Andrzej W. Nowak, Sara Manasterska: Przednowoczesna oczywistość masakry

To nie jest tekst o aborcji, to tekst o tekście o przerywaniu ciąży. Michał Łuczewski napisał sugestywny retorycznie tekst – jego Nowoczesna Zagłada wydaje się głosem w sporze o prawo do przerywania ciąży i o status płodu. Pozornie, w rzeczywistości bowiem wcale tak nie jest: za wyrafinowaniem gier słownych skrywa się, po pierwsze, intelektualna nieuczciwość i zwyczajne kłamstwo. Po drugie zaś, Łuczewski nie zabiera głosu w dyskusji, ale zajmuje pozycję w walce o władzę. Debata, szczególnie debata publiczna wymaga pewnego minimum racjonalności i uczciwości intelektualnej, bez tego staje się jedynie walką na puste hasła i nic nieznaczące slogany. Wygrywa nie racja, ale siła. Publikacja tekstu Łuczewskiego to nie jest oddanie głosu w debacie, to przyzwolenie na jej zakończenie.

Nie polemizujemy z Łuczewskim bezpośrednio w sprawie przerywania ciąży, interesuje nas jego mylna diagnoza nowoczesności, oraz, a raczej przede wszystkim: ważna sprawa, o której Łuczewski wydaje się zupełnie zapominać: godność kobiet. Żywa kobieta, ciesząca się pełnią praw, posiadająca właściwą każdej ludzkiej jednostce godność jako osoba, zniknęła z jego pola widzenia. Ważniejsze jest dla niego zwycięstwo w ideologicznej wojnie, nawet za cenę intelektualnych manipulacji. 

10935683_10206087004682065_186084650_o

Nowoczesność nie jest jedna

Powoływanie się na Baumana – modny autorytet w niektórych, bynajmniej nie konserwatywnych kręgach, brzmi niewątpliwie efektownie. Przesadna, jednostronna krytyka zbrodniczej nowoczesnej rzeczywistości tak przekonująco sformułowana w Nowoczesności i Zagładzie, jest atrakcyjna zarówno dla konserwatysty, jak i dla zgorzkniałego post-marksisty Baumana. Szkoda tylko, że to diagnoza fałszywa. Dodatkowo Łuczewski przeinacza wymowę książki  Baumana, stosując ją do sytuacji zupełnie innej niż ta opisywana przez Baumana – a pisał on o umiejętności czy zdolności podjęcia słusznego etycznie wyboru wobec przymusu państwowego czy biurokratycznego. W przypadku, gdy chodzi o aborcję, nie ma mowy o żadnym przymusie. Nie ma też żadnego biurokratycznego zapośredniczającego odpowiedzialność i zwiększającego dystans społeczny/psychiczny procesu w decyzji kobiety o tym, co jej najbliższe: czyli o tym, co się stanie z jej ciałem. Można by było zaryzykować stwierdzenie, że Łuczewski w ogóle nie odwołuje się do koncepcji Baumana, ale do jego metaforyki, obrazowania, z bezdusznym nowoczesnym ogrodnikiem, traktującym ludzi przedmiotowo, jak czekające na naprawienie i przycięcie rzeczy-rośliny.

Łatwo jest snuć opowieści rodem z horrorów o błyszczących stalą nowoczesnych narzędziach chirurgicznych, szarpiących miękką tkankę bytu. Nic prostszego, niż efektownie pokazać drogę od aborcji do Shoah: „papier zniesie wszystko”.

Opowieść Baumana, choć spektakularna, jest, co po wielu latach uważnych lektur i analiz bardzo dobrze widać, pełna uproszczeń. Pomija on kapitalizm i kolonizację. Nie artykułuje dostatecznie mocno napięcia pomiędzy nadzieją emancypacyjną Oświecenia a skutkami przemian demograficznych, ekonomicznych, i rodzącego się nacjonalizmu. Zagłada Żydów niewątpliwie nie była pozbawiona rysów procesu/zdarzenia nowoczesnego – używano biurokratycznych metod, aby selekcjonować ofiary, pociągi zwoziły je do miejsc śmierci, a nowoczesny naukowiec – Doktor Śmierć – Fritz Haber przyczynił się do ich mordowania cyklonem B. Nie jest to jednak wyczerpująca lista wszystkich elementów Zagłady i jej/ich uwarunkowań- Zagłada, podobnie jak kolonizacja, to efekt rozwoju kapitalistycznej Europy i USA: to niepohamowany pęd ku akumulacji kapitału, żądza zagarnięcia tego, co jeszcze nie skapitalizowane lub urynkowione pchała narody do wojen światowych. Zagłada Żydów, to apogeum antysemickich, irracjonalnych uprzedzeń, była fałszywie usprawiedliwiania poprzez uzasadnienie ekonomiczne. Podobny zabieg stosowali eugenicy nazistowscy, kiedy proponowali zabijanie chorych. Bauman skupiał się na jednej stronie Zagłady, nie dostrzegając wystarczająco silnie narracji ekonomicznej w nią wplecionej.

