Otyłości nie należy komentować – a szczupłość można?

Nigdy nie miałam problemów z nadwagą, ale doskonale wiem, jak to jest być ocenianą przez pryzmat swojej wagi i wiecznie słuchać niegrzecznych uwag na temat swojego wyglądu. Musimy przenieść ciężar debaty o wadze z kwestii wyglądu na kwestie zdrowotne.

Wszyscy i wszystkie wiemy, że nie należy ubliżać osobom otyłym. Nikt nie powinien być dyskryminowany ze względu na swoją wagę. W ostatnich latach przypadki gorszego traktowania puszystych osób, od komentarzy Karla Lagerfelda (o wadze Adele) po praktyki Abercrombie & Fitch (firma odzieżowa, niesprzedająca kobiecych ubrań w rozmiarze większym niż „L”)  wywołały publiczny sprzeciw. To jak najbardziej pozytywny znak. Ale co z krytyką skierowaną pod adresem osób szczupłych? Jeśli nie można komentować czyjejś otyłości, dlaczego nie działa to też w drugą stronę?

Kilka lat temu, gdy pracowałam w wydawnictwie prasowym, na cotygodniowych spotkaniach całej redakcji zawsze pełno było talerzy z ciastami i przekąskami. Jedna z moich koleżanek redaktorek – starsza ode mnie stażem, sympatyczna kobieta po pięćdziesiątce – zawsze na głos zachęcała mnie do nałożenia sobie ciastka. Przyjacielsko szturchając mnie łokciem, lamentowała: „Patrzcie na nią, sama skóra i kości!”

Miałam wtedy głęboką anoreksję, a ona nadwagę – ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że kierowała publiczną uwagę na moje gabaryty w sposób, który byłby nie do zaakceptowania, gdybym to ja czyniła w jej stronę tego typu komentarze. Wiem, że stąpam teraz po kruchym lodzie: czy może być coś bardziej irytującego niż szczupła osoba komentująca czyjąś otyłość? Jednak pomyślcie przez moment o tym, jak zwykle opisujemy szczupłe kobiety: wychudzona, niedożywiona, kościotrup. Tymi terminami media szafują dość swobodnie, bez dbałości o poprawność polityczną, tak ważną podczas poruszania tematu otyłości. Mnie personalnie określenie „wychudzona” obraża, ale oczywiście większość zarzuci mi arogancję. „Ma farta, że jest szczupła”, pomyślicie, przewracając oczami.

Nigdy mnie nie przedrzeźniano, nie ostracyzowano, nie nazywano żarłokiem. Nie jestem „dużą dziewczynką” , ma mam kobiecych krągłości. Przez dziesięć lat moim problemem nie było za dużo, tylko za mało jedzenia. Co ja – od niedawna dopiero eks-anorektyczka – mogę wiedzieć o otyłości?

Cóż, wiem na przykład jak to jest, gdy twój wewnętrzny dramat widać na twoim ciele już na pierwszy rzut oka, gdy wszyscy się na ciebie patrzą. Dostrzegam wyraźną zbieżność pomiędzy otyłością i nadmierną szczupłością. Uważam, że niekontrolowane opychanie się może działać w ten sam sposób co niekontrolowane głodzenie się – jako mechanizm obronny, kreujący bezpieczną przestrzeń, w którą można wycofać się w chwilach kryzysu.

Napisałam o tym wszystkim w mojej nowej książce, „The Ministry of Thin” – i szczerze mówiąc, byłam zaszokowana reakcją. Społeczność „plus-size” bywa przerażająca. Zostałam wyzwana (wyłącznie przez kobiety, i to głównie anonimowo) od „chudych suk” , „cielesnych faszystek” i „nazistek tępiących otyłość”. Poinformowano mnie, że mężczyźni kochają „ciałko”, i że „krągłości” są bardziej seksowne niż kościotrupy.

Tymczasem moja książka nie zawiera nawet jednego słowa krytyki pod adresem puszystych osób. Terminu „otyłość” użyłam wyłącznie w sensie dosłownym, nie jako określenia obraźliwego. W książce opisuję swoje własne doświadczenia walki z anoreksją, chcąc podkreślić, jak ważne jest zrozumienie stanu ekstremalnego niedożywienia – gdy twoja kość ogonowa wystaje tak bardzo, że ledwo możesz wysiedzieć na drewnianym krześle, gdy twoje kończyny bolą od leżenia na niepościelonym łóżku, gdy wciąż się siniaczysz i ciągle jest ci zimno.

Wygląda na to, że nie jesteśmy w stanie przeprowadzić racjonalnej debaty dotyczącej przyczyn i doświadczeń związanych z otyłością – jest to nadal broszka feminizmu, i to dość drażliwa. Jednakże mam już serdecznie dość bycia potępianą za troszczenie się o swoje ciało, zwracanie uwagi na to, co jem i ćwiczenie pięć razy w tygodniu. Inne rzeczy, których szczupła kobieta nie może nigdy wypowiedzieć na głos to: „Utrzymywanie dobrej formy wiele ode mnie wymaga”; „Oczywiście, że najłatwiej byłoby po prostu zjeść wszystko, na co mam ochotę, ale nie robię tego”; „Tak, często bywam głodna w okresie drugiego śniadania, ale wytrzymuję do lunchu”. A ponad wszystko, szczupła kobieta nigdy nie może powiedzieć: „Wolę być szczupła”.

W ramach przygotowań do napisania swojej książki rozmawiałam z pewną Amerykanką, która waży 222kg. Była bardzo sympatyczna, otwarta i chętna do rozmowy na temat swojej wagi. Od razu złapałyśmy świetny kontakt, miała niezwykle świeże podejście do tematu.  Uważam jednak, że 222kg to nie jest zdrowa waga. Podziwiam jej odporność na społeczne oczekiwania w kwestii wyglądu, ale mam wrażenie, że trochę się też oszukiwała: wszelkie fizyczne ekstrema, od ciężkiego niedożywienia po ciężką otyłość, są po prostu dla ciała niekorzystne i często maskują problemy natury psychicznej.

Mi personalnie bardzo pomogło skupienie się na konsekwencjach zdrowotnych mojej choroby. Zmarnowałam całą dekadę na walkę z własną psychiką, zniszczoną przez anoreksję. Dopiero niedawno odnalazłam istotny bodziec do odzyskania normalnej budowy ciała – groźbę utracenia płodności. Czy skupienie się na zdrowiu mogłoby pomóc również osobom otyłym? Jeśli uda nam się zmodyfikować debatę o otyłości w taki sposób, żeby przedstawiała nadwagę jako formę zaburzenia odżywiania z konsekwencjami psychicznymi – może uda nam się zrobić postępy?

Emma Woolf jest autorka dwóch książek: „An Apple a Day” i  „The Ministry of Thin”.

5 sierpnia 2013, The Guardian.

Tłumaczenie: Justyna Kowalska

 

  1. Pingback: Przegląd tygodnia #5 | Handmade by Yadis

Prosimy używać nowych komentarzy

design & theme: www.bazingadesigns.com