List otwarty: Równość małżeństwa niszczy „tradycyjne małżeństwo” – i dobrze!

1911228_293024174178345_1987855930_o

Do przeciwników i przeciwniczek równości małżeństw:

Z pewnością nigdy nie kłamałam. Jestem na to stanowczo za mądra. Osobiście nie podtrzymywałam błędnych przekonań, ale waszych nie poprawiałam.

Kiedy wzięliście i wzięłyście wdech i z szeroko otwartymi oczami stwierdziliście/łyście, że „małżeństwa homoseksualne są zagrożeniem dla tradycyjnego małżeństwa”, pozwoliłam komuś innemu wyjaśnić wam, czemu nie macie racji.

I kiedy ten ktoś – wyczerpany koniecznością obrony swojego człowieczeństwa, zmęczony walką o swoje konstytucyjne prawo do równości, wycieńczony prześladowaniem przez małych aroganckich mężczyzn – powiedział wam: „Nie, równość małżeństw nie zmieni tradycyjnego małżeństwa”, nie miałam serca go poprawiać.

Przez długie lata gryzłam się w język.

W przeciwnym razie stanęłabym po waszej stronie. Zgodziłabym się z wami. Równość małżeństw homoseksualnych z czasem całkowicie zniszczy „tradycyjne małżeństwo”, ja zaś będę tańczyć na jego grobie.

Niespecjalnie trudno dojść do takiego wniosku.

Kiedy pary jednopłciowe będą brać ślub, będą zmuszone zweryfikować wiele zasad waszego „tradycyjnego małżeństwa”. Robiąc to, zmierzą się z szeregiem skomplikowanych pytań:

Czy jedno z nas powinno zmienić nazwisko? A jeśli tak, to które?

Czy powinniśmy mieć dzieci? Czy chcemy mieć dzieci? Jak chcemy mieć dzieci? Czyje nazwisko będą nosić nasze dzieci?

Co z pracami domowymi, pracą poza domem, opieką nad dziećmi? Jak sprawiedliwie podzielimy te role? Jak stworzymy związek, w którym będziemy wzajemnie szanować swoje ambicje zawodowe i osobiste?

Pytań tych będzie nieustannie przybywać, zaś pary heteroseksualne to zauważą i będą zmuszone zastanowić się, jak bardzo „tradycyjne małżeństwo” jest zbudowane na rolach płciowych i jak podtrzymuje budzącą obrzydzenie nierówność, dla której nie ma miejsca w roku 2014.

Doprowadzi to w końcu do wzrostu liczby heteroseksualnych kobiet, które nie przyjmują nazwiska swojego męża – są przecież równie autonomiczne, zaś ich rodziny są równie ważne jak w przypadku ich odpowiedniczek ze środowisk LGBTQ, prawda?

Wiele par jednopłciowych nie będzie chciało mieć dzieci, a ponieważ nie będą odczuwać takiej presji, by postępować zgodnie z normą, nie będą ich mieć. Wzrost liczby par jednopłciowych wiodących szczęśliwe życie bez dzieci sprawi, że pary heteroseksualne dostrzegą, iż brak szczególnej chęci posiadania dzieci to absolutnie akceptowalny powód, by ich nie mieć. To wspaniała informacja, ponieważ wbrew waszym niedorzecznym twierdzeniom dzieci mają się najlepiej w rodzinach, w których są chciane.

Z drugiej strony, wiele par jednopłciowych będzie chciało mieć dzieci i wiele z nich zdecyduje się na adopcję. Kiedy pary jednopłciowe z adoptowanymi dziećmi będą budować wspaniałe rodziny, więcej par heteroseksualnych zrozumie, jak wartościowa jest adopcja, a z czasem kobiety przestaną wstydzić się bądź obawiać tych „tykających zegarów biologicznych”.

Pary jednopłciowe będą dzielić obowiązki i role małżeńskie inaczej, w zależności od okoliczności, pragnień i umiejętności. Mając pod ręką mnogość dobrze działających modeli małżeństwa, pary heteroseksualne będą mogły swobodnie decydować, co jest dla nich dobre, zamiast wpadać w szufladki określone jeszcze przez ich pra-pra-pra-pradziadków.

Więc owszem, posunęłam się do niewinnego kłamstwa, idąc nieustannie w kierunku tego, co nieuniknione. Gryzłam się w język w imię godności i równości – nie tylko dla społeczności LGBTQ, ale także dla heteroseksualnych kobiet. Nie zrobiłam nic, czego mogłabym się wstydzić.

Wy natomiast powtarzaliście/łyście kolosalne kłamstwo. Walczycie w imię „tradycyjnego małżeństwa”, odwołując się do niczym nieuzasadnionej i zacofanej nostalgii, cały czas ignorując tradycje i kontekst kulturowy, w którym powstała swego czasu instytucja małżeństwa.

W „tradycyjnym małżeństwie” nie chodziło ani o świętość, ani o Boga, ani nawet o prokreację. „Tradycyjne małżeństwo” było umową dotyczącą własności, zawieraną między dwoma mężczyznami.

Ten kraj przyjął angielski prawny koncept statusu kobiety zamężnej, który oznaczał, że „tradycyjne małżeństwo” polegało na przeniesieniu praw kobiety z jej ojca na męża. Tradycyjnie kobiety porzucały nazwisko ojca i przyjmowały nazwisko męża nie z powodów sentymentalnych, ale dlatego, że ich osoba została przeniesiona na mocy umowy z posiadania jednego mężczyzny w ręce innego (podobnie zmienia się nazwisko na akcie prawnym, gdy kupuje się bądź sprzedaje działkę).

Kiedy bronicie „tradycyjnego małżeństwa”, nie bronicie pełnego miłości związku zawieranego wyłącznie przez mężczyznę i kobietę – bronicie modelu, który nie ma nic wspólnego z miłością czy obopólną korzyścią, ale opiera się na założeniu, że kobiety to towar, który się kupuje i sprzedaje.

Wierzę, że równość małżeństw wytępi pozostałości mizoginii, które nazywacie „tradycją”.

To będzie zwycięstwo nie tylko dla społeczności LGBTQ, ale także dla heteroseksualnych kobiet oraz heteroseksualnych mężczyzn, którzy traktują je jak równe sobie.

Jeśli to nadal was martwi i przeraża, przynajmniej bądźcie szczerzy i przyznajcie, o co naprawdę wam chodzi.

Wcale nie boicie się o dobro dzieci ani o „świętość” małżeństwa – boicie się świata, w którym mężczyźni i kobiety są równe. Właśnie tak.

Z poważaniem,

Carina

Carina Kolodny

Tłumaczenie: Katarzyna Płecha

design & theme: www.bazingadesigns.com