Przykro mi panowie, ale nie jesteście uciskani: Magiczne sekrety mizoandrii

Jeśli masz ochotę, wpisz hasło „mizoandria” do wyszukiwarki Google i rzuć okiem na wyniki. Internet jest pełen wypowiedzi zadufanych w sobie mizoginów, którzy uważają, że my, zwolenniczki supremacji kobiet, potrzebujemy po prostu trochę rżnięcia, żeby nabrać rozumu” (bo nic bardziej nie wzbudza wiary w istnienie równości płci niż umacnianie kultury gwałtu oraz twierdzenie, że my, małe kobietki, po prostu potrzebujemy porządnego bolca, żeby się uspokoić). To naprawdę niepokojący dowód na to, że wciąż istnieje mnóstwo bardzo realnej nienawiści skierowanej wobec kobiet oraz na ignorancję dotyczącą problemu mizoginii.

tumblr_mk4ussZOWB1rl6c79o1_r1_500

Stawiam przed wami wyzwanie: pokażcie mi jakiś przejaw mizoandrii, a ja wyjaśnię wam, że w istocie jest to przejaw mizoginii. Na początek opiszę kilka powszechnie znanych przykładów, jeden po drugim:

1. Kampanie przeciwko przemocy domowej i gwałtom skupiają się na kobietach, podczas gdy ofiarami są też mężczyźni.

Tak, mężczyźni padają ofiarami przemocy domowej i tak, mężczyźni są gwałceni. Jak napisałam na początku mojego poprzedniego tekstu, dziesięć procent ofiar gwałtu to mężczyźni. Ale wiecie, co nam to daje? Pozostałe 90 procent to kobiety. Czy te dziesięć procent powinno zostać zignorowane, czy te przestępstwa mają pozostać bez kary? Oczywiście nie. Ale skupianie się na tak niewielu, podczas gdy tak wiele osób cierpi, w żaden sposób nie wpłynie długoterminowo na ten problem. Kobiety są także znacznie częściej ofiarami przemocy domowej. Feminiści nie opowiadają się za tym, by ofiary-mężczyźni były ignorowane, chodzi nam o to, by zauważono ofiary-kobiety cierpiące z powodu przestępstw, których waga jest często lekceważona przez opinię publiczną, a które są wyraźnym przejawem mizoginistycznej nienawiści.

2. Mężczyźni są źle przedstawiani w mediach, pokazywani jako beznadziejni neandertalczycy mający piękne i zdolne żony.

Po pierwsze, zastanówcie się przez chwilę, jak słabo przedstawiane są kobiety w mediach w ogóle i jak rzadko pojawiają się jako postaci inne niż drugoplanowe w historiach zdominowanych przez mężczyzn. Po drugie, prawdziwy obraz tego związku „mąż neandertalczyk/seksowna żona” jest następujący: przede wszystkim pokazuje on, że nieważne jak dobrą „partią” jest kobieta, zostanie usidlona przez pierwszego lepszego przechodzącego w pobliżu mężczyznę, który uzna ją za godną swej uwagi. Ile seriali telewizyjnych przedstawia konwencjonalnie nieatrakcyjną, niegrzeczną, otyłą kobietę mającą za męża kogoś o wyglądzie striptizera? Wysyłanie mężczyznom sygnału, że mogą być tak niechlujni, prostaccy i leniwi jak chcą i jednocześnie oczekiwać, że poślubią piękną, zdolną żonę, to nie obelga dla mężczyzn. To przekaz mówiący, że my, kobiety, powinnyśmy mieć niskie standardy, bo powinnyśmy być wdzięczne za jakikolwiek przejaw męskiego zainteresowania.

Po trzecie, jak naprawdę zdolne są te kobiety, w jakiej dziedzinie są ekspertkami? Często żony te są gospodyniami domowymi i mamami, owszem, radzącymi sobie z tymi obowiązkami wspaniale; ale to przedłużenie tego mizoginistycznego twierdzenia, według którego kobiety naturalnie dążą do tego, by być dobrymi matkami, mężczyźni zaś nie muszą być dobrymi ojcami. Od czasu do czasu taka mama świetnie radzi sobie z wieloma zadaniami na raz, pracując poza domem (często jako recepcjonistka lub w innym niezbyt poważanym zawodzie) i jednocześnie dbając o dom, dzieci i męża, gotując im posiłki, piorąc ubrania i nieustannie okazując miłość i troskę. Ale nie chodzi tu o przedstawianie kobiet jako niesamowicie zaradnych. Chodzi tu o normę, którą my, kobiety, mamy spełniać w prawdziwym życiu – nawet jeśli pracujemy zawodowo poza domem, oczekuje się od nas, że będziemy wykonywać większość prac domowych i robić to z uśmiechem, ponieważ na tym polega rola kobiety.

3. Dziewczętom i kobietom pozwala się na więcej swobody w wyrażaniu swojego „ja”; bycie chłopczycą jest w porządku, ale bycie niemęskim facetem – nie.

Nie chodzi tu o nienawiść do mężczyzn i wszystkiego, co męskie, ale o nienawiść do jakichkolwiek przejawów kobiecości, nawet kiedy demonstruje ją mężczyzna. Tak właśnie kwestia gwałtów popełnianych na mężczyznach jest wyśmiewana i wyszydzana jako coś kobiecego, ofiara zaś jest niemęska, ponieważ „pozwoliła”, by ją to spotkało. Z drugiej strony, podejście do kobiet przejawiających męskie cechy może być dwojakie: albo zostają zaakceptowane i otrzymują gratulacje za to, że posiadły przymioty uważane za wykraczające poza typowe dla kobiety ograniczone osiągnięcia albo drwi się z nich za to, że pragną być równe mężczyznom i rezygnują ze swoich przyrodzonych kobiecych obowiązków, jak dbanie o dom, podporządkowywanie się ogólnie obowiązującym normom dotyczącym kobiecej urody itp.

