Nic o nas bez nas… no chyba że chodzi o osoby pracujące seksualnie

28 listopada Magdalena Grzyb opowiedziała na łamach Kultury Liberalnej [link] o tym, jak została feministką wyklętą. Tekst ten, jak sugeruje sama autorka, jest osobistą relacją z personalnego ataku, jakiego – w swoim przekonaniu – doświadczyła ze strony warszawskich aktywistek feministycznych związanych ze “środowiskami sex work”. Jako reprezentantki Sex Work Polska, koalicji zrzeszającej osoby pracujące seksualnie oraz sojuszniczki, działającej na rzecz praw pracownic i pracowników seksualnych w Polsce, chciałybyśmy odnieść się do tekstu Magdaleny Grzyb.

Ilustracja: Patricija Bliuj-Stodulska

Od kilku miesięcy w sieci trwa dyskusja na temat pracy seksualnej, zapoczątkowana przez artykuł pracownicy seksualnej piszącej pod pseudonimem Święta Ladacznica, który ukazał się w Krytyce Politycznej. Magdalena Grzyb zdecydowała się zabrać głos w tej dyskusji, publikując napisaną z pozycji abolicyjnej polemikę z tekstem Świętej Ladacznicy. Tekst ten był nierzetelny, świadczył o nieznajomości tematu przez Magdalenę Grzyb, reprodukował stereotypizujące i stygmatyzujące reprezentacje osób pracujących seksualnie, oraz nawoływał do wprowadzenia rozwiązań prawnych, które obniżają bezpieczeństwo pracy w sektorze usług seksualnych. Dyskredytował on także aktywistki i aktywistów działających na rzecz praw osób pracujących seksualnie, sugerując na przykład, że nie rozumieją własnych postulatów i tworzą tzw. “lobby sutenerskie”. W odpowiedzi na tekst Magdaleny Grzyb głos zabrało wiele osób pracujących seksualnie.

Debata zainicjowana tekstem Świętej Ladacznicy toczyła się przede wszystkim w sieci, do czasu, kiedy Stół Powszechny, kawiarnia w Warszawie, postanowił zorganizować “Ciało w ogrodzie” poświęcone “roli ciała w prostytucji”. Wydarzenie to mogło stanowić szansę na stworzenie przestrzeni do dyskusji na temat pracy seksualnej i przeniesienie debaty z sieci do tzw. realu. Naszym zdaniem szansa ta została jednak zaprzepaszczona. Do dyskusji nie zostały bowiem zaproszone osoby mające doświadczenie pracy seksualnej czy dysponujące rzetelną wiedzą na temat sytuacji osób pracujących seksualnie w Polsce. Jedyną dyskutantką była Magdalena Grzyb, kryminolożka jednoznacznie potępiająca zjawisko pracy seksualnej, utożsamiająca je z handlem ludźmi czy wyzyskiem, w stygmatyzujący sposób odnosząca się do osób pracujących seksualnie.

Z tekstu Magdaleny Grzyb opublikowanego w Kulturze Liberalnej dowiadujemy się, że informacja o spotkaniu wywołała “gwałtowne, przysłowiowe święte oburzenie”, a ona sama stała się ofiarą “hejtu”, “wściekłego ataku”, “uciszania i obrażania” i “cenzury”. “Ideologicznym zacietrzewieniem, hipokryzją” i wezwaniem do “bojkotu” określiła krytykę wydarzenia przez osoby pracujące seksualnie, ich sojuszniczki i sojuszników oraz wszystkie inne osoby, które zabrały głos w dyskusji na facebookowej stronie wydarzenia. Rzeczywiście, atmosfera przed spotkaniem była napięta. Wiele osób bardzo krytycznie komentowało fakt zaproszenia JEDYNIE Magdaleny Grzyb jako dyskutanki. Spróbujmy wyobrazić sobie jednak, że spotkanie dotyczy aborcji, a do dyskusji zapraszany jest jedynie prof. Chazan. Czy nie wzbudziłoby to sprzeciwu i złości wśród przedstawicielek ruchu kobiecego walczącego o dostępność aborcji? Jakiej reakcji można byłoby oczekiwać z kolei, gdyby jedynym ekspertem zaproszonym na spotkanie o prawach osób nieheteronormatywnych był Paul Cameron? W takiej właśnie sytuacji postawili nas organizatorzy – o ciele pracownic seksualnych miała mówić kryminolożka, która uważa kobiety świadczące usługi seksualne za ofiary, patologizuje je i odbiera im podmiotowość, twierdząc dodatkowo, że po prostu “głosi swoje poglądy”. Stereotypizowanie, odpodmiotawianie i umniejszanie osób pracujących seksualnie nie jest po prostu “głoszeniem poglądów”, a narzędziem wzmacniania doświadczanej przez nie dyskryminacji.

