Korolczuk: Feminizm. Solidarność. Alimenty

Elżbieta Korolczuk

Fragment wystąpienia wygłoszonego podczas panelu MAMA-TATA-ALIMENTY na VII Kongresie Kobiet w Warszawie, 11.09.2015

Co ma feminizm do macierzyństwa i alimentów? Najlepiej będzie, jeśli o tym opowiem na własnym przykładzie. Mnie osobiście nie dotknął problem niealimentacji, jednak jestem tutaj i działam, bo ten problem dotyczy tysięcy kobiet i dzieci, bo dotyczy on nas wszystkich. Państwo zupełnie nie radzi sobie w tej kwestii od dwóch dekad, a chodzi nie tylko o ściąganie alimentów. Mnie jako kobietę, feministkę, aktywistkę oburza lekceważenie wobec matek, oburza mnie polityka oszczędzania na najsłabszych, nie zadowala mnie krótkowzroczna i nastawiona głównie na zysk polityka państwa.

12071839_10203505275392417_540221820_n (1)

Ale jestem tu też dlatego, że wierzę w solidarność. Jestem tu dlatego, że feminizm to nie tylko spojrzenie przed siebie, w przyszłość, myślenie o tym, co jeszcze możemy osiągnąć. To także oglądanie się przez ramię i sprawdzanie: kto został z tyłu? Kogo trzeba wesprzeć? Komu jest trudniej niż mi?

Macierzyństwo, rodzicielstwo czy opieka nad osobą zależną to sytuacje, w których nie powinnyśmy zostawać same, w których potrzebujemy wparcia, pomocy. Wzajemne wsparcie i współdziałanie jest także konieczne w polityce. Jeśli chcemy zmian w polityce państwa, musimy działać razem. Musimy się wspierać bez względu na to, czy szczególnie leżą nam na sercu sprawy dotyczące alimentów, czy równe prawa bez względu na sposób zatrudnienia i czas urodzenia dziecka, czy chodzi o wsparcie dla rodziców dzieci niepełnosprawnych, czy dla tych, którzy po prostu z trudem dźwigają koszty rodzicielstwa. „Razem” oznacza też „razem z mężczyznami”. Coraz więcej jest mężczyzn, którzy chcą być prawdziwymi, zaangażowanymi ojcami, coraz więcej jest mężczyzn, którzy rozumieją, że opieką trzeba i warto się dzielić, że równiej znaczy lepiej.

Media i politycy chętnie podgrzewają konflikty. Wskazują palcem: „nie ma pieniędzy na alimenty, bo matki na działalności gospodarczej to naciągaczki”. Matkom na działalności z kolei mówią: „nie ma pieniędzy dla was, bo wprowadzono superbecikowe dla kobiet bezrobotnych i studentek”. Kobiety, które nie chcą mieć dzieci chętnie się szczuje na matki jako rzekomo roszczeniowe, te, które chcą tylko od społeczeństwa brać, ale nic nie dają. Dziś ten sam mechanizm widzimy w przypadku uchodźców. Zamiast solidarności i zwykłego ludzkiego zrozumienia, krzewi się lęk i nienawiść, obawę, że jeśli polskie państwo udzieli wsparcia ludziom z innych krajów, to nie starczy już dla nas.

Łatwo jest pójść tym tropem i dzielić, możemy się licytować i udowadniać „komu jest gorzej” albo komu należy pomagać „bo to się bardziej opłaca”. Ale to droga donikąd, w ten sposób nie zmienimy powodów, dla których tak wiele grup zostaje na marginesie życia. Tylko od nas zależy, czy damy się podzielić i będziemy walczyć ze sobą, szarpiąc za kołdrę, która jest wiecznie za krótka, czy też się zjednoczymy i powiemy: halo, ta kołdra zawsze dla kogoś będzie za krótka, potrzebujemy nowej! I zaczniemy szyć ją solidarnie, razem.

Pamiętajmy jednak, że macierzyństwo ma być podstawą do pospolitego kobiecego ruszenia, to musi być w tym ruchu miejsce nie tylko na walkę o alimenty, o żłobki i przedszkola, o dobrej jakości edukację, o wsparcie materialne dla rodzin, także dla tych, które uciekają przed wojną i przemocą, ale też o prawo do tego, by nie być matką, w tym i o prawo do aborcji. Żeby zmienić świat, trzeba działać razem, zawsze oglądając się przez ramię, żeby dostrzec osoby, które są za nami, którym jest trudniej. Solidarność z silniejszym jest łatwa. To solidarność ze słabszymi wymaga wysiłku i odwagi.

design & theme: www.bazingadesigns.com