Martyna Wojciechowska: pytaj „why”?, a nie „how much?”. Na krytykę milenialsów odpowiada Wiktoria Beczek

Wiktoria Beczek –  dziennikarka Gazeta.pl, działaczka Miłość Nie Wyklucza


Jestem zawiedziona. Nie powiem, żeby to był nieznany mi stan. Ciągle jestem czymś / kimś zawiedziona i nauczyłam się, żeby spodziewać się najgorszego. Nie jestem też zaskoczona rantem na milenialsów. „Roszczeniowi”, „leniwi”, „wiele oczekują” – czytam te bzdury co najmniej raz dziennie.

Ale to Martyna! Moja wielka miłość. Jeszcze nic o sobie nie wiedziałam, ale wiedziałam, że co sobotę rano obowiązkowo włączam Automaniaka, bo ona tam jest – ze swoim uśmiechem z nieba i głosem, od którego miękną kolana. Martyna kręciła kolejne programy, a ja tylko rotowałam jej zdjęcia na tapecie w komputerze. Zapatrzenie trwało. Trwało mać.

Trochę starałam się wyprzeć to, że promowała plastik. Miłość jest ślepa, wiadomo. Ale teraz? Nóż w samo serce.

Tym, którzy jakimś cudem zdołali ominąć ten wytrysk z krynicy mądrości, spieszę streścić – Martyna w rozmowie z „Głosem Mordoru” (sic!) pożaliła się na millenialsów. Bo niby CV mają ładne, chcą pracować, ale „wiele oczekują i wiele chcą” (…) „nie potrafiąc jednak zaoferować nic ciekawego w zamian”. I dalej o tym, że dla niej liczą się ci, którzy pytają „why?”, ideowcy, ludzie z misją, bo pieniądze nie są najważniejsze, a ona sama „często realizuje projekty, z których nie czerpie korzyści finansowych”.

Ja, roszczeniowy milenials, wiem, czym jest praca dla idei. Pracuję tak od 6 lat w Miłość Nie Wyklucza. Z tych idei nie tylko nie czerpię żadnych korzyści, ale też obrywałam za nie nie raz. Stale poświęcam swój czas, energię, wiedzę. Tak jak cały nasz zespół. Pracujemy, tak jak chciałaby tego Martyna, „dla idei, nie dla produktu, zawsze z misją”. Z tym, co robimy, „nie wiążą się żadne wynagrodzenia, nie ma premii, regulowanego czasu pracy, urlopu wypoczynkowego”. Jest orka na ugorze.

Ale żeby to wszystko robić (a wierzcie mi, że tej pracy, często niewidocznej, u podstaw, jest po kokardkę) musimy mieć drugie prace – za pieniądze. Żeby zapłacić za mieszkanie, zjeść i ubrać się. Tak wiem, to roszczeniowa postawa. Wielu z nas próbowało płacić w sklepie ideami, a właścicielom mieszkań – w misji. Ta waluta niestety nie obowiązuje na rynku (poza rynkiem pracy, ma się rozumieć).

Martyna Wojciechowska jest jedną z najlepiej opłacanych polskich gwiazd. W rankingach popularności wyprzedza ją aktualnie tylko Dorota Wellman. A to nie znaczy tylko, że małe dziewczynki, takie, jaką ja byłam, chcą być jak ona. To się przekłada na realne pieniądze. Na kontrakty z markami – od jubilerskich, przez kosmetyczne, aż po spożywcze. Za przekonywanie, że plastik „nie jest taki zły” też lecą przelewy.

Nie wątpię w to, że Martyna za część rzeczy, które robi, nie pobiera wynagrodzenia. Nie pobiera, bo może sobie na to pozwolić! Bo płaci jej W. Kruk, Origins, Żywiec Zdrój, Pantene, Jack Wolfskin, a w końcu TVN. I dam sobie uciąć rękę, że przy podpisywaniu kontraktów z tymi markami Martyna nie tylko pyta „why?”, ale przede wszystkich „how much?”.

design & theme: www.bazingadesigns.com