Mary Wollstonecraft, jej tragiczne życie i zaciekła walka o wolność

wollPrekursorzy postępu ludzkości są jak Mewy: dostrzegają nowe brzegi, nowe lądy śmiałej myśli, podczas gdy ich towarzysze podróży widzą jedynie bezkresną taflę wody. Przynoszą radosne pozdrowienia do odległych krain. Potężna, stęskniona, płomienna wiara przeszywa chmury zwątpienia, ponieważ ostry słuch prekursorów życia wychwytuje spośród oszałamiającego ryku fal nową wiadomość, nowy symbol dla ludzkości.

Jednak ludzkość, tępa i obojętna, nie pojmuje nowego, i traktuje pionierów prawdy z obawą i urazą, jako naruszających jej spokój niszczycieli wszelkich trwałych nawyków i tradycji.

Zostają oni więc wysłuchani jedynie przez nielicznych, ponieważ nie kroczą wytyczonymi ścieżkami, a masom brakuje siły, aby podążać za nimi w nieznane.

Skłóceni ze wszystkimi współczesnymi im instytucjami z powodu swojej nieustępliwości, nieuchronnie stają się obcy właśnie tym, którym chcą służyć; stają się odizolowani, unikani, odrzuceni przez najbliższych im ludzi. Jednak tragedią, której musi doświadczyć każdy pionier, nie jest brak zrozumienia – wynika ona z faktu, że zobaczywszy nowe możliwości rozwoju ludzkości pionierzy nie mogą odnaleźć się w starym porządku, a ponieważ nowy wciąż pozostaje w dalekiej przyszłości, stają się wędrowcami-wyrzutkami, niespokojnymi poszukiwaczami rzeczy, których nigdy nie znajdą.

Zostają strawieni przez płomienie współczucia i litości dla wszystkich cierpiących i wszystkich swoich pobratymców, ale równocześnie zmuszeni są do odizolowania się od otoczenia. Nigdy też nie mogą mieć nadziei na miłość, której pragną ich wybitne dusze, ponieważ taka jest właśnie kara za wybitność: to, co otrzymują, jest niczym w porównaniu z tym, co dają.

Taki był właśnie los i taka tragedia Mary Wollstonecraft. To, co dała Światu i tym, których kochała, niezmiernie przewyższało zwykłe możliwości otrzymywania, nie mogła też jej płomienna, stęskniona dusza zadowolić się nędznymi okruchami spadającymi z pustego stołu przeciętnego życia.

Mary Wollstonecraft przyszła na Świat w czasie, w którym jej płeć traktowana była jak majątek ruchomy: kobieta była własnością ojca, dopóki przebywała w domu rodzinnym, a po ślubie przekazywana była mężowi jak towar. Był to rzeczywiście dziwny Świat, na który Mary przyszła 27 kwietnia 1759 roku, chociaż niewiele dziwniejszy od naszego. Gdyż, mimo że ludzkość niewątpliwie posunęła się do przodu od tamtego pamiętnego momentu, Mary Wollstonecraft wciąż pozostaje pionierką, ogromnie wyprzedzającą nasze czasy.

Była jednym z wielu dzieci w rodzinie klasy średniej, której ojciec żył zgodnie ze swoimi prawami pana, tyranizując swoją żonę i dzieci oraz trwoniąc swój majątek na nieróbstwie i rozrywkach. Któż mógłby powstrzymać jego, stworzyciela wszechświata? Jego prawa, tak jak mnóstwo innych rzeczy, niewiele się zmieniły od czasów ojca Mary. Rodzina wkrótce znalazła się w potrzebie, ale jak dziewczęta z klasy średniej miałyby pracować na swoje własne utrzymanie, skoro wszystkie drogi zarobku były dla nich zamknięte? Miały tylko jedno powołanie: małżeństwo. Siostra Mary prawdopodobnie zdawała sobie z tego sprawę. Aby uciec od nędzy domu rodzinnego wyszła za mąż za mężczyznę, którego nie kochała. Ale Mary była ulepiona z innej gliny, z gliny tak szlachetnej, że nie pasowała do swojego pospolitego otoczenia. Jej intelekt widział poniżenie jej płci, jej dusza – zawsze reagująca gwałtownym oburzeniem na wszelką niesprawiedliwość – buntowała się przeciwko zniewoleniu połowy ludzkości. Zdecydowała się więc zdobyć niezależność. Decyzję tę umocniła jej przyjaźń z Fannie Blood, która sama wykonała pierwszy krok w stronę emancypacji, samodzielnie zarabiając na swoje utrzymanie. Ale nawet bez ogromnego duchowego wpływu Fannie Blood na jej życie, nawet bez motywacji finansowej, Mary z samej swojej natury była przeznaczona do bycia Obrazoburczynią fałszywych Bogów, których standardy narzucał jej Świat. Była urodzoną buntowniczką, która wolała tworzyć, niż podporządkować się jakiejkolwiek narzuconej jej formie.

