Pawłowska: La donne es…

We Wrocławiu odbędzie się niebawem konferencja – wedle organizatorów naukowa, choć na to miano zasługiwałaby co najwyżej kilka wieków temu. Zapowiada się festiwal seksizmu w wykonaniu pięciu organizatorów – samych mężczyzn! – którzy będą konferować o „cykliczności płciowej kobiet” w kontekście prawa.

la donna e mobile plakat (1)

Ale zacznijmy od początku

Temat pewnie wielu z Was zdziwi. Wyjaśnimy więc co trzeba i mamy nadzieję, że dojdziecie do wniosku, iż warto poświęcić czas na udział w tym niezwykłym naukowym spotkaniu.

Zgadza się – bardzo mnie zadziwił, ale czytajmy dalej.

Cykliczności płciowej kobiet, od jej początku (menarche) aż do końca (menopauza), towarzyszą różne następstwa, mniej lub bardziej dolegliwe, niekiedy mające duże znacznie także dla oceny prawnej różnych zdarzeń.

Na gruncie prawa cywilnego to nie tylko kwestia ważności oświadczeń woli, w szczególności istotna w odniesieniu do testamentów samobójczyń. Wiadomo bowiem z polskiego piśmiennictwa psychiatrycznego, że blisko połowa samobójczyń znajduje się w stanie napięcia przedmiesiączkowego lub w pierwszych dniach miesiączki. Z innymi okolicznościami towarzyszącymi samobójstwom (depresja, spożycie alkoholu lub zażycie psychotropów) mogą być następstwa tej cykliczności doniosłymi dla oceny, czy taki testament jest ważny.

Wpierw sprawa absolutnie podstawowa. Już 3 lata temu największa analiza literatury naukowej i badań pokazała, że syndrom napięcia przedmiesiączkowego to głównie mit. PMS jest wykorzystywany (zarówno przez kobiety jak i mężczyzn) do tłumaczenia zachowań, które nie są społecznie akceptowalne. Wybuch gniewu łatwiej zwalić na hormony niż nierówne płace, nierówny podział obowiązków domowych czy choćby zwykłą chandrę. Jeśli przyczyną takich zachowań są „hormony”, to nie trzeba robić nic z tym, co do nich doprowadziło – wystarczy przeczekać.

Owszem, w wyniku „cykliczności płciowej” zdarza się, że kobiety gromadzą trochę wody w organizmie, mają lekko zwiększony apetyt i tak dalej. Ale daleko od obolałych piersi do samobójstwa! Nawet jeśli uznamy, że PMS istnieje, to zauważmy, że wedle definicji trwa od tygodnia do dwóch przed rozpoczęciem okresu. Dodajmy do tego kilka pierwszych dni okresu i mamy pół miesiąca. Czyli codziennie połowa kobiet ma PMS – nic  zatem dziwnego, że w związku z tym połowa samobójczyń odbiera sobie życie w czasie, kiedy mają rzekomo PMS. Jeśli miałoby to znaczenie, to samobójstw w okresie PMS powinno być dużo więcej!

Przypuszczamy, że znacząca może być społeczna doniosłość zaproponowanej problematyki dla ustalenia zakresu odpowiedzialności cywilnej za spowodowanie uszkodzenia ciała lub wywołanie rozstroju zdrowia kobiety. Prawie wszystkie kobiety, które ulegają wypadkom komunikacyjnym lub wypadkom w pracy, mają bowiem potem zaburzony cykl miesięczny, niekiedy zostają wskutek takiego wypadku trwale ubezpłodnione, a nie słyszeliśmy, żeby kiedykolwiek dochodziły związanego z tym odszkodowania lub zadośćuczynienia.

Jak będzie można zobaczyć dalej,  to, co panowie organizatorzy „słyszeli”, jest ważnym elementem tej, rzekomo naukowej, konferencji. Oczywiście, utrata zdrowia w wyniku uszkodzenia ciała powinna być kompensowana. Ale cykl menstruacyjny może rozregulować choćby nieprzespana noc po imprezie, stres w pracy, wakacje, leki, alergie i wiele innych spraw. Warto ponadto przypomnieć, że regularne cykle mogą trwać od 21 do 35 dni i mieścić się w fizjologicznej normie. 28 dni to tylko średnia, a zróżnicowanie długości cyklu to w większości wypadków nie żadna nieregularność, tylko osobnicze zróżnicowanie.

Pokrewne zagadnienie dotyczy odpowiedzialności za szkodę spowodowaną przez samą kobietę np. podczas prowadzenia samochodu zważywszy, że blisko połowa kobiet ma podczas napięcia przedmiesiączkowego lub w pierwszych dniach miesiączki zaburzenia słuchu określane jako patologiczne.