Już sposób organizacji spotkania dowodzi, naszym zdaniem, braku zrozumienia skali stygmatyzacji i marginalizacji, które stanowią realne doświadczenie i codzienność osób pracujących seksualnie. Sam fakt, że to nie one zostały zaproszone, by opowiadać o swoim ciele i doświadczeniu dowodzi, że marginalizacja to nie jest jedynie, jak twierdzi Magdalena Grzyb, elementem “wyświechtanego lewicowego dyskursu”. Co więcej, stawianie się w roli ofiary i prezentowanie osób krytycznie nastawionych do spotkania jako histerycznych, zacietrzewionych czy przemocowych (w końcu przyszłyśmy na dyskusję nie rozmawiać, a “wydrapać jej oczy”, twierdzi Magdalena Grzyb) jest manipulacją oraz gestem dyskredytującym i ośmieszającym postulaty i głos osób pracujących seksualnie. Przedstawiona w tekście Magdaleny Grzyb relacja wydarzenia oraz toczącej się wokół niego debaty jest, naszym zdaniem, próbą odwrócenia kota ogonem. Autorka przyrównuje się do żołnierzy wyklętych i pozuje na ostatnią sprawiedliwą w polskim feminizmie, tak jakby to akademiczka z klasy średniej była dyskryminowana i uciszana w środowisku feministycznym, a nie doświadczające wielowymiarowego wykluczenia pracownice seksualne.

Magdalena Grzyb nie tylko twierdzi, że jest najbardziej poszkodowaną w tej sytuacji, ale uważa także, że lepiej rozumie sytuację i doświadczenia osób pracujących seksualnie, niż one same. Świadczy o tym zarówno jej tekst w Kulturze Liberalnej, artykuł w Krytyce Politycznej, jak i wypowiedzi, które padły w trakcie samego spotkania.

Ponieważ zależało nam na tym, żeby w rozmowie nie wybrzmiał jedynie głos Magdaleny Grzyb, kilka z nas poszło na spotkanie w Stole Powszechnym. Liczyliśmy na merytoryczną dyskusję. Jakie było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że Magdalena Grzyb nie jest przygotowana do tej dyskusji, a jej wypowiedzi mają umocowanie jedynie w prywatnych przekonaniach i opiniach popartych doniesieniami prasowymi, raportami i badaniami opartymi na wątpliwej metodologii, skrytykowanymi zresztą na gruncie współczesnych nauk społecznych. Krytykę ze względu na braku wiedzy i nieznajomości tematu Magdalena Grzyb odebrała jako atak personalny. Naszym zdaniem nie należy jednak milczeć, kiedy osoba pisząca felietony o pracy seksualnej, zaproszona na spotkanie o “ciele w prostytucji” i przedstawiana jako “ekspertka w dziedzinie”, nie tylko powołuje się na nierzetelne źródła, ale także wykazuje się daleko idącą nieznajomością tematu na bardzo wielu polach, przyczyniając się tym samym do rozpowszechniania poglądów niezwykle szkodliwych dla pracownic i pracowników seksualnych. Przyjrzyjmy się kilku szczególnie kontrowersyjnym wątkom w wypowiedziach Magdaleny Grzyb.