4. Istnieją programy pomocy dla kobiet, takie jak stypendia, ale nie ma podobnych programów przeznaczonych wyłącznie dla mężczyzn.

Ten argument wysuwa się przeciwko większości programów afirmacyjnych (antydyskryminacyjnych). Ocenia się je jako „odwrotne uprzedzenie”, które daje mniejszości niesprawiedliwą przewagę. Jednak nawet w świecie, w którym obecność kobiet na uniwersytetach nie jest już zaskoczeniem, wciąż toczymy trudną walkę po ukończeniu studiów. Kobieta z dyplomem nie startuje z tej samej pozycji co mężczyzna z takimi samymi kwalifikacjami. Nawet jeśli pokona dyskryminację kobiet podczas procesu zatrudniania pracowników, nadal będzie zarabiać mniej niż mężczyzna pełniący podobne obowiązki. I niech ją ręka boska broni przed zajmowaniem się takimi „babskimi” rzeczami jak zachodzenie w ciążę, bo spotka się z jeszcze większą dyskryminacją na rynku pracy. Tak więc nawet jeśli pomoc w postaci stypendium może z początku wydawać się niesprawiedliwa, wciąż nie zapewnia kobietom równej pozycji w prawdziwym świecie. Nie można żałować darmowej kulki lodów dziecku, które żyje o chlebie i wodzie, bo dziecko, które właśnie dojada swój stek, nie dostało deseru.

Tak naprawdę tę listę mogłabym ciągnąć bez końca, bo fani pojęcia „mizoandria” chwytają się każdej okazji, by pokazać nam, głupiutkim feministkom, że toczymy wojnę, którą już dawno temu wygrały nasze matki. I choć staram się zachować spokój w obliczu tych dyskusji i okazuję szacunek mężczyznom padającym ofiarą patriarchalnej tyranii, to jednak przychodzi moment, w którym mężczyźni muszą zrozumieć, że to nie w porządku skupiać się na tym, jak są oni krzywdzeni przez system, który nieustannie uciska kobiety. To dlatego mizoandria nie jest prawdziwa tak, jak prawdziwa jest mizoginia. Czy istnieją kobiety nienawidzące mężczyzn? Oczywiście. Zawsze znajdzie się ktoś, kto nienawidzi innych. Ale nie jest to ucisk instytucjonalny, więc feministki nie chcą o nim słyszeć. Nie mamy władzy, która pozwalałaby nam uciskać mężczyzn. Nie zarabiamy więcej niż mężczyźni, nie możemy więc manipulować naszymi mężami tak, by znosili ucisk pod naszym pantoflem lub rezygnowali z rozwoju osobistego i zostawali w domu, zajmując się nami i naszymi dziećmi. Nie stanowimy większości w Izbie Reprezentantów, Senacie, Sądzie Najwyższym i Białym Domu, nie możemy stanowić prawa mówiącego mężczyznom, kim są i co wolno im robić z ich ciałami. Kobiety jako grupa nie mają władzy, by kontrolować mężczyzn. Czy istnieją pojedyncze kobiety, które tyranizują mężczyzn? Oczywiście. Jednak władza ta nie jest instytucjonalna, nie jest przyrodzoną cechą rządu, mediów i większości gospodarstw domowych, nie jest to ucisk.

Proszę panowie, jeśli chcecie dyskutować o koszmarach tej tajemniczej mizoandrii, zastanówcie się najpierw nad całym mnóstwem przywilejów, które macie i które przyjmujecie za oczywistość. Pamiętajcie, że nie musicie patrzeć spod oka na każdą mijaną kobietę w obawie, że przez nią traficie do statystyk. Pomyślcie o tym, jak społecznie akceptowalne jest, by mężczyzna powiedział znajomym, że nie umie gotować, nie pierze własnych ubrań, nie pamięta nazwiska nauczyciela czy nauczycielki swojego dziecka. Pomyślcie przez chwilę o kobietach, o które się troszczycie – o swojej matce, partnerce, siostrach, przyjaciółkach – i wiedzcie, że jeśli pomyśleliście teraz choćby o sześciu kobietach, statystycznie jedna z nich padła ofiarą usiłowania gwałtu bądź została zgwałcona. Jeśli należycie do moich przyjaciół/ek, nie możecie zignorować tego faktu – jestem ofiarą gwałtu, siedzącą przed swoim komputerem, proszącą was o przyznanie, że atak na mnie i na wszystkie inne ofiary miał miejsce, ponieważ kobiety nie są traktowane w tym społeczeństwie jako równe mężczyznom. I proszę was o pomoc w dokonaniu zmiany, bo być może dzięki temu moja córeczka nie powiększy statystyk dotyczących gwałtu jak jej matka.

9 lipca 2011, bunnika

Wypowiedziałam się szerzej i dokładniej na temat poruszanych tu zagadnień w nowym tekście. Komentarze pod nim są zamknięte dla aktywistów na rzecz praw mężczyzn i antyfeministów, ale zachęcam do czytania, gdyż wydaje mi się on być bardziej przystępnym i dogłębnym podejściem do tej kwestii.

Tłumaczenie: Katarzyna Płecha

design & theme: www.bazingadesigns.com