Jest bardzo niewiele solidnych przesłanek na podparcie twierdzenia, że PMS wpływa znacząco na słuch kobiet. Mamy za to mnóstwo statystyk pokazujących, że pomimo tego, iż kobiety stanowią prawie połowę kierowców w Polsce, są odpowiedzialne tylko za 1/5 wypadków. Tak więc nawet jeśli kobietom rzeczywiście pogarsza się słuch na pół miesiąca, nauczyły się z tym świetnie radzić i nadal prowadzą dużo bezpieczniej niż mężczyźni.

Osobne zagadnienie to odpowiedzialność lekarza za błędy w leczeniu zaburzeń cykliczności.

W jakimś stopniu to problem, który może się odnosić także do ochrony dóbr osobistych zdrowia lub intymności.

Tytułowe zagadnienie dotyczy także prawa karnego materialnego, związane jest tu z ograniczoną poczytalnością sprawczyni przestępstwa wówczas, gdy kobieta dokonała przestępstwa w okresie napięcia przedmiesiączkowego albo w pierwszych dniach miesiączki.

Przypominam, napięcie przedmiesiączkowe może trwać przez pół cyklu! Powyższe zdanie oznacza de facto, że przez połowę miesiąca kobiety nie odpowiadają za swoje czyny. To już było przerabiane przy okazji walki kobiet o prawo do edukacji, wyborów czy pracy poza domem. Argument niestabilności emocjonalnej (wywołanej hormonami) był za każdym razem głównym orężem przeciwników emancypacji. A tu wraca on pod przykrywką dbałości o kobiecy interes. Jeśli kobieta ma ograniczoną poczytalność jako sprawczyni przestępstwa w związku z PMS, to pewnie też nie nadaje się na posłankę, nauczycielkę ani elektrotechniczkę. Wszak za sprawą swych wiecznie rozchwianych humorów nie wie do końca co robi i może sobie albo komuś innemu zrobić krzywdę.

Wiąże się ono także z odpowiedzialnością karną za spowodowanie uszkodzenia ciała lub wywołanie rozstroju zdrowia kobiety polegającego na zaburzeniu jej cyklu płciowego i związanych z tym następstwach.

Znowu – rozstrojenie cyklu (o czym sporo wiedzą osoby poważnie traktujące naturalne metody planowanie rodziny) mogą spowodować nawet zmiany pogody. Warto się zastanowić, czemu przywiązuje się aż tak wielką wartość do cyklu miesięcznego kobiety, jeśli nie jest on równany z płodnością, a rola kobiety z potencjalnym macierzyństwem. Choć ten temat powinien być Panom-organizatorom znacznie bliższy, żaden z nich nie pochylił się nad dolą przegrzewanych plemników, których coraz niższa (między innymi w związku ze warunkami pracy) jakość powoduje realne kłopoty z płodnością. Nie ma też ograniczeń kodeksowych dla prac, które mężczyźni mogą wykonywać w związku z ich potencjalnym rodzicielstwem. Pomimo tego, że do poczęcia potrzeba zarówno sprawnej komórki jajowej i plemnika, to ustawodawca zajmuje się (w kontekście kodeksu pracy) tylko zdrowiem reprodukcyjnym kobiet. Mało ma to wspólnego z ochroną macierzyństwa, a dużo więcej z patriarchalnym i protekcjonalnym regulowaniem ciał i praw kobiet.  Warto zaznaczyć, że nie każda kobieta chce być matką, a nawet jeśli chce, nie jest rolą ustawodawcy podejmowanie za nią wyborów zawodowych pod kątem ewentualnej reprodukcji.

Na gruncie prawa penitencjarnego to osobny problem związany z wykonywaniem kary pozbawienia wolności wobec kobiet oraz koniecznością uwzględnienia ich specyficznych potrzeb związanych z cyklicznością. Jeden z organizatorów tej konferencji wie o czym tu mowa nie tylko dzięki czasowi spędzonemu w czytelni, ale także wizytom w polskich więzieniach kobiecych.

Czy chodzi o dostęp do podpasek i tamponów? Bo przysięgam, że nie wiem, o co jeszcze mogłoby chodzić. Czyżby jeden z organizatorów przeczytał, że kobiety potrzebują produktów sanitarnych w trakcie okresu, a potem potwierdziły to jeszcze więźniarki (choć mogłyby też kobiety bez wyroków, gdyby jakąś zapytał)? Z kolei większość mężczyzn goli brody – i choć brzytwy to potencjalnie większy problem w więzieniu, to jakoś konferencji „Hormony a inkarceracja mężczyzn” (wszak za wzrost brody odpowiada między innymi testosteron) nie ma.

