Prawo do strajku nam przysługuje. O godne płace i szacunek

Od 29 grudnia w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej trwa strajk, do którego przystąpiły niemal wszystkie pracownice. Domagają się nie tylko podwyżek płac, ale też szacunku dla swojej pracy i możliwości jej spokojnego wykonywania.

Od wielu miesięcy wójt Zdzisław Cezary Dulias ingerował we wszystko, co robiły i podważał ich decyzje. Choć pracownice jeździły do podopiecznych w kilkunastu znajdujących się w gminie miejscowościach własnymi samochodami, płacąc za benzynę z własnych pieniędzy, starał się udowodnić, że źle wykonują swoją pracę – ponieważ ośmieliły się założyć związek zawodowy i walczyć o godne płace. Pracownice poddawane były presji i zastraszaniu. Poprzedniej kierowniczce, Ilonie Czarneckiej, której współpraca z zespołem GOPS układała się dobrze, zabroniono przyznawania pracownicom podwyżek, a następnie zwolniono ją dyscyplinarnie. Pełniącą obowiązki kierowniczki została Halina Janiszek – wcześniej zwolniona z kierowania Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Radomiu, m.in. ze względu na złe traktowanie pracowników. Po rozpoczęciu strajku, został on natychmiast nazwany „nielegalnym”. 7 stycznia, dwie godziny przed rozpoczęciem rozmów o porozumieniu kończącym strajk, dwie pracownice – przewodnicząca związku i jej zastępczyni – zostały poinformowane, że zamierza się je zwolnić dyscyplinarnie. Z powodu stresu stan zdrowotny strajkujących pogorszył się i obecnie przebywają na zwolnieniu lekarskim. Pomimo tego, jednej z nich wręczono już wypowiedzenie umowy o pracę. Protestujące nie poddają się – poniżej znajduje się rozmowa, którą przeprowadziliśmy_łyśmy z jedną ze strajkujących.

– Czy mogłaby pani opisać historię konfliktu w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej?

– Pracownicy Ośrodka Pomocy Społecznej w Wierzbicy od początku 2015 roku doświadczali niechęci ze strony władz samorządowych. W naszą stronę, w stronę ośrodka, kierowane były przez wójta działania w postaci licznych kontroli. Dialog z pracownikami, o który prosiliśmy, nie był podejmowany, władze samorządowe dopuszczały się zastraszania, nękania i poniżania pracowników. Zaczęliśmy się temu przeciwstawiać, ale wtedy niechęć jeszcze się nasiliła, władze zaczęły ingerować w postępowania, które prowadzili pracownicy socjalni, w postępowania administracyjne, co jest niezgodne z prawem. My, pracownicy, postanowiliśmy założyć związek zawodowy, aby móc walczyć o swoje prawa. Jak tylko pracodawca o tym się dowiedział, zaczęły się jeszcze większe kłopoty w pracy niż dotąd. Pracodawca zaczął ingerować w działalność organizacji związkowej poprzez podważanie wyborów, statutu, wyborów Społecznego Inspektora Pracy, podważanie prawa do strajku i samego powstania sporu zbiorowego, pracownicy indywidualnie doświadczali niechęci związanej z przynależnością do organizacji związkowej. Pojawiła się informacja o zmianie regulaminu organizacyjnego, zmianie warunków pracy i płac pracowników, zmianie formy umowy z umowy o pracę na umowę zlecenie, poszły pierwsze zawiadomienia do organizacji związkowej o zamiarze rozwiązania umów o pracę z pracownikami. Nasza organizacja nie mogła pozostać obojętna na takie działania, weszliśmy w drugi spór zbiorowy w celu uzyskania od pracodawcy szacunku do działalności organizacji związkowej, to też się spotkało z dużą niechęcią, pracownicy byli szykanowani, wypytywani indywidualnie o przynależność związkową, o to, czy będą brać udział w strajku, straszeni zwolnieniem z pracy. Wtedy postanowiliśmy przystąpić do strajku, odstąpić od świadczenia pracy, tak, aby pracodawca powstrzymał swoje niezgodne z prawem działania. Dążyłyśmy do porozumienia, niestety ze strony pracodawcy takiej woli nie było, do tej pory żadne działania w celu wypracowania porozumienia nie zostały podjęte. Przeciwnie, narasta niechęć do pracowników, co można zauważyć w mediach lokalnych, gdzie władze samorządowe oczerniają pracowników, krytykują ich pracę i ich działalność związkową.

