Nowak: Białe wstążki, białe teczki

Ostatnio politycy i polityczki wpięli/ły białe wstążki w klapy garniturów i żakietów na znak solidarności z kobietami ulegającymi przemocy. Bardzo wzruszył mnie ten bohaterski i brzemienny w skutki gest. Pomocny mniej więcej jak „wyrazy zrozumienia dla mojej trudnej sytuacji” (cytuję całe sformułowanie), jakie wyraził w piśmie do mnie wiceprezydent mojego miasta dla mnie, matki dwóch córek, bez prawa do jakiejkolwiek pomocy ze strony państwowych instytucji, bez prawa do alimentów z Funduszu Alimentacyjnego, bez prawa do stypendium socjalnego z uczelni dla córki.

1477007_10202919227009603_2080139811_nTakie słowa, tak jak takie gesty z wpinaniem wstążek, nie znaczą dla nas ABSOLUTNIE NIC. NIC. Nie róbcie ich, nie pomagają, nic nie załatwiają, budzą wyłącznie wściekłość, żal i poczucie upokorzenia. Zadowolone, syte twarze polityków/czek, których dzieci nie spotykają się z odmową rodzica, gdy proszą o pięć złotych (a nie proszą pewnie o tak śmieszną kwotę), polityczek i polityków, którzy robią gesty zamiast na przykład zmienić próg dochodowy na osobę w rodzinie, czy wysokość zasiłku pielęgnacyjnego, czy dodatku mieszkaniowego, czy faktycznie przeciwdziałać przemocy w rodzinie… jakie mogą wzbudzać uczucia?? Jakie mogą wzbudzać uczucia na przykład w matce, która to widzi, a dała dzieciom na obiad trzeci raz tę samą kiepską zupkę, matce, która nie ma na podręczniki i która odbiera z poczty nieustannie polecone listy z wytłuszczonym słowem „odmowa” i ze szczegółowym wyjaśnieniem, dlaczego na przykład trzyosobowej rodzinie, matce z dwojgiem dzieci, mającej za cały dochód, dajmy na to, 1600 zł na miesiąc, nie należą się żadne pieniądze z instytucji socjalnych jej własnego państwa. Albo jakie mogą wzbudzać uczucia na przykład w matce, która trzyma kurczowo za klamkę od kuchni, gdy z drugiej strony szarpie za nią pijany małżonek, a w tle głos dziennikarza obwieszczający heroiczny gest posłów i senatorek z przypięciem sobie białych wstążek??

Nam nie są potrzebne wasze gesty. Nam są potrzebne konkretne działania, wasze patrzenie na potrzebującą rodzinę jak na ludzi, a nie wyłącznie poprzez pryzmat PRZEPISÓW, które są święte, i które „załatwiają” sprawę rodziny X oraz matki Y i pozwalają z ulgą odłożyć ich teczki na półkę. Teczka odłożona, sprawa załatwiona, urzędnik/czka odczuwa ulgę, Państwo oszczędziło!… Wszystko jest correct. De iure. A że rodzina nadal żyje na granicy ubóstwa, albo wręcz w ubóstwie… jakie to ma znaczenie dla urzędnika, a już zupełnie nie ma dla posła, który zadowolony jest bo „załatwia trudną sprawę” jakimś fajnym gestem, jakąś wstążką, która będzie ładnie wyglądała w wieczornych wiadomościach.

Dla urzędników/czek i instytucji jesteśmy tylko nazwiskiem i peselami mieszkającymi w białych teczkach albo danymi statystycznymi, rzędem cyferek, a nie żywymi ludźmi, z rodziną, z dziećmi. Jestem teczką, białą teczką zawiązywaną na sznurek, pełną zaświadczeń, oświadczeń i podań, peseli i adresów, tą teczką, którą się z taką ulgą odkłada na półkę do zakurzenia. Załatwione!!