Po pierwsze, co wydawać się może zaskakujące w przypadku kryminolożki posiadającej doktorat w zakresie prawa, Magdalena Grzyb nie rozumie specyfiki, a więc i potencjalnych konsekwencji, różnych modeli prawnych odnoszących się do prostytucji. Utożsamia ona legalizację pracy seksualnej z jej dekryminalizacją. Spieszymy wyjaśnić, że model regulacyjny (zwany legalizacją) to taki, którego celem jest poddanie rynku usług seksualnych ścisłej kontroli i nadzorowi państwa – w tym przypadku, prawo bardzo szczegółowo definiuje to kto, gdzie i na jakich warunkach może świadczyć usługi seksualne i organizować pracę seksualną. Model ten narzuca osobom pracującym seksualnie konieczność obowiązkowej rejestracji, obowiązkowych testów medycznych, obowiązkowych konsultacji psychologicznych, pracy w zarządzanym sektorze czy wyznaczonych “strefach tolerancji”. Niezastosowanie się do tych reguł prawnych traktowane jest zaś jako przestępstwo lub wykroczenie.

W konsekwencji, wszystkie osoby, które nie mogą (przykładowo ze względu na swój status migrancki) lub nie chcą (z powodu lęku przed stygmatyzacją i naruszeniem ich prawa do prywatności) zastosować się do narzuconych przez państwo regulacji, zepchnięte są w nielegalność.

W odróżnieniu od tego systemu, dekryminalizacja pracy seksualnej polega na zdjęciu wszelkich sankcji karnych z sektora usług seksualnych. Oznacza to, że w modelu tym nie są karane ani osoby pracujące seksualnie, ani klienci, ani trzecie strony (czyli osoby organizujące i ułatwiające pracę seksualną innych osób). W krajach, w których wprowadzono dekryminalizację, praca seksualna jest regulowana istniejącymi już przepisami prawa odnoszącymi się do wszystkich sektorów rynku usług. Istniejące przepisy prawa karnego, prawa administracyjnego lub prawa pracy pozwalają też na ściganie wszelkich naruszeń praw osób pracujących seksualnie (chodzi tu zarówno o gwałt, handel ludźmi, wyzysk, przywłaszczenie cudzej własności, molestowanie czy mobbing w pracy). Dekryminalizacja przyczynia się do zmniejszenia stygmatyzacji pracownic i pracowników seksualnych, pozwala im także na dochodzenie swoich praw. Przykład Nowej Zelandii, gdzie od 2003 obowiązuje dekryminalizacja, pokazuje, że takie rozwiązanie wiąże się również ze wzrostem bezpieczeństwa pracy w sektorze usług seksualnych. A zatem te dwa modele – legalizacja i dekryminalizacja – które zdaniem Magdaleny Grzyb są tożsame – tworzą diametralnie różne warunki pracy dla pracownic i pracowników seksualnych. Legalizacja – uznawana za model represyjny, ograniczający prawa i wykluczający – jest systemem prawnym szeroko krytykowanym przez osoby pracujące seksualnie oraz reprezentujące je organizacje. Magdalena Grzyb zdaje się tego nie zauważać, stale powtarzając, że jest to model, którego pragną osoby pracujące seksualnie. Pozwolimy sobie więc powtórzyć: osoby pracujące seksualnie opowiadają się za dekryminalizacją.

