Mehl: Nazistowskie Węgry
Elan Mehl
Długo zastanawiałem się, jak mówić o uchodźcach z Syrii próbujących przedostać się do Europy. Jest to sprawa kluczowa: język, którego używamy do opisu sytuacji, nieuchronnie staje się językiem, w którym o tej sytuacji myślimy.
Matka z dzieckiem otoczona przez policję. Przerażony mąż zrzuca je na tory i próbuje osłonić swoim ciałem. Becske, Węgry.
Jak zauważył niedawno dziennikarz Al-Dżaziry Barry Malone, nazywanie przez anglojęzyczne media ludzi uciekających przed wojną migrantami, choć nie jest bezpośrednim kłamstwem, przekłamuje sytuację. Sugeruje, że chcą oni do Europy przyjechać tylko z powodów ekonomicznych. Dużo łatwiej jest odmówić azylu „migrantom” niż „uchodźcom”, co tłumaczy konsekwentne używanie tego pierwszego określenia przez media w Wielkiej Brytanii. W języku polskim podobną funkcję spełnia słowo „imigrant”. ONR-owscy naziści będą przecież 12 września protestować „przeciw imigrantom; to nie przypadek, że nie zdecydowali się użyć słowa „uchodźca”.
Należy więc zacząć odkłamywać język, jakim posługujemy się do opisu polityki. To trudne, długie i żmudne zadanie, zwłaszcza że nasza siatka pojęciowa już teraz jest dramatycznie zepsuta. Kolejna ilustracja: popularne wśród islamofobów w internecie jest słowo „muslim”. W języku angielskim neutralny przymiotnik oznaczający po prostu „muzułmański” lub rzeczownik określający wyznawczynię_cę islamu, po polsku słowo to używane jest od jakiegoś czasu jako pejoratywne. (Dużo to mówi o korzeniach polskiej islamofobii.)
Zadanie jest trudne, ale musimy się go podjąć. Na początek proponuję wprowadzić małą, ale istotną modyfikację.
Od teraz, aż do momentu usunięcia Viktora Orbána ze stanowiska premiera, należy jak najczęściej mówić nie o Węgrzech, ale o nazistowskich Węgrzech.
Podobnie: nazistowski rząd Orbána, polityka zagraniczna węgierskich nazistów i tak dalej.
Viktor Orbán od dawna prowadził autorytarną politykę. Uzyskanej przez swoją partię w 2010 roku bezwzględnej większości parlamentarnej użył, aby rok po wyborach wprowadzić nową konstytucję, zawierającą odwołania do Boga i ustanawiającą małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny. Dwa lata później znowelizował ją tak, aby pozbyć się niewygodnych sędziów (przez obniżenie ich wieku emerytalnego) i ograniczyć możliwość prowadzenia kampanii wyborczej tylko w mediach państwowych.
Ogromna skala nienawiści wobec Romów i Żydów na Węgrzech jest dobrze znana. Raport działającego przy Uniwersytecie Harvarda Centrum Zdrowia i Praw Człowieka im. François-Xaviera Bagnouda z lutego 2014 roku pokazuje, że Romki_owie na Węgrzech doznają systemowej dyskryminacji we wszystkich obszarach życia społecznego. Są gorzej traktowani w szkołach, trudniej im znaleźć mieszkania, dużo ciężej jest dostać pracę. Są niedoreprezentowani na każdym szczeblu władzy, żyją w izolowanych społecznościach. Bez przerwy padają też ofiarami umotywowanych nienawiścią przestępstw, które z reguły nie są traktowane poważnie przez policję. Rada Europy oficjalnie wystawiła pozytywną rekomendację wnioskom o azyl polityczny składanym przez węgierskich Romów.
Krytyczni wobec reżimu intelektualiści węgierscy są błyskawicznie przywoływani do porządku, jak choćby wielki węgierski reżyser Béla Tarr. W 2011 roku, zaledwie 48 godzin od udzielenia wywiadu niemieckiemu Tagesspiegel, w którym krytykuje Orbána za antyintelektualizm i prowadzenie „wojny kulturowej”, Tarr ogłosił, że wywiad jest fałszywy. Tezę o Orbánowskiej wojnie kulturowej potwierdzają ci artyści i intelektualiści, którzy nie poddają się zastraszeniu.
Mało tego: Miklós Horthy, węgierski dyktator („regent”) w latach 1920-1944, który dla zysków terytorialnych sprzymierzył się z nazistowskimi Niemcami i za którego rządów miała miejsce większa część Holokaustu węgierskich Żydów_ek, jest otaczany coraz większą czcią – stawiane mu są już pomniki. Brak w węgierskich szkołach dzieł, np. noblisty i byłego więźnia Auschwitz-Birkenau i Buchenwaldu, Imre Kertésza. Jak podaje Der Spiegel, znajduje się w nich jednak miejsce dla pisarzy takich jak faszysta József Nyírő czy zbrodniarz wojenny Albert Wass.
To wszystko (i wiele więcej – w tym miejscu mogłoby nastąpić i 10 kolejnych akapitów) do niedawna nie wystarczało mi, aby zacząć nazywać Orbána chociażby faszystą. Autorytarny, skrajny prawicowiec? Oczywiście. Dyktator? W zasadzie tak. Ale powtarzałem sobie, że jednak mówimy o kraju, który jest częścią Unii Europejskiej, zapewniającym krytyczne minimum przestrzegania praw człowieka. Myliłem się.
