Matusz: Zabawa w rasizm
Paweł Matusz – socjolog
Konserwatyści widzą to pewnie tak – w 2018 roku grupa millenialsów – śnieżynek oburzyła się, a właściwie obraziła za pierdołę. Nie zrozumieli żartu. Nie skumali konwencji. Nie rozumieją queeru. Nie rozkminili go, gdy Karolina Plinta na łamach „Dwutygodnika” nazwała kolektyw FAKA “homo-dzikusami”. Plinta zinterpretowała występ FAKI kluczem rzekomo emancypacyjnych strategii przechwytywania. Pomieszanie z poplątaniem? Wątpię. To polska kultura kwitnie i reprodukuje się w całej okazałości. Jej główne komponenty to rasizm i antysemityzm.
Kryształowy pałac
Przedsiębiorcy i szefowie małych przedsiębiorstw, NGOsów lub galerii grożą swoim pracownikom, wyzywając ich od rozpuszczonych dzieciaków. Nauczyciele w szkołach wyzywają dzieci od nieuków, debili i kretynów. Nie znacie tego? Chodziliście od prywatnej szkoły gdzie panuje samorządność i tolerancja dla wybranych? Nie musieliście pracować za kilka złotych na godzinę na śmieciówce w obsłudze klienta? Nie zaglądacie w oczy panom w koszulkach patriotycznych, bo poruszacie się po mieście taksówkami albo w ogóle nie opuszczacie śródmieścia? Nie znacie siły rażenia, jaką może mieć język? Czy znacie ją tylko z książek Judith Butler? Obrońcy rasistowskiego gestu Karoliny Plinty wobec kolektywu FAKA (link) żyją w świecie, gdzie przemoc to zabawka, którą można się bawić jak klockami lego. Przechwytywać, queerować, układać w konwencję. Być może cierpią na amnezję? Zapomnieli, jak wygląda życie osób, które nie mieszczą się w patriotycznych normach? Albo po cichu, całkiem nieświadomie, przyjęli standardy polskiego rasizmu i antysemityzmu do swoich serc i umysłów. Na to wygląda, bo kiedy dowiedziałem się o sprawie „homo-dzikusów” nie byłem w stanie uwierzyć, że w kręgu środowiska uważającego się za lewicowe i progresywne, dochodzi do obrony języka, który otwarcie powiela dobrze zakonserwowane w Polsce ksenofobiczne zachowania. Nie byłem w stanie uwierzyć, ale tylko przez chwilę, bo wiem bardzo dobrze, że polska inteligencja uważa się za odporną na rasizm, klasizm, antysemityzm i całe zło tego świata. Zasiada w symbolicznym kryształowym pałacu, spoglądając z pobłażaniem na lud, który jest według niej winny całego zła i syfu wokoło. Według zwolenników queerowania rasizmu, autorka użyła w swoim tekście jedynie ironii, cudzysłowu, subwersji. Rozpoznała konwencję. Brawa za argumentację „wiem lepiej, bo znam się na konwencjach, stylach i sztuce w ogóle”. Oklaski za wycieranie sobie ust teorią queer sprowadzoną do postmodernistycznego wszystko-mi-wolno.
Homo-dzikus brzmi fajnie
Wszystko rozumiem — rasistowskie wstawki w tekście zwiększają ilość kliknięć i dodają pikanterii. Homo, a do tego dzikus – to brzmi całkiem fajnie. Z pazurem i w samo sedno. W czasie fejsbukowej dyskusji internauci i internautki tłumaczyli całkiem dosadnie, że queerowa subwersja to przejmowanie obraźliwego języka przez jego adresatów. Nie przez dziennikarzy i dziennikarki opiniotwórczego magazynu, w którym chce pracować każdy absolwent kulturoznawstwa w Polsce. Niestety popularność i dobra opinia nie idzie w tym przypadku w parze ze standardami pracy. Zresztą to też nie dziwi, bo skoro „Dwutygodnik” nie przerywa współpracy z przemocowcami po ujawnieniu ich seksistowskich zachowań, to dlaczego miałby się przejmować jakimś tam rasizmem? Rasizm to nie problem szacownego art worldu i krytyki sztuki. Rasizm, a tym bardziej antysemityzm, to w ogóle nie jest problem Polaków. Wake up, obudźcie się i przestańcie narzekać. Zachowujecie się jak śnieżynki niedoświadczone przez życie i przewrażliwione na maksa.
