Jestem Weronika, mam osiemnaście lat, nienawidzę płakać po seksie i marzę o tym, żeby odzyskać kontrolę nad swoim ciałem

Weronika


Czasami zastanawiam się, czy kiedykolwiek pogodzę się ze swoją seksualnością. Jestem Weronika, mam osiemnaście lat, nienawidzę płakać po seksie i marzę o tym, żeby odzyskać kontrolę nad swoim ciałem.

Ilustracja Wika Krauz

Sama nie wiem, czy powinnam mówić, że przemoc seksualna zdefiniowała moje życie. Lubię się zapewniać, że właściwie to nie, bo przecież, dziewczyno, tego człowieka nie ma w twoim życiu od kilku lat, czasem tylko spotykasz kogoś podobnego na ulicy i trochę się postresujesz i to tyle. Albo siedzisz na tinderowej randce i ktoś powie coś nie tak i zastygasz z kawałkiem kurczaka w ustach, a potem nie wiesz kto jest bardziej skonfundowany – ty czy ten przypadkowy koleś, który nagle ląduje przy stole z płaczącą laską. Najgorzej jest z seksem. Ostatnio ktoś mi rzucił, że byłam czyjąś pierwszą partnerką. Bardzo nie lubię jakiejś mistyfikacji dziewictwa i pierdolenia, że pierwszy raz trzeba mieć zajebisty, bo przecież ja nie miałam, a po co sobie zwalać na głowę dodatkowe zmartwienie.

Nie lubię też bycia Pierwszą Partnerką, boję się, że ktoś zapyta o moje doświadczenie i że nie będę wiedziała, czy skłamać, czy powiedzieć: „Właściwie to zostałam wykorzystana w wieku 14 lat. Mój pierwszy raz to alkohol, płacz i kosmiczny ból brzucha.”, czy może lepiej w ogóle nie mówić nic. Albo się rozpłaczę.

Zawsze kiedy zaczynam płakać robi mi się strasznie wstyd. Bo wiem, że ktoś leży właśnie obok mnie i zastanawia się, czy zrobił coś nie tak, czy może to ja po prostu jestem wariatką. Jak siedzę sama to przestaję się wstydzić i robię się strasznie zła. Bo to się w sumie robi z czasem coraz bardziej frustrujące. Chodzę na terapię, leczę się i pracuję nad sobą. Minęły 3, potem 4 lata a ja nadal nie potrafię się zachowywać tak jak bym chciała. Długoterminową konsekwencją tego, że zostałam wykorzystana emocjonalnie i fizycznie jest to, że pewne sfery mojego życia pozostają poza moją kontrolą. Jak wchodzę na dziewczyńskie magazyny albo sięgam po femipozytywne książki, mega inspiruje mnie wizja symbiozy duchowo-cielesnej. Potem zdarza mi się wstydzić, że odpływam w jakiś kiczowaty spirytualizm i że niedługo będę chodziła na warsztaty z mindfullness, ale przecież nie o to mi chodzi. Bo tak naprawdę chciałabym spojrzeć w lustro i móc przyznać, że to ciało jest tylko moje i że nie nosi na sobie balastu dotyku innej osoby. Gdzieś na dnie tego wszystkiego leży to, że wkurwia mnie jak płaczę po seksie. Bo wiem, że to niesprawiedliwe i wiem, że bardzo chciałabym się pogodzić z moim ciałem. Nienawidzę patrzeć na siebie jako na skrzywdzoną. Koleżanki mówią mi, że właściwie to silna ze mnie dziewczyna, bo mam 18 lat, jestem sekspozytywna i nie boję się powiedzieć, że zostałam wykorzystana. Moje koleżanki nie wiedzą, że nie lubię, jak się mnie dotyka; ja sama uważam to za pewną formę ułomności. Bo zawsze wtedy, kiedy ktoś złapie mnie za jakąkolwiek część ciała w najzupełniej niespodziewanym momencie, jakoś kończę siedząc w łazience i szorując się pumeksem. I z tego powodu też jestem zła. Mam podprogowe poczucie, że ktoś mi ukradł integralną część mojego życia i że nie zasługuję na żaden z dyskomfortów, który spotyka mnie wtedy, gdy ktoś stara się być ze mną blisko.

Pisanie o tym nie jest dla mnie formą rozgrzeszenia ani popisania się, ile to ja w życiu nie przeżyłam, i w ogóle patrzcie na mnie, że jestem Prawdziwą Feministką, bo wiem jak boli gwałt.

Zdarza mi się nieco ironicznie żartować z koleżankami o robieniu kariery na gwałcie, że jeśli nadal będę o tym pisała, to może kiedyś Tygodnik Powszechny zatrudni mnie do współpracy na stałe i nie będę się musiała babrać z edytowaniem stron internetowych dla małych firm. Ale potem myślę sobie, że wcale bym nie chciała. Bo jakby moje artykuły stały się już super-poczytne i Polityka zaprosiłaby mnie na obszerny wywiad o szarej strefie mizoginii, to pewnie tylko bym ryczała i patrzyła w ścianę, i tyle by było z odpowiadania na pytania.

Doświadczenie przemocy jest ze mną na co dzień. Czasami jadę autobusem i zaczynam zgadywać co by było, gdyby Damian do niego wsiadł, albo gdybym zobaczyła go przez okno na ulicy na moim osiedlu. Potem sobie myślę, że chciałabym mieć jakąś moc prawną, żeby zabronić mu wjazdu do Wrocławia na zawsze, tak żebym zbudowała sobie bezpieczną zamkniętą przestrzeń administracyjną i żebym mogła udawać, że on już nie istnieje. Rzeczywistość natomiast wygląda tak, że to ja za rok wprowadzam się do Warszawy i będę musiała codziennie znosić myśl, że jesteśmy na tej samej uczelni, że to bardzo niesprawiedliwe i że ja cierpię, a on nie. Staram się nie mówić publicznie o tym, jak bardzo nienawidzę tego człowieka i nie przyznawać się do tego, że najchętniej napisałabym do każdej dziewczyny w jego życiu, że jak ona może chcieć być z facetem, który wykorzystał czternastolatkę.

Sama wizja tego, że on może mieć normalny kontakt seksualny z kimkolwiek mnie przeraża. Szczególnie jak wyobrażam sobie, że on potem leży i się uśmiecha, a ja mam osiemnaście lat i zawsze płaczę po seksie.

Nienawidzę tych wszystkich mega kiczowatych tekstów o tym, że najgorsze co ja mogę mu zrobić, to zadbać o siebie i pokazać mu, że jestem ponad tym, co mi zrobił. Po pierwsze, wcale nie jestem. Po drugie, on ma to w dupie. To nie jest tak że wejdzie na mojego instagrama, zobaczy, że jestem szczęśliwa i pomyśli sobie: „Kurwa, czemu ona nie rozpamiętuje tego gwałtu codziennie, czemu nie chodzi w golfach i nie nagrywa filmików, jak co wieczór płacze w poduszkę.”. Obstawiam, że właściwie to go to obejdzie; kilka lat temu wziął ode mnie to co chciał i moje obecne życie jest daleko poza obszarem jego zainteresowań. Jeśli staram się odzyskać kontrolę, to absolutnie nie po to, żeby udowodnić mu, że potrafię i że u mnie jest dobrze. Robię to tylko i wyłącznie dla samej siebie.

design & theme: www.bazingadesigns.com