Mity na temat gwałtu

W wieku 55 lat zostałam zgwałcona. Oto, jak zareagowałam.

130726_DX_RapeVictim.jpg.CROP.article568-large

Angie Epifano, która została zgwałcona ubiegłej jesieni w pokoju akademickim w Amherst College, przyznała, że słyszała odgłosy bawiących się w pokoju obok przyjaciół, podczas gdy ona przeżywała gehennę*. Gdy niedawno wspomniałam o tym mojej przyjaciółce, zastanawiała się dlaczego Angie nie waliła w ścianę, ani nie krzyczała o pomoc. Pytanie to pozornie może wydać się słuszne, chyba że weźmiemy pod uwagę fakt, iż dużo rzadziej zadaje się je kobietom, które zostały pobite lub porwane, a prawie nigdy nie pyta się o to kobiet, które obrabowano lub napadnięto. Większość ludzi uważa, że oznaką rozsądku w przypadku napadu jest opanowanie i spokojne wykonywanie poleceń złodzieja oraz unikanie kontaktu wzrokowego – jak uczono nas w przypadku, gdy spotkamy agresywnego psa. Praktycznie zawsze pierwsza rada, jaką otrzymujemy na szkoleniach dotyczących postępowania w sytuacji gwałtu jest taka, że nie powinnyśmy walczyć ani krzyczeć, bo możemy nie wyjść z tego żywe.

Ja też nie krzyczałam ani nie walczyłam, gdy w wieku 55 lat zgwałcono mnie w moim własnym łóżku – z przyczyn zarówno logicznych, jak i nielogicznych, historycznych, złożonych, ale i z rozsądku. Gwałciciel miał nóż, a ja doszłam do wniosku, że to właśnie on jest tym seryjnym gwałcicielem, który przez ostatnie osiem miesięcy dokonał włamań do domów kobiet w moim rodzimym mieście w Meksyku. Słyszałam relacje czterech kobiet, które zgwałcił przede mną. Dwie pierwsze wałczyły i zostały pobite, a dwie ostatnie nie i dlatego gwałciciel nie podbił im oczu ani nie poobijał żeber.

Nawet gdyby mężczyzna, który mnie zgwałcił, nie miał noża, a ja nie słyszałabym o jego wcześniejszych atakach, jestem na 99,9% pewna, że nie walczyłabym. W całym swoim życiu nigdy się z nikim nie biłam, nie mam przeszkolenia ze sztuk walki oraz nie uważam się za osobę na tyle silną, by odeprzeć atak jakiegokolwiek mężczyzny. Ogarnęło mnie okropne uczucie nieuchronności gwałtu, ogromnego strachu, a wreszcie akceptacji: zaraz zostanę zgwałcona. Próbowałam mu to jednak wyperswadować. „To chore” – powiedziałam, powtarzając te same słowa, których użył wcześniej w stosunku do poprzednich ofiar, gdy w jakiś perwersyjnie intymny sposób próbował wzbudzić w nich współczucie przyznając, jak bardzo był chory.

„Za dużo gadasz” – warknął na mnie, imitując głos płaczącego dziecka – „łe łe łe łe,”.

Jego drwiny nie rozzłościły mnie. Nie byłam zła – lub może po prostu nie byłam w stanie doświadczyć tego uczucia. Byłam zbyt przerażona, w moim sercu aż wrzało, adrenalina wypełniała każdy organ mojego ciała, a skóra drżała. Możliwe, że kobiety, które fizycznie odpierają ataki, posiadają instynkt walki, sprawność fizyczną lub nauczyły bronić się same. Kiedyś jedna z moich przyjaciółek wybrała się w rejs żaglówką sam na sam z mężczyzną, który próbował ją zgwałcić, gdy znaleźli się już z dala od wybrzeża. Kopnęła go, wyskoczyła przez burtę i przepłynęła ponad milę, by znaleźć się bezpiecznie na brzegu. Gdy niedawno przechodziłam z nią przez ulicę na Brooklynie, nagle jakiś samochód ruszył na czerwonym świetle, a ona uderzyła w jego zderzak, krzycząc: „ty dupku!”. Podziwiałam taką reakcję, bo pomyślałam wtedy, że widocznie to ja przechodziłam przez ulicę w nieodpowiednim momencie.

Wszystkie się różnimy. Mimo to, każda kobieta jaką znam odczuwa lęk przed gwałtem, kiedy już sobie uświadomi, że może jej się to przydarzyć. Większość z nas spaceruje po ciemnym domu, budynku, parkingu czy po pustej ulicy, bojąc się cienia obcego, sadystycznego mężczyzny, który tylko czyha, śledzi i właśnie uknuł sobie, że zaspokoi swe żądze przez uczucie adrenaliny, jaką da mu władza nad nami, nasze upokorzenie i zniewolenie. Może się to zdarzyć, kiedy pod względem fizycznym będziesz odpowiadać komuś na tyle, by ten ktoś mógł zaspokoić swoje żądze i odebrać ci wszystko, co zechce, bez względu na to, co ty o tym myślisz; kiedy będziesz czuć jego zapach, a jego dłonie, pięści i broń będą dotykać twojego ciała; a także wtedy, kiedy zmusi cię do zachowania, gestów i ruchów, którymi do tej pory dzieliłaś się tylko podczas intymnego zbliżenia za obopólną zgodą. I nieważne czy gwałcicielem będzie ktoś obcy czy osoba znajoma, co jest bardziej prawdopodobne (a według szacunków ofiarą padnie co czwarta kobieta na świecie) – kiedy to się wydarzy, przeciwko tej chorej i perwersyjnej karykaturze stosunku płciowego nastąpi reakcja (niefizyczna czy niewerbalna): będzie to wołanie dobiegające z twojego serca – Nie krzywdź mnie, błaganie – Proszę, odejdź! To nieprawda, że ofiary gwałtu milczą podczas gwałtu. One przez cały czas bezgłośnie krzyczą.

