Romanowski: „Normalność” na straży wyzysku. Solidarnie z pracownicami i pracownikami „Krowarzyw”

Mateusz Romanowski
Redakcja: Michalina Pągowska

Niezależnie od wyniku negocjacji byłych już pracowników „Krowarzyw” z właścicielem, przez dwa dni oglądaliśmy strajk w branży, w której „przez przyzwoitość” się nie strajkuje. Branży, w której jest źle, niestabilnie, ale wiemy, że tak jest, więc po co ma być inaczej. Reakcje części internautów i internautek mówią więcej o dominujących społecznie wartościach i bohaterach_kach, z którymi chcielibyśmy_ałybyśmy się utożsamiać, niż o codziennym życiu osób pracujących w gastronomii.

555555Ilustracja Patricija Bliuj-Stodulska

W branży, w której umowy bardzo często są podpisywane wstecz (czy nawet brak jest jakichkolwiek umów), brakuje terminowych wypłat, panuje duża rotacyjność pracownic i pracowników, nie ma transparentności decyzji przełożonych, a zwalnianie ludzi bez podania konkretnej przyczyny jest na porządku dziennym, dalej panuje kult jednostki, która do owych patologii często się przykłada. Duża część osób zdaje się nie wierzyć, że coś takiego jak strajk okupacyjny w ogóle mogło mieć miejsce.

Sam właściciel mówił o „dziwnej próbie przejęcia firmy” i tym, że „nikt nie umawiał się na to, że jesteśmy spółdzielnią”. Czytelniczki i czytelnicy mogły_li również uronić łezkę nad rozdzierającą historią walecznego przedsiębiorcy, który „nie miał kasy, ale miał wizję”, a teraz mimo rzekomo partnerskich zasad jego podwładni/e robią mu z wolnego rynku prawo pracy. W innym artykule z tej samej strony zawzięcie broniącej przykładnego właściciela krytyczne komentarze internautek i internautów wobec polityki pracowniczej w „Krowarzywach” określane są mianem „linczu”. A w samym tekście mimo „zrozumienia dla sytuacji pracowników” pada katalog komunałów w stylu „Kto by nie chciał 14 pensji, tylko że płacą za nią podatnicy.

Żaden prywatny pracodawca nie jest fanem strajku ani związków zawodowych – jasne i trudno im się dziwić” czy zdziwienie, dlaczego zamontowany bez wiedzy pracowników monitoring im przeszkadza.

Trochę żałosne jest to, że właściciel „Krowarzyw”, gdzie nie brakowało miejsca dla związkowych ulotek, nie wie, czym jest „strajk okupacyjny”. Definicję można bardzo łatwo znaleźć w internecie. Żadna_en z pracownic_ków nie sądził_a też, że pracuje w spółdzielni, ale skoro właściciel twierdzi, że tylko w spółdzielniach jest miejsce na rozmowę niewymuszoną strajkiem, to życzę powodzenia w posłusznej pracy jego następnym podwładnym. Zastanawia mnie popularność metafory „linczu” na solidaryzowanie się z pracowniczym oporem. Jeśli nawet najbardziej natarczywa facebookowa gównoburza zasługuje na miano „linczu”, to jak nazwać brak możliwości negocjacji warunków zatrudnienia w miejscu, w którym pracujesz, ignorowanie sygnalizowania problemów czy domagania się umowy gwarantującej stabilność pracy? Aleksandrze Ptak, autorce pysznego cytatu o związkach zawodowych, wyjaśnię, że postulaty pracowników i pracownic „Krowarzyw” nie miały nic wspólnego z wypłatą czternastek, a zrównanie całej działalności związków zawodowych z przeżytkiem, który zrujnował polską gospodarkę w latach 90. można określić tylko tragicznym przypadkiem „balcerowiczowskiego ukąszenia”.