Mówi się, że natura zużywa ogromną ilość materiału ludzkiego do stworzenia jednego geniuszu. To samo można powiedzieć o prawdziwym buntowniku, prawdziwym prekursorze. Mary była taka z natury, a nie z powodu takiego czy innego pojedynczego wydarzenia w jej życiu. Skarb jej duszy, mądrość jej filozofii życiowej, głębia Świata jej myśli, intensywność jej walki o emancypację człowieka, a przede wszystkim jej nieustraszony bój o wyzwolenie własnej płci nawet dzisiaj tak dalece wyprzedzają przeciętną zdolność pojmowania, że rzeczywiście możemy nazwać ją tym rzadkim wyjątkiem, tworzonym przez naturę zaledwie raz na sto lat. Jak Sokół, który poszybował w przestworza, by przyjrzeć się Słońcu, i przypłacił to życiem, Mary wychyliła kielich tragedii – ponieważ taka jest cena mądrości.

Wiele napisane i powiedziane zostało o tej wspaniałej osiemnastowiecznej bojowniczce, ale temat ten jest zbyt obszerny i wciąż daleko do jego wyczerpania. Dzisiejszy ruch kobiet, zwłaszcza ruch sufrażystek, znajdzie w życiu i walce Mary Wollstonecraft wiele aspektów, wskazujących na to, że sam zysk finansowy nie stanowi wystarczającego środka do wyzwolenia ich płci. Bez wątpienia wiele osiągnięto od czasów, gdy Mary krytykowała ekonomiczne i polityczne niewolnictwo kobiet, ale czy zapewniło im to wolność? Czy dodało to głębi ich istnieniu? Czy dało im to radość i szczęście w życiu? Tragiczne życie Mary udowadnia, że ekonomiczne i społeczne prawa kobiet same w sobie nie wystarczają, by wypełnić ani ich życie, ani jakiekolwiek głębokie życie, mężczyzny czy też kobiety. Nie jest prawdą, że inteligentny i szlachetny mężczyzna – nie mam tu na myśli po prostu mężczyzny – w znacznym stopniu różni się od inteligentnej i szlachetnej kobiety. On również poszukuje piękna i miłości, harmonii i zrozumienia. Mary rozumiała to, ponieważ nie ograniczała się do własnej płci, domagała się wolności dla całej ludzkości.

Aby osiągnąć niezależność finansową, Mary najpierw uczyła w szkole, a następnie przyjęła posadę guwernantki rozpieszczonych dzieci rozpieszczonej damy. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że nie nadaje się na służącą i że musi zająć się czymś, co pozwoli jej żyć, a jednocześnie jej nie poniży. Poznała gorycz i upokorzenie walki o utrzymanie. To nie brak zewnętrznych wygód drażnił jej duszę, ale brak wewnętrznej wolności, wynikający z biedy i uzależnienia od innych, zmuszający ją do krzyku: „Jak ktokolwiek może podawać się za przyjaciela wolności, a równocześnie nie widzieć, że bieda jest największym złem.”