– Pierwszy spór zbiorowy dotyczył podwyżek?

– Tak, pierwszy spór był o podwyżki. Też jesteśmy zszokowane tym, że tak się to wszystko potoczyło. Że od postulatu podwyżek doszłyśmy w tej chwili do punktu, gdzie walczymy o swoje stanowiska pracy, gdzie grozi nam zwolnienie w trybie dyscyplinarnym. Absolutnie nie możemy się na to zgodzić i będziemy walczyć dalej.

– Początkowo domagały się panie 400 złotych podwyżki?

– Początkowo naszym żądaniem było 400 złotych, ale w celu osiągnięcia porozumienia byłyśmy w stanie je obniżyć, biorąc pod uwagę budżet gminy i budżet GOPS-u i zejść do 200, anawet 100 zł. Jest to naprawdę minimum. Nieprawdą jest to, co mówi wójt, że średnio pracownicy zarabiają 2400 zł, jest to zupełnie niewiarygodne wyliczenie. Średnio pracownicy w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej zarabiają 1700-1900 złotych.

– Rozumiem, że wójt zabronił byłej pani kierownik dawać jakichkolwiek podwyżek?

– Tak, po powrocie ze zwolnienia lekarskiego pani kierownik poleceniem służbowym otrzymała zakaz podejmowania jakichkolwiek decyzji z zakresu zadań pomocy społecznej, decyzji płacowych, to również jest niezgodne z prawem, ponieważ wójt nie może pozbawić kierownika możliwości podejmowania decyzji w sprawie swoich pracowników.

– Faktycznie więc wójt chciał sam decydować o wszystkim, co się dzieje w ośrodku?

– Dokładnie tak. Ingerował w postępowania, dopuszczał się zmiany decyzji pani kierownik bez konsultacji, akta z Ośrodka Pomocy Społecznej były przetrzymywane w Urzędzie Gminy, kiedy trzeba było prowadzić postępowanie, pracownicy nie mieli nawet dokumentów, na których mogliby się oprzeć. Występowałyśmy o ich zwrot, a one nadal były przetrzymywane.

– Strajk zaczął się 29 grudnia?

– W dniu 29 grudnia czterech pracowników zupełnie odmówiło świadczenia pracy, dwie pracownice popierały strajk, ale ze względu na dobro mieszkańców, tych najbardziej potrzebujących, starszych i schorowanych, nadal te pracę świadczyły. Popierały nas jednak. Po nowym roku dołączyła do nas jeszcze jedna koleżanka, więc w sumie 7 osób.

– Jaka była reakcja p.o. kierowniczki i wójta na rozpoczęcie strajku?

