Pągowska: Przedwyborczy coming out

Michalina Pągowska

Okres przedwyborczy przypomina mi ogólne poruszenie przed Gwiazdką, kiedy informacje, obrazki i memy z tym związane są wszędzie. Wypełnia się nimi nie tylko internet, ale też każdy inny fragment tego, co nas otacza. Pojawia się też olbrzymia presja, żeby wszystkie osoby, niezależnie od poglądów (czy wyznania), się do tego przyłączyły. Trudno przed tym uciec. Nagle cała przestrzeń zostaje zawłaszczona i brakuje w niej miejsca dla osób, które z jakiegoś powodu w tym powszechnym podnieceniu nie uczestniczą.

12177406_10206678382176473_851204792_oZa każdym razem jest podobnie, ale tym razem nagonka jest wyjątkowo intensywna. W końcu mamy aż dwie partie, które potencjalnie mogą reprezentować osoby identyfikujące się z lewą stroną skali politycznej. Jedną z nich założyły nawet osoby, które na co dzień aktywnie działają w różnych organizacjach i ruchach, z którymi robiłam mnóstwo akcji, więc jakie mogłabym mieć argumenty, żeby na nie nie głosować. Każda próba krytyki kończy się zalewem komentarzy typu: „przecież wiesz, że osoba X tak nie myśli”, „doceń ogrom pracy, który w to wkładają”, „oni dopiero zaczynają”.

Widzę. Tylko same dobre chęci tu nie wystarczą. To jest polityka, a nie zabawa. W dodatku polityka w ramach skostniałego systemu partyjnego, który z demokracją ma mało wspólnego. Który zbudowany jest na zgniłych kompromisach i odpuszczaniu małych spraw, żeby „przepchnąć” te ważniejsze. Który jest kompletnie oderwany od rzeczywistości. Który nie widzi konkretnych ludzi, lecz jedynie grupy interesu. Ale z tego przecież muszą sobie zdawać sprawę, skoro decydują się w to wejść. A każde, nawet najcichsze, napomknięcie, że się nie podziela zachwytu, może wywołać burzę.

Nie mam poczucia, że te kilka procent coś zmieni. Może tylko tyle, że ludzie będą mieli spokojniejsze sumienie (jeśli ktoś_sia w nie wierzy), w końcu „zrobili, co mogli”. Utrzymanie „bezpiecznego” status quo mnie nie satysfakcjonuje, ponieważ to bezpieczeństwo dotyczy tylko wąskiej, uprzywilejowanej grupy. Jakakolwiek realna zmiana, w pełni zgadzam się w tej kwestii z Emmą Goldman, może zajść tylko w wyniku bezpośredniego działania. Nie wierzę w to, żeby system dało się zmieniać od środka. Nie chcę legitymizować tego systemu.

Ale nie dlatego to piszę, żeby kogoś przekonać. Nie odbieram też nikomu prawa do zachwytu. Piszę to, ponieważ zachwyt jest mi wciskany do gardła. Piszę to w poczuciu zaszczucia przez moje środowisko, w którym przecież miałam się czuć jak u siebie i w którym miała być otwartość na poglądy innych osób. Piszę to, ponieważ ciągle słyszę, że jeśli nie głosuję, nie mam prawa narzekać. Ponieważ okazuje się, że obecna sytuacja w polityce to moja wina. Dochodzi wręcz do tego, że obawiam się linczu (wirtualnego) i siedzę cicho, żeby przypadkiem ktoś_sia nie odkrył_a, że bojkotuję wybory. Ale mam tego dosyć. Nie, nie będę głosować.

design & theme: www.bazingadesigns.com