Podobny błąd popełnia Agamben, autorytet, do którego odwołuje się Łuczewski.  Homo sacer, słynny koncept Agambena to określenie człowieka, który stał się ofiarą nowoczesnej machiny prawnej i państwowej: nagie życie, człowiek w swej istocie – dostaje się w szpony biopolitycznej władzy nowoczesności. Zostanie on, dzięki zastosowaniu przez Łuczewskiego nieuprawnionej nadinterpretacji tekstu Agambena, utożsamiony z płodem. Problem nie leży jedynie w tym, jak Łuczewski przeinaczył Agambena, wątpliwa jest także sama koncepcja homo sacer.

Gdzie leży błąd w rozumowaniu Agambena? Otóż pisząc swe książki z wnętrza sytej Europy, podobnie jak Łuczewski, widzi jedynie wady nowoczesności, gdyż przednowoczesne źródła cierpień zniknęły w odmętach niepamięci. Co więcej, należy tu ponownie podkreślić, że Łuczewski w swej krytyce nowoczesności skupia się na figurach retorycznych i obrazowaniu, na pięknie – lub przerażająco – brzmiących sloganach czy hasłach, nie zaś na samej substancji argumentu.

Łuczewski zarzuca ludziom nowoczesnym hipokryzję: oto w zaciszu szpitali zabijać mamy płody, żeby móc potem bez wyrzutów sumienia prowadzić wygodne życie w naszym pięknym, sterylnym świecie. Dobrze, porzućmy konwenanse, pozbądźmy się nowoczesności i jej obłudy. Nie widzimy powodów, żeby nie zgadzać się na brutalną nawet szczerość. Mamy nadzieję, że umowa ta dotyczy też czasów przednowoczesnych, o których też powinniśmy w takim razie mówić wprost i bez ogródek. Łuczewski może pochylać się nad płodami, bo dzięki nowoczesnej medycynie dzieci nie umierają masowo w domach, w rynsztokach i na ulicach. Bliski mu świat tradycyjny, to „nie cywilizacja życia” z pogadanek katechetów, to dopiero prawdziwa cywilizacja śmierci. 

Przerywanie ciąży obecne jest w naszych – ludzkich – kulturach niemal od zarania dziejów, obyczaj ten był powszechny w wielu cywilizacjach i o tysiąclecia poprzedza chrześcijaństwo. Co więcej, szacunek dla życia w Europie przednowoczesnej nie tylko nie obejmował płodów, ale nie był on rozciągnięty także na dzieci, w idealizowanych obecnie przez konserwatywnych ideologów wielodzietnych rodzinach, zarówno chłopskich jak i ze stanów wyższych. Co więcej przed epoką praw człowieka, nie tylko płody i dzieci nie były ludźmi, w Polsce nie byli nimi w pełni także chłopi. „Usunięcie” chłopa przez szlachcica kosztowało tego ostatniego jedynie grzywnę.

