Matysiak: Uchodźcy wyobrażeni

Jakub Matysiak
Korekta: Michalina Jadczak

Wraz z rozpoczęciem się uchodźczego exodusu z terenów ogarniętych wojną do Europy, zaczęła się również walka o dyskurs, którym posługiwać się będziemy do mówienia o ludziach szukających schronienia przed chaosem wywołanym przez konflikt w Syrii. W wyniku tego sporu wyłoniła się wyobrażona postać uchodźcy coraz to zmieniającego się i będącego ucieleśnieniem różnorakich niepokojów oraz służąca jako środek do osiągania politycznych celów.

fence-978138_1280

Uchodźca czy imigrant?

Wiele sporów pomiędzy przedstawicielami i przedstawicielkami polskiej sceny politycznej, mediów oraz innych opiniotwórczych ośrodków, których celem jest kształtowanie społecznego wyobrażenia o rzeczywistości, toczyło się o to, jak nazywać ludzi szukających pomocy w Europie. Zasadniczym czynnikiem różnicującym używanie konfliktujących ze sobą terminów uchodźca oraz imigrant była stojąca za nimi sprawczość. Pomimo jawnego zakłamywania rzeczywistości prawica, czy to w sposób celowy, czy udając pomyłki wynikające z, ich zdaniem, bliskoznaczności tych terminów, w dyskusjach używała słowa imigrant. Dla tych środowisk, próbujących okiełznać i zawłaszczyć dyskurs o uchodźcach, właśnie sprawczość reprezentowana przez figurę imigranta, który, w przeciwieństwie do uchodźcy, działa celowo a u podłoża jego celu leży podjęty przezeń wybór, była szalenie ważna. Pozwalała ona bowiem na budowanie chimerycznych konstruktów nawiedzających społeczną wyobraźnię oraz grających na lękach przed innym. 

W oczywisty sposób tak prymitywna próba wykrzywienia rzeczywistości nie miała prawa się udać. Po przegranej potyczce o terminologię ciężar w konflikcie przeniósł się nie tyle na samo słowo „uchodźca”, co na wyłaniający się w świadomości społecznej jego obraz. 

Upłciowiony inny

Moim zamiarem nie jest rzucanie oskarżeń o wiktymizację uciekających przed wojną ludzi przez środowiska lewicowe. Nie chcę również stygmatyzować mniejszości etnicznych, które w gęstej atmosferze rosnącej ksenofobii zmuszone są w geście tragicznej bezsilności krzyczeć „to nie my”, „not in my name”. Chciałbym skupić się na osi płci, na której oscylują dwa dominujące i będące ze sobą w konflikcie wyobrażenie figury uchodźcy.

Pierwsza z nich stara się konstruować obraz sfeminizowanych innych. Ta liberalna narracja kładzie nacisk na to, aby w figurze tej zawarły się rodziny, kobiety, dzieci. Co więcej, dużą wagę przykłada do tego, by przedstawić uchodźców jako ludzi z klasy średniej, z wykształceniem, z kraju w miarę laickiego jak na „świat islamski”. Rzec by się chciało „normalnych”, takich, jak my. Zabiegi te stworzyć mają w świadomości publicznej obraz pozbawionych sprawczości i siły witalnej ludzi. Takie przedstawienie ma na celu pokazanie, że grupa ta nie stanowi zagrożenia i w łatwy sposób można ją zasymilować lub przynajmniej żyć obok niej. Nie chcę wyciągać zbyt daleko idących wniosków, mówiąc, że jest to niemal obraz „szlachetnego dzikusa” pozbawionego zdolności do czynienia zła. Jednak właśnie w takiej sytuacji ta liberalna figura załamuje się, czego dowodem były tragiczne wydarzenia w Paryżu. Doprowadza to do sytuacji, w której jedyną drogą ratowania tej narracji jest ukazywanie takich obrazów pokory i łagodności jak mężczyzna z przewiązanymi oczami przytulający się do nieznanych przechodniów we Francji czy pokazywanie zdjęć „not in my name”. 

Druga narracja -podobnie do pierwszej- upłciawia figurę uchodźcy, jednak konstruuje obraz hipermaskulinistycznych innych. To właśnie w niej zawiera się nawiedzające nas po nocach widmo „młodych mężczyzn”. Przy tak mocnym nacisku na witalność i sprawczość nie trudno się domyślić, jaką wizję sprzedać próbuje prawica oraz inne ksenofobiczne środowiska, które starają się porwać dyskurs o uchodźcach i zaprowadzić go na ścieżkę strachu. Pokazanie uchodźców jako grupy aktywnej i będącej siłą gotową świadomie zmieniać społeczeństwa, w których się znaleźli, pozwala w sposób prosty grać na niepokojach oraz uprzedzeniach. W kontekście tym nie dziwi perwersyjne wyczekiwanie i fabrykowanie wiadomości o gwałtach. Fetyszyzacja jakiejkolwiek seksualności przejawianej przez innych nie dość, że ustawia ich w roli aktywnej, męskiej, ale również jest najjaskrawszym dowodem na witalność, której tak bardzo obawia się nie tylko faszyzująca prawica. Można doszukiwać się różnych źródeł tych obaw, jednak, jeśli miałbym wskazywać jedno z nich, powiedziałbym, że jest to niepokój wywołany najmniejszą nawet możliwością pojawienia się grupy konkurującej o to, gdzie wskazać można tę mityczną narodową „siłę” czy „witalność” właśnie. 

Nie chcę udawać, że znam gotowe rozwiązania sytuacji, którą opisałem. Bez wątpienia nietrudno jest straszyć innym w tak homogenicznym społeczeństwie jak polskie. Jednolite i zdrowe już ciało polskie, z którego udało się amputować wszystkie niechciane narośle, (czczone zresztą niczym wstrętne relikwie – z nabożeństwem i obrzydzeniem) napotyka na swojej drodze do wyśnionej jurności kolejną przeszkodę. Pytaniem, które należy sobie zadać, jest to, czy nadal zezwalać będziemy na ksenofobiczne szaleństwa ze skalpelem, czy zgodzimy się na liberalne rozwiązanie, które w obawie przed wizytą u lekarza liczy, że przypadłość zniknie sama i nie będzie sprawiała zbytnich problemów, czy może wreszcie pozwolimy sobie na odrzucenie tych okropnych analogii i zaakceptujemy fakt, że narodowe ciało nie istnieje, a uchodźcy to tylko ludzie. Ludzie, którzy jak my zdolni są do całego spektrum zachowań i właśnie takich należy ich postrzegać i -co najważniejsze- zaakceptować. 

design & theme: www.bazingadesigns.com