Na szczęście dla Mary i dla potomności żył wtedy niezwykły człowiek, taki, jakiego w XX wieku wciąż nam brakuje – odważny i liberalny wydawca Johnson. Był pierwszym, który opublikował prace Blake’a, Thomasa Paine’a, Godwina i wszystkich buntowników swoich czasów, nie myśląc o korzyściach materialnych. Dostrzegł też ogromne możliwości Mary i zatrudnił ją jako korektorkę, tłumaczkę i współpracowniczkę jego gazety, The Analytical Review. Zrobił jeszcze więcej. Stał się jej najbardziej oddanym przyjacielem i doradcą. Tak naprawdę żaden inny mężczyzna w życiu Mary nie był tak lojalny i nie rozumiał jej trudnej natury tak dobrze, jak ten niezwykły człowiek. Ona również nie otworzyła swojej duszy tak szczerze przed nikim innym, jak przed nim. Tak pisze w trakcie jednych ze swoich rozważań:

„Życie jest jedynie żartem. Jestem dziwną mieszaniną słabości i zdecydowania. Z pewnością mój umysł musi być wadliwy, moje kapryśne serce stwarza swoje własne nieszczęście. Nie wiem, dlaczego zostałam tak stworzona, i dopóki nie uformuję jakiejś idei całości mojego istnienia, jestem zmuszona z zadowoleniem szlochać i tańczyć jak dziecko, tęsknić za zabawką i znudzić się nią, jak tylko ją otrzymam. Każdy z nas musi nosić czapkę błazna, ale moja, niestety, straciła dzwoneczki i stała się tak ciężka, że dokucza mi nieznośnie.”

To, że Mary pisze Johnsonowi w ten sposób o sobie wskazuje na piękną przyjaźń, jaka musiała istnieć pomiędzy nimi. W każdym razie dzięki niemu znalazła ona ulgę w swojej dramatycznej walce. Znalazła również pokarm dla umysłu. Johnson przyciągał intelektualną elitę Londynu. Thomas Paine, Godwin, dr Fordyce, malarz Füssli i wielu innych zbierało się u niego, by dyskutować o aktualnych tematach ich czasów.

Mary weszła do ich kręgu i stała się samym centrum tego intelektualnego zgiełku. Godwin opisuje, jak przyszedł posłuchać Toma Paine’a na wieczorze urządzonym specjalnie dla niego, ale zamiast tego musiał słuchać Mary Wollstonecraft, której umiejętności konwersatorskie, tak jak i wszystkie inne jej cechy, nieuchronnie zajmowały centrum uwagi.

Dzięki temu Mary mogła szybować w przestworzach, osiągając duchowe wyżyny. Wkrótce nadarzyła się okazja. Były orędownik angielskiego liberalizmu, wybitny Edmund Burke, wygłosił sentymentalne kazanie przeciwko Rewolucji Francuskiej. Spotkał kiedyś piękną Marię Antoninę i teraz lamentował nad jej losem w rękach rozwścieczonego ludu Paryża. Jego mieszczańska sentymentalność widziała jedynie powierzchnię tego największego ze wszystkich powstań, nie dostrzegając straszliwych krzywd, jakie znosił lud Francji zanim został zmuszony do czynu. Ale Mary Wollstonecraft dostrzegała je. Jej odpowiedź potężnemu Burke’owi, Wołanie o prawa człowieka, jest jednym z najbardziej wpływowych apeli wygłoszonych w imieniu prześladowanych i pozbawionych praw.

Wołanie napisane było w skrajnych emocjach, ponieważ Mary bacznie śledziła rewolucję. Jej siła, jej entuzjazm, a przede wszystkim jej logika i klarowność argumentacji dowiodły, że ta była nauczycielka jest w posiadaniu nadzwyczajnego umysłu oraz głębokiego i żarliwie bijącego serca. Odnalezienie takich cech u kobiety było jak eksplozja bomby, było czymś do tej pory niespotykanym. Zaszokowało cały świat, ale Mary zyskała szacunek i przywiązanie współczesnych sobie mężczyzn. Z pewnością czuli oni, że była im nie tylko równa, ale pod wieloma względami przewyższała większość z nich.

„Jeśli uważasz się za przyjaciela wolności, zapytaj swojego własnego serca, czy nie byłoby bardziej konsekwentnym pozowanie na orędownika Własności, wielbiciela złotego cielca, jakiego ustawiła potęga?

Bezpieczeństwo Własności! oto w kilku słowach definicja angielskiej wolności. Jednak jedynie własność bogatych jest bezpieczna, a człowiek, który pracuje na siebie w pocie czoła nie ma schronienia od ucisku.”

