Siła jest kobietą

Jest początek XX wieku, w Europie protesty kobiet i walka o prawo do głosowania zaczynają się nasilać, pociągając za sobą nieraz brutalne represje. Sufrażystki są aresztowane, bite i więzione; wiele aktywistek decyduje się na podjęcie strajku głodowego, by uchronić się przed systemową opresją.

Ilustracja: Karolina Cecot

Wtedy też młoda Edith Garrud podejmuje prawdopodobnie jedną z najodważniejszych decyzji w swoim życiu, mającą ogromny wpływ na sam ruch: w 1913 roku wraz z mężem zaczyna prowadzić lekcje jiujitsu i samoobrony dla sufrażystek. Prowadzone w Londynie zajęcia szybko odnoszą planowane skutki, a Garrud zapisuje się na kartach historii jako ikona ruchu i staje się inspiracją dla przyszłych pokoleń kobiet chcących trenować sporty walki.

Prawie sto lat później, nauka samoobrony i sportów walki u kobiet zyskuje na popularności. Organizowanych jest coraz więcej kursów tylko dla kobiet. Ich cel jest jasny: przygotowanie do odparcia ataku – jednym słowem, samoobrona, defensywa.

Mimo to społeczeństwo nadal odbiera kobiety angażujące się w sporty walki jako mniej kobiece, a nawet agresywne.

„To niekobiece!”, „Co na to twój mąż?” czy „Nie boisz się dostać w nos? Taka ładna jesteś” – to standardowy, nieraz podszyty agresją zestaw pytań, z którymi spotykają się kobiety interesujące się szeroko pojętymi sztukami walki. Istnieje też jeszcze drugi, bardziej pasywny sposób, w jaki społeczeństwo wyraża dezaprobatę w zetknięciu z tematem. To lekceważące komentarze (głównie wyrażane przez mężczyzn) podważające kobiece kompetencje we wspomnianych dziedzinach. Chociażby w dyscyplinie MMA (z ang. mixed martial arts – mieszane sztuki walki) zawodniczki często spotykają się z drwinami lub nawet otwartą krytyką – wszak kobieta nigdy „nie dorówna” mężczyźnie, a zatem nie powinna nawet próbować się z nim mierzyć. Dla przykładu – dokładnie taką narrację przyjął pewien internetowy troll, rzucając wyzwanie doświadczonej zawodniczce MMA. Ów prowokator, chociaż sam nie trenuje zawodowo żadnych sztuk walk, uznał, że jest w stanie pokonać każdą kobietę.

Jak się jednak okazuje, nie tylko mężczyźni sprzeciwiają się obecności kobiet w sportach walki.

Gdy w 2016 roku trwała dyskusja o legalizacji MMA w Nowym Jorku, reprezentantka National Organization For Women w USA, Zenaida Mendez, opublikowała list otwarty, w którym mocno skrytykowała fighterki MMA. Jej zdaniem angażowanie się przez kobiety w sporty walki było równoznaczne ze wspieraniem męskiej agresji, z powodu której najbardziej cierpią przecież kobiety i dzieci. Tym samym wpisała się w patriarchalną narrację kobiety-ofiary, samej sobie winnej, powielając schemat, który trawi społeczeństwo od wieków.

Na jej wypowiedź zareagowała Ronda Rousey, jedna z najpopularniejszych zawodniczek MMA. Bezpośrednio odniosła się do stwierdzenia o walce jako męskim kulcie agresji: „Mówienie, że walka jest antykobieca jest antyfeministyczne; wszak walka nie jest rzeczą męską, a ludzką”.

