Kulesza: Komentarz do tekstu o męskich ofiarach przemocy

Przede wszystkim – nie jest moim celem pokazywanie – mężczyźni też mają źle, po co więc tyle mówić o tych gwałtach. Wręcz przeciwnie. Moim celem jest zwrócenie uwagi na to, że w rozmowie na temat ofiar i sprawców/czyń przemocy pomijamy bardzo znaczną grupę sprawców/czy raczej sprawczyń i ofiar. Wołałbym, żeby mówić więcej, w tym również o tym, co zostaje przemilczane.

3D Stop Violence CrosswordNie jest moim celem papugowanie mizoginistycznych facetów z tzw. zachodnich ruchów praw mężczyzn, którzy chętnie wykorzystują temat (co też ma miejsce) do udowadniania, że to mężczyźni mają gorzej. Nie mają, w większości, co zresztą widać i w badaniach CDC.

Chciałbym jednak, żebyśmy nie ignorowali ofiar, które, mimo, że należą do grupy, która jest, jako grupa, w lepszej pozycji, to przecież dla nich osobiście – jakie to ma znaczenie! I żebyśmy nie ignorowali sprawczyń, którym dajemy, zarówno w świetle prawnej praktyki, jak i w społecznym zwyczaju, wolną rękę tylko z uwagi na ich płeć.

Sam przeszedłem podobny proces co Ally. Na szczęście nie byłem ofiarą przemocy seksualnej (co innego, jeśli chodzi o kulturowe schematy męskiej seksualności, ale to inny temat), ale myślę, że gdybym nawet był, to wynik CDC, mimo, że mnie zaskoczył, uznałbym za niemożliwy, a własne doświadczenia za wyjątek. Przez dłuższy czas zastanawiałem się, czy napisać coś na ten temat po polsku, ale zanim do tego doszło, Ally napisał tekst, w którym zawarł większość tego, co chciałem powiedzieć, a co równie ważne, dołączył do niego te wszystkie badania. 

Mimo to, chciałbym dodać kilka słów od siebie, najpierw, co do samego tekstu:

1. Jego historia jest zadziwiająca. W swojej relacji pisze o tym, że zapomniał o incydencie prawie natychmiast, jednak 25 lat później potrafi sobie przypomnieć jego szczegóły. Być może po prostu postanowił je uzupełnić dla płynności tekstu, to nieważne – to ciekawy przykład tego o czym napiszę później, czyli jak mężczyźni „zapominają” o doświadczeniu przemocy seksualnej, jednocześnie o nim pamiętając; przykład na relacje między mężczyznami w kontekście heteroseksualności (sugestywne komentarze kolegów i wzruszenie ramionami). Jakże to stereotypowe.

2. Ally pisze pod koniec o gwałcie jako o egoistycznym wykorzystaniu władzy bądź sadyzmie. Ale, jego relacja, w moim odczuciu, niezbyt do tego pasuje. Jaką władzę wykorzystywała jego prześladowczyni? I, skoro straciła przytomność chwilę później, to czy była w stanie w ogóle dostrzec jego reakcję. Nie wiem, ale to dziwne.

3. Pisząc o „nas”, Ally ma oczywiście na myśli Wielką Brytanię. Warto wziąć na to poprawkę i nie przewracać oczami na jego stwierdzenia, że, na przykład, nikomu nie przyszłoby do głowy kwestionować jego relację (z odwróconymi płciami) jako próby gwałtu. Nie w Wielkiej Brytanii, nie w Polsce.  

4. Ally bardzo szybko próbuje się usprawiedliwić, że mimo przytoczonych danych, przemoc seksualna nie jest neutralna wobec płci. To tłumaczenie nie jest przypadkiem, debata na ten temat jest zatruta politycznie między Men Rights Activists, a Feminizmem, a formułując takie stwierdzenia, jak Ally w swoim tekscie, istnieje niebezpieczeństwo bycia wciągniętym w kłótnię na temat tego, kto ma gorzej, co przecież w ogóle nie jest jego celem. Kłótnię, której strony, moim zdaniem, w ogóle nie obchodzi zmniejszenie przemocy seksualnej i liczby jej ofiar.

Stąd też i moje własne tłumaczenia na początku. 

I bardziej ogólnie:

1. NISVS (The National Intimate Partner and Sexual Violence Survey) wcale nie miała na celu badania tego tematu. O ile wiem, samo pytanie o zmuszanie do penetracji znalazło się tam raczej przypadkowo, a nie wskutek głębszych przemyśleń. W podsumowaniu badania nie ma nic na ten temat, także skrócony raport nie wspomina o tych wynikach. Także najdłuższa wersja w samym tekście i podsumowaniu jest zgodna z tradycyjnym obrazem przemocy seksualnej jako czynów popełnianych niemal w całości przez mężczyzn, których ofiarą padają w ogromnej większości kobiety – CDC podjęło trudno zrozumiałą decyzję, by nie zaliczać zmuszenia do penetracji do kategorii zgwałcenia. Odpowiadając na listy pytające o tą kwestie, CDC w zasadzie nie uzasadniło tej decyzji inaczej niż twierdząc, że to nie gwałt i że w przyszłości nie zamierza tego zmieniać.

Żeby znaleźć te dane, trzeba wczytać się w tabele najdłuższej wersji raportu, w szczególności tabelę 2.2 na stronie 17. 

