Konarzewska: Mięso mówi szanuj się sam. Polemika z Igorem Wernerem

Marta Konarzewska

„Pożerajće kobiety z octem i na suho
(…)
nadhodźi wasza era nowe maćeżyństwo”

Bruno Jasieński

12290711_10208437440281486_1885591567_o (1)Ilustracja: Patricija Bliuj-Stodulska

Mały chłopiec masturbuje się pod kołdrą. Przychodzi ojciec, mówi: „Nie”. „Natychmiast przestań”. Chłopiec pewnie się wystrasza i co dalej? Jeśli wybiera rozwiązanie neurotyczne, przestaje. Zrobi to innym razem, w ukryciu. Jeśli wybiera rozwiązanie perwersyjne, nie przestanie. Będzie to dalej robił. Jeżeli jest sprytny, to nadal pod kołdrą, lecz tak, by nie było widać. Zrobi sobie z kołdry namiot i jest na wakacjach. Albo coś. Coś tam wymyśli. Potencja perwerta polega bowiem na tym, że wymyślanie nie jest wcale trudne. Jakoś się tak dzieje, że się wierzy, że naprawdę się jest na wakacjach, i w sumie – trochę się jest. Tak to już działa. Fajny mechanizm taka perwersja, wygodny. Ja go lubię. (Uwaga! naprawdę #lubie to).

Więc co ja pisałam? Chłopiec.

Jeśli jest wyjątkowo sprytny, będzie w tym czasie jeszcze rozmawiał (w języku ojca, czyli w języku „NIE”), będzie udawał (wierzył), że robi coś innego, niż robi (w tym namiocie). I ojciec też będzie wierzył. (I matka chłopca, i siostry, i bratanice, i reszta). One też się nabiorą. Bo przecież widać, że przecież są wakacje i słychać. Słowa mówią, co mówią, nie (NIE)? I wszyscy zadowoleni i na wakacjach. Od czego? Ano od Fallusa – czyli władzy oczywiście. Rozkoszowładzy. Tylko, że cóż. Wakacje to przykrywka. A Chłopiec nadal To robi. Nie widzicie?

Chłopiec perwersyjny to taki, który oszukuje w sprawie kastracji. („Kastracja” w sensie oddzielenia od czegoś bardzo ważnego, bardzo cennego, od czegoś, co daje rozkosz. Władzę. Fallus, a tym bardziej penis to tylko metafora, to chyba jasne?)

Zatem chłopiec – perwert jednocześnie (trzy)ma władzę i udaje, że jej nie (trzy)ma, pozostaje w kontakcie z rozkoszowładzą i w NIEkontakcie. „Kastracja? Gdzie tam! (i co mi zrobisz) – mówi perwert – Kastracja? Ja się nie dam. Figa. Namiocik. Będę rajcował się. I co mi zrobisz?”.

No i tak – co zrobię. Stoję trochę bezradnie.

A jednak spróbuję.

Zrobić. Prze/mówić.

Bo mnie niepokoi taki feminizm, co perwersyjnie dyscyplinuje kobiety.

Co używa języka emancypacji do rozkoszowania się władzą.

I co wyzywa kobiety od mięsa, (żeby cię lepiej zjeść).

Nagie ciało to kłopot. To nic łatwego. Nagie ciało pobudza, niepokoi, pobudza do. Trudno przejść obojętnie obok nagiego ciała, to jest fakt. Tak już jest (nie chodzi o seksualność homo czy hetero, o podniecanie się w sensie dosłownym konkretnym ciałem, penisem, czy cipką. Chodzi o nagie ciało. I o to, że nagie nie jest neutralne. Kropka).

Ciało kobiety tym bardziej – wprzęgnięte w tyle uwikłań i dyskursów, poplątane z tyloma ideologiami, osypane sacrum, zmieszane z błotem. Znarratywizowane, utowarowione i odseksualnione jednocześnie. Kłącze, zagadka. A jednak – wciąż ciało. Po prostu. A jednak – pożądane. Więc skomplikowane to wszystko, zarazem proste. Jak to jeść? (Bo że jeść, to pewne – o tym za chwilę).

Kłopot także, a może przede wszystkim, dla „feministy”.

Bo co się wydarzyło?