Pomyślcie o wspaniałej przenikliwości tej kobiety, żyjącej ponad sto lat temu. Nawet obecnie niewielu pośród naszych tak zwanych reformatorów, a z pewnością bardzo niewiele pośród reformatorek, widzi tak przejrzyście, jak ta osiemnastowieczna znakomitość. Rozumiała ona aż za dobrze, że zwykle zmiany polityczne nie wystarczą i nie uderzą w podstawy niesprawiedliwości Społeczeństwa.

Mary Wollstonecraft o Namiętności:

„Kontrolowanie namiętności nie zawsze jest rozważne. Wręcz przeciwnie, wygląda na to, że bez wątpienia jedynym powodem, dla którego mężczyźni wykazują się lepszym osądem i wyższym hartem ducha niż kobiety jest fakt, iż dają sobie większą swobodę w zakresie wielkich namiętności oraz częściej schodzą na manowce, dzięki czemu poszerzają swoje horyzonty.

Pijaństwo jest raczej wynikiem braku lepszych rozrywek aniżeli wrodzonej występności, zbrodnia jest często wynikiem zbyt dostatniego życia.

Ta sama energia, która zamienia człowieka w nieustraszonego złoczyńcę, uczyniłaby go użytecznym dla społeczeństwa, jeżeli społeczeństwo byłoby lepiej zorganizowane.”

Mary była nie tylko intelektualistką. Miała, jak sama mówiła, kapryśne serce; to znaczy pragnęła miłości i uczucia. Było więc czymś naturalnym, że uległa pięknu i namiętności malarza Füssliego, ale albo dlatego, że nie odwzajemniał jej miłości, albo dlatego, że w krytycznym momencie zabrakło mu odwagi, Mary musiała po raz pierwszy doświadczyć miłości i cierpienia. Z pewnością nie była typem kobiety, która rzuca się na szyję pierwszemu lepszemu mężczyźnie. Füssli był człowiekiem beztroskim i łatwo dał się porwać urodzie Mary, ale miał żonę i presja opinii publicznej była dla niego zbyt wysoka. W każdym razie Mary doświadczyła ogromnego cierpienia i wyjechała do Francji, aby uciec przed urokiem artysty.

Biografowie sami najmniej rozumieją swój fach, w przeciwnym wypadku bowiem nie przywiązywaliby tyle wagi do epizodu z Füsslim, który nie był niczym więcej niż epizodem właśnie. Gdyby ekscentryczny Füssli mógł równie swobodnie jak Mary odwzajemnić jej zafascynowanie seksualne, Mary prawdopodobnie wróciłaby do swojego normalnego życia. Ale brakowało mu odwagi, a wygłodzona seksualnie Mary nie potrafiła stłumić pobudzonych zmysłów.

Jednakże wystarczyło silne intelektualne zainteresowanie, aby znowu stała się sobą. A zainteresowanie to znalazła w poruszających wydarzeniach Rewolucji Francuskiej.

Niemniej jednak jeszcze przed epizodem z Füsslim do swojego Wołania o prawa człowieka Mary dodała Wołanie o prawa kobiety, apel o emancypację swojej płci. Nie obarczała mężczyzny winą za zniewolenie kobiety. Była zbyt wielka i zbyt światowa, by przypisywać całą winę jednej płci. Podkreślała fakt, że to sama kobieta utrudnia postęp ludzkości, ponieważ wciąż jest obiektem seksualnym, a nie osobowością, twórczą siłą w życiu. Oczywiście uważała, iż mężczyzna był tyranem tak długo, że nie toleruje żadnego wtargnięcia na swój teren, jednakże twierdziła też, że w równym stopniu dla jego dobra jak i dla dobra kobiety potrzebna jest ekonomiczna, polityczna i seksualna wolność kobiet, będąca jedynym rozwiązaniem problemu ludzkiej emancypacji. „Prawa dotyczące kobiet stworzyły z mężczyzny i jego żony absurdalną jednostkę, a następnie, upraszczając kwestię i uznając jedynie jego za odpowiedzialnego, zredukowały ją do zera.”

Natura była z pewnością bardzo hojna, tworząc Mary Wollstonecraft. Nie tylko obdarzyła ją potężnym umysłem, ale dała jej również wielką urodę i wdzięk. Ponadto dała jej niezwykłą duszę, głęboko przeżywającą zarówno radość, jak i smutek. Mary była więc skazana na bycie ofiarą więcej niż jednego zauroczenia. Jej miłość do Füssliego prędko ustąpiła miejsca gwałtowniejszej, intensywniejszej miłości, największej sile w jej życiu, sile, która targała nią jak bezwolną, bezradną zabawką w rękach przeznaczenia.