Przy utożsamieniu się z figurą „opresjonowanego przedsiębiorcy” jest kilka rzeczy, które wiadomo z góry. Wiadomo, że umowy o pracę zrujnują firmę. Wiadomo, że jak ktoś kupił jakąś przestrzeń, to może tam robić wszystko, bo sprawy „załatwia się za zamkniętymi drzwiami” (tutaj cytuję jedno z oświadczeń „Krowarzyw”), a jak się nie podoba „pracy w gastronomii dużo”, „sam chętnie bym pracował” czy już niemalże pomnikowe „załóż firmę i pokaż, że umiesz lepiej” (luźne wariacje na temat komentarzy na stronie).

Kwestie prawne

Nic mi nie wiadomo o prawnym nakazie zakładania firm, jeśli nie podoba Ci się tam, gdzie aktualnie pracujesz. Wiadomo za to, że w świetle prawa pracy brak umów o pracę dla ludzi, którzy kleją dla pracodawcy burgery już któryś miesiąc jest nielegalne. Zapomnijmy na chwilę o tym, jak specyficzna to branża. Zapomnijmy o bajkach o tym, że w gastronomii ludzie tylko dorabiają, że jest to tylko i wyłącznie „praca na chwilę”. Ludzie, którzy pracowali w danym miejscu na stałe nie mieli umów o pracę. Warto też nadmienić, że „Krowarzywa” nie są malutką startującą kawiarenką, a w jej posiadaniu są trzy lokale, w których wg moich informacji raczej nie ma co narzekać na ruch.

Art. 22. § 1. Przez nawiązanie stosunku pracy pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca – do zatrudniania pracownika za wynagrodzeniem.

§ 11. Zatrudnienie w warunkach określonych w § 1 jest zatrudnieniem na podstawie stosunku pracy, bez względu na nazwę zawartej przez strony umowy.

§ 12. Nie jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną przy zachowaniu warunków wykonywania pracy, określonych w § 1.

Dla wszystkich, którzy z namiętnością w ostatnich miesiącach czytali konstytucję też mam dobrą wiadomość.

Art. 59. Zapewnia się wolność zrzeszania się w związkach zawodowych, organizacjach społeczno-zawodowych rolników oraz w organizacjach pracodawców.

Możemy się nie zgadzać co do prawa, a nawet, co do konstytucji. Ja np. nie zgadzam się za to, że ludzie nie mogą legalnie palić marihuany, ale nie udaję, że ktoś, kto z niej korzysta, nie musi liczyć się ze smutną możliwością bycia złapanym i ukaranym. Prawo pracy pozostaje chyba jedynym obszarem, który jest traktowany z taką pobłażliwością, a nawet niechęcią. Postrzegane jest jako relikt przeszłości przeszkadzający w akumulacji zysków, odpowiadający również za niszczenie miejsc pracy. Jest to mniej więcej odpowiednik logiki, wedle której za niebezpieczeństwo na drogach miałaby odpowiadać sygnalizacja świetlna, która przeszkadza samochodom jechać szybciej bez zważania na przechodniów. Możemy się z tym całym sercem nie zgadzać, ale założenie monitoringu bez wiedzy pracownic i pracowników również było bezprawne. Przytaczając post Inicjatywy Pracowniczej: „O takim nagrywaniu pracownik musi być poinformowany na piśmie, a zastosowanie go jako narzędzia kontroli wypełniania obowiązków przez personel musi być proporcjonalne – tzn. musi być niezbędne do realizacji celu i uzasadnione”. Więcej informacji na ten temat można znaleźć np. tutaj ( www.giodo.gov.pl ). Mimo faktu, że prawa pracownic i pracowników były łamane, wiele osób dalej będzie po stronie pracodawcy? Bo przecież „wysokie koszty pracy”, „do tej pory nie słyszałam, żeby się coś działo”, „fajny ziomek był, minąłem kiedyś na skłocie”, „na pewno by upadli, jakby przestrzegali prawa”. Lesław Sierocki w „Medium Publicznym” tak bardzo chciał zjeść swojego burgera, że postulat przestrzegania prawa pracy nazwał wprost „lewackim fanatyzmem”. Żeby rozstrzygnąć, co i kiedy by upadło, musielibyśmy mieć wgląd w finansową stronę całego przedsięwzięcia. Dziwnym byłby fakt, gdyby osoba kierująca trzema lokalami nie była w stanie zatrudnić załogi w jednym z nich na umowy o pracę (które miało jedynie dwóch pracowników).