Mężczyzna (chłopiec) otwiera facebooka. Tam atakuje go nagie ciało kobiety (akurat z książką, ale to nie jest ważne, książka wszak czy wiertarka, nieważne, jak sam pisze). Atakuje więc Ciało. Atakuje kobieta. Co robić? Nagie podjudza, podnieca do. Co teraz? Gdyby chłopiec był zidentyfikowany z tzw. męskim heteroszowinistą (co w kulturze sprowadzono do bezmyślnego jaram-się), dałby może temu wyraz. „Jaram się” napisałby może. „Macałbym”. Ani by się przejmował udawaniem kastracji (utraty władzy). Przeciwnie: „Fallus, qrwa!” „Rozbierasz się? – czyli chcesz”. „Rozbierasz się? – biorę, kurwa!”. Albo: „Nie biorę, za brzydka jesteś, za gruba i w ogóle to za chuda dla mnie laleczko, bo cycki gdzie masz” – tak też można powiedzieć. Jedno i drugie („biorę” i „nie biorę”) są takim samym wyrazem władzy. Władza wyraża się w „Mogę!”. Mogę tak ci powiedzieć. I mogę tak. I inaczej też ci mogę, laleczko. Wolno mi. „Mmmogę” (jaram się).

Inne, bardziej zniuansowane zaznaczenie męskiej władzy to – jak by rzec – „rycerskość”: (On ci tak mówi? On do ciebie na „laleczko”? Skurwiel jeden, no chodź, pedale. Twoja? Twoje cycki mojej świnki, pytam się? Pedał, kurwa, jebany, jebnę mu).

Możemy się chyba zgodzić, że oba rozwiązania są negatywne. Pierwsze, jak jeszcze mogę – prostackie, lecz szczere. Drugie mniej – bo udaje, że wyzwala, a tak naprawdę zawłaszcza. I zgodzimy się chyba, że oba potępiamy, tak?

No tak. Ale żadne z tych rozwiązań nie dotyczny, rzecz jasna, mężczyzny od facebooka. Co nie znaczy, że jego rozwiązanie jest pozytywne. (Nie jest).

Mężczyzna od facebooka jest feministą (jak rozumiem, skoro publikuje na Codzienniku Feministycznym?), więc, rzecz jasna, nie utożsami się ani z seksistowskim podmiotem („męskość w kulturze”), ani z tym niby-nie-seksistowskim-rycerzykiem. Utożsami się za to z przekazem feministycznym. A feminizm relacje z kobiecym ciałem problematyzuje. Spotkanie z kobiecym ciałem jest od-razu podejrzane i chłopiec to wie. Samo patrzenie jest podejrzane i chłopiec to wie. Chłopiec patrzy na nagą kobietę, a ojciec/matka (symboliczny porządek feministyczny) mówi: „Nie!”. „Natychmiast przestań”. „Nie-patrzy-się”. (A przecież jak w mordę: patrzy-się).

I kłopot.

(Czyja to wina? Na pewno jej!)

Bo choćby nie wiem co – patrzy się. I ocenia się. I mówi się. I obmawia się. I krytykuje się. I odnosi się. No i (tak, niestety!) – maca się. (Choćby słowami. Maca się).

I chłopiec – niestety – robi To.

Robi To, ponieważ może. Ponieważ mu wolno i ponieważ nie chce (?) nie potrafi (?), a co najważniejsze – wcale, widać, nie musi, rezygnować z władzy. Wystarczy, że tę władzę przebierze za feminizm. Namiocik i jedziemy.

Czy muszę puentować?

Dobra, spuentuję: rozwiązanie chłopca jest perwersyjne.

Jest niby kobieta, ale kobieta znika.

Można bezpiecznie ją unicestwić, można zjeść.

(I to jak elegancko. I, z octem, czy na sucho, nawet nie zauważy).

(„Jak mięso na srebrnej tacy/Drogie panie”).

Jest rycerz (bo niby nie, a jednak… „jestem facetem, który szanuje kobiety”) i jest ciało-mięso. Jedno a drugie. Faajnie.

Zanim jednak zjedzona, naga kobieta Jest (i się-patrzy) i chłopiec tego nie lubi (czyja to wina? Na pewno jej. Jej!). To ona mu każe (nie karze). Nie znika i to wystarczy. Może ma swoje powody, może coś jest za tym nieruchomym zdjęciem, za nieruchomym: „naga-kobieta”, ale niech tam, lepiej nie wiedzieć (i nie zapytać). (Chłopiec nie pyta).

Bo najważniejsze, że:

Ona tu Jest.

I patrzy na mnie.

Co teraz?

Niestety. Wybrane rozwiązanie jest najgorsze z możliwych. Bo pokrętne.

Bo niby w obronie kobiet, a jednak w odwecie. A jednak – w agresji. Nieprzyjemne to mało powiedziane. Przemocowe. Paternalistyczne. Niby żeby (właściwie nie wiem – zempatyzować?) – a tak naprawdę unieszkodliwić, tak naprawdę – niestety – zrugać. Zlustrować, obłapić, opieprzyć, opierdolić.

W imię czego? W imię wyobrażonych matek i sióstr.

