na rzecz praw ojców – grupa nieco inna od mało znaczących MRAs – próbują wpływać na przepisy i prawodawstwo, MRAs przede wszystkim pielęgnują swoje urazy.

Narzekają na fałszywe oskarżenia o gwałt (lub znacznie zawyżają ich liczbę), ale zamiast prowadzić kampanie w mediach, protesty czy robić cokolwiek, co prowadziłoby do podjęcia szerszej dyskusji na ten temat, większość MRAs wydaje się być zadowolona z możliwości używania tego tematu jako wymówki, pozwalającej narzekać w internecie na kłamliwe dziwki. Kiedy tylko ktoś mówi o gwałcie, MRAs szybko przypominają o problemie gwałtów w więzieniach (który dotyczy głównie mężczyzn), jednak robią to dla celów retorycznych; bardzo niewielu MRAs wydaje się wiedzieć o istnieniu znanej organizacji Just Detention, walczącej z gwałtem w więzieniach.

♦◊♦

MRAs narzekają także, że praktycznie nie ma schronisk przeznaczonych dla mężczyzn padających ofiarą przemocy domowej, jednak w przeciwieństwie do feministek i innych aktywistów walczących przez lata o powstanie schronisk przeznaczonych dla kobiet, wydają się oni być usatysfakcjonowani biadoleniem, że feministki nie zapewniły mężczyznom takich placówek. MRAs byli najbliżej prawdziwej kampanii dotyczącej tego problemu, kiedy Glenn Sacks, aktywista na rzecz praw ojców, wezwał swoich zwolenników do naciskania na ofiarodawców na rzecz pewnego schroniska dla ofiar przemocy, służącego głównie kobietom – wyemitowali oni reklamę, która nie spodobała się Sacksowi – aby ci przestali przekazywać placówce pieniądze. Właśnie tak: zamiast próbować zebrać środki na budowę schronisk dla mężczyzn, fani Sacksa chcieli zabrać pieniądze schronisku dla kobiet.

MRAs są wrażliwi na oznaki ucisku niczym bohaterka „Księżniczki na ziarnku grochu”.

Tak naprawdę aktywiści na rzecz praw mężczyzn wcale nie wydają się być aktywistami. Ruch ten zamienił się w dziwną parodię „feminizmu ofiary” („victim feminism”) – polega na niekończącym się poszukiwaniu dowodów, że mężczyźni (mimo tego, że zarabiają więcej niż kobiety, kierują większością firm i państw na świecie, dostają najlepsze role filmowe, i tak dalej i tak dalej) są w istocie obywatelami drugiej kategorii.

MRAs są wrażliwi na oznaki ucisku niczym bohaterka bajki Andersena pt. „Księżniczka na ziarnku grochu”, która była w stanie wyczuć groszek leżący pod dwudziestoma materacami. Żadna oznaka „ucisku” nie jest zbyt trywialna, aby na nią narzekać; ludzie ci uważają, że kiedy kobieta „bezkarnie” określa mężczyznę słowem „creep” (nachalny dupek) – jest to najwyraźniej najgorsza obelga na świecie, znacznie gorsza od „szmaty”, „dziwki” lub innych obelg wymierzonych w kobiety, których nie będę tu powtarzać – to znak, że kobiety „siedzą na piedestale przywilejów”.

Inni uważają, że są atakowani przez kobiety „ubierające się jak dziwki”. Pewien niedoszły patriarcha narzekał na forum promującym patriarchat, że „prowokacyjne ubieranie się, a następnie tłumienie męskich potrzeb, to atak na męską seksualność”. Przez „tłumienie męskich potrzeb” rozumie on po prostu to, że kobieta nie uprawia seksu z każdym mężczyzną, który jej pożąda. Jego wizja „prowokacyjnego ubioru” opiera się między innymi na noszeniu dżinsów, ponieważ „ciasne dżinsy podkreślają kobiece nogi i pośladki”. Wysokie obcasy są tak samo problematyczne jak dżinsy – chociaż nic nie odsłaniają, to podkreślają nogi i pośladki. „Nawet odsłonięte włosy są niedobre”, ponieważ „długie włosy mogą podniecić mężczyzn”.

Chociaż takie narzekania są przede wszystkim śmieszne, mizoginia MRAs ma też ciemniejsze strony. Wielu z nich wydaje się być obca zwyczajna ludzka empatia. Widać to najwyraźniej, kiedy MRAs mówią o przemocy na tle seksualnym. Odpowiedź znanego w ruchu Paula Elama na zorganizowany w październiku Miesiąc Świadomości Przemocy Domowej polegała na, hmm, „żartobliwym” ogłoszeniu października miesiącem pod hasłem „Przywal agresywnej dziwce” i fantazjowaniu o „spuszczeniu wpierdolu” każdej kobiecie, która w dowolny sposób fizycznie atakuje mężczyzn (Elam twierdzi, że ten post jest satyryczny).

