Drozda: Z owłosionymi nogami nie da się polecieć w kosmos

Feminoteka opublikowała kolejny głos w ważnej debacie o kobiecej depilacji. Dlaczego ważnej? Bo to od jej wyników zależy, co będziemy traktować jako normę, kogo będziemy wyśmiewać, kto będzie się nam podobał. Najgłośniej, niestety, wypowiadają się póki co producenci specyfików do golenia. Zobaczmy, co mają nam do przekazania. 
wlosywlosyIlustracja Awa Drozda

Tak naprawdę nie jest to zresztą debata o goleniu, ale o naszych ciałach i kto ma prawo je oceniać. Teza Kathleen Lee Joe, autorki felietonu na Daily Life, jest prosta: kobiety zaczęły się golić wtedy, gdy reklamodawcy zaczęli je do tego nakłaniać. Przed wynalezieniem kremów depilacyjnych, golarek czy gorącego wosku nikomu nie zależało na gładkich pachach i nogach.  Po II wojnie światowej stały się one postulowaną normą. Obecnie w przekazach medialnych ciężko o niewydepilowaną aktorkę/modelkę/prezenterkę. Na popularnych kobiecych forach (kafeteria.pl, wizaz.pl) czytam, że bluzka na ramiączkach i nieogolona pacha to: „obrzydliwe zaniedbanie”, „brak higieny”, a nawet „brak kobiecości”.  Wiele kobiet pisze, że do depilacji nie są przymuszane, że same wolą, gdy ich nogi są gładkie.

Kathleen Lee Joe nazywa to „całodobową gotowością do seksu”, twierdząc, że pierwszych skrzypiec nie grają preferencje właścicielek nóg, ale ich partnerów seksualnych. Podobnego zdania była publicystka Paloma Goñi z Huffington Post, która przez siedem miesięcy nie goliła nóg, a później opublikowała swoje zdjęcia w spódniczce. Słowom wstrętu i pogardy nie było końca, co tylko potwierdzało tezę feministek, że depilacja to jedna z form uprzedmiotowienia kobiecego ciała przez patriarchat. 

To o tyle interesujące, że na wcześniej przytoczonych forach wypowiadają się też panowie, którzy tęsknią za naturalnością, lubią kobiece owłosienie łonowe i „kilkudniowe włoski” pod pachami. „Sam widok kobiecych pach z tymi kropkami po wygolonych włoskach jest genialny i ten sexy szary ślad” – pisze jeden z użytkowników. Pomyślałybyście?

Wiem, że to całkiem nie w smak sprzedawcom alabastrowej gładkości. Tytani Veet i Gilette gimnastykują się jak mogą, by usunąć z nas owłosienie. Włosy rosnące poniżej linii obojczyków są śmieszne albo obrzydliwe, a normalna kobieta, chcąc być jakkolwiek atrakcyjna, musi się ich pozbyć.

Oto zeszłoroczna propozycja firmy Veet:

„Don’t risk dudeness” przetłumaczyłabym jako „Nie ryzykuj, nie stań się kumplem”. Ja nie widzę w tym nic złego. Fajnie kumplować się z osobą, z którą się śpi. Właściwie nie znam innej drogi! Ta reklama prezentuje ten sam rodzaj seksizmu wymierzonego w mężczyzn, który znamy z gazetki Cosmopolitan i w ogóle dyskursu o kobietach Wenusjankach i prymitywnych Marsjanach. To podsycanie bezcelowej gry w oszukanki, zakładającej, że partner nigdy nie powinien widzieć cię nieumalowanej lub sikającej.

Firma Phillips ustami Anny Dereszowskiej namawia do nowoczesnych (wręcz futurystycznych) metod:

Reklama jest luźna, wydaje się spontaniczna. Zwraca uwagę na ważny temat: depilacja nie jest przyjemna. Wiele kobiet poddaje się jej mimo bólu i późniejszego dyskomfortu. O ile się na to nie skarżą, nie mam nic przeciwko. Ale jeśli wiąże się to z takim cierpieniem, a nie dysponujemy nowoczesną aparaturą, to może nie warto? 

A tutaj klasyka gatunku: firma Gilette, która, wyjaśniwszy mężczyznom, co dla nich najlepsze (regularne golenie zarostu, oczywiście, sprzętem Gilette), wzięła się za panie. Pamiętacie kampanię reklamową z 2000 roku, która zachwycała się tym, jak łatwo można poczuć się boginią?

To była skuteczna kampania. Doskonale uderzyła w ukryte pragnienia Polek w tamtym czasie. Jedna z komentatorek artykułu o depilacji na Feminotece opowiada, jak w liceum higienistka rozdawała zielone golarki oraz ulotki Gilette. „Gilette sfidelizowało mnie na 5 lat” – kwituje. 

To wszystko jest naprawdę ważne. Dorosłe kobiety powinny podejmować decyzję samodzielne: czy chcą się golić codziennie albo od święta, tylko latem czy też wcale (wszystkie opcje popieram!). Obecnie nie każda wie, że wybór w ogóle istnieje.

Rozmowom o depilacji przysłuchuje się całe pokolenie młodych kobiet i dojrzewających dziewczynek. Nie chcę, by swoje pierwsze włosy traktowały z obrzydzeniem i testowały na sobie niezliczone specyfiki, mające jak najprędzej się ich pozbyć. Pozwólmy im najpierw zaakceptować swoje ciało, pokochać je, a dopiero potem – modyfikować. Zwłaszcza, że sfotoszopowanego ideału z plakatu nie osiągną nigdy. A może nie będą mieć na to ochoty? Może będą miały inne zdanie, niż ich mamy i ciocie, i nie będą szły na żaden depilacyjny kompromis? Dajmy im szansę być najpierw sobą, a potem czyjąś Wenus. Niech zdecydują o swoim ciele, zanim ktoś je wyręczy.

PS. Dziś, w 2015 roku, firma Gilette jest mądrzejsza (przez co mam na myśli, że ma sprawniejszych psychologów od reklamy). Piosenka Venus Bananaramy w ciekawej, quasi-feministycznej odsłonie:

Spot wygląda jak kampania społeczna na rzecz równouprawnienia. Dziewczyny mogą latać w kosmos, być baletnicami, piłkarkami – to w naszych czasach oczywistość. Nie każda musi być „tylko” boginią piękności. Brawo, Gilette, rychło w czas. Ciągłe zbliżenia na idealnie gładkie nogi wybijają jednak z euforycznego klimatu.

Najwyraźniej z owłosionymi nie da się polecieć w kosmos. Szkoda.

Awa Drozda

design & theme: www.bazingadesigns.com