Siemasz: Po co nam chleb, skoro mamy Igrzyska!

Wczoraj prawie cały świat śledził ceremonię otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Soczi, wszyscy wytykali awarię elektryczną dzięki której logo igrzysk dość spektakularnie straciło jedno kółko, no, prawie wszyscy – w Rosji tego fragmentu akurat nie pokazano. W mediach powszechna ekscytacja, zawodnicy i zawodniczki twittują zawzięcie o stanie toalet, a Mariusz Zawadzki upomina ich wszystkich w swoim artykule na wyborczej.pl (bo igrzyska to czas poznawania obcych kultur i należy wykazać się otwartością). I gdzieś w tle migają tylko informacje o tym, że to Kraków może stać się nowym Soczi – w 2022 roku.

4

Kraków jako miasto kandydujące (nieoficjalnie jeszcze) do organizacji Igrzysk Olimpijskich za 8 lat z biegiem czasu zyskuje coraz więcej szans. Przyczyna jest dość banalna- wszyscy inni kandydaci się wycofują. Najpierw w marcu 2013 zrezygnowała Szwajcaria z miastami Sankt Moritz i Davos, po tym jak mieszkańcy kantonu Gryzonii opowiedzieli się przeciwko Igrzyskom. W listopadzie mieszkańcy i mieszkanki Monachium powiedzieli „nie”, z kandydowania zrezygnował Sztokholm (rząd zdecydował się, że nie udzieli gwarancji finansowych, bo jak mówiła szwedzka ministra kultury i sportu: „Nie możemy udzielić gwarancji finansowych dla imprezy, która będzie kosztować podatników i podatniczki 10 mld koron (5 mld zł) lub więcej. Pieniądze te musiałyby zostać odebrane innym celom”). Kilka dni temu w polskich mediach pojawiła się informacja, że być może wycofa się też Oslo, bo rząd ma wątpliwości czy udzielić gwarancji finansowych, szczególnie przy rosnącym sprzeciwie mieszkańców/ek. Warto też zaznaczyć, że Oslo przeprowadziło już jedno referendum przy okazji wyborów parlamentarnych, ostatnio zaś przeprowadzono kolejne sondaże.

A tymczasem w Krakowie… wiceprezydentka Krakowa Magdalena Sroka jest zdania, że referendum jest tylko ładnym hasłem wyborczym! Głosów sprzeciwu wobec organizacji ZIO w Krakowie nie brakuje, czego władze chyba są świadome, bo zamiast skupić się na przeprowadzeniu konsultacji, na podstawie których można by podjąć decyzję w kwestii ubiegania się o tę imprezę, kolej rzeczy została odwrócona. Decyzja została podjęta, teraz czas na przekonanie wyborców/czyń, że to decyzja właściwa. Ale żeby przekonać podatników i podatniczki trzeba zainwestować, więc kolejny strumień pieniędzy się leje. Pieniądze poszły między innymi na produkcję spotu reklamowego, którego koszt wyniósł ok. 1,3 miliona złotych (z czego 80% pokryło Ministerstwo Sportu). Intencją spotu z założenia wcale nie było zwiększenie szans Krakowa u Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, bo zgodnie z przepisami, kandydaturę Krakowa można na razie reklamować tylko na terenie Polski.

Kolejnym ewenementem jest wypowiedź innego pracownika krakowskiego magistratu o przeprowadzeniu sondaży wśród opinii publicznej. Jak powiedział Wyborczej Filip Szatanik- „My też będziemy musieli przeprowadzić jesienią tego roku takie sondaże. Między innymi dlatego liczymy, że planowane konsultacje wniosku o organizację igrzysk przekonają krakowian, że ta impreza to dobry pomysł”. Czyli mam się przekonać do organizacji ZIO tylko dlatego, że są zaplanowane konsultacje wniosku?

1235393_1436876899880207_1288059130_nMagdalena Sroka (wiceprezydentka Krakowa): „Moim zdaniem to jest tylko ładne hasło wyborcze: Pozwólmy mieszkańcom decydować.”

Warto też zaznaczyć, że sondaże muszą być przeprowadzone (jest to wymóg MKOI), ale z wypowiedzi wiceprezydentki Sroki wnioskować można, że niespecjalnie przejmuje się opinią publiczną. Potrzeby dla referendum nie widzi, bo „[m]amy demokrację bezpośrednią. Wybieramy przedstawicieli i oni decydują”.

W międzyczasie serwuje się też przekonanie o niebotycznym zachwycie Krakowian i Krakowianek nad organizacją ZIO – „Co do wyniku referendum, to jesteśmy spokojni. Jest tylko kwestia frekwencji, żeby to referendum miało jakąkolwiek moc prawną”. To dość ciekawe podejście zważając na to jak często w mediach pojawiają się głosy krytyczne odnośnie pomysłu rządzących oraz jak prężnie rozwija się inicjatywa społeczna „Kraków przeciw Igrzyskom”. A wątpliwości może być wiele, szczególnie tych finansowych. Jak pokazują badania Allisona Stewarta i Benta Flyvbjerga z Oxford University (przebadali wydatki organizatorów igrzysk olimpijskich w latach 1960 – 2012) „pierwotnie zakładane koszty są przekraczane średnio o 179 proc., budżety imprezy nie są przestrzegane, a z punktu widzenia miast i społeczności organizujących igrzyska są najbardziej ryzykownym od strony finansowej przedsięwzięciem gospodarczym”.

Co ciekawe, towarzystwo miast organizujących igrzyska też się w ostatnich latach nieco zmieniło. Dziś dziennikarze i dziennikarki śmieją się z Soczi, ale przy masowej eksterminacji bezpańskich psów, brutalnym prawie wymierzonym w osoby homoseksualne oraz wykorzystywaniu pracowników czy pracownic przy budowie olimpijskich obiektów, z których część nie otrzymała zapłaty, a część została deportowana po wykonaniu pracy, narzekania o kiepskiej jakości hotelach czy brązowej wodzie z kranu wydają się śmieszne. Za dwa lata igrzyska letnie odbędą się w Rio de Janeiro, w którym miliony wydawane na obiekty sportowe też budzą wielkie kontrowersje w obliczu biedy części mieszkańców/ek Brazylii, szczególnie tych, którzy i które muszą na zawsze opuścić swoje domy, by zrobić miejsce dla olimpijskiej infrastruktury. I tak Kraków pozostał w gronie kandydatów do organizacji ZIO zredukowanego do Lwowa, Ałmaty oraz być może Pekinu. Monachium, Sztokholm i Oslo pozostaną zaś w swoim towarzystwie – miast, w których jakość życia mieszkańców jest wg wielu badań i rankingów najlepsza na świecie.

Katarzyna Siemasz

Zachęcamy do zapoznania się z listem otwartym inicjatywy „Kraków przeciwko Igrzyskom” na jej stronie -> [LINK] 

design & theme: www.bazingadesigns.com