(Kastracja? A figa! Mam tu namiocik – słownik feministyczny i co mi teraz zrobisz. Przecież mówię, że jestem na wakacjach – od władzy).

Rzecz w tym, że nieprawda. Żadne wakacje. Tu władza i rozkosz, a rozkosz w pełni.

Co za rozpęd, co za armia skojarzeń, tu Jasieński, tam srebro, półmiski. Tu nie reklamy niby, ale jednak. Glazury. Wiertarki. Jedna kobieta, druga kobieta, milion. Na tych półmiskach. Obama i Dalaj Lama. Nago. Ale zaraz… znowu Kobiety, w mini i bez. I szpilki. I smaganie, i raz, i jeszcze. Nie tak, nie powinnaś, to źle, i tamto jeszcze. Tamtego faceta nie warto znać, to ci powiem. Powiem ci, powiem: „zdesperowana” jesteś, a może wyrachowana. Powiem, bo mogę. Mmogę (jaram się).

(Ciału kobiet, kobietom się dostaje tym „feminizmem”, ale kto by się zatrzymywał, kiedy tak fajnie) .

Bo niby per „Drogie Panie”. A tak naprawdę, per mięso.

Drogi Panie, nie fair ta rozgrywka. Nie fair tak perwersyjnie rozgrywać własny niepokój. (Co pana niepokoi? – Nie, żartowałam, wszystko widać, kołdra jest przezroczysta).

Nie fair te „feministyczne” pouczenia, dyscypliny. Że Pan tak bezceremonialnie kobiecie powie, jaka ma być, kiedy, co, jak i dla kogo (rozbierać), że pan ją ocenzoruje, zleci, że ma się ubrać, najlepiej od razu w worek, żeby nie „atakować seksualnością”. (Bo co?) Bo „można takie sprawy załatwiać w ubraniu”? Jakie sprawy? – O, Pan nie wie. („Nie bardzo rozumiem intencji tych pań”). I Pan nie spytał. Ale i tak – typowe! – Pan nam powie. I jeszcze wyjaśni, czego my-gupie, nie pojmujemy. („To, co uważacie za wyzwolenie w kwestii obyczajowości, tak naprawdę jest kontynuacją trwającego od dawien dawna zniewolenia”). Serio? – Dzięęęki.

Dzięki, że Pan nam wyjaśnił, co myślimy, co uważamy. My-mięso.

(Na półmisku. Się wykłada. Na srebrnym. Na terakocie, na glazurze, z wiertarką się).

Już pan nam tu powie, „na chłopski rozum”, co?

„Im chętniej się rozbieracie, im chętniej atakujecie swoją seksualnością, tym większą przyjemność sprawiacie facetom”. A Panu nie? Oczywiście, że nie. Pan ma to „Nie!” oraz Pan ma dość.

No i ja także. Ja też mam dość. Że jak nie urok, to zaraz akwarium. Jak nie najarany podmiot „męskości w kulturze”, nie rycerz (niby), to zaraz starszy brat z misją. (Czyżby zazdrosny o omnipotencję/) macierzyństwo?).

Szanuj się, głupia? – tak, znam to („trwające od lat zniewolenie”). Sam się Pan szanuj. I swoje teksty. I następnym razem sprawdź Pan, o czym piszesz, zanim pomylisz działanie artystyczne z akcją społeczną, scenę kluboteatru z terakotą, a performerki z wiertarką. ( I porozrzucanymi dokoła ochłapami mięsa w occie). Zanim w ogóle – wszystko się zmiesza ze wszystkim. Perwersja spoko. Ale lepiej trzymać się własnego ciała nexttimem.

Bo wie Pan. Trochę nie tego, „patrzeć na kobietę jak pies na kawał surowego mięsa”. Prawda? Lecz jednak nie dlatego, że jest ona jak sacrum jak Chrystus, Mahomet („Czuję się jak chrześcijanin na widok wizerunku Jezusa na opakowaniu parówek albo muzułmanin oglądający Mahometa na puszce piwa”) i nie dlatego także, że jest ona parówką z mózgiem („mięso żyje. Ma mózg. Mówi. Myśli”).

Kobieta to ani symbol sakralny ani mięso. Kobieta to podmiot.

Pozdrawiam.


Sprostowanie:

Z tekstu Igora Wernera można wynieść błędne przekonanie, że Inicjatywa Naked Girls Reading, to akcja czytelnicza. Tymczasem Naked Girls Reading nie jest akcją społeczną, tylko działaniem artystycznym (cykl spektakli). Nagie kobiety nie reklamują czytania, tylko tworzą ten spektakl, w którym czytają książki.

CF


design & theme: www.bazingadesigns.com