Znana jest także jego deklaracja, że ponieważ uważa przepisy dotyczące gwałtu na niesprawiedliwe wobec mężczyzn, to jeśli „zostanę wezwany do uczestnictwa w ławie przysięgłych na procesie w sprawie gwałtu, publicznie zobowiązuję się głosować za uniewinnieniem, nawet jeżeli nie będzie wątpliwości co do winy sprawcy”. Inny autor niedawno na swojej stronie obiecał: „Gdybym zobaczył gwałconą kobietę, poszedłbym w swoją stronę jak gdyby nigdy nic”.

Takie zachowania są powszechne wśród MRAs piszących w internecie. Napaść seksualna na reporterkę CBS Larę Logan na ulicach Kairu wyzwoliła w tłumie MRAs najgorsze odruchy. Na The Spearhead, stronie dla mężczyzn popularyzowanej przez niektórych prostaków z tego ruchu, użytkownicy obrzucili Logan obelgami; jeden napisał po prostu: „Nie wierzę jej. Nie obchodzi mnie to. Mam nadzieję, że ci Arabowie niczym się od niej nie zarazili” (choć skoro „nic się nie stało”, to jak ktokolwiek mógł się czymkolwiek zarazić?). Na In Mala Fide, antyfeministycznym blogu popularnym zwłaszcza wśród MRAs, bloger Ferdinand Bardamu napisał: „Pieprzyć Larę Logan… dostała to, na co zasłużyła”.

To powszechna reakcja wśród internetowej społeczności MRAs. Kiedy rozmawiają oni o kobietach będących ofiarami przemocy domowej – także morderstw – wielu z nich skupia swój gniew nie na sprawcach, ale na ofiarach, bo rzekomo zdecydowały się związać z dupkami, zamiast wybrać „miłych facetów” jak oni. Przypuszczalnie autorem najgłośniejszego przykładu takiego myślenia jest ScareCrow, tworzący blog MEN-FACTOR, który opisał zaginioną i uznaną za zmarłą tancerkę z Las Vegas (która, jak się okazało, rzeczywiście została zamordowana) jako „Obrzydliwą Parszywą Bezmózgą Dziwkę, Która „Daje Dupy” Agresywnym Mężczyznom” w rzekomo „żartobliwym” tekście, który po prostu świętował jej morderstwo, ponieważ była atrakcyjna, spotykała się z mężczyzną, który mógł się nad nią znęcać i „przypomina mi te kobiety, które brutalnie odrzucają mężczyzn, którzy do nich zagadują”.

♦◊♦

To, jak niektórzy MRAs zareagowali na atak na kongresmenkę Gabrielle Giffords, również było zatrważające. Pewien często komentujący na moim blogu antyfeminista napisał: „Zanim zacznę jej współczuć, chciałbym wiedzieć, czy spędziła całą swoją karierę tworząc prawo, które krzywdzi mężczyzn…”. Tymczasem na The Spearhead kilku MRAs skupiło swój gniew na Danielu Hernandezie, homoseksualnym stażyście pracującym w Kongresie, który rzucił się w stronę, z której padły strzały, aby pomóc Giffords i dosłownie ocalił jej życie. Zamiast pochwalić jego bohaterski czyn, zaatakowali go za pomaganie kobiecie. „Hernandez postąpił podobnie jak Żyd pomagający nazistowskiemu oficerowi SS, który chętnie wrzuciłby go do komory gazowej” – napisał jeden z nich. „To ma być bohaterstwo?” (na The Spearhead czytelnicy mogą głosować na poszczególne komentarze; ten komentarz, ostry nawet jak na standardy tej strony, dostał dwa razy więcej ocen pozytywnych niż negatywnych).

Niektórzy po prostu podtrzymują atmosferę niezależności i dystansu wobec kobiet; inni starają się całkowicie unikać tych paskudnych stworzeń.

Moglibyście zadać teraz następujące pytanie: skoro tak wielu aktywistów na rzecz praw mężczyzn nienawidzi kobiet, to dlaczego się z nimi zadają? Oto odpowiedź: wielu się z nimi nie zadaje. Ruch na rzecz Praw Mężczyzn wydał na świat dziwaczny twór reprezentowany przez pokraczny akronim MGTOW – Men Going Their Own Way (Mężczyźni Idący Własną Drogą). To coś w stylu lesbijskiego ruchu separatystycznego z lat 70., tyle że dla mężczyzn heteroseksualnych. Różni członkowie tego ruchu różnie rozumieją znaczenie wyrażenia „iść własną drogą”. Niektórzy po prostu podtrzymują atmosferę niezależności i dystansu wobec kobiet; inni starają się całkowicie unikać tych paskudnych stworzeń. Wszyscy jednak zdają się odczuwać potrzebę nieustannego wylewania frustracji na kobiety w internecie. Na noszącym perwersyjnie błędną nazwę Forum Miłego Faceta, popularnym forum zamkniętym, można znaleźć 4207 tematów i 36033 komentarzy w dziale „Tales of Bad Girls & Attention Whores” – około dwa razy więcej niż w dziale poświęconym „aktywizmowi”.

