Publiczna chłosta? Klęczenie na grochu? Stanie w kącie czy wygnanie? Jaka kara za aborcję zadowoli Korzekwę-Kaliszuk?

Natalia Broniarczyk


W piątek w Dzienniku Gazety Prawnej redakcja opublikowała wywiad z działaczką antyaborcyjną, która uważa, że powinna być w kodeksie karnym jakaś forma kary dla osoby przerywającej własną ciąże. Magdalena Korzekwa-Kaliszuk uśmiecha się do nas z okładki i zachęca do refleksji – zastanówmy się, jak karać kobiety. Polski ruch antyaborcyjny w przeciwieństwie do powszechnie panującego przekonania nie jest jednorodny i całkowicie zgodny, co do wykorzystywanych strategii, a słowa Korzekwy Kaliszuk są tego dowodem.

Najważniejszą kwestią poróżniającą polskie organizacje antyaborcyjne jest kwestia karalności osób, które przerwały własną ciąże. Te organizacje, które są przeciwne wprowadzaniu zapisów o karalności na za własne aborcje, stawiają nas w roli „drugiej ofiary”, czyli szerzą pogląd, według, którego aborcja i uczucie po niej, czyli żal, depresja, zaburzenia psychiczne, czy wyimaginowany „syndrom postaborcyjny” są wystarczającą karą za „zabicie dziecka”. Druga strona bezwzględnie postrzega aborcje jako morderstwo i zrównuje ją z przestępstwem, oczekując wprowadzenia do kodeksu karnego zapisu o „morderstwie prenatalnym” za które morderca, a w tym przypadku morderczyni powinna ponieść surową karę. Co łączy te dwie strony sporu? Wspólne przekonanie, że osoby mogące zajść w ciąże należy kontrolować, zawstydzać i zmuszać do kontynuacji ciąży i porodu, co skrzętnie ukrywają pod płaszczykiem „ochrony życia”. Łączy ich perwersyjna potrzeba upokarzania i zastraszania nas, nawet gdy zdarzy nam się o aborcji pomyśleć.

Autorka słów z Dziennika Gazeta Prawna Magdalena Korzekwa-Kaliszuk prawdopodobnie pozycjonuje się gdzieś po środku tego sporu. Jak sama dodaje: Więzienie dla matki za aborcję budzi mój sprzeciw. Należałoby się zastanowić nad inną karą”. Pytanie „nad jaką?” nasuwa się wprost. Publiczna chłosta? Klęczenie na grochu? Stanie w kącie? Mandat? A może wygnanie? Stygmatyzacja aborcji to za mało. Magdalena Korzekwa-Kaliszuk chce więcej. 

Warto wspomnieć, że karanie osób za ich własne aborcje, czyli najbardziej radykalna forma kryminalizacji aborcji nie cieszy się poparciem społecznym. Ostatnie badania pokazują, że tylko około 8% badanych uważa, że należy karać osoby przerywające własne ciąże. 

To co powinno martwi jednak najbardziej to fakt, że taki wywiad w ogóle się pojawia w dużej, ogólnopolskiej gazecie o prawnym profilu, a redaktor naczelny zmuszony do zabrania głosu sugeruje coś co nie powinno mieć miejsca. Czyli to, że działacze anty aborcyjni, którzy prawie zawsze są jednocześnie rasistami, homofobami, transfobami, mizoginami są po jednej stronie, a po drugiej radykalnie przeciwnej stronie jesteśmy my – działaczki pomagające w aborcjach, feministki, organizatorki protestów. Dwa skrajne brzegi, a prawda oczywiście leży po środku i nazywa się „wolne media”. No nie – jest zupełnie inaczej. 

Osoby popierające aborcję i osoby przeciwne aborcji to nie dwie strony medalu, reprezentujące dwa skrajne światopoglądy, podczas gdy prawda jest pośrodku. Osoby popierające dostęp do aborcji uważają, że każda osoba ma prawo zdecydować, czy będzie kontynuować ciążę i rodzić, a obowiązkiem państwa jest ją w tej decyzji wesprzeć poprzez zapewnienie bezpiecznej, darmowej i faktycznie dostępnej aborcji. Osoby popierające dostęp do aborcji nie wartościują tych wyborów. Przeciwnicy i przeciwniczki aborcji natomiast uważają, że aborcja co do zasady jest czymś złym i nie powinna być dopuszczona w żadnym przypadku. Tu nie da się osiągnąć kompromisu i spotkać pośrodku. Albo uważamy, że możemy zmuszać kogoś do kontynuowania niechcianej ciąży, a nawet karać za aborcje albo wręcz przeciwnie – szanujemy i akceptujemy decyzje innych osób, nie poddajemy ich ocenie. To osoby popierające dostęp do aborcji są po środku, bo skrajnym przeciwieństwem pełnej kryminalizacji aborcji jest przymus, a nikt tego nie proponuje.

Nie jest tak, jak próbuje przekonać Ordo Iuris, że karanie osób za własne aborcje „to światowy standard”. To jest zwyczajne kłamstwo i nie powinno się go powielać w mediach głównego nurtu. 