Niektóre kobiety milczą na temat gwałtu także z innych powodów: ze strachu, że nikt im nie uwierzy; ze wstydu, że będą postrzegane w najlepszym razie jako kobiety nieszczęśliwe, a w najgorszym jako zrujnowane; z obawy przed napiętnowaniem; wreszcie ze znajomości ludzkiej tendencji do obwiniania ofiary oraz uciekania od uczucia solidarności z nią, bo wymagałoby to uzmysłowienia sobie samej potworności i upokorzenia, na jakie była skazana.

Istnieje jeszcze jeden powód, dla którego niektóre kobiety milczą: one same wpoiły sobie, że skoro gwałt przydarzył się właśnie im, to w jakiś podświadomy sposób same się do niego przyczyniły, zachęcały lub nawet tego chciały. W krajach, gdzie temat seksu jest sprawą bardzo delikatną – zaliczam do nich także Stany Zjednoczone i Meksyk – kobiety nigdy nie czują się komfortowo, przyznając, że padły ofiarami przemocy seksualnej. Ja byłam w lepszej sytuacji. Całe swoje dorosłe życie byłam feministką, toteż odmawiałam przypisania sobie winy za to, co się stało oraz wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na poczucie wstydu. Mimo to, wciąż przerażała mnie perspektywa bycia do końca życia znaną z tego, że zostałam zgwałcona, że jestem ofiarą. Na szczęście moje wzburzenie przeważyło szalę: nie zrobiłam nic, czego mogłabym się wstydzić; cholera – to gwałciciel był winny. Zgłosiłam gwałt i opisałam go w naszej lokalnej gazecie. Po pięciu dniach od ukazania się artykułu, gwałciciel został złapany, a następnie skazany.

Przed rozprawą sędzina zaleciła mi odbyć rozmowę z powołanym przez sąd psychologiem w celu ocenienia, czy w następstwie tej napaści poniosłam jakiś uszczerbek. Psycholog był zażenowany swoim zadaniem i przepraszał mnie za swój „zacofany kraj”. Powiedział mi, że jeśli sąd zadecyduje o winie oskarżonego, to surowość wyroku będzie zależała od rozmiaru zadanej krzywdy. Wyznałam mu więc, że nie tylko nie chcę już spać, ale nawet w mieszkać w domu, który zbudowałam i pokochałam; powiedziałam mu też, że nocą nie mogę spać i często budzę się z krzykiem, przekonana, że coś złego dzieje się w moim pokoju. Później, podczas rozprawy, sędzina zapytała mnie, czemu nie walczyłam. Odpowiedziałam, że już wcześniej wiedziałam o tym, co stało się z poprzednimi ofiarami. Nawet nie pomyślałam, że mogłam przecież zawołać z oburzeniem: „On miał nóż, (ty kretynko)”.

Jako społeczeństwo, często nieświadomie podtrzymujemy przedpotopowe uprzedzenia. Kobieta jest zatem co najmniej współwinna każdego przypadku gwałtu, a nawet go inicjuje – poprzez prowokacyjny ubiór lub zachowanie, niewystarczającą ostrożność, nierozważne spacerowanie pustą ulicą w nocy lub za dnia, poprzez upicie się, wyjście z imprezy w towarzystwie mężczyzny, przyjęcie zaproszenia, bycie zbyt naiwną, ufną czy seksowną. Już samo bycie kobietą oznacza, że jesteśmy ponętne, a co gorsza – jesteśmy kusicielkami. Gdy przyjmuje się taki tok rozumowania, najsensowniejszym rozwiązaniem wydaje się więc zakrycie się burką.

W społeczeństwach takich jak nasze – czyli takich, które akceptują mity na temat gwałtu – czyn ten popełniony przez osobę znajomą jest rezultatem „sprzecznych sygnałów”. Gwałciciele nie mogą kontrolować swojego popędu seksualnego, kobiety kłamią, że zostały zgwałcone, same aż proszą się o to poprzez swoje zachowanie i ubiór, a mężczyźni są skłonni do popełniania gwałtów, ponieważ mity te niemalże usprawiedliwiają ich czyny.

Podczas rozprawy wytoczonej z mojego powództwa, obrońca odczytał zeznanie seryjnego gwałciciela. Oświadczył on, że przed włamaniem wypił kilka piw, żeby „iść się trochę zabawić”. Nie mam wątpliwości, że tak właśnie postrzegał swoją zbrodnię. Jestem także pewna, że wielu gwałcicieli myśli podobnie: „łe łe łe łe łe”. Przestań jęczeć, po co cały ten szum? Gdy sąd zapytał mojego gwałciciela, czy ma coś do dodania do swojego zeznania, mówił przez całą godzinę. Spośród narzekań na to, jak bardzo jest nieszczęśliwy i że ma same zmartwienia, najbardziej utkwiło mi w pamięci jedno zdanie: „Te kobiety rujnują dobre imię mojej rodziny”.

Jak w ogóle śmiemy sprawiać mu takie kłopoty?

A jakbyśmy śmiały tego NIE robić?

*Poprawka z 29 lipca 2013 r.: w artykule tym początkowo napisaliśmy, że Angie Epifano została zgwałcona na imprezie organizowanej przez elitarne stowarzyszenie studentów. Tak naprawdę zgwałcono ją w pokoju w akademiku.

Beverly Donofrio, 29 lipca 2013, Slate

Tłumaczenie: Natalia Kosmatka

design & theme: www.bazingadesigns.com