Zagadnienie wyeksponowane w tytule proponowanej konferencji rozważane jest także na gruncie kryminologii, a nawet grafologii.

W prawie pracy to bardzo poważny problem związany głównie z ochroną pracy kobiet, w szczególności z obowiązkiem wykonywania pracy, zwolnieniem z tego obowiązku oraz zakazem wykonywania prac szkodliwych dla zdrowia kobiety. Polskie prawo pracy w ogóle nie uwzględnia tego, że większość pracujących kobiet menstruuje, a dolegliwości z tym związane powinny być przecież uwzględniane nie tylko przy ustalaniu wykazu prac wzbronionych kobietom.

Kobiety na polskim rynku pracy mają różne problemy. Osobiście uważam, że największym jest dyskryminacja płacowa – jak pokazują najnowsze dane GUSu, kobiety zarabiają o 20% mniej od mężczyzn. Molestowanie seksualne i inne formy dyskryminacji ze względu na płeć to kolejne poważne problemy. Konieczność przychodzenia do pracy w trakcie menstruacji nie znajduje się w ścisłej czołówce. Przez większość historii ludzkości kobiety aktywnie brały udział w pracach na rzecz zapewnienia pożywienia społeczności,okres, czy nie okres – przez zbieractwo, polowanie, czy pracę na roli. Prawo polskie, jak i świeckie prawa innych demokracji, nie bierze pod uwagę tego, że kobiety menstruują, ponieważ nie ma to wielkiego znaczenia dla olbrzymiej większości aktywnych zawodowo kobiet. Szczególnie w dobie wysokiej dostępności środków higienicznych i przeciwbólowych.

Nawet w prawie projektowym i budowlanym problem ten daje o sobie znać; dotyczy projektowania w nowobudowanych zakładach pracy pomieszczeń i „urządzeń” uwzględniających szczególne potrzeby kobiet. W Polsce takie regulacje obowiązywały do niedawna, lecz zostały uchylone w czasach restauracji kapitalizmu. Ale w Bułgarii obowiązują do dzisiaj unormowania dotyczące obowiązkowego w większości zakładów pracy pokoju higieny osobistej dla kobiet.

Czy ten pokój to przechowalnia podpasek? Prysznice w pracy – świetnie. Ale dostępne też dla mężczyzn przyjeżdżających do pracy na rowerach i chcących się odświeżyć. Już mamy roczne urlopy rodzicielskie, które, wedle danych Ministerstwa Pracy biorą w 98% kobiety. Dorzućmy pracodawcom obowiązkowe zwolnienie z pracy w trakcie menstruacji, skrócony czas pracy w związku z PMS  i konieczność budowania tajemniczych „pokojów higieny osobistej” i mamy pewność, że zdecydowanie zmienimy sytuację kobiet na rynku pracy. Oczywiście na gorsze – bo będzie się opłacać zatrudnić mniej kompetentnego i gorzej wykształconego mężczyznę, który nie potrzebuje „kobiecych udogodnień”, niż wyższej klasy specjalistkę, rzekomo upośledzoną przez rozchwiane hormony.

Pewne zagadnienia związane z tytułową kwestią proponowanej konferencji pojawiają się i na gruncie prawa rodzinnego. Oto link do artykułu, w którym w zarysie przedstawiono tę problematykę w prawie polskim (rozważania medyczne i prawne znajdują się na stronie 333 i następnych).

Zaprzyjaźniony profesor medycyny powiedział jednemu z nas, że proponowana konferencja będzie najprawdopodobniej pierwszą taką konferencją na świecie. To, że będzie pierwszą w Polsce to oczywiste.

I panowie są ze swojej inwencji ewidentnie niesamowicie zadowoleni. Nie przyszło im do głowy, że nikt nie poruszał tego tematu, bo jest obraźliwy, seksistowski i kompletnie nienaukowy. Nie pomyśleli też, że warto chociaż jedną kobietę – która nie musi iść do czytelni ani konsultować się z więźniarkami, żeby dowiedzieć się o konieczności używania produktów higienicznych w trakcie menstruacji – zaprosić do komitetu organizacyjnego. A może zaprosili i nikt się nie zgodził?

Na koniec komentarz mojego zaprzyjaźnionego doktora (wprawdzie nie medycyny), który, kiedy pokazałam mu informację o tej konferencji, stwierdził, że „…równie dobrze mogliby dać tytuł „La donna e debile – psychicznie niestabilne wariatki z piekła”.

dr Maria Pawłowska

feministka.org

design & theme: www.bazingadesigns.com