Mizoginia MGTOW jest nawet bardziej skrajna niż ta widoczna na stronach MRAs. Żaden temat nie jest zbyt trywialny, by wywołać gniew: ostatnio na jednym forum natknąłem się na szczególnie ożywioną dyskusję poświęconą temu, jak w miejscu pracy pewnego użytkownika jakaś feministka… przeciągnęła swoje krzesło z jednego końca pokoju na drugi, głośno przy tym hałasując – nikczemny postępek, który, tu wszyscy byli zgodni, został ewidentnie zaplanowany, by przyciągnąć męską uwagę. Jeden użytkownik sypnął w związku z tym małym manifestem:

Doskonale wiedziała, jakie to denerwujące, i zrobiła to, żeby przyciągnąć uwagę.

Kiedy kobiecie nie poświęca się uwagi, będzie wkurwiać wszystkich, byle tylko ją zdobyć. 

Nie wierzycie?… Popatrzcie na grubasy z Walmarta, co to publicznie pokazują swój brak zdolności do wychowywania dzieci poprzez doprowadzanie swojego dziecka do płaczu, wydzieranie się na nie i poniżanie go w obecności innych klientów. Popatrzcie na każdą „silną” feministkę, która robi wszystko, żeby wkurzyć „patriarchat” hodowaniem włosów pod pachami i wrzeszczeniem o tym, że ucisk jest wszędzie.

Samotna stara baba, mająca za przyjaciół tylko koty, będzie szurać krzesłem o podłogę, bo brak jej uwagi mężczyzn, a kiedy każdy zareaguje grymasem, poczuje odrobinę satysfakcji. Jeszcze raz poczuje, że żyje.

Niech te samotne pizdy cierpią w swoich więzieniach. Gdyby kiedykolwiek zadały sobie trud nauczenia się, jak być przyzwoitą osobą, kiedy były młodsze, miałyby przyjaciół i ludzie chcieliby spędzać z nimi czas. Zamiast tego są bezwartościowymi, wkurwiającymi pizdami.

W latach 70. niektóre heteroseksualne kobiety próbowały przekonać same siebie, że są lesbijkami, ponieważ uważały, że bycie lesbijką to jedyny prawdziwie feministyczny sposób na życie. Dzisiaj MGTOW stanęli przed podobnym dylematem. Zamiast próbować wywołać u siebie pożądanie wobec mężczyzn, dzielnie starają się stłumić pożądanie, które odczuwają wobec kobiet. Nazywam to Paradoksem MGTOW: ci mężczyźni nienawidzą kobiet, ale ciągle staje im na ich widok. Nieszczęśnicy z ruchu MGTOW regularnie dyskutują o strategiach radzenia sobie z nieposkromionym pożądaniem wobec kobiet. Niektórzy zwracają się ku religiom Wschodu; inni masturbują się jak szaleni. Jeszcze inni starają się przekonać samych siebie, że kobiety są brudnymi, odrażającymi potworami, z którymi nikt nie chciałby się zadawać. Cytując wypowiedź z forum przekonującego mężczyzn, by się nie żenili: „Dzięki tym słowom dałem radę: ‘To tylko śmierdząca dziura’”.

Tak, oto poziom, na którym ci osobnicy rozumują. „Pomysły” popierane przez wielu MRAs i zwolenników MGTOW to niewiele więcej niż dorosła wersja chłopięcego przekonania, że od dziewczynek można się czymś zarazić*.

To przykre, bo jeśli odłożymy na bok mizoginię, Ruch na rzecz Praw Mężczyzn porusza czasem realne problemy. Mężczyźni padający ofiarą przemocy domowej naprawdę potrzebują schronisk i współczucia. Epidemia gwałtów w więzieniach powinna być traktowana poważnie, a nie służyć jako temat niewybrednych żartów. MRAs mówią o słusznych obawach dotyczących następstw obrzezania. Ale raczej nie zdołają przyczynić się do jakiegokolwiek postępu, jeżeli będą dalej robić to, co teraz.

9 marca 2011,  David Futrelle

* oryg. „girls have cooties”; cootiesw gwarze kilkuletnich dzieci: wymyślony pasożyt lub choroba, którą można się „zarazić” od kogoś innej płci lub kogoś nielubianego (za Wikisłownikiem) – przyp. tłum.

♦◊♦

 Meet the Men’s Rights Movement

Hugo Schwyzer: How Men’s Rights Activists Get Feminism Wrong

Paul Elam: On Misandry: What’s Wrong With Men?

Tom Matlack: Adultery’s Double Standard

Amanda Marcotte: The Solution to MRA Problems? More Feminism

Zeta Male: The Top 10 Issues of Men’s Rights

Kaelin Alexander: Men’s Studies: Teaching Masculinities in the Margins

Pelle Billing: Unlocking the Men’s Rights Movement

Dan Moore of Menz: The MRA Perspective

Ron Mattocks: When Men Are the Victims of Abuse

Tom Matlack: Do Divorced Dads Get a Raw Deal?

Blixa Scott: Why Do We Forgive Adulterous Women?

Joseph Caputo: Can We Degenderize Domestic Violence?

Tłumaczenie: Katarzyna Płecha

  1. Pingback: ruch pieprzy | szprotest

Prosimy używać nowych komentarzy

design & theme: www.bazingadesigns.com