Nowoczesność nie jest odpowiedzialna za pojawienie się aborcji. Raczej przeciwnie, kontrola urodzin, dzięki medycynie, wiedzy o organizmie, antykoncepcji pozwoliła kobietom zrozumieć własną płodność. Dzięki zrozumieniu mechaniki płodności skończyła się epoka, w której kobiety rodziły dzieci, dopóki ich wycieńczone nadmierną liczbą porodów organizmy nie odmawiały posłuszeństwa. Prawdziwa tradycyjna rodzina, taka, jaka istniała faktycznie w przeszłości, w której wszak lokowane jest źródło tradycji, to nie obrazek z konserwatywnego elementarza: ojciec, matka, gromadka zadbanych dzieci, ale raczej przygnębiający obraz z nieocenzurowanej wersji baśni braci Grimm: wdowiec, kilkoro dzieci z pierwszego małżeństwa, druga albo i trzecia żona, kolejne dzieci z kolejnych małżeństw, do tego spora liczba małych nagrobków gdzieś w kącie cmentarza. Rozmiary nędzy na tle struktury rodzinnej w dawnej Polsce (właściwie monarchii austro-węgierskiej) ze szczegółami opisuje w „Cesarzu Ameryki. Wielkiej ucieczce z Galicji” Martin Pollack, przywołując chociażby taką powszechnie znaną mieszkańcom Galicji instytucję jak „fabrykantka aniołów” – i bynajmniej nie chodzi tu o osobę wykonującą nielegalne aborcje, ale o kobietę, która bierze pod opiekę cudze nieślubne dzieci, żeby jak najszybciej je uśmiercić, bijąc lub głodząc. „Niektóre kobiety, jak na przykład Anna Kowal z ulicy Janowskiej we Lwowie, żona hamulcowego na kolei państwowej, przyjmują do siebie po kilkoro dzieci na raz, żeby im się to finansowo opłacało. Kiedy policja, która wpadła na ten trop dzięki anonimowemu donosicielowi, prowadzi rozeznanie, zastaje u pani Kowalowej czworo dzieci, troje cudzych i jedno jej własne. Podczas gdy jej własna latorośl wspaniale się rozwija, troje przyjętych pod rzekomą opiekę niemowląt jest skrajnie niedożywionych i swym wyglądem przypomina szkielety”. Takie i podobne przykłady można mnożyć w nieskończoność. Nie ma sensu upierać się, że między tak nieudolnie idealizowanym wiekiem XIX a współczesną, nowoczesną czy ponowoczesną cywilizacją, nie ma żadnego postępu.

Podsumowując, należy raczej przyznać, że to dopiero nowoczesność, sterylnie czyste szpitale, troska o zdrowie każdego pacjenta-obywatela pozwalają na powstanie sytuacji, w której możliwe jest uznanie szacunku wobec każdego życia. Prawicowa obsesja na temat płodów możliwa jest jedynie w świecie nowoczesnej medycyny, w którym poszczególne fazy sprawowania opieki nad człowiekiem lub jego zalążkiem są ściśle wydzielone. Dopiero wyłonienie się takiej kategoryzacji umożliwia fiksację na niektórych okresach (przed)egzystencji człowieka. 

Do długiej list przekłamań u Łuczewskiego należy dopisać jeszcze zrównanie przez niego aborcji z eugeniką. A przecież to właśnie na przykładzie eugeniki dobrze widać dialektykę nowoczesności i Oświecenia. Eugenika to z jednej strony efekt wypaczonych ideałów oświeceniowych, z drugiej wynik przemian kapitalistycznych, zmian demograficznych, nędzy, ucisku i lęku klas wyższych przed „masami”. O dwuznaczności nowoczesności świadczy choćby taki fakt, że zrodziła ona zarówno eugenikę, jak i krytyczne wobec niej idee praw jednostki i prawa człowieka.

Co więcej, Łuczewski wydaje się nie zauważać, że ruchy popierające eugenikę nie były jednorodne, a ona sama także miały różne odmiany i różnorakie źródła. Z najważniejszych prądów tej ideologii wymienić należałoby przynamniej protestancko-kapitalistyczną eugenikę w USA, nazistowską w Niemczech, która powstała w wyniku mariażu konserwatywnej kontrrewolucji, medycyny i kapitalistycznej troski o budżety szpitali i państwa, dalej eugenikę w Szwecji, dziwny melanż konserwatywnego protestantyzmu z polityką socjaldemokratyczną. Ale obok nich wszystkich funkcjonowała również eugenikę francuska i eugeniczne ruchy w krajach łacińskich, które były raczej pedagogiką socjalną, opartą o programy  pomocy społecznej. To zresztą ta ostatnia pozytywna eugenika obecna była także w przedwojennej Polsce. Łuczewski wydaje się całkowicie ślepy na fakt, że negatywna eugenika odwoływała się do takich konserwatywnych czy też uznawanych powszechnie za prawicowe wartości jak elitaryzm, czystość narodu czy walka z obcym. Dla porządku, chociaż wydaje się to truizmem, należy też przypomnieć, że współczesne ruchy na rzecz prawa do przerywania ciąży nie mają nic wspólnego z populacyjnym myśleniem dawnych eugeników, ale wynikają z troski o prawa kobiet. 

