Odkryłem dyskryminację kobiet, kiedy po dodaniu „Pan” do CV dostałem pracę

Autor: Kim O’Grady, freelancer, konsultant zarządzania ds. biznesowych w małych i średnich przedsiębiorstwach. Perth, Australia.  

job-applicant

To były późne lata 90te, moja kariera była na interesującym etapie. Po raz pierwszy w życiu posiadałem odpowiednie kwalifikacje, doświadczenie, a także mogłem pochwalić się osiągnięciami na wybranej ścieżce zawodowej. W dodatku było lato i mój ówczesny pracodawca wkurzał mnie typowym dla siebie skąpstwem, więc po trzech latach tyrania zdecydowałem się na przerwę. Zmiana pracy była tylko kwestią chwili. Prezentując charakterystyczną nadmierną pewność siebie rzuciłem ciepłą posadkę (bez palenia mostów) i przystąpiłem do ubiegania się o inną. 

Moje doświadczenie zawodowe obejmowało zarządzanie technicznymi i handlowymi zasobami biznesu. Miałem również doświadczenie w inżynierii i sprzedaży oraz w oczywisty sposób wyróżniałem się w realizowaniu każdej powierzonej mi sprzedaży i osiąganiu planowanego zysku. Zacząłem aplikować na stanowiska, które gwarantowały rozwój i wniesienie kariery na wyższy poziom. Dookoła czyhało mnóstwo okazji, a ja miałem zwyczaj wysyłać kilka aplikacji na raz.

Byłem doświadczonym gościem w świecie doświadczonych gości. To nie mogło być trudne…

Dopóki nie zaczęły napływać odmowy. Potrafiłem znieść odrzucenie – to nieodłączna część biznesu. Jednak kiedy mijały kolejne miesiące byłem szczerze zdezorientowany. Nie zaproszono mnie na ani jedną rozmowę. Zamiast celować wyżej, obniżyłem swoje wymagania i zacząłem rozsyłać CV do biur bez perspektywy rozwoju. Teraz miałem wszystko, czego potencjalny chlebodawca mógł oczekiwać. Byłbym idealnie dopasowany. Jednak nadal – żadnej rozmowy, żadnego telefonu.

Około czwartego miesiąca moja pewność siebie wzięła w łeb. Odrzucający mnie pracodawcy w końcu także byli ludźmi biznesu. Jakim cudem moje rozumowanie, że perfekcyjnie nadaję się do tych stanowisk, mogło się tak różnić od ich toku myślenia? Przywdziałem swoją najpoważniejszą biznesową maskę, wróciłem do punktu wyjścia i przetrząsnąłem swoje CV. To była jedyna droga kontaktu, jaką pracodawcy, bądź firmy rekrutujące miały ze mną. Moje CV było wspólnym mianownikiem i jeśli coś poszło nie tak, to MUSIAŁO być właśnie w nim. 

Szczęśliwie, widziałem w swoim czasie wiele CV. Satysfakcjonował mnie wybór czcionki, layoutu i wyważenie detali względem czytelności. Szczególnie byłem zadowolony z decyzji, by firmować je śmiało uwidocznionym nazwiskiem. To sprawiało, że można je było bardziej rozpoznawalne. Kiedy tak przeszukiwałem każdy szczegół mojego życiorysu, straszna prawda zaświtała mi w głowie. Moje imię. 

Mam na imię Kim. Teoretycznie neutralne płciowo, ale życie pokazało, że większość osób domyślnie zakłada, że Kim to imię damskie. Nic poza tym w moim CV nie identyfikowało mnie jako mężczyzny. W pierwszej chwili pomyślałem, że popadam w lekką paranoję, ale inżynieria, sprzedaż i zarządzanie były branżami zdominowanymi przez mężczyzn. Wyobraziłem sobie wszystkich menedżerów, których poznałem w przeszłości i spajając z nimi w myślach jedność przeczytałem dokument tak jak oni by to zrobili. To było jak uderzenie w głowę wielkim kawałem nietłukącego się szklanego sufitu. 

Mój wybór umieszczenia pogrubionego nazwiska na środku CV aktualnie krzyczał, że jestem kobietą. Z łatwością wyobrażałem sobie wielu ludzi, dla których niegdyś pracowałem, jak skreślają papier, nawet nie czytając dalej. Jeśli jednak czytaliby dalej, następną rzeczą byłaby odrobina osobistych informacji (jak zalecała grzeczność w tamtych czasach), a te deklarowały ślub i dzieci. Umieściłem to, wiedząc jak wielu pracodawców postrzega małżeństwo jako stabilność. Patrząc przez pryzmat mężczyzny w średnim wieku, który ma mnie za kobietę, dostrzegłem potępienie mojego przypadku. Wątpie, żeby któryś z nich doczytał do drugiej strony. 

Tamtego dnia wprowadziłem jedną zmianę. Dopisałem „Pan“ przed nazwiskiem. Wyglądało to trochę zbyt formalnie jak na mój gust, ale dostałem zaproszenie na rozmowę od razu. A potem z kolejnej pracy. Wszystko zdarzyło się w ciągu dwóch tygodni. Koniec końców wybiłem się z listy konkurencji i cieszyłem się tą pracą przez następne kilka lat, rozwijając karierę. 

W mojej starej pracy zatrudniano menadżerkę. Była jedyną kobietą pośród tuzina na moim szczeblu, nad nią nie było żadnych kobiet.  Wypracowała sobie drogę na szczyt firmy przez wiele lat i bardzo dobrze wykonywała swoje zadania. Była przykładem, którego każdy używał mówiąc, że to wykonalne, tylko większości kobiet „się nie chce“.

Wstyd mi myśleć, że kiedyś w to uwierzyłem. A jeszcze bardziej niemożliwym jest to, że wielu mężczyzn nadal tak uważa.

Tłum. Aleksandra Kamińska

Źródło tekstu

design & theme: www.bazingadesigns.com