Roe vs. Wade. 45 – lecie wyroku, który zmienił prawo aborcyjne w USA

Natalia Broniarczyk

Słynna rozprawa Roe (pseudonim młodej Amerykanki Normy McCorvey) przeciwko Wade rozpoczęła się w 1970 roku w stanie Teksas i była przełomowym momentem w USA. Wyrok wydany przez Sąd Najwyższy doprowadził do zmiany prawa dotyczącego przerywania ciąży. Norma McCorvey deklarowała, że jej ciąża była wynikiem zgwałcenia i domagała się prawa do aborcji.

W tamtym czasie mieszkała w stanie Teksas, miała dwójkę dzieci, które oddała do adopcji i borykała się z bezdomnością. Sąd okręgowy odrzucił jej pozew, w związku z czym odwołała się do Sądu Najwyższego. Była reprezentowana przez dwie niezwykle sprawne prawniczki, które celowo w trakcie procesu nie posługiwały się argumentem ciąży powstałej w wyniku gwałtu, ale postawiły na udowodnienie, że zakaz aborcji jest dyskryminacją, ingeruje w prywatność i narusza wolność osobistą kobiety. 22 stycznia 1973 roku amerykański Sąd Najwyższy wydał wyrok zmieniający prawo aborcyjne w USA. Od tamtego dnia we wszystkich stanach aborcja jest legalna w pierwszych trzech miesiącach ciąży. Powołanie się na przesłankę prawa do prywatności w uzasadnieniu wyroku w sprawie Roe przeciwko Wade jest bardzo kłopotliwe, zwłaszcza dla osób gorzej sytuowanych, w trudnej sytuacji ekonomicznej.

W USA, tuż przed wyrokiem Sądu Najwyższego znoszącego zakaz aborcji, 75 proc. kobiet zmarłych w 1969 roku na skutek aborcji (w większości przypadków nielegalnej) to kobiety czarne. Dla porównania  – w tym samym czasie 90 proc. wszystkich legalnych aborcji dotyczyło białych pacjentek gabinetów prywatnych. Tam, gdzie aborcja jest zakazana, przerwanie ciąży jest luksusem.

W USA w latach 60., czyli przed wyrokiem Sądu Najwyższego w sprawie Roe vs Wade, kobiety umierały najczęściej w trakcie nielegalnych i niebezpiecznych zabiegów albo w wyniku ich powikłań (zakażenia dróg rodnych czy krwotoki). Najsłynniejszą ofiarą zakazu aborcji w USA stała się Geraldine Santoro. W 1964 roku Geraldine zaszła w ciążę, której nie chciała kontynuować. Nie stać jej było na aborcję w podziemiu. Zdesperowana kobieta i jej partner zdecydowali się przerwać ciążę samodzielnie. Wynajęli pokój w motelu i przy użyciu pożyczonych narzędzi chirurgicznych i podręcznika medycznego próbowali dokonać aborcji. Kiedy Gerri zaczęła krwawić, jej partner przestraszył się i uciekł z motelu, zostawiając ją samą.

Następnego dnia pokojówka znalazła martwą, skuloną Geraldine w kałuży krwi z ręcznikiem między udami. Policja po przybyciu na miejsce zdarzenia zrobiła zdjęcie ciała, które w 1973 roku zostało opublikowane w „Ms. magazine” i, podobnie jak metalowy wieszak z dopiskiem „never again”, stało się symbolem amerykańskiej walki o legalną aborcję.

Zanim zaczęła się sądowa batalia w sprawie Roe vs Wade, Amerykanki wychodziły na ulicę ze zdjęciem Geraldine, domagając się zniesienia zakazu aborcji. To właśnie wtedy aktywistki feministyczne z Nowego Jorku odwiedzały też sądy, domagały się rządowego finansowania aborcji i rozdawały najlepszy według nich model ustawy aborcyjnej – pustą kartkę papieru, twierdząc, że nawet najszerzej spisane warunki dopuszczalności aborcji zawsze pozostaną w jakimś sensie zakazem i będą uprzedmiotawiać kobiety oraz przede wszystkim skazywać na cierpienie te, które są mniej uprzywilejowane. Ich celem była bezpłatna i realnie dostępna aborcja, dla wszystkich, które jej potrzebują. Cel ten nigdy nie został do końca osiągnięty. Nawet teraz, gdy w USA aborcja jest legalna do minimum 12 tygodnia, są takie stany, w których faktyczny dostęp do zabiegu przerwania ciąży jest niemożliwy. Barierą jest koszt, który zależy od polityki stanowej i dostępności klinik aborcyjnych.

W wielu środkowych stanach dostęp do aborcji jest bardzo utrudniony, zwłaszcza dla osób mniej zamożnych, często migrantek, uchodźczyń, osób z grup dyskryminowanych i prześladowanych, których nie stać na bezpieczny zabieg czy podróż do sąsiedniego stanu w poszukiwaniu kliniki.

Na szczęście coraz częściej powstają organizacje feministyczne, które organizują specjalne fundusze aborcyjne dla osób, których nie stać na wydanie kilkuset dolarów na podróż i zabieg aborcji. Przykładem jest organizacja National Network of Abortion Funds, która łączy zbieranie środków na dofinansowania z przeciwdziałaniem stygmatyzacji aborcji. National Network of Abortion Funds sprzedaje aborcyjne gadżety z napisem „We fund abortion” (Fundujemy aborcję) i wchodzi we współpracę z restauracjami, w których dochód z jedzenia czy napoju całkowicie przeznaczany jest na aborcyjny fundusz. To doskonały przykład tego, że liberalizacja prawa aborcyjnego nie zawsze oznacza faktyczny dostęp, zwłaszcza dla tych, które doświadczają wykluczenia. Bierzmy przykład, organizujmy się i wspierajmy w faktycznym dostępie do aborcji. Unikajmy stwierdzenia, że aborcja to prywatna sprawa. Prywatność to kosztowny przywilej, a aborcja nie jest prywatną sprawą. Zwłaszcza tam, gdzie nie jest legalna albo dofinansowywana.


Korekta: Iga Dzieciuchowicz

design & theme: www.bazingadesigns.com