Magdalena Grzyb podkreślała wielokrotnie, że jest zwolenniczką tzw. modelu szwedzkiego, który kryminalizuje zarówno klientów, jak i osoby organizujące pracę seksualną innych osób. Podczas spotkania w Stole Powszechnym sugerowała nawet, że gdyby miała podjąć pracę seksualną, wybrałaby pracę w tym właśnie systemie prawnym. Wskazywała przy tym na liczne korzyści, jakie przynosi on kobietom pracującym seksualnie. Opinia Magdaleny Grzyb nie znajduje jednak poparcia w faktach. Liczne badania naukowe (jak choćby publikacje Jay’a Levy’ego czy Petry Ostergren i Susanne Dodilet), raporty międzynarodowych organizacji pozarządowych działających w polu praw człowieka czy ONZ-owskiego komitetu CEDAW, a także ewaluacja tego modelu opublikowana przez rząd Norwegii, wskazują wyraźnie, że model ten spycha sektor usług seksualnych do kryminalnego podziemia, przyczynia się do wzrostu izolacji i marginalizacji pracownic seksualnych, pozbawia je kontroli nad warunkami swojej pracy i naraża na większą przemoc ze strony klientów czy wyzysk ze strony trzecich stron. Tym samym wzmacnia on stygmatyzację osób pracujących seksualnie oraz skutecznie zniechęca je do zgłaszania aktów przemocy policji i szukania wsparcia w instytucjach pomocowych. Przepisy te podtrzymują zatem kluczowy element wpływający na marginalny status pracy seksualnej, jakim jest kryminalizacja, i, zamiast znosić główne przeszkody, które narażają pracownice seksualne na dyskryminację, podtrzymują je i utrwalają. Trudno uznać, że mogą mieć one pozytywny wpływ na życie i warunki pracy kobiet świadczących usługi seksualne.

Nie bez przyczyny badania zrealizowane w Irlandii i we Francji wskazały, że 98 procent osób pracujących seksualnie w tych krajach jest przeciwna kryminalizacji klientów. Zgodnie z popularyzującą się również w Polsce zasadą “nic o nas bez nas… chyba że chodzi o osoby pracujące seksualnie”, przy tworzeniu i wprowadzaniu w obu krajach szwedzkiego modelu, zignorowano jednak opinie pracownic i pracowników seksualnych. Także przegłosowana przez Parlament Europejski (i na szczęście niewiążąca) rezolucja domagająca się kryminalizacji klientów i określająca pracę seksualną “seksualnym niewolnictwem” – do której odwołuje się w swoim tekście Magdalena Grzyb, wskazując na “niekontrowersyjność” własnych poglądów – została ostro skrytykowana przez 560 organizacji pozarządowych oraz 94 badaczki i badaczów pracy seksualnej. Głosował za nią jednak, na przykład, ówczesny europoseł Zbigniew Ziobro, którego poglądy, idąc tropem wywodu Magdaleny Grzyb, należałoby w tym kontekście umieścić w “feministycznym mainstreamie”.

Ze swojej uprzywilejowanej pozycji Magdalena Grzyb niefrasobliwie formułuje “prawdy” o kobietach świadczących usługi seksualne, umieszczając je w dychotomicznych kategoriach (nielicznych) wyemancypowanych “seksłorkerkek” i (dominującej większości) “prostytuowanych kobiet”, które znalazły się w prostytucji na skutek przymusu. Takie stwierdzenia wypowiadać może jedynie osoba, która nie zna realiów sektora usług seksualnych w Polsce i nie ma żadnego realnego kontaktu z osobami pracującymi seksualnie. Gdyby miała z nimi kontakt lub chociaż pokusiła się o przeczytanie literatury na ten temat (choćby książki dr Izabeli Ślęzak), zrozumiałaby, że kobiety świadczące usługi seksualne nie są “bezwolnymi ofiarami” i mają podmiotowość. Zaangażowanie w pracę seksualną wypływa zaś z różnych uwarunkowań i sytuacji życiowych kobiet (dążenie do niezależności ekonomicznej, samodzielne macierzyństwo, ograniczenia na rynku pracy, długi, chęć wyrwania się z opresyjnych układów rodzinnych) i jedynie w niewielkim odsetku jest wynikiem zmuszania, przemocy, porwania – czyli handlu ludźmi. Jesteśmy dalekie od zaprzeczania temu, że handel kobietami w sektorze usług seksualnych (a nie “handel żywym towarem” – jak określa to zjawisko Magdalena Grzyb) ma miejsce, postulujemy też jak najskuteczniejszą walkę z tym procederem. Sprzeciwiamy się jednak zrównywaniu pracy seksualnej z handlem ludźmi. Stoimy na stanowisku, że praca seksualna i handel ludźmi nie są tożsame. Jest to stanowisko utrwalone między innymi w prawie międzynarodowym i przyjęte przez uznane międzynarodowe organizacje działające na polu przeciwdziałania handlu ludźmi i wspierania ofiar tego procederu (na przykład sieć La Strada International czy Global Alliance Against Traffic in Women). Ponadto, żadne dane policyjne nie potwierdzają twierdzeń o przymusowym charakterze pracy większości pracownic seksualnych w Polsce i w Europe. Żeby to zrozumieć, wystarczy porównać statystyki dotyczące handlu ludźmi z szacunkowymi liczbami osób pracujących seksualnie.