A w tej teczce, w tych tysiącach teczek w całej Polsce, są nie tylko pesele – są żywi ludzie, są żywe dzieci, czujące i potrzebujące, są żywe matki, kłębki nerwów, strzępy człowieka, każdego dnia potwornie udręczone walką o w miarę jak najnormalniejsze życie swoich dzieci.

Bo nasze dzieci niczym nie różnią się od Waszych dzieci, niczym. Mają jednakowe potrzeby i identyczne marzenia. Też chcą mieć fajne spodnie czy iść do kina, ale nie mogą , bo ich rodzice przekraczają jakiś próg dochodowy o dwadzieścia złotych i już im się na przykład alimenty z Funduszu nie należą. Albo jakiś dodatek. Albo stypendium. Biała teczka poszła na półkę, biała wstążka została wpięta w klapę. Sprawa załatwiona.

Czy ktoś z was, polityków, urzędniczek, ustawodawców, próbował/a przeżyć z dwójką dzieci za 1600 zł miesięcznie?? Czy ktoś z was podjąłby się takiego eksperymentu aby za tę kwotę zrobić miesięczne opłaty, a za to co zostanie wyżywić dzieci i siebie?? Niech ktoś zrobi taki eksperyment. Zaręczam, to hardkor. Ale może wtedy wasze gesty jak ten z białymi wstążkami nie będą w nas wzbudzać takiego obrzydzenia i buntu.

Nie tak dawno opublikowano w sieci artykuł o całkiem dobrym systemie pomocy socjalnej w Polsce. Ja nie znam się na statystykach i wykresach, może faktycznie tam, w rozmaitych zestawieniach wygląda to dobrze. Ale do realnej pomocy realnej rodzinie ma się to mniej więcej tak jak biała wstążka w klapie jakiegoś polityka czy jakieś polityczki do białej teczki z odmowami pomocy jakiejś rodzinie. Bo system pomocy socjalnej w Polsce oparty jest na milczącym założeniu, że należy tę pomoc obwarować takimi obostrzeniami, takimi koniecznościami zebrania takiej ilości zaświadczeń i oświadczeń, takimi przepisami, takimi progami dochodowymi, aby te warunki spełniło jak najmniej osób i aby jak najmniejszej ilości rodzin się ta pomoc należała.

Ja wiem co mówię; wiem niestety z autopsji, z doświadczenia matki, która utrzymuje od dwóch lat swoją rodzinę za mniej niż wynosi „próg dochodowy” na osobę w rodzinie, a której mimo to nie należą się absolutnie żadne świadczenia z instytucji zajmujących się pomocą socjalną dla rodzin.

I niech nikt mi nawet nie waży się pisnąć o roszczeniowej postawie. Niech nikt się nie waży!! Albo o tym, że ubóstwo to domena leni, ludzi niewykształconych czy wręcz środowisk patologicznych. Niech nikt naprawdę nie waży się nawet o tym pomyśleć!! Znam wiele kobiet samotnie wychowujących dziecko lub dzieci. Wszystkie z wyższym wykształceniem. Wszystkie pracowite i dzielne ponad ludzkie wyobrażenie. Wszystkie wolałyby zarobić samodzielnie pieniądze na swoje rodziny i nie upokarzać się straszliwą żebraniną po instytucjach o jakiś dodatek, o zasiłek, o stypendium, o alimenty. Ale zabrakło im może szczęścia w życiu, może znajomości, może jakiegoś szczęśliwego trafu lub sprytu i nie mają wysokopłatnej pracy, za którą dałoby się utrzymać rodzinę bez konieczności ubiegania się o cokolwiek. Ja wiem, co mówię. Jestem jedną z nich.