Dla osobowości takiej jak Mary niewyobrażalnym było życie bez miłości, i to właśnie poszukiwanie i pragnienie miłości cisnęło nią na skały niekonsekwencji i rozpaczy.

W Paryżu, w domu Thomasa Paine’a, w którym była mile widziana, Mary poznała energicznego, przystojnego i żywiołowego Amerykanina, Gilberta Imlaya. Gdyby nie miłość Mary do niego, Świat mógłby nigdy nie usłyszeć o tym Dżentelmenie. Nie żeby był przeciętny, w takim wypadku Mary nie mogłaby kochać go tą szaloną namiętnością, która niemalże zrujnowała jej życie. Odznaczył się w czasie rewolucji amerykańskiej i napisał parę pism, jednak ogólnie rzecz biorąc nigdy nie mógłby poruszyć Świata. Ale poruszył Mary i oczarował ją na długi czas.

Siła jej zauroczenia nim wykluczała harmonię, ale czy winę za to można przypisać Imlayowi? [brak słowa – przyp. tłum.] ją, jak tylko mógł, ale jej niezaspokojony głód miłości nie mógłby nigdy zadowolić się odrobiną, stąd też wynikła tragedia. Co więcej, był włóczęgą, poszukiwaczem przygód, podróżnikiem odkrywającym tereny kobiecych serc. Był opętany potrzebą podróżowania, nigdzie nie mógł na długo zagrzać miejsca. Mary potrzebowała spokoju i tego, czego nigdy nie miała w swojej rodzinie – ciepła domowego zacisza. Ale bardziej niż czegokolwiek innego potrzebowała miłości, bezgranicznej, namiętnej miłości. Imlay nie mógł dać jej niczego i problemy zaczęły się wkrótce po tym, jak minął pierwszy szalony sen.

Imlay często wyjeżdżał, na początku pod pretekstem prowadzenia interesów. Nie byłby Amerykaninem, gdyby zaniedbał swoją miłość do biznesu. Jego podróże zaprowadziły go, jak to się mówi w Niemczech, do innych miast i innych miłości. Miał takie prawo jako mężczyzna, tak samo, jak miał prawo do oszukiwania Mary. Ile musiała się wycierpieć zrozumieją jedynie ci, którzy sami przeszli przez tę burzę.

Przez całą ciążę z dzieckiem Imlaya Mary usychała z tęsknoty za nim, błagała i przywoływała, ale on był zajęty. Biedak nie wiedział, że wszystkie skarby tego świata nie zrekompensują mu skarbu miłości Mary. Jedyne pocieszenie znalazła ona w swojej pracy. Napisała Rewolucję Francuską, zainspirowaną wydarzeniami tego straszliwego dramatu. Dzięki przenikliwości swoich obserwacji widziała głębiej niż Burke: pod całą potwornością utraty życia dostrzegała jeszcze potworniejszy kontrast pomiędzy biedą i bogactwem, a także to, że wszelki rozlew krwi będzie na marne tak długo, jak długo kontrast ten będzie się utrzymywał. Dlatego też napisała: „Jeśli arystokracja z urodzenia zostanie zrównana z ziemią tylko po to, żeby uczynić miejsce dla arystokracji z majątku, obawiam się, że morale ludzi wcale nie zyska na takiej zmianie. Wszystko mówi mi, że zmienione zostały tylko nazwy, a nie zasady.” W Paryżu uświadomiła sobie to, co przewidziała w swoim ataku na Burke’go: demon własności jest zawsze w pobliżu, czekając na możliwość zawładnięcia świętymi prawami człowieka.

Nawet dzięki całej swojej pracy Mary nie mogła zapomnieć o swojej miłości. Po bezowocnej i gorzkiej walce o sprowadzenie Imlaya z powrotem usiłowała popełnić samobójstwo. Nie udało jej się, i aby odzyskać siły wyjechała do Norwegii w interesach Imlaya. Odzyskała zdrowie fizyczne, lecz jej dusza była pokryta bliznami. Mary i Imlay schodzili się kilka razy, ale było to tylko odwlekanie nieuniknionego. Wtedy nadszedł ostateczny cios. Mary dowiedziała się, że Imlay miał romanse i oszukiwał ją, nie tyle z niegodziwości, co z tchórzostwa.