W optyce Magdaleny Grzyb, wszystkie migrantki pracujące seksualnie uznane muszą zostać z definicji za “ofiary handlu ludźmi” czy “prostytutki niedobrowolne”. Tym samym Grzyb odmawia migrującym kobietom decyzyjności i sprawstwa. Nie dostrzega ona także tego, że sytuacja migrantek pracujących seksualnie jest w dużej mierze konsekwencją coraz bardziej restrykcyjnych polityk (anty)migracyjnych i kontroli granicznych, a nie cechą specyficzną dla branży usług seksualnych. To właśnie te represyjne polityki kryminalizujące migrację, a nie, jak twierdzi Magdalena Grzyb, sam fakt bycia migrantkami, ograniczają migrantkom zakres kontroli nad procesem migracji oraz warunkami pracy, zwiększają ich zależność od szmuglerów czy pośredników, i czynią je podatnymi na finansowy wyzysk i wykorzystanie (w tym kontekście polecamy choćby badania Rutvicy Andrijasevic czy Laury Agustin). 

Kolejną kwestią, która budzi nasz sprzeciw, jest skrajne wiktymizowanie i patologizowanie pracownic seksualnych. Przykładowo, w trakcie spotkania w dniu 27 listopada, Magdalena Grzyb oświadczyła bez cienia wątpliwości, że dominująca większość osób pracujących seksualnie doświadczyła przemocy seksualnej w dzieciństwie, cierpi na zespołu stresu pourazowego (na równi z weteranami wojennymi i ofiarami tortur), jest uzależnione od alkoholu i narkotyków, jest cyt. “zdysocjowana”. Te przytaczane przez Magdalenę Grzyb “fakty” nie tylko nie mają potwierdzenia w rzetelnych danych, ale drastycznie stygmatyzują osoby pracujące seksualnie – ukazują je jako fundamentalnie zaburzone, niezdolne do określenia swoich granic, do decydowania.

Widziane oczyma Magdaleny Grzyb pracownice seksualne to nie sprawcze kobiety próbujące kierować własnym życiem w niezwykle nieraz trudnych i niesprzyjających warunkach, to nie podmioty, ale pozbawione głosu ofiary “potrzebujące” pomocy i uratowania.

Tym, co budzi nasz niepokój, jest także stojąca za abolicjonizmem Magdaleny Grzyb etyka seksualna, która de facto dążący do kontroli seksualności kobiet i jest w swojej istocie niezwykle konserwatywna. Ujawniło się to, gdy zapytana o cel modelu abolicyjnego, Grzyb z rozbrajającą szczerością odpowiedziała, że ”chodzi o przywrócenie norm społecznych, czyli szerzenie przekonania, że prostytucja jest zła, żeby mężczyźni nie kupowali innych kobiet, bo nie dostają seksu od swoich kobiet”. To zdanie dowodzi, że w abolicjonizmie Magdalenie Grzyb nie chodzi o dobro i bezpieczeństwo pracujących seksualnie kobiet, ale o stygmatyzację pracy seksualnej i świadczących ją osób. Pokazuje ono także, jakie podejście Magdalena Grzyb ma do kobiecej i męskiej seksualności, podziału ról społecznych i heteroseksualnych relacji intymnych. W tej optyce mężczyzna dostaje seks od “swojej kobiety”, która niekoniecznie cokolwiek otrzymuje w zamian.

