Nawrocka: Dopiero bez przemocy będziemy u siebie

Co 5. kobieta w Polsce doświadczyła w swoim życiu popychania, bicia, gwałtów. Ponad 1/3 kobiet partner lub opiekun poniżał, oddzielał od przyjaciół i pracy, pozbawiał finansów. Co 10. z nas dostawała uporczywe maile, głuche telefony, była nachodzona. Co 3. ktoś dotknął lub pocałował wbrew jej woli, zaczepił. Nie jesteśmy bezpieczne w domu, w pracy ani w szkole – to tam doświadczamy przemocy.

11039559_10206468745385344_149189178_n

Napastnikami zwykle nie są obcy, lecz osoby, które ofiara zna, często mężowie. Chociaż od lat mamy Niebieskie Karty, wciąż mamy też niebieskie siniaki. Wiele z nas ze strachu opóźnia powrót do domu, bojąc się, co tam zastanie, unika przebywania sam na sam z kolegą z pracy, rezygnuje z wychodzenia wieczorem. Niespecjalnie ufamy instytucjom – tylko 1/4 kobiet zgłosiła policji przemoc, niewiele poprosiło o pomoc znajomych czy organizacje. Boją się sprawcy, boją się o dzieci, wstydzą się i obwiniają same siebie. Nie wierzą, że służby cokolwiek zdziałają, i w 1/3 przypadków policja rzeczywiście ma je gdzieś. Pośród tych liczb są nasze siostry, koleżanki, sąsiadki. Anna, którą mąż bił i gwałcił, szantażując dziećmi. Dorota, na wakacjach rozbierana i obmacywana przez starszego kuzyna, którego matka na to nie zareagowała. Gosia, którą szef molestował, bo wiedział, że ze względu na kredyt nie zaryzykuje utraty zarobków. Klaudia, napadnięta, gdy wracała ze szkoły.

W większości przypadków sprawcami przemocy wobec kobiet są mężczyźni. Jednak nie zawsze sprawcę można wskazać palcem. Istnieje też przemoc instytucjonalna – będąca elementem systemu państwowej kontroli, efektem neoliberalnej polityki władz i gospodarki kapitalistycznej. Kobiety zarabiają głodowe pensje, za które muszą utrzymać siebie i rodziny, pracując na śmieciówkach w sfeminizowanych zawodach, szanowanych tylko w czczych deklaracjach. Po kilkunastogodzinnej zmianie w fabryce w specjalnej strefie ekonomicznej wracają do domu tylko na kilka godzin, robią dzieciom kanapki na rano i kładą się, lub raczej: padają, spać. Nie mają dostępu do odpowiedniej opieki zdrowotnej, w tym do porodu po ludzku, do in vitro i aborcji na życzenie. Na emeryturze zmuszone są przeżyć za grosze. Eksmituje się je z mieszkań, gdy już nie mogą płacić zbyt wysokich czynszów, które podnoszą nowi właściciele sprzedanych przez miasto kamienic. Jeśli formalnie nie są polskimi obywatelkami, zamyka się je w zamkniętych ośrodkach dla migrantów. Gdy próbują brać sprawy w swoje ręce – zajmują i remontują pustostany dla siebie i swoich dzieci, bronią się przed gwałcicielami, walczą o lepsze warunki zatrudnienia – zostają ukarane. Wyrzuca się je z samodzielnie znalezionych i wyremontowanych domów, osadza w więzieniach za zranienie napastników, sądy pracy przeciągają i umarzają ich sprawy.

Nic nie zmieni się samo z siebie. W szkołach wciąż nie ma edukacji antyprzemocowej ani równościowej, na lekcjach powielane są te same stereotypy, które dziewczynki uczą uległości, a chłopców – agresji. Brakuje zmian, które docierałyby głębiej – kobiety wciąż obarczane są pracami w domu, a wykonywana przez nie praca opiekuńcza ma niski status, co utrwala nierówne relacje między kobietami i mężczyznami. Zaostrzanie polityki neoliberalnej i sprzyjanie interesom biznesu jeszcze pogarsza sytuację kobiet. Politycy mówią, że na tle Europy wypadamy nieźle. Według oficjalnych statystyk Polki doświadczają mniej przemocy niż Norweżki. Ale czy to przemocy jest u nas mniej, czy raczej zbyt mało kobiet ją zgłasza i zbyt mało się o niej mówi? Nie chodzi o to, by nie wyglądać źle w statystykach. Chodzi o szczęśliwe życie, o to, byśmy czuły się u siebie.

Zofia Nawrocka, PK8M, OZZIP

* Dane pochodzą z raportu European Union Agency For Fundamental Rights, Violence against Women: an EU-wide Survey, Publications Office of the European Union, Luxembourg 2014

Tekst znajduje się w tegorocznej Gazecie Manifowej.

design & theme: www.bazingadesigns.com