Strategie przetrwania
Ale wróćmy do queeru i subwerywnych przechwyceń, które robią w Polsce furorę. Tak, to prawda, że istnieją strategie przejmowania raniącego języka przez grupy zdominowane. Nazwałbym je strategiami przetrwania. Queer czy jego estetyczna siostra, jaką jest kampowe przegięcie, jest często niebezpieczny nawet w wykonaniu ofiar przemocy. Geje nazywający siebie ciotami, idiotkami czy wariatkami (bo najczęściej w tym kontekście pojawia się forma żeńska) popadają bardzo często w seksistowskie tony. Wzajemne przerzucanie się epitetami jak gorącym ziemniakiem to gra, w którą zmuszeni są grać wykluczeni insajderzy. Stawką jest tu ulga, uzyskanie własnego kodu i lepsze mniemanie o sobie. To stąpanie po cienkiej linii ironii, żartu i selfhejtu jest często mylnie interpretowane przez osoby z zewnątrz lub media. Pisze o tym Richard Dyer, filmoznawca zajmujący się teorią queer: „Camp means a lot at a gathering of queers, or used defiantly by queers against straightness: but it is very easily taken up by straight society and used against us”. Czyli: “Kampowe przegięcie wiele znaczy dla osób queer, albo użyte celowo przeciw heterykom: lecz bardzo często przechwytywane jest przez heteroseksualne społeczeństwo i używane przeciwko nam”. Tego typu przejęcie miało miejsce przy nazwaniu kolektywu FAKA homo-dzikusami. Bo queerowanie w polskim stylu zamienia się w maszynkę do przechwytywania. Ułatwia reprodukcję narodowych i rasistowskich symboli, pozwala zatem mieć ciastko i zjeść ciastko. Kampowanie czy queerowanie zmienia się obosieczny nóż, którym obrywamy za to, że istniejemy. Podobno w Polsce nie można także krytykować języka rasistowskiego, bo stanowi to jedynie próbę dogonienia Zachodu i przywłaszczenia kolonialnego poczucia winy. Jasne, tak samo, jak w Czeczenii nie można krytykować homofobii, bo nie ma tam po prostu gejów albo osób uprawiających gejowski seks. Jakie to proste!
Biało-czerwony tort
Fakt, iż dzieci wychowuje się w Polsce na „Murzynku Bambo”, a ciasta piecze z margaryną „Palma” nic nie znaczy. Tak samo, jak nic nie znaczy historia dziewczyny, która uciekła z Warszawy nie mogąc znieść wyzwisk “od <<małp>>, <<dzikusów>>, <<murzynów>>”(1). Śmierć Maxwella Itoi zamordowanego siedem lat temu przez policję podczas pacyfikacji Stadionu X-lecia to też jedynie nic nie znaczący incydent. Z kolei Jacek Hugo-Bader za pomocą blackface’a pragnął jedynie opisać doświadczenie rasistowskiej przemocy. Tak jakby nie było w Polsce nikogo, komu można oddać głos w tej sprawie. Reportażysta wyprzedził sen narodowców o białej Polsce i wymazał osoby czarne z dziennikarskiego pola widzenia. Na tle tych kilku zaledwie przykładów język Plinty jest niczym wisienka na szczycie biało – czerwonego tortu. Warto także dodać, że w Polsce wydarzyło się coś takiego jak Zagłada, a antysemityzm osiągnął ostatnio poziom ustawodawczy (i to już za PO m.in. w czasie ustanowienia dnia Żołnierzy Wyklętych). Żydzi, odgrywający rolę tutejszych dzikich, byli postrzegani jako homoseksualni lub kobiecy. Z kolei nowoczesne przekonania na temat czarnych mężczyzn (stereotyp ten dotyczył głównie Aszantów) zakładały ich hiperseksualność. Czarni mężczyźni jawili się jako rozseksualizowane bestie. Określenie „homo-dzikusy” łączy zatem rasistowskie i antysemickie komponenty w jedno(2). Wypisz wymaluj – polskie podwórko.
Polska gola!
Na horyzoncie pojawia się nienormatywny seksualnie i nie-biały obcy, więc w ruch idzie antysemityzm połączony z rasizmem wobec czarnych. Polska gola. I jeszcze a propos faktu, że w Polsce nie można krytykować rasizmu, bo to sprawa Zachodu – Jan Bystoń, socjolog i etnograf, opisuje, w jaki sposób Polacy używali koloru czarnego, podbijając swoje narodowe ego(3). Oto przykłady z książki Bystronia zatytułowanej „Megalomania narodowa”:
„W województwach południowo-wschodnich często <<czarnymi>> nazywa się Rusinów”; „czarność przypisują też sąsiedzi niewielkiej grupce etnograficznej w północnej części powiatu mławskiego Poborzanom czy Pobożanom”; „Mazurzy tę czarność przypisują sąsiadom ze wschodu; pod Tykocinem mówi się więc: <<Czarny jak Żmudzin>>”; „Określenia te stosuje się także do obcych, przychodzących z zewnątrz na terytorium polskie. Czarnymi nazywają więc Kaszubi obcych handlarzy (czy nie Słowaków?) sprzedających łapki na szczury itp. drobne przedmioty.”; „są to określenia, używane chętnie w stosunku do obcych — tych czy innych. Adalberg notuje jeszcze przysłowiowe powiedzenie: <<Czarny jak Szwed>>”(4).
Nie musimy więc wcale importować kolonialnych wyrzutów sumienia z Zachodu, choć zdecydowanie powinniśmy. Bo z przepracowaniem rodzimej ksenofobii raczej u nas słabo.
1. http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,23147817,wyzwiska-spluniecia-szturchniecia-czarnoskora-polka-myslalam.html
2. Uprzedzenia wobec czarnych i antysemityzm nie są zresztą jedynie polskim wynalazkiem. Sander Gilman w rozdziale Black Sexuality and Modern Consciousness w książce Difference and Pathology (Nowy Jork, Londyn 1995) opisuje w jaki sposób rzekomo rozseksualizowani czarni i sfeminizowani Żydzi, byli opisywani tym samym językiem zakładającym ich plemienność oraz czystość rasową.
3. Dziękuję Xaweremu Stańczykowi za wskazanie mi tej pozycji.
4. Wszystkie cytaty pochodzą z Megalomanii narodowej Jana Stanisława Bystronia wydanej w Warszawie w wydawnictwie Książka i Wiedza, 1995.
Korekta: Iga Dzieciuchowicz