Odmienność interesów

Miejmy to za sobą. Tak, wynagrodzenia w „Krowarzywach” były prawdopodobnie większe niż w większości podobnych lokali. Jest (a może była) to marka, która w krótkim czasie zyskała status niemal kultowy. Choć nie byłem stałym bywalcem lokalu, nie zdarzało mi się trafić kiedykolwiek na pustki w knajpie. W idealnym świecie ludzi o tych samych interesach i motywacjach ekonomicznych z takiej sytuacji można by się było tylko cieszyć. Niestety, taki idealny świat ludzi o tych samych interesach, w którym wszystko można rozwiązać za pośrednictwem dialogu, jest fikcją. Podobną fikcją jest przestrzeń, której właściciel miejsca ma takie same interesy, co jego podwładni. Niestety, przy kilkumiesięcznym odwlekaniu rozmów, o którym piszą pracownice i pracownicy, dokładnie widać, komu owych rozmów nie chciało się prowadzić. Pisanie w takiej sytuacji, że „obie strony są winne” (oświadczenie „Krowarzyw”), jest jak pisanie, że napadnięta przez dwóch drabów staruszka jest winna zabrania jej torebki ze względu na swoją posturę. Unikanie transparentności, dialogu i rozładowywania sytuacji spornych o czasie w „normalnym” świecie prowadzi do wyrzucenia „problemów” z pracy. Opór zatrudnionych w „Krowarzywach” możemy uznać za bezzasadny tylko i wyłącznie, jeśli uznamy, że pracownice i pracownicy nie mają prawa domagać się lepszych warunków pracy i mogą być zwalniane_i z dnia na dzień bez konkretnej przyczyny. Zorganizowane_i pracownice_y w sytuacji braku dialogu stawiają opór. Potrafią też wstawić się za wyrzuconym bez podania przyczyny koledze. Tego rodzaju sprzeciw zawsze zostanie pozbawiony jakiejkolwiek siły sprawczej bez solidarności przypadkowych osób z pracownicami i pracownikami, działalności związków zawodowych i nagłośnienia sprawy przez media.

Pracownice i pracownicy stawiają właśnie na tego typu środki oporu, bo w stosunku do pracodawcy są bezsilni_e. Nie da się wynegocjować przywrócenia do pracy kolegi na zasadzie: „Hej, kocham cię i zdaję sobie sprawę, że to była twoja dobra decyzja, ale może znowu zatrudniłbyś ziomeczka, którego przed chwilą wywaliłeś”. Na bazie komentarzy można wywnioskować, że szczytem zaradności w tych dziwnych czasach jest zmienianie pracy tak często, jak nie spodobasz się swojemu szefowi. Nie jest przypadkiem, że strajk w „Krowarzywach” poprzedziła również walka o polepszenie warunków pracy w „Złym mięsie”. Przy wszystkich różnicach w obu tych miejscach pracodawcy niejako „padli ofiarą” własnego targetu. Nie da się robić knajpy wrażliwej na prawa zwierząt, w której plakaty reklamujące związkowe czy lewicowe inicjatywy będą przykrywać zwyczajne ignorowanie dialogu ze swoimi pracownicami i pracownikami. Może jesteśmy właśnie świadkami epokowej zmiany, kiedy zachęceni_one bezkompromisowością właściciela wielbiciele Forum Obywatelskiego Rozwoju zaczną masowo przechodzić na weganizm. Będzie to z pewnością dobre dla zwierząt i klimatu (jak każda osoba, która przechodzi na dietę bezmięsną) i z pewnością okropne dla pracownic i pracowników.

