Kubryńska: Nie taki ojciec straszny jak go malują feministki

Uf, skończyłam. Czytać felieton Agnieszki Graff „Macierzyństwo, polityka, szarlotka”. Tekst odnosi się, jak rozumiem, do tematów składających się na książkę „Matka Polka Feministka”, do trudów, które Matce Polce Feministce towarzyszą na wyboistej drodze macierzyństwa. O tym, że matki mają wszystko na głowie i o „z-niczym-się-nie-wyrabianiu”.

byu-study-pic-1

Jestem feministką całą gębą, jestem za równouprawnieniem całą gębą i jestem za równością w podziale obowiązków rodzicielskich całą gębą. Jestem za walką o tę równość, jestem za wszystkim tym, za czym stoi autorka felietonu. Ale kiedy czytam takie zdanie: „Państwo po ’89-tym roku zrzuciło na rodziny, a de facto na kobiety cały ciężar opieki nad dziećmi” , albo: „Matki masowo pracują zawodowo, a ojcowie w niewielkim stopniu włączają się do opieki nad dziećmi…” – coś mi jednak nie pasuje.

Wychowałam się przed ’89 rokiem i pamiętam ten czas jako świat bez ojców i z dziećmi na ulicy. Obecny świat wydaje mi się dużo bogatszy w opiekę ojcowską i ojcowskie zaangażowanie. Nie znam statystyk, które przywołuje autorka, ale tknięta wątpliwościami po przeczytaniu tekstu wzięłam kartkę i wypisałam na niej imiona znajomych młodych ojców. Obok imion plusami i minusami zaznaczałam stopień ich zaangażowania w opiekę nad dziećmi. Ogromna większość to były plusy. Może mam jakichś dziwnych znajomych? Może to wysublimowana grupa facetów, którzy nie istnieją?

Ok., spróbujmy inaczej. Weźmy na tapetę ojców „karierowiczów”. Mam wśród znajomych też i takich. Hm…, ale to oni w przerwach w pracy zawożą dzieciaki na basen i dodatkowy angielski. Razem z dziećmi jeżdżą konno, słuchają wspólnie muzyki i wymieniają się ulubionymi płytami. Są zaganiani i w tym pędzie wypełniają swoje ojcowskie obowiązki. Mam wśród przyjaciół rodziców rozwiedzionych. Ojcowie dzielą z matkami czas opieki pół na pół. Płacą rachunki, opłacają koszty leczenia dziecka, wczasy, obozy, wyjazdy, książki do szkoły, buty… . Mam wśród znajomych także ojców dzieci niepełnosprawnych. Wiem, że wiele godzin dziennie poświęcają na ich rehabilitację, pracują razem z logopedą. Jednego z nich widziałam ostatnio w biurze – nie miał komu zostawić małego i choć to nie było łatwe, wziął go ze sobą na spotkanie służbowe.

A jak w życiu codziennym? Gdy przychodzę z wizytą do znajomych rodziców i obserwuję relacje rodzicielskie? Jest wieczór, trzeba dzieci położyć spać. Kto się tym zajmuje? Bardzo często ojcowie. A kiedy trzeba podetrzeć tyłki? Zaraz, zaraz, czy ja dobrze pamiętam, że słyszałam: „tata…”?

To może jeszcze inaczej. Rozejrzę się po rodzinie. Mój brat, Whisky z garnkiem na głowie biega po chałupie i udaje strażaka. Jego syn upodobał sobie zabawy wymagające różnych wcieleń ojca. Whisky był już księdzem i odprawiał mszę, był także sędzią, policjantem i kucharką. Córka Whisky’ego, gdy była jeszcze mała, wpadała w histerię widząc wychodzącego do pracy ojca (choć zostawała z matką), więc ten urywał się z roboty, by uspokoić córkę. Prawdopodobnie też miał poczucie „wszystkiego na głowie”, czy „z-niczym-się-nie-wyrabiania”. Tylko nigdy tego nie mówił.

A jak to wygląda w pracy? Żona mojego współpracownika Jarka zapadła na poważną chorobę po porodzie, więc Jarek ze swoim synkiem spał, karmił go, przewijał, bujał, zabawiał, śpiewał, nosił w chuście (nie wyręczał się teściową, ani mamą, ani siostrą) i tak mu już ostatecznie zostało. Ojciec z synem byli tak zżyci, że chwilami dostawałam w pracy cholery na dźwięk słów: „Sorry, muszę wyskoczyć do przedszkola”.

Sąsiedzi? Mieszkam pod miastem, mam sąsiadów Kaszubów, rdzennych mieszkańców wsi. Kazik? Od kiedy pamiętam, jego syn plącze się przy nim przy każdej przydomowej robocie. Nie odstępuje go na polu, jeździ z nim traktorem. Ok., to może być wyjątek. To może ten facet od warsztatu samochodowego? Jego córka wysmarowana od stóp do głów tawotem przykręca razem z ojcem śruby. Mimo jej młodego wieku (10 lat) testują naprawione samochody, a nawet (tego nie pochwalam!) szaleją po wsi quadami. Ojca widuję często na wywiadówkach.

To może przerzucę Facebook? Tam musi być inna statystyka. Bo przecież gdzieś być musi, skoro powstał taki artykuł. Ale nie jest. Mam znajomych z kosmosu? Albo żyję na innej planecie? W innym kraju?

A teraz poważnie. Autorka tekstu mówi o ważnych sprawach, o macierzyństwie, o rodzicielstwie, o potrzebie zaangażowania państwa w pomoc dla rodziców dzieci niepełnosprawnych, o problemach samotnych matek. Mówi też o nierównych warunkach pracy, niższych zarobkach kobiet. Matka Polka wciąż nie jest traktowana na równi z Ojcem Polakiem i jeszcze dużo w tej kwestii jest do zrobienia. Zgadzam się, sama o to walczę. Ale, żeby być wiarygodnymi, też bądźmy sprawiedliwe. Nie generalizujmy, nie mówmy, że cały ciężar wychowania dziecka spoczywa na kobietach, a faceci angażują się w wychowanie w niewielkim stopniu. Świat się trochę ostatnio zmienił. Polecam spacer na pierwszy lepszy plac zabaw. Sporo tam facetów z wózkami.

Matka Polka Feministka –
Sylwia Kubryńska

Tekst pierwotnie ukazał się na kubrynska.com

design & theme: www.bazingadesigns.com