Kobieta jako mięso

Łuczewskiemu łatwo uderzać w minorowe tony tak długo, jak długo zapomina o tym, że kobiety są ludźmi, autonomicznymi istotami, które myślą i czują, obdarzonymi godnością, wolną wolą i którym tak samo przysługują indywidualne prawa, jak mężczyznom. Wprowadza on na określenie zdeformowanego płodu pojęcie homo sacer, chcąc w ten sposób podkreślić ów niedookreślony jego charakter. Nie czas tutaj na szczegółowe wykazywanie, w jaki sposób powstało nadużycie interpretacyjne, zrobił to już bowiem Michał Pospiszyl w tekście Agamben pro-life.. Kobiety zaś dla Łuczewskiego nie są ludźmi, tylko czymś mniej ludzkim nawet od płodu, to homo-nyama, ludzkie mięso, chodzące macice. Uświęcając płody, degraduje jednocześnie kobiety do rangi płodowej otuliny, warstwy mięsa odgradzające homo sacer od świata zewnętrznego. W takiej technice retorycznej nietrudno znaleźć echa wielu podobnych mizoginicznych tekstów, których autorzy kobiety uważają za nieczyste, pozbawione racjonalności „worki skórno-mięśniowe”. 

I Ty możesz być nieodpowiedzialny

Łuczewski to człowiek oczytany, nie waha się przywoływać cokolwiek eklektycznie dobranych autorów w celu poparcia swych tez, oprócz Baumana, odnosi się także do Milgrama i jego eksperymentów. W zadziwiający sposób prace te, który pierwotnie opisywały rozproszenie odpowiedzialności wewnątrz organizacji, mają teraz służyć jako wsparcie argumentu przeciwko aborcji. Wiele można ukryć za naukowo brzmiącymi frazesami niepozbawionymi pewnego literackiego zacięcia: papier jest cierpliwy.

Owszem, w pewnym sensie możemy pokazać, że część zjawisk opisanych przez Milgrama zachodzi także w szpitalach. Jest tak dlatego, że opisał on dość uniwersalne mechanizmy, dotyczące wszelkich organizacji, zaś wnioski jego tym bardziej pasują do rzeczywistości, im bardziej dana organizacja jest autorytarna. Łuczewski zauważa, że: Milgram wyróżnił trzy czynniki, dla których jesteśmy bardziej skłonni zadawać ból: racjonalne uzasadnienie („nauczyciele” służyli dobru nauki), rozproszenie odpowiedzialności, pułapka konsekwencji. Każdy z nich można odnaleźć w zabiegu przerywania ciąży. Wszystko to bez wątpienia pięknie dobrane słowa, ale równie dobrze można by napisać: „Milgram wyróżnił trzy czynniki, dla których jesteśmy bardziej skłonni zadawać ból… Żadnego z nich nie można odnaleźć w zabiegu przerywania ciąży”. Humanistyka, w tym filozofia, przez amatorów często postrzegana bywa niewątpliwie jako pustosłowie, jednakże standardy pracy akademickiej wymagają, żeby za słowami kryły się znaczenia, żeby za sloganami stała jakaś treść i żeby twierdzenia dało się weryfikować.

Ponadto, żeby argument „z Milgrama” można było w ogóle użyć do opisu przerywania ciąży, trzeba najpierw założyć, że płód to dziecko poczęte. Łuczewski nawet nie próbuje argumentować na rzecz tego stanowiska, wydaje mu się, że przecież ta wojna ideologiczna jest już wygrana. Co z tego, że tacy „lewaccy” ideolodzy, jak św. Tomasz na temat statusu płodu mieli nieco inne zdanie. 

Celebryta ofiarny

Fascynuje łatwość, z jaką Łuczewski żongluje metaforami, widać, że drzewo postmodernizmu wydało swoje zatrute owoce. Oto dyrektor szpitala z widokami na karierę prawicowego polityka, startujący do rady miasta Warszawy, człowiek majętny, medialna gwiazda mediów prawicowych jest jakoby „kozłem ofiarnym”. Podobną figurę można zastosować do samego Łuczewskiego, przemawia on bowiem z pozycji uprzywilejowanej, pozycji władzy, nieustannie udając, że występuje w imieniu uciskanej mniejszości. Trudno zresztą powiedzieć, kto w ogóle miałby być tą uciskaną mniejszością, którą Łuczewski chciałby reprezentować.

Zaiste ciekawy to świat, gdy wilki przebierają się za „kozły ofiarne”, a prominentni członkowie establishmentu udają ofiary walki z systemem. 

Andrzej W. Nowak i Sara Manasterska 

design & theme: www.bazingadesigns.com