Kobiety nie powinny traktować zaczepek na ulicy jako „komplementów”

To mit, że zaczepki uliczne są tylko niewinną zabawą. Chodzi w nich o siłę i władzę – i, jak pokazuje mi osobiste doświadczenie, bardzo łatwo zamieniają się w przemoc.

Two men look at a young woman on a streetOdczłowieczająca dyskusja na temat twojego ciała, prowadzona przez grupę mijanych na ulicy osób, to nie to samo co komplement

Kilka dni temu, około 19:00, szłam spokojną uliczką. Nagle zauważyłam, że z naprzeciwka zbliża się do mnie dwóch mężczyzn. Nie przejęłam się tym, dopóki nie znaleźli się bliżej. Wtedy w świetle latarni zauważyłam ich charakterystyczne zachowanie. Idąc w moją stronę, otwarcie gapili się na mnie, zatrzymując wzrok na moich piersiach i nogach, po czym mówili między sobą coś, czego nie mogłam usłyszeć i śmiali się. Moje serce zaczęło bić szybciej, włosy na rękach stanęły mi dęba i poczułam, jak zalewają mnie typowe dla takich sytuacji emocje. Strach. Niepokój. Bezsilność. Gniew. Frustracja. Nieuzasadnione zakłopotanie i wstyd.

Myślę, że to jedna z rzeczy, których nie rozumieją niektórzy mężczyźni, pytający, czemu zaczepki na ulicy są niby tak dużym problemem, mówiący, że chcieliby, żeby to im przytrafiło się coś takiego, albo sugerujący, że powinnyśmy „potraktować to jako komplement”. To nie jest proste, krótkotrwałe doświadczenie. To sytuacja, która okropnie się przeciąga. Proces badania wzrokiem ulicy, kiedy nią idziesz; nieustanne napięcie; moment zrozumienia i ściskanie w żołądku, kiedy wiesz już, co zaraz się wydarzy. Mnóstwo kobiet pisze do mnie o mechanizmach obronnych, które uruchamiają – trzymanie kluczy wystających z zaciśniętej pięści, aby poczuć się bezpieczniej, noszenie słuchawek w uszach, aby móc spuścić głowę i zignorować zaczepkę. Cały proces wychodzenia na ulicę, zwłaszcza w nocy, może stać się trudny.

Czemu po prostu nie potraktujesz tego jako komplementu?

Było za późno, żeby przejść na drugą stronę ulicy, więc zebrałam się w sobie, przygotowując się na chwilę, w której ich minę i bezwiednie zaciskałam pięści. Rozumiem, że to pewnie wygląda, jakbym przesadzała. Ale nie przesadzam. Ponieważ to, jak myślimy i jak się zachowujemy, kształtuje się pod wpływem naszych dotychczasowych doświadczeń. Doświadczenie pokazało mi, że taka sytuacja zbyt często przechodzi od pożądliwego spojrzenia do agresywnego przystawiania się, od uprzejmej odmowy do wściekłego wykrzykiwania obelg takich jak „zdzira”, „suka”, czy „dziwka”. Pewnego razu goniono mnie po ulicy. Pewnego razu zostałam przyciśnięta do ściany. Pewnego razu mężczyzna nagle z wściekłością złapał mnie za krocze, jakby miał do tego prawo. Więc owszem, napięłam mięśnie i wciągnęłam powietrze, kiedy mnie mijali.

Przez sekundę zatrzymali się i jeden z nich spojrzał na mój biust, a potem nonszalancko zwrócił się do drugiego. Spodziewałam się usłyszeć to, co zwykle. „Popatrz na jej cycki” albo „Takiej bym nie odmówił”. Ale to, co powiedział, zaparło mi dech w piersiach.

„Takiej przystawiłbym nóż do gardła”.

Drugi mężczyzna roześmiał się i odeszli w swoją stronę, więcej na mnie nie patrząc.

I właśnie dlatego nie traktuję tego jak komplementu. Ponieważ to nie jest komplement. To pokaz siły. To sposób na pokazanie mi, że mężczyzna ma prawo do mojego ciała, prawo do rozmawiania o nim, analizowania go, chwalenia i przekazywania swojego werdyktu mnie i wszystkim innym ludziom znajdującym się w pobliżu, czy mi się to podoba czy nie. To władza wykorzystywana do zastraszania i odczłowieczania członków i członkiń społeczności  LGBTQIA, którzy cierpią z powodu nieproporcjonalnie wysokiego poziomu zaczepek na ulicy. To „prawo”, które obejmuje ciała nawet 11- i 12-letnich dziewczynek, które setkami piszą do Everyday Sexism Project, opowiadając o komentarzach na temat ich biustu i rozwijających się ciał, które słyszą, idąc w mundurkach do szkoły. Uliczne zaczepki tak się mają do komplementu, jak gwałt do seksu. W obu przypadkach chodzi o siłę, przemoc i władzę. Kiedy więc kobiety mają czelność odrzucić te uliczne „zaloty”, często w mgnieniu oka zamieniają się one we wściekły wybuch przemocy. Jest tak dlatego, że odrzucenie sprzeciwia się ich władzy nad naszymi ciałami, władzy, która – jak nauczyło ich społeczeństwo – jest ich nieodłącznym prawem.

To nie znaczy, że nie ma miejsca na komplementy. Nie znaczy to wcale, że nie można flirtować, że nie może spodobać ci się nieznajoma osoba, że nie możesz uprzejmie do kogoś zagadać. To zupełnie co innego niż komentarz dotyczący twojego ciała, nie tyle skierowany do ciebie, ile rzucony w twoim kierunku, odczłowieczone ocenianie części twojego ciała przez grupę osób mijanych na ulicy, nieprzejmujących się tym, że możesz to usłyszeć, albo okrzyki typu „niezła” czy „dziwka”. To nie są komplementy. To coś zupełnie innego. Myślę, że znaczna większość ludzi dostrzega tę różnicę. Jeśli nie masz pewności, zachowaj ostrożność.

Nie chcę sugerować, że każda kobieta jest kulącą się ze strachu ofiarą albo że wszystkie tak się boimy, że przeszkadza nam to w życiu codziennym. Po prostu byłoby miło, gdyby ludzie, którzy uważają uliczne zaczepki po prostu za „komplement”, dostrzegli, jak ogromny wpływ mają one na życie ofiary – nie tylko w tym konkretnym momencie, ale codziennie. Komplement nie sprawia, że rozważasz zmianę trasy, którą chodzisz. Wiele kobiet, w tym Doris Chen, która złapała w metrze mężczyznę po tym, jak jego sperma wylądowała na jej ubraniu, odważnie stawiło czoła napastnikom. Ale rzecz w tym, że nie powinny być do tego zmuszone. Nikt nie wie, jak zareaguje w danej sytuacji, dopóki faktycznie się w niej nie znajdzie. Ofiary często opowiadają, że zamarły z przerażenia. Czasem bezpieczniej jest nie odpowiadać. Zamiast mówić ofiarom, jak powinny reagować, powinniśmy/yśmy skupić się na zapobieganiu takim sytuacjom. Możemy zacząć od obalenia mitu, że uliczne zaczepki to niewinna zabawa. Przestańcie mówić kobietom, żeby „po prostu potraktowały to jako komplement”.

Laura Bates, Piątek, 28 lutego 2014

Tłumaczenie: Katarzyna Płecha

design & theme: www.bazingadesigns.com