Przede wszystkim jednak oburza nas sposób, w jaki Magdalena Grzyb wypowiada się o pracownicach i pracownikach seksualnych oraz osobach działających na rzecz ich praw. Fakt, że jako środowisko jesteśmy solidarne, mamy sojuszniczki i sojuszników, i reagujemy na nierzetelność, nie powinno być przedmiotem drwin ani powodem, by nas obrażać i dyskredytować. Żałujemy też, że kryminologiczna i prawnicza wiedza Magdaleny Grzyb nie służy lepszym celom. Walcząc o kwestię, na temat której nie ma wystarczającej wiedzy, stawia ona na szali swój naukowy autorytet. Poziom merytoryczny spotkania w Stole Powszechnym, opinie zawarte w tekście w Kulturze Liberalnej oraz to, że Magdalena Grzyb maskuje swoją niewiedzę, atakując nas oraz całe środowisko osób pracujących seksualnie, może być powodem do zaniepokojenia. Prawa osób pracujących seksualnie, tak jak prawa innych stygmatyzowanych i marginalizowanych społecznie grup, nie powinny być polem rozgrywek i wehikułem budowania pozycji w środowisku feministycznym lub na akademii.

Jesteśmy świadome tego, że praca seksualna wzbudza wiele emocji w środowisku feministycznym. Chciałybyśmy jednak żeby w polskim feminizmie było miejsce na dyskusję na ten temat – dyskusję opartą na wiedzy oraz doświadczeniu osób bezpośrednio zaangażowanych w świadczenie usług seksualnych. Jesteśmy otwarte na debatę prowadzoną na równościowych warunkach i opartą na równym traktowaniu wszystkich stron sporu, a także pod warunkiem zachowania merytorycznego poziomu dyskusji. Sytuacja, do której się odnosimy zapewne nie miałaby miejsca, gdyby osoba podejmująca ten temat posiadała rzetelną wiedzę i świadomość złożoności problemu, wiedziałaby zatem również dlaczego zaplecze teoretyczne na którym opiera swoje sądy jest “złe”, “dane i badania, na które się powołuje, są złe” i dlaczego nie możemy zgodzić się ze stwierdzeniem, że (w domyśle) wszystkie “prostytutki są ofiarami handlu ludźmi”. Niestety dopóki dyskusja ta bazować będzie przede wszystkim na przekłamaniach, oskarżeniach i arbitralnie formułowanych poglądach, a przeciwnikami będą osoby z góry dezawuujące pracownice seksualne, trudno będzie o bezpieczną przestrzeń na merytoryczną debatę.

Skończmy z wyższościowym wypowiadaniem się elit w imieniu grup wykluczonych. Tak, Pani Magdaleno, uważamy, że nie ma miejsca w polskim feminizmie na brak reprezentacji, wykluczenie i mówienie o osobach za ich plecami, nad głowami czy w ich imieniu.

Podobnie jak Magdalena Grzyb, chcemy “by każda kobieta żyła tak, jak chce, zgodnie ze swoimi planami, marzeniami i pragnieniami. O to, by głos kobiet był słyszany, a ich prawa respektowane”. To właśnie te wartości kierują naszymi działaniami, których celem jest przeciwdziałanie dyskryminacji doświadczanej przez osoby pracujące seksualnie, zagwarantowanie dostępu do praw, bezpieczeństwa w pracy i do uwłasnowolnenia. Działamy też wspólnie po to, żeby wspierać się nawzajem i tworzyć bezpieczniejsze przestrzenie, w których osoby pracujące seksualnie mogą mówić otwarcie o własnych potrzebach, problemach i doświadczeniach. To dlatego uważamy, że kluczowe jest nie tylko uznanie podstawowego postulatu osób pracujących seksualnie i traktowanie świadczenia usług seksualnych jako pracy, sposobu na utrzymanie siebie i rodziny. Chodzi także o uznanie podmiotowości osób świadczących usługi seksualne, niezależnie od ich płci i orientacji seksualnej. W haśle “Nic o nas bez nas!” nie powinno być miejsca na żadne “no chyba” czy “ale”.

Sex Work Polska

design & theme: www.bazingadesigns.com