Niektóre z najpopularniejszych komiksów są feministyczne

Twórca „Spawna” Todd McFarlane stwierdził ostatnio, że z komiksu z przesłaniem politycznym nie da się zrobić dobrego komiksu. Ale serie takie jak „Wonder Woman” i „Czarodziejka z Księżyca” pokazują, że nie ma racji.

Mainstreamowe komiksy o superbohaterach są skierowane do facetów. Dlatego Starfire, postać dobrze znana jako feministyczna ikona dla dziewczynek z porannych niedzielnych kreskówek, staje się nienasyconą, dosłownie bezmózgą nimfomanką o wyglądzie dziewczyny z rozkładówki, kiedy trafia do komiksu. Dlatego Wonder Woman, dobrze znana jako feministyczna ikona dla dziewczynek, staje się wymówką dla kubłów krwi i strzelanin w swoim najnowszym komiksowym wcieleniu. Ciężko znaleźć dane na ten temat, ale najprawdopodobniejsze szacunki wskazują, że wśród czytelników komiksów o superbohaterach 90-95% to mężczyźni.

WonderWomenjpgOkładka książki Lilian Robinson, krytyczki feministycznej z Instytutu Simone de Beauvoir na Uniwersytecie Concordia w Montrealu

W zeszłym tygodniu Alyssa Rosenberg z bloga ThinkProgress zapytała kilku mainstreamowych twórców komiksów o tę asymetryczną naturę ich przemysłu. Rezultat był zarówno do przewidzenia, jak i przygnębiający. Wypowiadając się na rzecz filmu dokumentalnego na temat komiksów o superbohaterach pod tytułem „Superheroes: The Never-Ending Battle” ze sceny konferencji Television Critics Association Press Tour, niektórzy z najbardziej uznawanych i wpływowych twórców komiksów sumiennie przerobili całą listę najbardziej tandetnych i niemądrych wymówek dla niezmiennej mizoginii i krótkowzroczności w ich przemyśle. Producent Michael Kantor, twórca „Spawna” Todd McFarlane, twórca „Punishera” Gerry Conway oraz twórca „Wolverina” Len Wein odegrali całą listę przebojów pojawiających się we wściekłych komentarzach jak Internet długi i szeroki. „Przedstawiamy kobiety stereotypowo, ale równie stereotypowo przedstawiamy facetów” (McFarlane). „Nic nie powstrzymuje ludzi, którzy chcą [robić komiksy o kobietach], przed zrobieniem tego” (McFarlane). „To tak, jakby pytać, dlaczego nie ma średniowiecznych historii o kobietach-rycerzach? Bo była tylko jedna: Joanna d’Arc. To nie jest ograniczenie właściwe tylko dla tego jednego gatunku, historii o superbohaterach” (Conway). I tak dalej, i tak dalej.

Rosenberg skutecznie obala większość z tych argumentów (superbohaterowie, w odróżnieniu od rycerzy, nie są prawdziwi, dlatego nie ma powodu, dla którego nie mogliby być kobietami), a inne były obalane już wcześniej (stereotypowe męskie ciała atletów to nie to samo, co stereotypowe kobiece ciała striptizerek). Chciałabym przyjrzeć się w szczególności jedfanomnemu argumentowi, który często się pojawia: argumentowi, że „z polityki nie da się zrobić dobrej historii”. Zasadniczo chodzi o przekonanie, że włączenie do sztuki przesłania politycznego, a zwłaszcza feministycznego przesłania politycznego, skutkuje nudnymi historiami, które odstraszają ludzi. Lub, jak powiedział Todd McFarlane:

Tak naprawdę, z historycznego punktu widzenia, nigdy nie było popularnego komiksu, który miałby do przekazania jakiekolwiek przesłanie… A więc postaci kobiece, które są popularne, to te, które są po prostu silnymi kobietami, i to jest wynik umiejętnego opowiadania historii, a te rzadkie mniejszościowe postaci, które są popularne, to te, które są po prostu dobrymi, silnymi postaciami. Próbowano robić postaci mniejszościowe i razem z nimi wprowadzić te etykietki i otaczającą je debatę. Wtedy wiadomo, że czyta się komiks mniejszościowy. Myślę, że nie powinno tak być.