Sposób potraktowania uchodźców z Bliskiego Wschodu przez Węgry w pełni usprawiedliwia nazwanie tego kraju nazistowskim.
Jak ujęła to Krytyka Polityczna na Facebooku (może linkowanie do fejsa jest niepoważne, ale, naprawdę, nie ujmę tego lepiej):
„(…) Władze węgierskie rano otworzyły dworzec Keleti [w Budapeszcie] i wpuściły uchodźców do pociągu jadącego w kierunku Zachodu. Uchodźców oszukano: pociąg od samego początku nie zamierzał jechać do granicy węgiersko-austriackiej, lecz do miejscowości Bicske, gdzie znajduje się obóz dla uchodźców. Pociąg zatrzymano w Bicske, wagony porozczepiano, i z każdego wagonu z osobna policja wyciąga ludzi i siłą prowadzi ich do obozu. Pozostali nie chcą wyjść z wagonów, cały dzień stawiają opór, pozbawieni jedzenia i picia. W południe temperatura w nagrzanych, przepełnionych pod sufit ludźmi doszła do pięćdziesięciu stopni. Policja przez cały dzień, wagon po wagonie, wyciąga ludzi, wszyscy walczą. Wcześniej węgierska policja zarządziła ewakuację dworca w Bicske, żeby mieć wolną rękę do działań, bez świadków, jednak po protestach mediów, głównie zagranicznych, wycofała się. Dantejskie sceny, przemoc i pałowanie, targanie do obozu”.
Kiedy byłem w gimnazjum, moja nauczycielka historii opowiedziała nam o swojej wizycie w muzeum obozu Auschwitz-Birkenau. Wspominała, że najbardziej poruszyły ją nie komory gazowe, krematoria czy rzędy brudnych łóżek, ale pocztówki. Nazistowskie władze zmuszały nowo przybyłych więźniów z Holandii, Francji czy Węgier, aby wysyłali pocztówki do żydowskich krewnych i znajomych z miejsc, z których przybyli, zapewniające ich o „wygodnych warunkach pracy” i „dobrym jedzeniu i zakwaterowaniu”, jakie otrzymali. Kilka takich pocztówek znajduje się na wystawie w Auschwitz.
Kluczowym elementem nazistowskiej polityki wobec Żydów było kłamstwo. Zwłaszcza w Holandii i Belgii, Żydówki wiezione do obozów zagłady często wierzyły do końca, że są jedynie przesiedlane na żyzne, wschodnie tereny. W ten sposób prowadzono pierwsze wywózki Żydów z Holandii – dlatego też składy, które tam wysyłano, nie były złożone z wagonów bydlęcych, ale pasażerskich. Jak opisuje to Selma Wijnberg, była więźniarka obozu w Sobiborze:
„Przychodziły listy z Włodawy potwierdzające, że życie w Polsce jest lekkie. Później zobaczyłam, że to kłamstwo, więźniowie byli zmuszani do podpisywania wydrukowanych pocztówek. Nigdy nie wspomniano o Sobiborze. W marcu 1943 roku byłyśmy w drodze do Polski. Wiele z nas miało nadzieję, że spotkamy tam nasze rodziny. W trakcie podróży opiekowano się chorymi Żydami; niemieckie pielęgniarki dawały pacjentkom lekarstwa. 9 maja dotarłyśmy do Sobiboru”. [tłum. aut.]
Jak podaje obecna na miejscu reporterka NPR, Eleanor Beardsley, pociąg, który oczekiwał na migrantów na dworcu Keleti miał silnik z flagą Niemiec i był pomalowany we wzór świętujący 25. rocznicę upadku Muru Berlińskiego. Na pociągu było nawet napisane: „Świętujemy 25. rocznicę otwartych granic w Europie”.
Do środka weszli najbardziej zdesperowani. Ci bardziej zapobiegliwi, mający jeszcze pieniądze i znajdujący wsparcie w innych członkach rodziny, siedzą nadal w podziemiach dworca Keleti. Rzadko wychodzą na powierzchnię, bojąc się łapanek policji i wysłania do obozów dla uchodźców. W tunelach łączących dworzec z metrem jest ich obecnie 2-3 tysiące. Inni uchodźcy zostają chwytani jeszcze na granicy przez węgierską policję, skąd również trafiają do obozów.
Proszę zrozumieć: mój apel nie jest umotywowany nienawiścią do narodu węgierskiego. Jestem przekonany, że większość Węgrów to dobrzy i porządni ludzie. Nie uznaję odpowiedzialności narodów czy innych szerokich grup społecznych za zbrodnie i przestępstwa. Mowa jest jedynie o reżimie sprawującym na Węgrzech władzę.
Reżim ten jest nazistowski w swoich metodach, polityce i retoryce. Kiedy Orbán mówi, że jego kraj jest rozjeżdżany przez uchodźców, którzy zagrażają chrześcijańskim korzeniom Europy – wówczas prawo Godwina, zakazujące porównywania w dyskusji kogoś do Hitlera, po prostu traci zastosowanie. Premier Węgier może potem oficjalnie odżegnywać się od nazizmu, ile tylko chce, ale wszystkie jego czyny świadczą o jednym. Orbán po prostu jest jak Hitler.
Mówiąc „nazistowskie Węgry”, stwierdzamy jedynie fakty. Niech oni się za nie wstydzą.