Reakcja Rondy odzwierciedla powoli dokonujące się zmiany w myśleniu tak bardzo typowym dla drugiej fali feminizmu. Tak jak kiedyś główną motywacją kobiet angażujących się w sporty walki i lekcje samoobrony była chęć przygotowania się na atak – a więc defensywa – teraz pojawia się nowy wątek: chęć odzyskania kontroli nad swoim ciałem i życiem. To między innymi te przemiany społeczne, których głównym motorem było przejście od defensywy do ofensywy, zapoczątkowały trzecią falę feminizmu, o czym wspomina w swoich pracach L. A. Jennings, amerykańska pisarka i fighterka, autorka książki „She’s a Knockout! A History of Women in Fighting Sports”.

O fighterkach pisze także Sylwia Chutnik w niedawno wydanej książce „Kobiety, które walczą”, składającej się z serii wywiadów z polskimi fighterkami. W jednym z nich, zatytułowanym „Ciało to broń”, bokserka Justyna Żełobowska mówi, że dla kobiet jest to ciekawość – jak to jest „uderzać i samej dostawać”.

„Można się poczuć silniejszą, po prostu przychodząc na trening” – mówi z kolei Gabriela Kuzawińska, zawodniczka muay thai i wielokrotna medalistka, która w życiu nazywa się buntowniczką, a w ringu i na treningach – wojowniczką. Jak wyjaśnia Sylwii, trzeba mieć charakter do ciągłego samodoskonalenia się, zarówno na treningach, jak i w życiu. „Kto odpuszcza, nie siłuje się ze swoimi słabościami, niedoskonałościami, nie wygrywa”.

Jaki jest tego efekt?

„Coraz bardziej zaczynasz być pewna siebie. I nie chodzi o to, że mocniej uderzysz” – twierdzi Jolanta Wasilewska, instruktorka krav magi. Niezliczona liczba badań pokazuje, że samo angażowanie się w sporty walki wzmacnia poczucie sprawczości i siły, a także pewność siebie. W końcu praca nad ciałem to także praca nad umysłem.

Sam sport także jednoczy i solidaryzuje, tworzy więzi i długotrwałe relacje, o czym przekonują nas założycielki feministycznego, antyfaszystowskiego klubu sportów walk w Londynie „Solstar”. Jest to miejsce, które zostało stworzone przez kobiety, dla kobiet (i nie tylko), wolne od seksizmu i przerośniętych ego.

Szczęśliwie, w Polsce takie miejsca również zaczynają się pojawiać – na przykład Kobieca Szkoła Sztuk Walki Wing Tsun Kung Fu, a także WenDo dla kobiet, które nie uczy sztuk walki, a różnych form samoobrony i przeciwdziałania przemocy wobec kobiet i dziewcząt. Uczenie asertywności, a także przełamywania poczucia winy i wstydu jest bardzo dobrym wstępem do sportów walki.

Inną, bezpieczną przestrzenią jest klub Sylwii Zaczkiewicz – Otwarte Serca Zaciśnięte Pięści. W rozmowie z Sylwią Chutnik, Sylwia Zaczkiewicz opowiada m.in. o tym, jak mężczyźni trenujący pod jej okiem – okiem kobiety trenerki – przełamują męski schemat niepokonanego „macho” w tym sporcie. Jej celem jest stworzenie przestrzeni dla każdego. I z ręką na (otwartym) sercu możemy potwierdzić, że ten cel został osiągnięty.

Dzięki takim inicjatywom, a także wysiłkowi, otwartości, pracy i energii osób, które na przestrzeni dziejów nie poddały się presji społecznej i krytyce, walka przestała być domeną tylko i wyłącznie mężczyzn, a to, co w społeczeństwie utożsamiano z siłą, przestało być zarezerwowane dla jednej z płci. Okazało się, że walka może być i jest sprawą kobiecą – i że możemy się obronić zarówno przed prawym prostym, jak i przed uciskiem patriarchalnego społeczeństwa. Również poprzez atak.

~ Karolina Marcinkowska, Lan Pham – fighterki, aktywistki


Tekst znajduje się w tegorocznej Gazecie Manifowej

design & theme: www.bazingadesigns.com