Powyższa wypowiedź jest problematyczna pod kilkoma względami. Najważniejszy jest taki, że, „z historycznego punktu widzenia”, są to absolutne bzdury. To po prostu nieprawda, że historie o superbohaterach z przesłaniem politycznym nigdy nie odnosiły sukcesu. Wręcz przeciwnie, najbardziej wychwalane i najbardziej popularne historie o superbohaterach ostatnich czasów zawierały wyraźne treści polityczne i kontrowersje. „Iron Man 3” ze swoim podrabianym Mandarynem wyraźnie porusza kwestie Bliskiego Wschodu i uprzedzeń. „Mroczny Rycerz powstaje” wykorzystywał wątek ruchu Okupuj Wall Street oraz napięć klasowych. „Buffy: Postrach wampirów”, możliwe, że najbardziej popularna superbohaterka ostatnich 20 lat, była feministycznym wzorcem, a sam serial przez cały czas poruszał feministyczne tematy.

Jeśli chcecie ograniczyć dyskusję tylko do komiksów, dwa najpopularniejsze komiksy o superbohaterkach – a właściwie dwa najpopularniejsze komiksy po prostu o superbohaterach – były feministyczne. Czarodziejka z Księżyca” opowiadała o kobiecej solidarności, girl power i kobietach triumfujących razem w walce ze złem toczonej w plisowanych kostiumach. Praktycznie w pojedynkę przeobraziła rynek komiksowy w USA, tak że nagle największym segmentem stały się komiksy dla dziewczyn, a najszybciej rozwijające się serie pochodziły z Japonii (decyzja krytyczki komiksów i właścicielki niewielkiego wydawnictwa mangowego Eriki Friedman, aby nauczyć się japońskiego tylko po to, żeby przeczytać „Czarodziejkę z Księżyca”, jest dość wymowna, nawet jeśli nie do końca typowa).

Oryginalne komiksy „Wonder Woman” były jeszcze bardziej politycznie zaangażowane. Ich twórca William Marston wierzył, że kobiety bardziej nadają się do rządzenia niż mężczyźni, a jego komiksy były poświęcone wyraźnie feministycznym przesłaniom. W jednym z zeszytów Wonder Woman została prezydentką utopii w przyszłości. W innym uczyła dziewczynki, że mogą dokonywać niesamowitych wyczynów, wykorzystując swoją siłę i umiejętności, jeśli tylko w siebie uwierzą. W kolejnym Wonder Woman musiała pokonać ektoplazmatycznego sobowtóra George’a Washingtona, który próbował przekonać Stany Zjednoczone, że kobietom nie powinno pozwalać się na udział w cywilnych działaniach na rzecz wojny. W latach 40. XX wieku takie zeszyty sprzedawały się w setkach tysięcy egzemplarzy każdy – przewyższając wielkość sprzedaży wszystkich dzisiejszych nieideologicznych komiksów o superbohaterach, które rysuje Todd McFarlane.

To naprawdę nie powinno dziwić. Superbohaterowie są utopijną fantazją o triumfie sprawiedliwości. Nie potrzeba wiele wnikliwości, żeby zrozumieć, że fabuły o bohaterach triumfujących nad rzeczywistymi niesprawiedliwościami – nie superzłoczyńcami, ale niesprawiedliwościami z rzeczywistego świata, takimi jak seksizm – będą się podobać fanom. Pierwsze historie o superbohaterach były parabolami z czasów Wielkiej Depresji o Supermanie pokonującym skorumpowanych właścicieli kopalni i innych tłustych kapitalistycznych przeciwników. Gatunek ten zdobył prawdziwą popularność w czasie drugiej wojny światowej, kiedy Kapitan Ameryka, Wonder Woman i inni bohaterowie i bohaterki w amerykańskich barwach narodowych rozgramiali nazistów i Japończyków. Superbohaterowie prawie zawsze najlepiej sobie radzili, kiedy mieli jakieś przesłanie.

Gerry Conway stwierdził, że „komiksy podążają za społeczeństwem. Nie prowadzą go.” Nie dlatego, że historie o superbohaterach są z natury wsteczne – Czarodziejka z Księżyca, Buffy i wiele innych przykładów pokazuje, że nie muszą być. Jak Conway wyjaśnił później na Twitterze, powodem jest raczej to, że współczesny przemysł komiksowy skupia się na postaciach, które mają pomiędzy 30 i 70 lat, wąskiej, kurczącej się i starzejącej grupie czytelników, fetyszu ciągłości i obsesyjnych rebootach. Tych czterech kolesi na scenie, mamroczących o tym, dlaczego komiksy o superbohaterach nie przemawiają do kobiet (z większą lub mniejszą samoświadomością)? To nie jest znak tego, że superbohaterowie nie mają nic wspólnego z kobietami. To znak tego, że wspomniany przemysł intelektualnie i kreatywnie dogorywa.

Noah Berlatsky, 13 sierpnia 2013

Tłumaczenie: Ewa Wlezień

design & theme: www.bazingadesigns.com