Do momentu zakończenia rozmów dalej było możliwe jeszcze inne wyjście. Nienawidzę tego typu bieda-biznesowej retoryki, ale umowy o pracę również można potraktować jako zwykłą inwestycję w firmę. Jeśli pracownice i pracownicy nie są przywiązane_i do miejsca pracy, są niemiłe_li dla klientów i klientek i mogą odejść z dnia na dzień, nie ma na to lepszej rady niż zmiana umowy.

Umowa o pracę pozwala oszacować, że np. w przyszłym miesiącu będzie miało się czym zapłacić za wynajmowane mieszkanie. Umowa o pracę też gwarantuje, że pracownik_ca bojąc się o opłacenie wynajmowanego mieszkania, nie przyjdzie do pracy chory_a i nie będzie np. kaszlał_a do sosów. Wiem, że to mało modne stwierdzenie, ale bycie zdrowym_ą i nieobawiającym_ą się o to, czy szef przedłuży umowę pracownikiem_cą też wpływa na jakość pracy. Wielokrotnie czytałem lamenty przedsiębiorców niszczonych przez pracowników_ce, którzy_re np. odchodzili_ły z pracy bez słowa. Myśląc wg wolnorynkowego pragmatyzmu, „nie podoba się to zmień pracę” – oni właśnie to robią. Twoja oferta jako pracodawcy jest żałośnie kiepska, więc szukam dalej. O tym, za jak opłakane stawki bywają zatrudniani ludzie w Polsce, najlepiej świadczy rzeka łez wylewana przez Januszy biznesu narzekających na to, że po pierwszych wypłatach 500+ nikt nie chce u nich pracować. Jak napisałem akapit wcześniej, płace oscylujące wokół 14 zł/h (20 dla kierowników zmiany) są większe, niż te, za które sam robiłem w smutnych czasach pracy za barem. Nie wiedząc jednak o zarobkach właściciela i managera, nie możemy stwierdzić, czy były proporcjonalnie wysokie. Pamiętajmy, że to najczęściej na zarobione_ych pracownice_ków, a nie na szefostwo czy managerów, spływa potok kurew za niesprzątnięty stolik czy długi czas oczekiwania na jedzenie, o który nietrudno w sytuacji takiej ilości zamówień, jakie miały miejsce w lokalu na Hożej. 

W całej sytuacji mogły też zawinić czynniki czysto ludzkie. Może „dobry przedsiębiorca” rzeczywiście ma lewicowe poglądy i chce dobrze dla swoich pracownic i pracowników. Jednak problem polega na tym, że to, co dobre dla portfela właściciela, niekoniecznie musi być dobre dla portfela pracownika i pracownicy (co nie znaczy z automatu, że to, co dobre dla pracownika rujnuje firmę). Po miesiącach braku dialogu i wprowadzeniu kilku zmian bez wiedzy pracowników i pracownic nazbierało się tyle śmierdzących spraw, że właściciel zwyczajnie nie wytrzymał i stwierdził, że zwolnienie wszystkich będzie najbardziej pragmatyczne.

Bardzo bym chciał, żeby strajk w „Krowarzywach” wywołał dyskusję o sytuacji w polskiej gastronomii w ogóle. Jednak coś takiego nigdy nie będzie miało miejsca tak długo, jak wywalanie ludzi z dnia na dzień i stawanie po stronie właścicieli_ek bez względu na wszystko będzie uznawane za część „normalnej społecznej praktyki”.

I nie bez winy są też sami_e pracownicy_e, którzy_e zamiast uświadomić sobie wspólne położenie, prekaryzację i brak siły sprawczej w swoich miejscach pracy, będą przerzucać się argumentum ad „załóż firmę” czy licytować się „kto robił za mniej”. Ci i te, jako potencjalni_e przedsiębiorcy_czynie, rekiny biznesu i giełdowi gracze powinni_y się zastanowić, czy ze swoim „tyram za mniej i nie narzekam” nie wypadają przy pracujących za 14 zł/h „czerwonych” trochę komicznie.  

Dzisiaj pod lokalem Krowarzywa o g. 19 odbędzie się pikieta.

design & theme: www.bazingadesigns.com