– Przed rozpoczęciem strajku próbowano indywidualnie wpływać na pracowników, aby do niego nie przystępowali i straszono zwolnieniami. Ze strony wójta żadnej reakcji nie było, mimo że wiedział o powstaniu sporu zbiorowego już od początku grudnia. Na wniosek radnych z komisji społeczno-gospodarczej doszło do zwołania sesji nadzwyczajnej w sprawie strajku, ale niestety żadnych efektów to nie przyniosło. Mieliśmy wtedy siąść do rozmów w sprawie porozumienia i obydwie strony deklarowały chęć wypracowania go. Przyszedł ten dzień, kiedy mieliśmy rozmawiać, wszystkie czekałyśmy na to, sesja jest o godzinie 10.00, a o 8.00 rano otrzymujemy zawiadomienie o tym, że dwóch pracowników w trybie dyscyplinarnym pracodawca zamierza zwolnić – przewodniczącą i wiceprzewodniczącą związku – za kierowanie i udział w nielegalnym strajku, którą to nielegalność pani kierownik sama stwierdziła, nie czekając na rozstrzygnięcia żadnych organów kompetentnych do wydawania takich orzeczeń. I w takiej atmosferze miałyśmy usiąść do rozmów o porozumieniu! W tym momencie kluczowe dla nas było, żeby pracodawca wycofał się z zamiaru zwolnienia pracowników i wtedy ewentualnie możemy usiąść do rozmów o podwyżkach. Trzy razy pani kierownik podkreśliła, że nie zamierza zmienić swojej decyzji, że pracownicy są do zwolnienia. Kwestia rozmowy o podwyżkach była w tym wypadku bezprzedmiotowa. Wtedy nastąpiło u nas poważne załamanie, bo każdy jednak liczył na to, że dojdzie do porozumienia, że całe to napięcie, ten stres – że to się skończy wreszcie. Niestety, tak nie było. Wszystkie podupadłyśmy od tego czasu na zdrowiu. Nie jesteśmy w stanie w takiej atmosferze wrócić do pracy, wiemy, że te zwolnienia na nas czekają. Nie ma żadnej dobrej woli zakończenia konfliktu ze strony pracodawcy, jest tylko jeszcze większa niechęć, klienci, nasi podopieczni, są niestety wciągani w konflikt, mają świadczyć po stronie pracodawcy, że źle wykonywałyśmy swoje obowiązki. Ciężko nam na to wszystko patrzeć, ciężko nam patrzeć na to, w jaki sposób wójt się o nas wypowiada, w jaki sposób wypowiada się pani kierownik, która nie zdążyła nas poznać, ale po niecałym miesiącu czasu postanowiła nas zwolnić.

– Skąd właściwie wzięła się opinia o nielegalności strajku?

– Nikt nie wie, skąd ona się wzięła, pani kierownik twierdzi, że jesteśmy pracownikami samorządowymi, nasze stanowisko jest w tej sprawie inne. Zanim przystąpiłyśmy do strajku, utwierdziłyśmy się w tym, że prawo do strajku nam przysługuje, mamy w tej sprawie opinię konstytucjonalisty, nasze stanowiska nie są stanowiskami urzędniczymi. To, że mamy prawo do strajku, tym bardziej widać to po tym, że od 11 stycznia strajkują pracownicy socjalni w Łodzi, tam nikt tego nie kwestionuje, były też wcześniej w Polsce podejmowane strajki pracowników socjalnych i też nikt tego nie kwestionował – więc wychodzi na to, że tylko nam nie wolno. Nikomu ze strony pracodawcy nie zależy na tym, żeby jednostka wróciła do pracy, żeby mieszkańcy mogli korzystać z pomocy. Dla nas też jest to wszystko niezrozumiałe – w którą stronę to zmierza, dlaczego taka niechęć do nas. Trzymamy się razem i wspieramy się, wiemy, że zostałyśmy potraktowane w sposób niedopuszczalny, władze nie powinny tak traktować pracowników. Łamie się nasze prawa pracownicze i prawa związkowe, wszelkie normy etyczne i moralne też są przekraczane poprzez wciąganie w to naszych podopiecznych. Oczekiwanie od nas, że my będziemy podbijać piłeczkę i też podburzać podopiecznych, którzy są zadowoleni z naszej pracy, jest nieetyczne. Jeżeli władze myślą, że my też zachowamy się w ten sposób, to się mylą. My przede wszystkim chcemy pracować. Jesteśmy gotowe wrócić do pracy, tylko nie na takich zasadach, jakie obowiązywały po przyjściu pani pełniącej obowiązki, gdzie nas zastraszano, gdzie nasze prawa pracownicze były łamane. W naszą sprawę zaangażowana jest Polska Federacja Związkowa Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej, która weszła z panią kierownik w spór dotyczący praw i wolności związkowych. Nie odpuścimy tego.

W dzień po przeprowadzeniu rozmowy wiceprzewodnicząca związku w GOPS otrzymała pocztą zawiadomienie o zwolnieniu dyscyplinarnym. Tymczasem Państwowa Inspekcja Pracy, która przeprowadziła w ośrodku kontrolę, uznała zwolnienie byłej kierowniczki Ilony Czarneckiej za rażące naruszenie praw pracowniczych i skierowała do sądu wniosek o ukaranie wójta. Władze Wierzbicy idą jednak w zaparte i nie zamierzają zmieniać swojego postępowania.

Podpisz petycję poparcia dla strajkujących

design & theme: www.bazingadesigns.com