Jesteśmy w krytycznym momencie – cała opieka około aborcyjna została zepchnięta w przestrzeń prywatna i spoczywa na barkach działaczek, kolektywów i grup. Państwo umyło ręce od jakiejkolwiek odpowiedzialności. Stwarzanie przestrzeni na gdybanie o „karaniu” osób z własne aborcje jest skrajnie niebezpieczne i nieodpowiedzialne. To jest normalizowanie radykalnych rozwiązań, które może warto przypomnieć – funkcjonują tylko w kilku krajach na świecie – Salwadorze, Nikaragui, Dominikanie czy w niektórych stanach w Meksyku i przyczyniają się do krzywd, cierpienia i izolacji w więzieniach głównie biedniejszych osób. Nie podaje tych krajów po to, by pokazać, że Polska jest „lepsza”, ale chcę zwrócić uwagę na ważny fakt – to co te kraje łączy to potężna pozycja kościoła katolickiego, któremu politycy kłaniają się w pas i zapraszają do współtworzenia polityki.

Aborcja to nie ideologia. Aborcja to zabieg medyczny, doświadczenie setek tysięcy osób. Potrzebujemy o niej mówić normalnie, stwarzać bezpieczniejsze przestrzenie dla osób, które mają to doświadczenie. Głos na temat aborcji zabierają księża, lekarze, politycy, byli związkowcy Solidarności, liderzy najpopularniejszych akcji charytatywnych, publicyści. Kłócą się, używają eufemizmów, zachęcają do refleksji nad „karaniem”, z jednej strony nazywają aborcję tematem zastępczym, z drugiej jak tylko mają okazje to o niej mówią. A osoby, które mają doświadczenie aborcji lub pomagania w niej milczą. Nie zawsze dlatego, że się wstydzą, często dlatego, że przy tym „stole opinii” nie ma już miejsca na prawdziwe doświadczenia. 

Przez świat przechodzi aborcyjna rewolucja. Po niemal 100 latach Argentyna liberalizuje prawo antyaborcyjne, po ponad pięćdziesięciu Tajlandia i Korea Południowa. W Chile trwają pracę nad dekryminalizacją aborcji. W Salwadorze, po czterech latach z więzienia wychodzi oczyszczona z zarzutów Eveline Hernandes, która odsiadywała wyrok za aborcje, potym jak przerwała ciążę, w którą zaszła na skutek gwałtu. Na taką samą decyzję w więźniu w Salwadorze czeka szesnaście innych osób. Uwolnienie ich jest możliwe dzięki tytanicznej pracy środowisk feministycznych. W Rwandzie w maju 2020 pięćdziesiąt osób odsiadujących wyroki więzienia za przerwanie ciąży zostaje objętych aktem łaski prezydenta i może wrócić do swoich rodzin i domów. 

Media odgrywają ogromną rolę w tym, co ludzie myślą i mówią o aborcji. Aktywistki w Irlandii, przygotowując się do aborcyjnego referendum miały wsparcie w mediach. Siobhan Fenton – dziennikarka współpracująca z Independent, Spectator czy BBC była jednocześnie rzeczniczką prasową Abortion Rights Campaign organizacji odpowiedzialnej za marsze pro-choice. Z kolei w USA, Lindy West – autorka książki Shrill: Notes from a Loud Woman, publicystka The Guardian, The New York Times otwarcie współpracuje z grupą Shout Your Abortion. To zresztą dzięki jej wsparciu hasztag #ShoutYourAbortion stał się najczęściej używanym na Twitterze w październiku 2015 roku. Lindy West jest też autorką aborcyjnego coming outu na łamach The Guardian, o wymownym tytule “I set up #ShoutYourAbortion because I am not sorry, and I will not whisper” (Wykrzyczałam swoją aborcję, bo nie jest mi przykro, i nie chcę już szeptać).

W tym samym czasie redaktor naczelny popularnej polskiej redakcji prawnej uważa, że aborcja to temat sporów światopoglądowych i kwestia wyłącznie polityczna. A przecież jest to tylko i aż procedura medyczna. I to do tego dosyć prosta, ale zdaje się, że prawie nikt nie chce o tym pamiętać, i mało kto chcę o tym w ten sposób rozmawiać. Aborcja jest jednym z najczęściej wykonywanych zabiegów medycznych na świecie – to jest fakt, a nie radykalna opinia. 

Mam oczekiwania wobec przedstawicielek i przedstawicieli liberalnych mediów. Na przykład takie, by przestały umieszczać nas i tych, którzy chcą nas karać za aborcji po obu stronach sporu, a siebie stawiać po środku i nazywać wszystko, co im się nie mieści w głowie „radykalnym”. Chcę, by zaczęły pisać prawdę o aborcji. A prawda jest taka, że aborcja w Polsce jest codziennością. Prawda jest taka, że większość osób nie żałuje przerwania ciąży i są na to dowody naukowe. Prawda jest taka, że dla większości osób aborcja jest za droga i jest ciągle zbyt mało informacji o tym, że są organizacje, które wspierają w organizacji aborcji. Według mnie zbyt często mówi się o niej językiem polityczek, prawniczek i naukowczyń czy przedstawicielek liberalnych mediów. Prawda jest taka, że nie mówi się o realiach, że nie ma bezpiecznej przestrzeni do opowiadania o swoim doświadczeniu aborcji w mediach. Aborcja to dobro publiczne i kwestia sprawiedliwości socjalno-ekonomicznej. Aborcja to zabieg medyczny. Powinien być faktycznie dostępny dla tych osób, które go potrzebują i nikt nie powinien być za nią karany, ani w sposób symboliczny ani prawny. Zasługujemy na rzetelną publicystykę o aborcji. 

design & theme: www.bazingadesigns.com