A jeśli piszę o upokarzającej żebraninie to także wiem co mówię. Sama konieczność zebrania jakichś niezliczonych dokumentów i zaświadczeń, udowadniania, że się nie kłamie, że się jest biedną (!), udowadniania po wielokroć, jest upokarzająca. A potem jeszcze często przychodzi odmowa. Zaręczam, to nie lenistwo, to nie roszczeniowa postawa każe nam ubiegać się o te cholerne świadczenia. Naprawdę wolałybyśmy nie. Ale również – dlaczego musimy czuć się upokorzone tym, że się o te świadczenia ubiegamy? Czy Polska nie jest środkowoeuropejskim krajem należącym do Unii Europejskiej, szczycącym się nie tylko swoją europejskością ale i wysokimi standardami etycznymi? Czy europejski kraj o ustroju kapitalistycznym w XXI wieku ma oznaczać, że obywatel i obywatelka mają wobec państwa wyłącznie obowiązki, ale w zamian nie mogą oczekiwać prawie nic?? Bo jeśli mnie, samotnej matce, której dochód na osobę w rodzinie wynosi od dwóch lat niecałe pięćset złotych nie należy się żadne świadczenie, to znaczy, że ja obywatelka państwa polskiego mam wobec mojej ojczyzny wyłącznie obowiązki, a oczekiwać nie mogę niczego.

Tak to ma być?? Mam wychować trójkę dzieci (jedno już jest dorosłe) na następne sumienne podatniczki i sumiennych podatników, ale mam sobie z tym wychowaniem poradzić sama, otrzymując od urzędniczki państwowej w drodze łaskawości wyrazy „zrozumienia mojej trudnej sytuacji”, które powinny mnie zadowolić i zamknąć mi usta? Tylko to nie jestem ja jedna, nas są dziesiątki tysięcy, kobiet w dramatycznej sytuacji finansowej z nie swojej winy, którym instytucje państwowe nie chcą, tak – NIE CHCĄ! pomóc, to po pierwsze, a po drugie, gdy chodzi o byt naszych dzieci to nikt nie zamknie nam ust frazesami czy teatralnymi gestami zamiast działania.

Nie. Ja moim dzieciom mówię: wyjedźcie stąd. Wyjedźcie z państwa, które chce tylko od was podatków. I nie tylko ja tak mówię.

Naprawdę dosyć już tego. Dość. Dość tej przeklętej fikcji z pomocą socjalną, dość upokarzania kobiet – matek, pracownic, podatniczek. Dość fikcyjnych progów dochodowych. Dość obliczania dochodu za okres półtora roku wstecz. Dość donoszenia aktów urodzeń dzieci, chociaż ma się na nie wyroki alimentacyjne i stos zaświadczeń ze skarbówki i ZUS-u. Dość udawania, że się nam pomaga. Dość działań pozornych. Dość dni solidarności. Mamy gdzieś waszą: polityków, ustawodawczyń, posłów i senatorek solidarność z nami, mamy gdzieś wasze zrozumienie! Spróbujcie, już nie mówię zrobić eksperyment, ale tak naprawdę wyobrazić sobie jak byście przeżycie miesiąca za pięćset złotych na osobę??? Dalibyście/łybyście radę? Nie, nie dalibyście/łybyście rady. A my musimy!
Dość tej cholernej fikcji.

Ja, Anna Nowak, w imieniu tysięcy upokarzanych matek mówię: dość tej cholernej fikcji.

Jeżeli komuś choć na chwilę zejdzie uśmiech z zadowolonej twarzy, twarzy człowieka, który ma zapewnione kilka tysięcy na miesiąc na swoją rodzinę, twarzy człowieka,który czuje się bezpieczny to tak – o to mi chodziło. Ale nie tylko o to. Przede wszystkim o to, żeby działania pozorne, statystyki i gesty nie zastępowały dłużej działań rzeczywistych, realnie niosących pomoc.

Odepnijcie z klap eleganckich garniturów białe wstążki. Zajrzyjcie w nasze białe zakurzone teczki.

Anna Izabela Nowak

design & theme: www.bazingadesigns.com