Podjęła wtedy najstraszniejszy i najbardziej desperacki krok: rzuciła się do Tamizy, a żeby z pewnością się utopić, chodziła wcześniej przez kilka godzin, dopóki nie przemokły jej ubrania. Cóż za niekonsekwencja, zakrzykną powierzchowni krytycy. Ale czy na pewno?

Mary odniosła porażkę w walce pomiędzy intelektem i namiętnością. Była zbyt dumna i zbyt silna, aby przeżyć tak straszliwy cios. Co innego jej pozostało oprócz śmierci?

Los, który już wielokrotnie doświadczył Mary Wollstonecraft, zadecydował inaczej. Przywrócił ją do życia i nadziei tylko po to, by zabić ją na samym ich progu.

W Godwinie, jednym z pierwszych przedstawicieli anarchokomunizmu, odnalazła miłą i wrażliwą przyjaźń, nie dziką i prymitywną, ale spokojną, dojrzałą, ciepłą, kojącą jak chłodna dłoń na rozpalonym czole. Z nim żyła w zgodzie ze swoimi ideami wolności, każde z nich odrębnie od drugiego, dzieląc ze sobą wszystko, co mogli.

Mary znów miała zostać matką, nie w stresie i bólu, jak za pierwszym razem, ale w spokoju i życzliwym otoczeniu. Ale z wyroków nieodgadnionego losu musiała zapłacić życiem za życie swojej córeczki, Mary Godwin. Zmarła 10 września 1797 roku, mając niecałe 38 lat. Jej pierwszy poród, chociaż odbywał się w bardzo trudnych warunkach, był zwykłą igraszką, czy też, jak napisała do swojej siostry, „wymówką, żeby zostać w łóżku.” Jednak ten tragiczny czas domagał się ofiary. Fannie Imlay zginęła śmiercią, której nie odnalazła jej matka – popełniła samobójstwo przez utopienie, podczas gdy Mary Wollstonecraft Godwin została żoną najcudowniejszego piewcy wolności, Shelleya.

Mary Wollstonecraft, intelektualny geniusz, śmiała bojowniczka XVIII, XIX i XX wieku, Mary Wollstonecraft, kobieta i kochanka, była skazana na cierpienie z powodu bogactwa jej istnienia. We wszystkich swoich sprawach była samotna, tak jak każda wielka dusza musi być samotna – bez wątpienia jest to kara za wybitność.

Jej nieposkromiona odwaga w reprezentowaniu pozbawionych praw na ziemi wyobcowała ją ze współczesnego jej społeczeństwa i stworzyła w jej życiu rozdźwięk, który jest jedynym wytłumaczeniem straszliwej tragedii z Imlayem. Mary Wollstonecraft sięgała po najwyższe szczyty ludzkich możliwości. Była zbyt mądra i zbyt światowa, by nie zauważać rozbieżności pomiędzy światem jej ideałów a światem jej miłości, rozbieżności, które spowodowały pęknięcie strun jej delikatnej, skomplikowanej duszy.

Może to dobrze, że umarła w tym właśnie czasie. Ci, który zasmakowali szaleństwa życia nigdy już nie mogą dostosować się do codzienności. Ale straciliśmy wiele i wynagrodzić tę stratę może jedynie to, co Mary pozostawiła po sobie, a jest tego wiele. Nawet gdyby Mary Wollstonecraft nie napisała ani linijki, jej życie dostarczyłoby nam wystarczających powodów do rozmyślań. Ale dała nam i to, i to, dzięki czemu zajmuje miejsce pomiędzy najwspanialszymi tego świata, jej życie tak głębokie, tak bogate, tak wybornie piękne w jej całkowitym człowieczeństwie.

Emma Goldman

1911

Źródło: http://theanarchistlibrary.org/library/emma-goldman-mary-wollstonecraft-her-tragic-life-and-her-passionate-struggle-for-freedom

Tłumaczenie: Ewa Wlezień

design & theme: www.bazingadesigns.com