2. Kwestią, która jest intrygująca, są konsekwencje przemocy seksualnej ze względu na płeć. Na pewno wydaje się, że o wiele więcej kobiet odczuwa zagrożenie przemocą seksualną, a z pewnością jest tak, że więcej się o tym zagrożeniu mówi. Samo życie w lęku może mieć bardzo poważne konsekwencje, niezależne od jego realności. Inna kwestią jest to, czy te same bądź bardzo podobne czyny mają te same konsekwencje dla ofiar różnej płci. Niewątpliwie nie ma tłumów mężczyzn zgłaszających się do poradni czy terapeutów/ek z problemem bycia ofiarą przemocy seksualnej. Istnieją pewne dane, które wskazują na to, że mężczyźni rzeczywiście stosują inne strategie radzenia sobie z tymi zdarzeniami i częściej je zapominają (co stanowi jedno z wyjaśnień problemu wewnętrznej sprzeczności danych z poprzedniego roku i z całego życia w NISVS). Jeszcze kolejną kwestią jest to, czy te strategie są skuteczniejszą formą radzenia sobie z przemocą. I tutaj, o ile mi wiadomo, są pewne przesłanki by wnioskować, że nie, i że inne wskaźniki, takie jak zdrowie fizyczne, wskazują na równie poważne konsekwencje przemocy seksualnej niezależnie od płci – w wypadku cięższych form przemocy seksualnej.

3. W obecnych feministycznych strategiach walki z przemocą seksualną kładzie się nacisk nie, jak w przeszłości, na informowanie potencjalnych ofiar (czytaj: kobiet), jak mogą uniknąć gwałtu, ale na przekazie „nie gwał” do samych (potencjalnych?) gwałcicieli (inaczej mówiąc, mężczyzn). Abstrahując od tego, co wynika z treści powyższego artykułu – czyli niezgodności z rzeczywistością prostego podziału na płeć ofiar i sprawców – są jeszcze inne problemy związane z tym podejściem (co nie znaczy, że poprzednie było lepsze. Wręcz przeciwnie).

Nie ma większej różnicy w tym co może zrobić kobieta (nie-ofiara) lub mężczyzna (nie-sprawca) w sytuacji w której przebywa w grupie w której padają np: seksistowskie komentarze. Wbrew temu, co się może wydawać, fakt bycia mężczyzną nie sprawi, że wypowiedziany sprzeciw będzie miał większą wagę. W grupie, w której takie poglądy są akceptowane i przeważające, skończy się to raczej wyśmianiem, poddaniem w wątpliwość męskości sprzeciwiającego się mężczyzny, a w najgorszym wypadku wręcz przemocą fizyczną. 

Następną sprawą jest fakt, że osoby stosujące przemoc seksualną nie są głupie. W przypadku, gdy okaże się, że grupa nie akceptuje ich seksistowskich komentarzy, mających wysondować to, na co mogą sobie pozwolić, zmienią grupę, bądź zaczną się ukrywać. To nie przypadek, że większość, nazwijmy ich normalnymi, mężczyzn, nie zdaje sobie sprawy jak częste są seksualne komentarze, których celem są kobiety – z prostego powodu, w ogromnej większości wypadków postronni mężczyźni nie są ich świadkami, a te zdarzenia nie są tematem codziennych rozmów (dlaczego, to też temat interesujący).

Kolejną sprawą jest wrażenie odpowiedzialności grupowej. Przeciętny mężczyzna nie jest bardziej odpowiedzialny za czyny innych mężczyzn (sprawców) niż przeciętna kobieta. 

Pokrewną tematowi jest motywacja mężczyzn do zmiany obrazu męskości jako seksualnie agresywnej. Zwykle można usłyszeć górnolotne frazy o świecie bez przemocy, o pomocy kobietom i tak dalej. A przecież to takie proste. Męska seksualność jest tak kompulsywna, że nie ma w niej w ogóle miejsca na autentyczne męskie pożądanie i pragnienia. Zmiana może nastąpić tylko poprzez zniesienie kaftanu bezpieczeństwa, jakim jest obraz mężczyzny zawsze gotowego, zawsze czerpiącego przyjemność z samego faktu kontaktu seksualnego z kobietą, mężczyzny, który tylko wspominając o tym, że może wcale nie miał ochoty na seks z jakąś (przynajmniej konwencjonalnie atrakcyjną) kobietą poddaje w wątpliwość swoją przynależność do tego uprzywilejowanego stanu. Tylko bez tego przymusu mężczyźni mogliby mieć seks, w którym mogliby podążać za tym czego chcą. W obecnej sytuacji nawet nie mogą przyznać innym, że przeważająca większość seksu, który mają jest, w najlepszym wypadku, taki sobie (a taka jest rzeczywistość). Czy to nie lepsza motywacja?

(Swoją drogą, ta koncentracja męskości na aktywności heteroseksualnej sprawia, że mężczyźni, wbrew pozorom, są bardzo podatni na wpływ kobiet).

To wszystko nie sprawia, że ta strategia jest zła, bądź gorsza od rad skierowanych do kobiet. Po prostu nie jest idealna. Zresztą moim zdaniem, korzeni przemocy seksualnej należy raczej szukać w naszej przemocy wobec dzieci, granice (w tym również ciała), których są naruszane nagminnie i bez większych ceregieli, co oczywiście skutkuje tym, że część z nich poweźmie przekonanie, że naruszanie granic innych ludzi jest czymś normalnym i taki jest świat. Ale to już zupełnie inny temat.

Tomasz Kulesza

design & theme: www.bazingadesigns.com